Wojna na Ukrainie
Dlaczego wybory na Ukrainie w 2024 byłyby fatalnym pomysłem. Potencjalne wyzwania i zagrożenia [Komentarz]
2 listopada w mediach ukraińskich pojawiła się informacja, jakoby władze ukraińskie planowały przeprowadzenie wyborów w przyszłym roku. 3 listopada minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba miał powiedzieć, że jest to kwestia jeszcze omawiana. W poniedziałek, 6 listopada Wołodymyr Zełenski oznajmił, że „teraz jest czas wojny, jest wiele wyzwań i całkowicie nieodpowiedzialne byłoby wrzucanie lekko i wesoło kwestii wyborów w społeczeństwo”. Choć mowa była jedynie o wyborach prezydenckich, to i tak sam fakt rozmów na ten temat w obozie władzy był niepokojącym sygnałem. Wcześniej Wołodymyr Zełenski też wykluczał możliwość przeprowadzenia wyborów w warunkach wojny. Co się zmieniło, że ich kwestia nagle zaczęła być przedmiotem rozmów w Biurze Prezydenta? I dlaczego wybory w tym momencie to naprawdę fatalny pomysł (pomijając aspekty prawne).
Co mogło zmienić zdanie prezydenta Ukrainy (jeśli, rzecz jasna informacje z 2 listopada są prawdziwe)? Na razie nie wiemy czy pomysł przedyskutowania tej kwestii wyszedł od niego czy jego środowiska z Biura Prezydenta. Dodajmy, że są to ludzie, którzy politycznie, a niekiedy również biznesowo, bez Zełenskiego u władzy stracą wpływy i możliwości. Szczególnie mocno uzależniony od popularności prezydenta jest rzecz jasna szef jego Biura – Andrij Jermak. Pojawiły się domniemania, że wybory w 2024 r. miały by dać Zełenskiemu nie tylko kolejne pięć lat rządów, ale również legitymizację. Ta jakoby może zostać podważona, gdyby wybory się nie odbyły zgodnie z kalendarzem wyborczym. Ten nie przewidywał jednak wojny. Poza tym Biuro Prezydenta co jakiś czas zamawia badania opinii publicznej i być może dostrzegło zagrożenie spadku poparcia dla Zełenskiego. Być może wyborami w czasie wojny chciano wykorzystać moment, w którym prezydent cieszy się tak dużą popularnością, że zwycięstwo w I turze miałby gwarantowane.
Co jednak z czynnikami, które mogą utrudnić albo wręcz uniemożliwić ich przeprowadzenie w wielu miejscach w kraju, oddanie głosów przez część wyborców, a w konsekwencji mogą osłabić legitymizację nowej kadencji zamiast ją utrzymać?
Kolejki do komisji wyborczych w cieniu ostrzału rakietowego
Jak wyglądają wybory sami mogliśmy się przekonać niedawno. Długie kolejki, w których niekiedy mogliśmy zobaczyć całe rodziny. Przedłużenie prac komisji wyborczych. Tłumy w budynkach, w których znajdowały się lokale wyborcze. Wyzwania związane z umożliwieniem Polakom oddania głosu w innych państwach. A teraz wyobraźmy sobie, że Polska znajduje się w stanie wojny z przeciwnikiem, który ma możliwość ostrzału całego jej terytorium przy użyciu rakiet i dronów-kamikadze takich jak Shahed 131 i 136.
Od tego należy zacząć nasze rozmyślania na temat potencjalnych wyborów na Ukrainie w następnym roku. Gdzie zostaną stworzone komisje wyborcze? Co z kolejkami wyborców, chcących spełnić swój obowiązek obywatelski? Jak zapewnić im bezpieczeństwo? Ataki rakietowe i dronów kamikadze z pewnością doprowadziły by do ogromnych strat wśród cywili, szczególnie w mniejszych miejscowościach oraz rejonach nieistotnych do obrony z punktu widzenia obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej.
Jest jeszcze jeden problem. Co się stanie, gdy wiele komisji wyborczych zostanie ostrzelanych już po zakończeniu ciszy wyborczej i w trakcie liczenia głosów? Rosjanie mogli by wykorzystać to do zasiania fermentu wśród Ukraińców. Badania exit poll zawsze wywołują spore emocje, które nie opuszczają aktywnych wyborców aż do momentu zatwierdzenia wyniku. Wyobraźmy teraz sobie, że wskazują one na sukces jednej ze stron, a następnie najeźdźcy zaburzają proces liczenia głosów ostrzałem komisji wyborczych. Nietrudno sobie wyobrazić nie tylko wściekłość na Rosjan, ale również wybuch sporów wewnętrznych. Zwłaszcza, gdy najeźdźcy ostrzelaliby komisje w tych obwodach, gdzie wygrywałby przeciwnik Zełenskiego. Byłaby- to moim zdaniem -typowa „niedźwiedzia przysługa”, którą krótkowzroczni urzędnicy z Biura Prezydenta potraktowaliby jak „mannę z nieba”. Cyniczne wykorzystanie bombardowań może wywołać uzasadnione oburzenie społeczne. Działania podejmowane od 2020 r. przez Andrija Jermaka, jego podwładnych oraz sojuszników w Radzie Najwyższej (m.in. Dawida Arachamiji) wskazują jednak na to, że mogą oni zignorować te nastroje.
Jak mają głosować żołnierze w strefie przyfrontowej?
3 listopada 2023 roku. Wieś Zariczne, do 2016 r. (gdy przeprowadzono dekomunizację) Dymytrowe. W dużym budynku gospodarczym zbiera się duża grupa żołnierzy, głównie artylerzystów. Zdecydowana większość z nich służy w 128. Samodzielnej Brygadzie Górsko-Szturmowej. Jeden z wyższych oficerów zebrał ich w jednym miejscu celem nagrodzenia orderami z okazji święta artylerzystów i żołnierzy oddziałów inżynieryjnych. Wydaje się, że są bezpieczni, wydarzenie nie było nagłaśniane. W miejsce zgromadzenia uderza jednak rakieta, prawdopodobnie balistyczna „Iskander-M”. Ginie 28 żołnierzy i oficerów, a 53 zostaje rannych.
Dla znacznej części społeczeństwa, większości żołnierzy, ale i wielu polityków powyższe wydarzenie jest skutkiem nie tylko nieodpowiedzialności, ale i tzw. „radjanszczyny”, czyli sowieckości. Parcia do pompatycznych apeli i dekorowania orderami. Prezydent Zełenski stwierdził, że nie powinno do tego wydarzenia dojść, a minister obrony Rustem Umierow zdecydował o śledztwie.
Teraz wyobraźmy sobie wybory w strefie przyfrontowej i w wyobraźni połączmy to z nagraniem z Zaricznego z 3 listopada. Ukraiński wywiad wojskowy stwierdził, że Rosjanie posiadają w zapasie ok. 870 rakiet o zasięgu ponad 350 km. Wiadomo, że Federacja Rosyjska jest w stanie produkować kolejne, mniejsza już o ich jakość. Jeżeli na próbę zniszczenia ukraińskiej infrastruktury krytycznej poświęcą jedynie połowę tego arsenału to zostanie im dość pocisków do zagrożenia komisjom wyborczym dla żołnierzy. A będą one atrakcyjnym celem.
Poza tym procesowi wyborczemu mogą zagrozić działania na froncie. W drugą stronę, wybory mogą się zbiec z korzystną dla Sił Obrony Ukrainy sytuacją. W obu przypadkach korzyść wyciągną z tego Rosjanie. Albo wykorzystają oni czas wyborów do ataku albo do reorganizacji sił i wzmocnienia pozycji obronnych.
Jak też sobie wyobrazić realizację biernego prawa wyborczego przez żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy i Gwardii Narodowej, gdyby ktoś z nich zdecydował się na kandydowanie na urząd prezydenta? Przypuśćmy, że będzie to legendarny już dowódca Pułku GN „Azow” Denys Prokopenko – jak ma prowadzić własną kampanię wyborczą jeżeli okaże się, że akurat jego jednostka (przeformowana w jedną ze słynnych „brygad natarcia”) bierze aktywny udział w walkach na froncie?
Co z uchodźcami, czyli wybory za granicą
Po 24 lutego 2022 r. Ukrainę opuściły miliony obywateli. Większość z nich, na co wskazują sondaże, chce wrócić do ojczyzny, wielu po zakończeniu działań wojennych (dotyczy to zwłaszcza obwodów, w których toczą się walki oraz rejonów przygranicznych obwodów czernihowskiego, sumskiego i charkowskiego, gdzie niemal codziennie prowadzony jest rosyjski ostrzał). Możemy po tym wnioskować, że w tym gronie znajduje się duża liczba potencjalnych wyborców.
Oznacza to konieczność przygotowania licznych komisji wyborczych dla obywateli rozproszonych w państwach, które przyjęły uchodźców. Będzie to stanowiło ogromne wyzwanie dla ukraińskiego ministerstwa spraw zagranicznych. Komisje dotychczas były otwierane w konkretnych miejscach, głównie w konsulatach. Fakt rozproszenia uchodźców uniemożliwi wielu z nich oddanie głosu. Nawet jeżeli większość postawi sobie za cel zagłosowanie i zaczną się tworzyć kolejki do punktów głosowania to pytanie jak długo będą one musiały być otwarte? A byłyby to pierwsze wybory, w których głos oddany przez Ukraińców za granicą miałby decydujące znaczenie. Czy badania exit poll z ojczyzny wpłynęły by na postawę wyborców czekających jeszcze w kolejce lub zastanawiających się nad oddaniem głosu?
Sami nie znajdujemy się w stanie wojny, ale wybory zagranicą okazały się pewnym wyzwaniem dla organizatorów. Dla Ukraińców jest ono nieporównywalnie większe.
Nowoczesne technologie odpowiedzią na wyzwania?
W teorii można spróbować wykorzystać specjalnie stworzoną aplikację wyborczą na smartfony i inne urządzenia. Zmniejszyło by to „obłożenie” komisji wyborczych, szczególnie w strefie przyfrontowej i zagranicą. Z pewnością skorzystało by z tej możliwości wielu Ukraińców na terenach nieobjętych działaniami wojennymi.
Najpierw jednak należy ją stworzyć i sprawić by była bezpieczna przed atakami hakerskimi. Zagrożenie może też sprawić masowe wykorzystanie telefonów na froncie lub strefie przyfrontowej przez żołnierzy. Czy taka aktywność nie zostanie dostrzeżona przez Rosjan?
Wątpliwa legitymacja do rządzenia
Ostatnia kwestia to możliwość podważenia wyniku wyborów tak przez Rosję jak i Zachód. Dlaczego? Po pierwsze ciężko będzie osiągnąć wysoką frekwencję wyborczą. Średnio od 70% do ponad 80% (jak wskazują wyniki sondażu dwóch ośrodków ukraińskich) obywateli Ukrainy uważa wybory w warunkach wojny za zły pomysł. Możemy więc śmiało przypuszczać, że wielu z nich, jeżeli nie większość, zrezygnuje z udziału w nich. W końcu pod znakiem zapytania stoi możliwość oddania głosu przez wielu uchodźców i żołnierzy.
Rywale Zełenskiego mogą mieć bardzo ograniczone możliwości prowadzenia swej kampanii wyborczej. To dodatkowo zniechęci wielu potencjalnych kandydatów i wyborców. Mogą oni też z tego powodu krytykować sam fakt przeprowadzenia wyborów, więc nawet w przypadku zwycięstwa urzędującego prezydenta pojawią się głosy, że szanse na przedstawienie swego programu nie były wyrównane. Można temu zapobiec likwidując „Zjednoczony Maraton”, którego formuła już się wyczerpała i dzisiaj służy on jako typowa telewizja propagandowa przedstawiająca prezydenta w samych superlatywach, ale i to nie gwarantuje tego, że nie pojawią się głosy o nieuczciwej (z uwagi na dostęp do mediów) kampanii.
Podsumowując plany przeprowadzenia wyborów na Ukrainie w warunkach wojny są złym pomysłem. Próżno spodziewać się z nich legitymizacji władzy. Zamiast tego Zełenski może się narazić na zarzuty, że jest uzurpatorem. I mogą zostać one być wykorzystane choćby przez grupę „Make America Great Again” w Partii Republikańskiej. Wyzwania są z kolei ogromne. Ryzyko dla cywili i żołnierzy jeszcze większe. Stąd decyzja Wołodymyra Zełenskiego by nie przeprowadzać wyborów w następnym roku jest jak najbardziej słuszna. Rozmowy na ten temat powinny zostać odłożone przynajmniej do momentu zawarcia rozejmu z Rosją i rozpoczęcia negocjacji pokojowych.
xiomy
Ulubiony argument dyktatorów - odraczać wybory na wieczne potem.
Fakty
Wybory to doskonały pomysł. Ukraińcy mają prawo do rozliczenia Żeleńskiego
Dr. Pavl Kopetzky
... Bo jest wojna, więc potrzebna jest stabilizacja i ład, tak jak w Polsce źle, że były wybory i zmiana /!?/ władzy. Proste i logiczne. Real Life and War
KrzysiekS
Ukraina jest w gorszej sytuacji niż się o tym mówi. Gdyby USA nawet zmniejszyło finansowanie to dla nich tragedia. Na dodatek ktoś powiedział że kłótnie polityczne w Polsce to dziecinada do tego co dzieje się na Ukrainie tylko tego nie widać. Ogólnie potrzebują spokoju i DUŻYCH pieniędzy z UE osobiście wątpię poza USA nikt ich nie uratuje.
WPRzyb
Żełenski oczywiście boi się głosu ludu, który jest coraz bardziej zawiedziony tym co jest w porównaniu z obietnicami. Nie idzie na froncie tak jak miało być, korupcja szaleje, za chwilę kolejna zapewne ciężka zima. Niestety źle to wróży na przyszłość dla ukraiński żołnierzy obawiam się, że pogoń za sukcesem będzie odbywać się ich kosztem.
Ma_XX
Ostatnio za głupotę dowódców chcących wręczać medale w 128 Brygadzie Piechoty Górskiej dużo żołnierzy zapłaciło życiem, mam nadzieję, że wybory jednak przeprowadzą po wojnie
Vixa
Głupota? Przecież on ich sprzedał...
szczebelek
Wyobraźmy sobie, że wojna nie kończy się przez dekadę i 2032 roku mamy podobny tekst na tym portalu...