Reklama
  • Komentarz
  • Wiadomości
  • Polecane

Ukraina na zakręcie. Kto będzie walczył? Wybory a losy wojny [KOMENTARZ]

27 października br. w wielu miastach Ukrainy odbyły się demonstracje rodzin żołnierzy ukraińskich. Ich uczestnicy wezwali władze do ustalenia dokładnych terminów służby w wojsku. Domagają się między innymi rotacji w armii i przyjęcia ustawy o możliwości demobilizacji po 18 miesiącach służby. Wiece odbywały się w Kijowie, Odessie, Winnicy, Sumach, Krzywym Rogu, Tarnopolu, Zaporożu i szeregu innych miejscowości. Mobilizacja to jeden z głównych problemów ukraińskiej armii. Cały czas rośnie liczba osób uchylających się od poboru.

Ukraina Bucza wojna
Bucza (Ukraina)
Autor. Ukrinform TV / Ukrainian Armed Forces/Wikimedia Commons/CC3.0
Reklama

Na froncie w zdecydowanej większości walczą żołnierze zawodowi i zmobilizowani w pierwszych miesiącach wojny, a także jednostki ochotnicze. Występują braki w aktualizacji danych osób podlegających poborowi.

Reklama

Nieskuteczna mobilizacja

Cytowany przez serwis TSN.ua Siergiej Rachmanin, deputowany i członek Komisji Rady Najwyższej ds. Bezpieczeństwa Narodowego, Obrony i Wywiadu, stwierdził, że wojsko skarży się na problemy z rotacją, ale obecnie nie ma fizycznej możliwości pełnej rotacji brygad, ponieważ po prostu nie dysponuje wystarczającymi środkami mobilizacyjnymi. Poinformował, że w takich warunkach brygady przesuwane są na 2-3 tygodnie drugą lub trzecią linię frontu, aby trochę odpocząć, minimalnie uzupełnić personel i broń, a następnie ponownie skierować się w rejony walk. Mówi wprost: „W zasadzie wszyscy, którzy chcieli pójść ochotniczo (na front – przyp. red.), już tam są”.

Zobacz też

Jak podał portal BBC, w październiku br.  średni wiek na froncie wynosi ponad 40 lat. Obecnie Ukraińcy w wieku od 18 do 27 lat podlegają poborowi do służby wojskowej, a osoby powyżej 27. roku życia wpisywane są do wojskowego rejestru poborowych i podlegają mobilizacji. Krótko mówiąc, na Ukrainie mobilizowane mogą być wyłącznie osoby, które ukończyły 27. rok życia. Zdaniem eksperta wojskowego Mychajło Żyrochowa konieczne jest znalezienie „cienkiej granicy” pomiędzy ochroną państwa a utratą przyszłości po zwycięstwie. „Oczywiście nie ma wystarczającej liczby osób w wieku 40 i 50 lat do operacji bojowych, do operacji szturmowych. Ale wysyłanie młodych ludzi oznacza dalszy kryzys demograficzny, który będzie miał zły wpływ w przyszłości”, wyjaśnia w rozmowie z BBC Ukraina. W maju Rada Najwyższa Ukrainy przyjęła projekt nr 9281, który przewiduje obniżenie maksymalnego wieku mężczyzn w rejestrze wojskowym poborowych z 27 do 25 lat. Oznacza to, że wiek poboru do armii na Ukrainie obniżył się do 25 lat, lecz w praktyce nie jest to realizowane.

Reklama

Demoralizacja armii – wzrost przestępstw

W armii zaważyć też można oznaki demoralizacji, czego efektem są tendencje związane ze wzrostem przestępczości wśród żołnierzy. Według statystyk Prokuratury Generalnej w 2023 r. liczba przestępstw wojskowych wzrosła niemal dwukrotnie. W ubiegłym roku zarejestrowano ich 13,7 tys., a w ciągu 9 miesięcy bieżącego roku – prawie 19 tys. W związku z tym wzrosła liczba żołnierzy pociągniętych do odpowiedzialności karnej. W całym ubiegłym roku było ich 3,6 tys., a w okresie styczeń-wrzesień bieżącego roku – już 5,4 tys. W szczególności znacznie wzrosła liczba żołnierzy przyłapanych na dystrybucji narkotyków. W zeszłym roku było ich 342, a w tym już 1,1 tys. Ponad dwukrotnie wzrosła także liczba personelu wojskowego ściganego za nielegalne posługiwanie się bronią i materiałami wybuchowymi (353 osoby w tym roku w porównaniu ze 156 w ubiegłym).

Biorąc pod uwagę, że na Ukrainie pomimo obietnic władz nie utworzono jeszcze żandarmerii wojskowej, zadanie zapobiegania tego typu przestępstwom powierzono samemu wojsku i jego dowódcom. Nieposłuszeństwo, dezercja i dobrowolne porzucenie służby pozostają najczęstszymi rodzajami przestępstw wśród żołnierzy. Tylko w tym roku funkcjonariusze organów ścigania odnotowali około 17 tys. takich przypadków. Dla porównania, w zeszłym roku było ich około 10 tysięcy.

Reklama

Kredyt empatii dla Ukrainy na wyczerpaniu

Ukraina ma coraz większe problemy w relacjach międzynarodowych. Jak twierdzi Ołeksij Arestowycz, były doradca Kancelarii Prezydenta Ukrainy, pomimo wielu zapewnień o zachodnim wsparciu dla Ukrainy sytuacja jest coraz bardziej złożona. Przekazując swą pomoc państwa zachodnie przez cały czas prowadzą bilans zysków i strat, według Arestowycza posługują się swoistym „kalkulatorem”. Kalkulują „zysk”, jaki osiągną ze wspierania Ukrainy, a jaki z normalizacji z Rosją. Podkreśla on, że wyniki przyszłorocznych wyborów w USA mogą wszystko zmienić. Zachód nie jest końca przekonany, że ukraińscy żołnierze walczą w jego interesie, a perspektywa zagrożenia ze strony Rosji nie jest czymś oczywistym. Większość krajów europejskich i ich obywateli nie docenia Rosji i nie ma świadomości co do niebezpieczeństwa wynikającego z jej postepowania.

Zobacz też

Równocześnie Arestowycz bardzo ostro krytykuje ochłodzenie relacji z Polską. Oceniając przyczyny, które o tym zadecydowały, stwierdza zdecydowanie: „To wygląda jak zdrada stanu i nie sądzę, że po wyborach stosunki z Polską ulegną poprawie”.

Reklama

Prezydent Zełenski, który jeszcze niedawno był wszędzie entuzjastycznie witany, zaczyna być traktowany jak nieznośny petent. Jak pisze Simon Shuster w magazynie „Time” z dn. 30 października br., Zełenski podczas podróży sam czuje, że światowe zainteresowanie wojną osłabło, podobnie jak poziom międzynarodowego wsparcia. „Najstraszniejsze jest to, że część świata przyzwyczaiła się do wojny na Ukrainie” – pisze Shuster i dodaje: „Zmęczenie wojną płynie jak fala. Widać to w Stanach Zjednoczonych, w Europie. I widzimy, że gdy tylko zaczynają się trochę męczyć, staje się to dla nich jak przedstawienie: »Nie mogę oglądać tej powtórki dziesiąty raz«”.

Poparcie społeczne dla pomocy dla Ukrainy w USA spada od miesięcy, a wizyta Zełenskiego nie przyczyniła się do jego ożywienia. Jak wynika z sondażu Reutersa przeprowadzonego wkrótce po jego wizycie, około 41% Amerykanów chce, aby Kongres dostarczył Kijowowi więcej broni, w porównaniu z 65% w czerwcu 2023 r., kiedy Ukraina rozpoczęła kontrofensywę.

Reklama

Zełenski czuje się zdradzony przez swoich zachodnich sojuszników, zaś pomoc, którą otrzymuje, nie wystarczy do wygrania wojny, a jedynie do przetrwania. Jego wiara w ostateczne zwycięstwo Ukrainy nad Rosją przybrała formę, która niepokoi niektórych jego doradców. Jest niewzruszona, granicząca z mesjanizmem. „On się łudzi” - mówi z frustracją jeden z jego najbliższych doradców i dodaje: „Nie mamy już żadnych możliwości. Nie wygramy. Ale spróbuj mu to powiedzieć”.

Zobacz też

Dotychczasowy wielki kredyt empatii dla Ukrainy już się wyczerpał. Przeciągająca się wojna straciła zainteresowanie opinii publicznej, nastąpiło zjawisko określane mianem wietnamizacji, czyli spowszednienia konfliktu, który staje się permanentny, a poprzez to nie wzbudza już emocji. Pomoc militarna zaczyna być kwestionowana. Wskazuje na to m.in. wypowiedź prezydenta Czech Petra Pavla, że jeśli Ukraina nie osiągnie w ciągu sześciu miesięcy wyraźnych postępów w prowadzonej kontrofensywie, to po następnej zimie skrajnie trudne będzie utrzymanie obecnego poziomu pomocy dla niej. Skala rosyjskich masakr w Buczy i Irpieniu została już przytłumiona zbrodniami wojennymi, które mają miejsce obecnie zarówno ze strony Hamasu, jak i Izraela w Strefie Gazy. Wojna na Ukrainie przestała być „wizyjna” - obrazy z pozycyjnych walk nie są atrakcyjne dla telewizyjnego widza. 

Reklama

Niespełnione nadzieje o buncie Rosjan

Także wiara wielu polityków i komentatorów o możliwości masowych protestów w Rosji spowodowanych wojną, jak pisze m.in. Petro Gerasimenko na portalu ZAXID.net, okazała się ułudą wynikającą z błędnego założenia, że straty armii rosyjskiej doprowadzą do buntu społecznego. Przekonanie, że Rosjanie masowo wyjdą na ulice przeciwko Putinowi i rozpętanej przez niego wojnie, było szczególnie powszechne w pierwszych miesiącach po 24 lutego 2022 r. Jednak było ono pozbawiane zarówno znajomości rosyjskich realiów, jak i uwarunkowań historycznych. Obecnie Ukraina i jej zachodni sojusznicy muszą zmierzyć się z efektami bezpodstawnych iluzji. Są zmuszeni pośpiesznie dostosować strategię, biorąc pod uwagę, że wojna przerodziła się w przedłużający się konflikt.

Zobacz też

Po 20 miesiącach wojny rosyjskie społeczeństwo nawet nie myśli o protestowaniu. Wręcz przeciwnie, skupiło się ono wokół Putina i w dalszym ciągu wspiera jego agresję. Zarówno straty wojenne bodące największymi od czasów II wojny światowej, jak i nałożone sankcje oraz międzynarodowy nakaz aresztowania Putina, nie zmieniły stanowiska rosyjskiej opinii publicznej.

Reklama

Nie powinno to budzić zdziwienia, jeśli dobrze zna się rosyjską historię. „Rosjanie pozostali Rosjanami”, którzy w swojej masie nie są zdolni do rewolucji. Postrzegają oni autorytaryzm jako coś bliskiego i całkowicie naturalnego dla tajemniczej „rosyjskiej duszy”. Przyjęto błędne założenie, że Rosjanie w obliczu prawdy o agresji militarnej, stratach na froncie, korupcji i innych zbrodniach Kremla nagle obudzą się i zaczną bunt przeciwko Putinowi. W idealnym modelu powinno to spowodować wewnętrzną destabilizację w kraju agresora, masowe odrzucenie mobilizacji oraz falę działań obywatelskiego nieposłuszeństwa, ale nie w przypadku Rosji.

Stąd też zdaniem Petra Gerasimenki Ukraina powinna zmienić punkt ciężkości narracji na zachodnią opinię publiczną, bo to od jej poparcia zależy dalsza pomoc militarna i finansowa udzielana przez dotychczasowych sojuszników w Ameryce i Europie. Obecne ochłodzenie stosunku społeczeństw zachodnich do Ukrainy jest w szczególności skutkiem informacyjnej porażki ukraińskiego rządu, bowiem nie da się zbudować całej strategii informacyjnej na samym prezydencie Zełenskim.

Reklama

Zdaniem Ołeksandra Krasowickiego, który 30 października 2023 r. opublikował tekst na portalu Glavcom.ua, Ukraina równocześnie zaczyna przegrywać wojnę informacyjną. Rosyjska narracja coraz bardziej przebija się do zachodniej opinii publicznej, szczególnie w zakresie:

  • ukraińskiej korupcji;
  • słabych efektów prowadzonej kontrofensywy;
  • problemów związanych z ukraińskimi uchodźcami;
  • wejścia Ukrainy do NATO i UE i związanych z tym problemów;
  • zależność Europy od Rosji, a zarazem niemożności zniszczenia jej jako państwa, a co za tym idzie, konieczność osiągnięcia porozumienia niechcianego przez Ukrainę, którą trzeba zmusić do pokoju.

Zobacz też

Czy wybory prezydenckie na Ukrainie przesądzą o dalszych losach wojny

Zgodnie z ukraińską konstytucją w przyszłym roku powinny się odbyć wybory prezydenckie. Stąd też trwa dyskusja, czy trwająca wojna jest czasem, w którym należy je przeprowadzić. Dmytro Kułeba, minister spraw zagranicznych, 3 listopada br. poinformował, że prezydent Zełenski rozważa przeprowadzenie wyborów zgodnie z planem wiosną 2024. „Nie zamykamy tej strony. Prezydent Ukrainy rozważa różne za i przeciw” – powiedział podczas wystąpienia internetowego na Konferencji Polityki Światowe. Stwierdził też: „(..) przeprowadzenie wolnych i uczciwych wyborów w czasie wojny wiąże się z wyraźnymi wyzwaniami logistycznymi i związanymi z bezpieczeństwem”. Z tym, że pozostaje jeszcze kwestia konstytucji, zgodnie z którą wybory są zakazane w okresie stanu wojennego.

Reklama

Z kolei BBC zwraca uwagę, że według wielu zachodnich komentatorów jeśli Ukraina jest państwem demokratycznym i deklaruje przynależność do zachodniego, demokratycznego świata, to musi znaleźć szansę na przeprowadzenie wyborów, nawet jeśli nie są one idealne w warunkach stanu wojennego. Równocześnie obecne władze Ukrainy mają pragmatyczne powody, aby nalegać na jak najszybsze przeprowadzenie wyborów. Wyniki badań opinii publicznej, m.in. Centrum Razumkowa przeprowadzonych pod koniec września br., wskazują, że Zełenski prowadzi w rankingu zaufania do przywódców publicznych (polityków, urzędników, osób publicznych, dziennikarzy), ufa mu 75% respondentów. Ołeksij Koszel, politolog i szef Komitetu Wyborcy Ukrainy (ogólnoukraińska organizacja pozarządowa, której głównym zadaniem jest obserwacja kampanii wyborczych), twierdzi, że „wynik ten można łatwo przełożyć na notowania wyborcze. Dlatego należy rozpatrywać tę sytuację z punktu widzenia celowości politycznej, logiki technologii politycznych. Dopóki utrzymany zostanie tak wysoki poziom zaufania, jest to korzystne dla władz, aby najpierw przeprowadzić wybory prezydenckie, a potem parlamentarne. Albo oba jednocześnie. Jestem przekonany, że władze uważają taki scenariusz za wyjściowy na rok 2024”.

Następny na podium gubernator obwodu mikołajowskiego Witalij Kim cieszy się zaufaniem 64%. Uważa się, że jego zdecydowana postawa w pierwszych miesiącach wojny i zdolności organizacyjne ugruntowały jego pozycję na całej Ukrainie. W nim też „The Times” upatruje wręcz następcę Zełenskiego. Trzeci wynik, wynoszący 51%, osiąga Serhij Prytuła, prezenter telewizyjny i aktor. Gdy wybuchła wojna, założył Fundację Dobroczynną Prytuła i skupił się na zbiórce pieniędzy na potrzeby ukraińskiej armii. Jego najbardziej udaną kampanią zbierania funduszy była „People’s Bayraktar” (z ang. „Ludowy Bayraktar”), która zaowocowała darowiznami na zakup bsp Bayraktar TB2, a także satelity rozpoznawczego dla Ukrainy. W marcu 2023 br. poinformował, że w ciągu roku wojny udało mu się zebrać 4 miliardy 182 miliony hrywien.

Reklama

Jednak biorąc pod lupę zaufanie do instytucji na pierwszym miejscu jest armia, której ufa 93%. Urząd prezydenta zajmuje siódme miejsce z 72%. Stąd też pojawiają się sugestie, że ambicje prezydenckie może mieć gen. Wałerij Załużny, który jest niezwykle popularny nie tylko wśród żołnierzy, ale jest postacią niezwykle szanowana wśród Ukraińców, a wielu z nich myśli o nim jako o przyszłym prezydencie. Po tekście generała w „The Economist” Ihor Żółkiew, przedstawiciel Kancelarii Prezydenta, ostro go skrytykował, co może oznaczać że mamy do czynienia z „rozłamem” we władzach Ukrainy. W mediach społecznościowych rozpoczęła się dyskusja, czy Zełenski odważy się usunąć gen. Załużnego. Karol Wołoch, publicysta informacyjnego kanału telewizyjnego „Pryamij”, pisze, że: „Armia na pewno nie zrozumie takiego kroku, tym bardziej, że nie zostanie jej zaproponowany nikt zbliżony autorytetem do Załużnego (ktoś taki po prostu nie istnieje). Zachodni partnerzy, od których Ukraina jest coraz bardziej zależna, również nie zrozumieją tej decyzji. Załużny odejdzie, »zabierając ze sobą« wszystkie pozytywy zwycięstw z poprzedniego okresu wojny. Ale negatywne nastawienie do Zełenskiego w przyszłości (i jest to nieuniknione - K.W.) wzrośnie wielokrotnie”.

Zobacz też

O ile można wnioskować z sygnałów z jego otoczenia, Załużny nie podjął jeszcze decyzji o wejściu do polityki po zakończeniu działań wojennych. Jego zwolnienie automatycznie skłoni go do tego.

Reklama

Do tej pory jedynie były doradca Kancelarii Prezydenta Ukrainy Ołeksij Arestowicz publicznie zapowiedział kandydowanie na urząd prezydenta, a w tezach swojego programu zaproponował rezygnację z prób zwrotu terytoriów zajętych środkami wojskowymi przez Rosję w zamian za przyłączenie Ukrainy do NATO. Z tej racji opozycyjny rosyjskojęzyczny portal Agents.media zwrócił się o opinię ekspertów ds. polityki ukraińskiej, którzy są zdania, że idea ta nie znajduje obecnie poparcia, ale w miarę przeciągania się wojny liczba jej zwolenników będzie rosła.

Ostatnie wydarzenia na Ukrainie związane z niepowodzeniem kontrofensywy, nieskuteczną mobilizacją, niemożnością pokonania wszechogarniającej korupcji, groźbą ograniczenia pomocy militarnej i problemami w międzynarodowych relacjach wskazują, że może być ona na swym największym zakręcie od czasu wybuchu wojny. I równocześnie nasuwa się pytanie, czy jak często to bywa w takiej sytuacji, na scenę nie zdecyduję się wkroczyć armia, która obecnie cieszy się największym zaufaniem w kraju.

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama