Reklama
  • Wiadomości
  • Komentarz
  • Analiza

Ukraina uderzy głębiej amerykańską bronią: przełom?

Jak powiedział niedawno generał Keith Kellog, specjalny wysłannik prezydenta Donalda Trumpa na Ukrainie, Kijów otrzymał od Stanów Zjednoczonych zgodę na przeprowadzanie głębokich uderzeń przy użyciu broni dostarczonej przez USA. Kijów ma otrzymywać od Stanów Zjednoczonych dane wywiadowcze. Rozważa się również dostarczenie pocisków manewrujących Tomahawk, choć tych jest mało i USA mogą nie być skłonne, aby je dostarczyć. Jakie mogą być skutki decyzji Stanów Zjednoczonych?

Tekst został opublikowany w wersji anglojęzycznej na portalu Defence24.com. Kliknij tutaj, aby zapoznać się z tekstem w języku angielskim

The article has been originally published at Defence24.com in English. Click here to read the English version.

Po pierwsze, Ukraina zwracała się do Stanów Zjednoczonych o zgodę na dostawę broni „dalekiego zasięgu” od momentu wybuchu wojny na pełną skalę w 2022 roku. Początkowo Kijów otrzymał jedynie rakiety kierowane GMLRS o zasięgu 85 km do wyrzutni HIMARS oraz pociski przeciwradiacyjne HARM wystrzeliwane z samolotów. Początkowo okazały się one bardzo skuteczne w zakłócaniu rosyjskiej logistyki i obrony powietrznej, ale z czasem Rosja zaczęła się dostosowywać, zmieniając taktykę i ulepszając sprzęt (w tym między innymi poprzez manewrowanie sprzętem, rozproszenie, broń elektroniczną, a także zwiększając skuteczność zestrzeliwania amerykańskich rakiet za pomocą obrony przeciwlotniczej).

Zobacz też

Kijów apelował również o pociski ATACMS, które nadal są uważane za broń „taktyczną”, ale pozwalają na uderzenie w głębsze cele (od 150 km do ponad 300 km) i mają większą głowicę bojową. Zostały one dostarczone pod koniec 2023 r., choć z wieloma zastrzeżeniami. Po pierwsze, pierwsza partia pocisków ATACMS M39 (głowica kasetowa, zasięg 150 km) została dostarczona dopiero pod koniec 2023 r. i to w niewielkiej ilości. Pociski te, choć nieliczne, okazały się bardzo skuteczne w niszczeniu rosyjskiej obrony powietrznej i helikopterów na ziemi. Problem polega na tym, że zostały one dostarczone po rozpoczęciu przez Ukrainę ofensywy w regionie Zaporoża, która ostatecznie zakończyła się niepowodzeniem, w znacznym stopniu z powodu działań rosyjskich śmigłowców przeciwdziałających ukraińskim siłom pancernym.

Ka-52
Pociski ATACMS były bardzo skuteczne w zwalczaniu rosyjskich helikopterów na ziemi, ale zostały dostarczone dopiero po rozpoczęciu ofensywy w 2023 roku
Autor. Mirosław Mróz/Defence24.pl

W 2024 r. administracja Bidena rozpoczęła dostarczanie Ukrainie pocisków ATACMS nowszej modyfikacji, o zasięgu około 300 km, ale początkowo były one ograniczone tylko do celów na terytorium okupowanej Ukrainy. Tak więc, chociaż trafiły one w szereg rosyjskich celów, w tym obiekty obrony powietrznej i niektóre samoloty na ziemi na okupowanym Krymie, nie można było ich użyć do zwalczania rosyjskich samolotów wystrzeliwujących bomby szybujące na terytorium Ukrainy. A kiedy udzielono zgody na ataki na terytorium Rosji przy użyciu pocisków ATACMS, rosyjskie samoloty zostały rozproszone głębiej, tak że nie można było ich zaatakować, a Kijów otrzymał niewystarczającą ilość amunicji.

Ponadto, według wielu doniesień, od początku 2025 r. administracja Trumpa jeszcze bardziej ograniczyła ataki na terytorium Rosji, zgodnie z informacją „The Wall Street Journal” Pentagon musiał zatwierdzić cele przed faktycznym wystrzeleniem pocisków. Mogło to jeszcze bardziej obniżyć skuteczność ukraińskich ataków, wpływając zarówno na wybór celów, jak i czas ich przeprowadzenia. To ostatnie miałoby szczególne znaczenie w przypadku ataków na cele mobilne (np. wyrzutnie rakiet ziemia-powietrze, takie jak S-300/S-400), ponieważ z czasem mogłyby one po prostu zmienić miejsce rozmieszczenia i uniknąć ataku.

Zobacz też

Obecnie, pod koniec 2025 r., Ukraina opracowała wiele własnych systemów broni dalekiego zasięgu (opartych głównie na dronach jednokierunkowych, a w pewnym stopniu również na zaawansowanej amunicji krążącej i pociskach manewrujących), jednak potencjalne dostarczenie amerykańskich systemów nadal ma zasadnicze znaczenie. Kijów jest w stanie wyprodukować tysiące dronów dalekiego zasięgu, ale ataki rosyjskie (również przeprowadzane za pomocą dronów, a także pocisków balistycznych i manewrujących) utrudniają produkcję i wdrażanie tych systemów. Ponadto amerykańskie uzbrojenie, takie jak pociski Tomahawk (z zasięgiem ponad 1,5 tys. km, a więc szczebla operacyjno-strategicznego), ale także taktyczne pociski ATACMS o mniejszym zasięgu lub wystrzeliwane z powietrza pociski JASSM o zasięgu 300-400 km, mają cechy konstrukcyjne umożliwiające penetrację obrony powietrznej przeciwnika.

Zobacz też

Można to osiągnąć poprzez połączenie prędkości i manewrowości (w przypadku taktycznych pocisków balistycznych) lub poprzez ograniczenie widzialności i małą wysokość lotu (w przypadku pocisków manewrujących, takich jak JASSM i w pewnym stopniu Tomahawk lub nowy ERAM, stworzony specjalnie dla Ukrainy i uważany za klasę +450 km). Oczywiście rosyjskie systemy obrony powietrznej z czasem dostosowują się. To jednak powoduje (tj. zarówno amerykańskiej, jak i ukraińskiej oraz europejskiej produkcji) stają się mniej skuteczne, ale nie całkowicie nieskuteczne.

W ten sposób broń dostarczona przez Stany Zjednoczone mogłaby być wykorzystana w połączonych atakach, przełamując, a nawet niszcząc rosyjską obronę powietrzną. Ataki na rosyjską obronę powietrzną, a także wyrzutnie rakiet i magazyny („counterforce”) mogłyby być równie ważne jak „countervalue” – angażowanie rosyjskiego przemysłu energetycznego i zakłócanie rosyjskiej gospodarki wojennej.

Reklama

Broń dostarczona przez Stany Zjednoczone w połączeniu z istniejącymi ukraińskimi systemami, takimi jak Neptun i drony, mogłaby znacznie utrudnić skuteczne działanie rosyjskiej obrony powietrznej. Zwłaszcza że nowoczesna naziemna obrona powietrzna zasadniczo działa przeciwko celom nisko lecącym w ramach obrony punktowej (ewentualnie lokalnej), a nie strefowej na dużym obszarze, ponieważ naziemne radary mają z reguły trudności z wykrywaniem niskolecących celów (w Rosji też, zwłaszcza że ta ma duże terytorium).

Co ważniejsze, po pokonaniu rosyjskiej obrony powietrznej (która, szczerze mówiąc, jest obecnie skuteczniejsza niż się powszechnie uważa – pomimo licznych ukraińskich ataków rosyjska produkcja nie została całkowicie zniszczona), Ukraina mogłaby zaatakować cele o dużej wartości, takie jak zakłady zbrojeniowe. Na przykład słynny zakład w Jelabudze produkujący bezzałogowe statki powietrzne Shahed/Gierań, położony niecałe 1300 km od Charkowa, a więc w zasięgu pocisków Tomahawk. A to mogłoby naprawdę wpłynąć na zdolność Rosji do kontynuowania ataków na Ukrainę na dużą skalę.

Autor. Defence24.pl

A przynajmniej sama groźba przelotu pocisków Tomahawk nad terytorium Rosji mogłaby zmusić Moskwę do przekierowania lotnictwa taktycznego/frontowego (np. samolotów wielozadaniowych Su-30SM, Su-35, a także osłanianych przez nie bombowców frontowych Su-34) z operacji ofensywnych przeciwko Ukrainie (zrzuty bomb kierowanych) do pełnienia w większym zakresie misji obrony powietrznej (z zasady obciążających), zmniejszając w ten sposób presję na ukraińskie siły na froncie. Nawet potencjalne zagrożenie mogłoby zmusić Rosjan do zmiany taktyki, przynajmniej na ograniczony czas.

Na razie nie wiadomo, w jakim stopniu Stany Zjednoczone zdecydują się umożliwić Ukrainie przeprowadzenie głębokich ataków na rosyjskich agresorów. Wydaje się jednak, że administracja prezydenta Trumpa jest nieco bardziej skłonna do zapewnienia Ukrainie odpowiednich środków, o ile zostaną one opłacone przez europejskich, a nie amerykańskich podatników, zwłaszcza że Stany Zjednoczone zyskują pewną swobodę w zakresie inwestycji we własną bazę przemysłową bez konieczności pozyskiwania dodatkowych środków przez Kongres. Dla Ukraińców walczących na froncie i cierpiących w miastach poddanych rosyjskim atakom wydaje się to bardzo niesprawiedliwe, ale z drugiej strony bogate kraje europejskie, takie jak Dania, Szwecja, Norwegia czy Niemcy, od dziesięcioleci czerpały korzyści z obecności USA i przejęcia przez nie dużej części ciężaru ich obrony w ramach NATO (a gdyby nie amerykańska obecność, to przed 1989 r. raczej nie miałyby tak rozbudowanego systemu socjalnego - przykładem „scenariusza alternatywnego” jest… NRD, dofinansowywana zresztą od pewnego momentu przez ówczesne zachodnie Niemcy). W tym kontekście być może nadszedł czas na pewną rekompensatę?

Aby uzyskać odpowiedni efekt, dostarczenie przez Stany Zjednoczone broni dalekiego zasięgu na Ukrainę za pośrednictwem NATO powinno nastąpić szybko, aby zmaksymalizować skuteczność. Wymagałoby to jednak decyzji politycznych zarówno ze strony Stanów Zjednoczonych (umożliwiających dostawę pocisków Tomahawk i różnych innych systemów), jak i ze strony krajów europejskich (zapewniających finansowanie w wysokości umożliwiającej zakup dużej liczby systemów uderzeniowych dalekiego zasięgu w krótkim czasie, nie dając Rosji czasu na dostosowanie się). Ostatnie doniesienia o niechęci ws. dostawy Tomahawków nie napawają jednak optymizmem. Należy również zauważyć, że pomimo wszystkich dużych strat Rosja nadal posuwa się naprzód na linii frontu i stanowi coraz większe zagrożenie również w niegdyś w miarę bezpiecznej strefie kilkudziesięciu kilometrów blisko frontu, szczególnie w Donbasie, ale także w obwodzie chersońskim i rejonie charkowskim. Być może więc możliwość wykorzystania broni dostarczonej przez Stany Zjednoczone, w połączeniu z wysiłkami dyplomatycznymi i gospodarczymi, będzie jedną z ostatnich szans na odwrócenie losów wojny?

Reklama
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu
Reklama
Reklama