Reklama
  • Analiza
  • Komentarz
  • Wiadomości

Zmasowany atak Rosji: co z obroną przeciwlotniczą Ukrainy? [4 PUNKTY]

Rosyjskie siły zbrojne przeprowadziły zmasowane ataki na cele na Ukrainie, w tym infrastrukturę krytyczną. Fale pocisków manewrujących, odpalanych między innymi z bombowców strategicznych z terenu nad Rosją, a także amunicji krążącej, wystrzeliwanej również z Białorusi. Uderzenia przeprowadzono pomimo funkcjonującej obrony przeciwlotniczej. Dlaczego się tak stało?

Strzelanie systemu S-300PMU sił Słowacji podczas ćwiczeń. Obecnie zestaw ten został dostarczony Ukrainie
Strzelanie systemu S-300PMU sił Słowacji podczas ćwiczeń. Obecnie zestaw ten został dostarczony Ukrainie
Autor. Ministerstwo obrony Słowacji.
Reklama

Kijów, Lwów, Dniepr, Tarnopol... lista zaatakowanych miast na Ukrainie jest dziś długa. Rosyjskie ataki prowadzone są za pomocą środków bojowych różnego typu. Mówi się o pociskach manewrujących Ch-101 (rakiety o zasięgu 4 tys. km, odpalane z bombowców strategicznych), a także o Kalibrach, wystrzeliwanych z okrętów, z zasięgiem ponad 2,5 tys. km. Ataki tymi środkami można prowadzić znad terytorium Rosji, bez zagrożenia dla nosicieli, więc niszczone mogą być jedynie same pociski manewrujące.

Reklama

Warto dodać, że ataki tego rodzaju bronią, także na ukraińską stolicę czy cele w rejonie Lwowa, były prowadzone na początku pełnoskalowej wojny, a potem ich intensywność zmalała. Tylko od 24 lutego do 6 marca odnotowano 600, a do 17 marca - łącznie 1000 uderzeń, natomiast potem ich intensywność spadła. Komentatorzy podkreślali, że było to spowodowane w części zużyciem zapasów rakiet, bo te Rosja miała dość ograniczone, z prostego powodu – pociski manewrujące są dość drogie i do ich produkcji niezbędne są zaawansowane komponenty (w zestrzelonych na Ukrainie często znajdowano części pochodzące od firm zachodnich). Dowodem na to jest wprowadzenie przez Moskwę do użycia przestarzałych rakiet Ch-22, jeszcze z czasów ZSRR (trafiły one m.in. galerię handlową w Krzemieńczuku w czerwcu), czy użycie jako broni ziemia-ziemia rakiet przeciwlotniczych systemu S-300.

Zobacz też

Jednak po wybuchu na Moście Krymskim (Most Kerczeński), według Rosjan spowodowanym przez Ukrainę (co wcale nie jest przesądzone), ma miejsce kolejna seria ataków rakietowych, w większym stopniu kierowanych przeciwko infrastrukturze cywilnej (w tym energetycznej). Czyżby więc Rosjanie uruchomili swoje „wojenne" zapasy strategiczne, których wcześniej w ramach „operacji specjalnej" nie naruszano? Z pewnością takie działanie może sugerować zmianę charakteru konfliktu, ale to temat na inną analizę.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Do uderzeń, wykonywanych z terenu Białorusi, użyto też irańskich dronów Shahed-136. Systemy te mogą teoretycznie atakować cele na dystansie nawet 2,5 tys. km. Do tej pory używano ich przede wszystkim do uderzeń na cele w pobliżu frontu (np. stanowiska artylerii), wcześniej zlokalizowane przez Rosjan. Ale mogą być też używane to terrorystycznych ataków na obiekty w miastach, pomimo że mają znacznie lżejsze głowice bojowe (szacowane na ok. 20-30 kg, w stosunku do około pół tony dla rakiet manewrujących).

Wielu komentatorów zastanawia się, dlaczego ataki te nie zostały powstrzymane przez ukraińską obronę przeciwlotniczą. Dodajmy jeszcze, że od lutego jej skuteczność jest jednym z wielu, pozytywnych zaskoczeń dla obserwatorów konfliktu. O ile nigdy nie była ona w stanie w pełni powstrzymać zmasowanych uderzeń na miasta (takich, jakie miały miejsce w lutym czy w marcu), to od samego początku zadawała straty rosyjskiemu lotnictwu, zestrzeliwała też część rakiet manewrujących i balistycznych.

Reklama

Co więcej, zapewniała ona (i nadal zapewnia) w miarę skuteczną osłonę ukraińskich wojsk na froncie. Rosyjskie lotnictwo (zarówno samoloty, jak i śmigłowce uderzeniowe) nie jest w stanie efektywnie wspierać swoich sił lądowych, co zresztą było jednym z czynników umożliwiających skuteczne kontruderzenie w obwodzie charkowskim. Manewrujące formacje wojsk lądowych (w przeciwieństwie do zamaskowanych i okopanych sił w obronie) mogą być łatwym celem, o ile nie są bronione. Ale ukraińskie siły są bronione i to skutecznie.

Zobacz też

Ukraińscy przeciwlotnicy, dysponujący w większości systemami posowieckimi klasy Osy i cięższymi Buk oraz S-300P i S-300W, zachodnimi zestawami MANPADS (np. Stinger, Piorun, Starstreak), a od niedawna także niemieckimi Gepardami zmuszają Rosjan do stosowania taktyki zwanej „spray and pray", co można przetłumaczyć jako „odpal salwę rakiet niekierowanych i módl się". Polega ona na dolocie do rejonu celu na bardzo małej wysokości, wykonaniu „górki" i odpaleniu rakiet niekierowanych ogniem pośrednim podczas wznoszenia, by zwiększyć zasięg ognia.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Wszystko zajmuje kilkanaście sekund – zwykle zbyt mało, by zareagowała obrona przeciwlotnicza, zanim statek powietrzny „zniknie" z jej pola widzenia wykorzystując teren. Ale skuteczność takiej taktyki jest bardzo niska, a Rosjanie i tak ponoszą straty.  Według serwisu Oryx Spioenkopp od początku wojny Rosja utraciła 60 udokumentowanych fotograficznie samolotów bojowych, lwią część tych strat spowodowała właśnie OPL. A przecież nie wszystkie trafione samoloty są fotografowane.

Paradoksalnie wysoka skuteczność ukraińskiej OPL w poprzednich miesiącach mogła spowodować błędne wrażenie, że jest ona „nieprzenikniona" (a taka obrona powietrzna nie istnieje i nigdy nie powstanie). Dlaczego więc Rosjanom udało się przeprowadzić atak? Powodów jest kilka.

Reklama

1. Saturacja ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Najprostszym i najbardziej oczywistym wytłumaczeniem jest saturacja, czyli wymuszenie zużycia kanałów celowania (pocisków i dostępnych stacji naprowadzania) przez samą liczbę rosyjskich środków napadu. Szef sztabu generalnego sił zbrojnych Ukrainy gen. Walerij Załużny poinformował, że Rosjanie (w trakcie pierwszej fazy ataku) wystrzelili 75 pocisków, 41 z nich miało zostać zestrzelonych. Oznacza to, że co najmniej 34 rakiety trafiły w cele. A oprócz nich wykorzystywano przecież do uderzeń drony itd.

Start rakiety manewrującej 3M-14 „Kalibr-NK” z fregaty „Admirał Essien” projektu 11356 w grudniu 2019 roku. Fot. mil.ru
Start rakiety manewrującej 3M-14 „Kalibr-NK” z fregaty „Admirał Essien” projektu 11356 w grudniu 2019 roku. Fot. mil.ru

2. Charakter celów. Do ataku na cele na Ukrainie wykorzystano, jak się wydaje, przede wszystkim rakiety manewrujące i amunicję krążącą, być może także pociski balistyczne w rodzaju Iskanderów. Wszystkie te cele są trudne do zestrzelenia dla obrony przeciwlotniczej. Pociski manewrujące lecą z prędkością ok. 300 m/s na wysokości kilkudziesięciu do 150 metrów. Uwzględniając krzywiznę Ziemi, zasięg ich wykrycia przez naziemne radary to mniej niż 47 km (dla pocisku lecącego na wysokości 100 m i masztu radaru na wysokości 10 m), jeśli więc pocisk leci niżej, zasięg może być niższy, zwłaszcza w wypadku ukształtowania terenu.

Reklama

To daje przeciwlotnikom w praktyce maksymalnie minutę-dwie na reakcję, więc pocisk trudno jest zestrzelić nawet jeśli wcześniej jest „zgrubne" ostrzeżenie. I trzeba w tym czasie wykryć cel, sklasyfikować go, przydzielić zadanie do zwalczania, a następnie przeprowadzić pełną sekwencję strzelania – nie wystarczy „oświetlenie" celu radarem kierowania ogniem, po którym – przykładowo – pilot załogowego samolotu mógłby zrezygnować z kontynuowania wykonywania zadania bojowego. Dodajmy, że czas reakcji zestawu przeciwlotniczego Buk/Gang (jeden z podstawowych systemów OPL używanych przez Ukrainę) wynosi 24 sekundy (za J. Sadowski, Broń przeciwlotnicza, Bellona, Warszawa 2002).

Zobacz też

3. Specyfika i braki ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Kolejnym elementem, powiązanym z dwoma poprzednimi, są zdolności i ograniczenia ukraińskich systemów OPL. Zdolności, to liczny i warstwowy system obrony, złożony z różnych „pięter". Pierwszym są zestawy rodziny S-300P, o zasięgu szacowanym na około 75-90 km, mogące zwalczać cele na wysokich pułapach (np. 27 km). Uzupełniane przez nieliczne, jeszcze cięższe S-300W, przeznaczone do zwalczania celów balistycznych. Drugie to przede wszystkim zestawy Buk – o zasięgu około 30 km i pułapie 11 km. Oba te systemy są wielokanałowe – mogą zwalczać kilka celów jednocześnie. Ale jednocześnie dysponując naprowadzaniem komendowym lub półaktywnym są zależne od parametrów radarów kierowania ogniem, które muszą podświetlać cele, przez cały czas lotu. To oznacza, że w żadnym wypadku nie można zakładać, że bateria S-300P chroni obszar o promieniu 90 km w kącie 360 stopni, bo ograniczają go nie tylko sektor obserwacji stacji radiolokacyjnej, ale też krzywizna Ziemi – w odniesieniu do celów niskolecących jak drony i pociski manewrujące.

Reklama

Należy też pamiętać, że są to zestawy przeciwlotnicze starych typów, które mają mniejsze możliwości reagowania na dynamicznie pojawiające się zagrożenia, cele lecące na tle Ziemi itd. Na Ukrainie jest też pewna liczba zmodyfikowanych zestawów Newa, ale znów – są to pociski starego typu, z naprowadzaniem zależnym od stacji kierowania ogniem i wszystkimi tego ograniczeniami. Najniższe „piętro" to zestawy krótkiego zasięgu (jak Osa) i bardzo krótkiego zasięgu (Stinger, Piorun, Starstreak) – pytanie jednak ile z nich broni miast a ile wojsk, i trzeba pamiętać, że „okienko" czasowe do namierzenia pocisku lecącego mniej-więcej 300 m/s zestawem o zasięgu kilku czy nawet 10 km jest bardzo krótkie (a trzeba przygotować sekwencję strzelania, co zawsze trwa). Więc nawet taką, warstwową obronę przeciwlotniczą można przełamać.

Wyrzutnia systemu NASAMS. Fot. J.Sabak
Wyrzutnia systemu NASAMS. Fot. J.Sabak

4. Obciążenie i zużycie ukraińskich systemów OPL. Musimy też pamiętać o tym, że ukraińska obrona przeciwlotnicza walczy już ponad siedem miesięcy, ponosi straty bojowe i związane ze zużyciem wyposażenia, a dostawy sprzętu z Zachodu są ograniczone, głównie do systemów bardzo krótkiego zasięgu. Zapas rakiet do S-300P czy Buków bardzo trudno będzie uzupełnić (nawet, jeśli dokonywano pewnych dostaw, jak ze Słowacji), a na zachodnie systemy Ukraina wciąż czeka. I potrzebuje ich co najmniej kilkudziesięciu, a na ten rok do dostawy przewidziany jest jeden niemiecki IRIS-T SL i dwa amerykańsko-norweskie NASAMS. Musimy też pamiętać, że Ukraina stoi przed dylematem „bronić miast czy wojsk" i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby w ostatnich miesiącach, gdy ataków na miasta było mniej, Kijów przekazał nieco więcej środków obrony przeciwlotniczej do wsparcia ochrony walczących wojsk, także systemami strefowej obrony jak S-300P i Buk.

Reklama

I co równie istotne – ukraińskie systemy OPL muszą być w ciągłym ruchu i nie mogą walczyć z jednego miejsca przez cały czas. Gdyby było inaczej, dawno zostałyby zniszczone przez Rosjan, nawet przy wszystkich niedostatkach ich kompleksu rozpoznawczo-uderzeniowego. To jednak oznacza też, że nie wszystkie są w danym momencie do dyspozycji (i to akurat na kierunku ataku). Dodajmy jeszcze, że fakt konieczności zmian stanowisk nie jest dla przeciwlotników niczym niezwykłym – to dlatego w planowanych polskich bateriach przeciwlotniczych Wisła i Narew, sieciocentrycznych, cyfrowych i nowocześniejszych od sprzętu używanego przez Ukrainę o dwie generacje docelowo mają być po dwie jednostki ogniowe, dwa dookólne radary kierowania ogniem, dwa zespoły sprzętu łączności i dowodzenia. Bo, gdy jedna jednostka prowadzi działania, druga może (musi) wykonywać manewr.

Podsumowując, to że ukraińska obrona przeciwlotnicza nie zdołała odeprzeć tak zmasowanego ataku nie jest niczym niezwykłym. Obrona przeciwlotnicza Kijowa jest silna, i liczna, ale ma swoje ograniczenia i trzeba się z nimi liczyć. Gdyby podobne uderzenie zostało przeprowadzone przeciwko krajom NATO, do jego odpierania zapewne zostałoby wykorzystane przede wszystkim lotnictwo bojowe, koordynowane przez samoloty AWACS i mogące strzelać do wielu celów jednocześnie rakietami klasy AMRAAM czy Meteorami kierowanymi aktywnie (inercjalnie). Nie jest żadną tajemnicą, liczba nowoczesnych, naziemnych systemów obrony powietrznej jest dalece niewystarczająca czy to w USA czy w Niemczech, zdolności te będą dopiero odbudowywane.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Słabością Ukraińców jest z kolei brak środków pozwalających na wykrywanie i śledzenie celów ponad horyzontem radiolokacyjnym (np. AWACS), oraz mimo wszystko nieadekwatny do tak wielkiego zagrożenia poziom środków bojowych obrony przeciwlotniczej. W szczególności brak zestawów mogących odpierać zmasowane ataki prowadzone z różnych kierunków. Systemów wielokanałowych, korzystających z rakiet które nie są "sztywno" przywiązane do radaru kierowania ogniem i tym samym ograniczone jego możliwościami, jak CAMM, IRIS-T czy pociski systemu NASAMS. Dostawy systemów o takich parametrach są dopiero planowane (a z punktu widzenia Ukrainy należałoby je przyspieszyć).

Zobacz też

Choć summa summarum, uwzględniając tylko naziemną OP, bez okrętów (dysponujących silną i warstwową obroną powietrzną, której np. w Niemczech czy Francji wojska lądowe pozbawiono) i lotnictwa, ukraińska OPL może pod wieloma względami być uznana za silniejszą od tej, którą dysponują najbardziej rozwinięte kraje NATO (jak i Polska). Ale każdy system obrony powietrznej jest elementem kompletnego systemu walki i musi być postrzegany w takim kontekście. Przykładowo, Ukraina nie ma dziś możliwości ataku na bazy lotnicze w głębi Rosji itd.

Reklama

Można też zaryzykować tezę, że na zagrożenie o skali w jakimś stopniu podobnej do tego, z jakim boryka się dziś Ukraina, projektowano (prawdopodobnie) przyszły polski system Wisła i Narew, który będzie docelowo kosztował na pewno kilkadziesiąt miliardów dolarów, i będzie zintegrowany z nowoczesnymi systemami wykrywania, także umieszczonymi w przestrzeni powietrznej (być może taką rolę pełnić będą F-35). To pokazuje złożoność i koszt odpierania tak szeroko zakrojonego ataku powietrznego, z jakim dziś boryka się – wciąż silna – ukraińska obrona przeciwlotnicza. I paradoksalnie, choć uwaga komentatorów i mediów skupiona (w części słusznie) będzie na cierpieniu cywilów, również wskutek niszczonej infrastruktury, której w takim zakresie wcześniej nie atakowano, to nie wolno zapominać o zadaniach i decyzjach, przed jakimi stoi ukraińska OPL.

Bo sposób, w jaki będzie ona wykorzystywana, rozmieszczana, czy mówiąc wprost – jak będzie rozwiązywany dylemat „bronić wojsk czy miast?", może wpływać na dalszy przebieg wojny. Nawet, jeśli ukraińskie jednostki wojsk lądowych mają własne, organiczne pododdziały OPL (oprócz tych wchodzących w skład sił powietrznych), to i tak obrona powietrzna jest postrzegana – w istotnym stopniu – jako całość i tak też jest traktowane rozmieszczenie jej sił i środków. A obecnie, w sytuacji zagrożenia dla cywilów, decyzje o rozmieszczeniu obrony przeciwlotniczej będą jeszcze trudniejsze.

Reklama

Zobacz też

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama