- WIADOMOŚCI
- WYWIADY
- ANALIZA
- POLECANE
Generał Nowak: Najtrudniejsze lata Sił Powietrznych [WYWIAD]
Zagrożenia rosną, a nowe siły i środki zaczną się pojawiać dopiero w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy. Jednocześnie inwestycje w obronność i fundusz SAFE dają nadzieję na szybszą i bardziej radykalną poprawę. O sytuacji i perspektywach Sił Powietrznych rozmawiamy z gen. dyw. pil. Ireneuszem Nowakiem, zastępcą Dowódcy Generalnego, a także z pułkownikiem Sebastianem Paluchem, Szefem Oddziału Sprzętu Wojskowego i Rozwoju w Zarządzie Wojsk Lotniczych Inspektoratu Sił Powietrznych i pułkownikiem Pawłem Muzyczukiem, Szefem Zespołu ds. wdrożenia na wyposażenie SZ RP samolotu F-35
Autor. DGRSZ
Maciej Szopa: Panie Generale, gratulujemy przejścia na stanowisko Zastępcy Dowódcy Generalnego. Czy na tym stanowisku można zrobić więcej dla Sił Powietrznych niż dotychczas?
Gen. dyw. pil. Ireneusz Nowak, zastępca Dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych: Uważam, że tak. Wojsko jest strukturą ściśle hierarchiczną i nie ma co ukrywać — miejsce w tej hierarchii przekłada się na zakres sprawczości. Jednocześnie trzeba jasno podkreślić, że nie jest to kwestia działania jednej osoby. Kluczowe znaczenie ma praca zespołowa. Od lat konsekwentnie budujemy silny, kompetentny zespół i wykorzystujemy każdą możliwą okazję, aby jasno artykułować potrzeby Sił Powietrznych.
Domena powietrzna jest bowiem szczególnie złożona. W pełni rozumieją ją przede wszystkim piloci oraz ludzie, którzy na co dzień w niej funkcjonują. Dla osób spoza tej sfery często trudne do uchwycenia są zarówno mechanizmy prowadzenia działań, jak i specyfika naszych potrzeb — sprzętowych, szkoleniowych czy operacyjnych — oraz to, w jaki sposób możemy realnie wspierać kolegów walczących na ziemi.
Nie jest to zadanie łatwe, jednak obecnie w NATO trwa głęboka rewizja planów operacyjnych. Domena powietrzna została w nich wyraźnie uwypuklona. To jeden z kluczowych wniosków płynących z doświadczeń wojny na Ukrainie. Brak przewagi w powietrzu drastycznie ogranicza swobodę działania wojsk lądowych, ale także wpływa negatywnie na funkcjonowanie pozostałych sfer. Wojska Lądowe tracą wówczas swój największy atut — zdolność do szybkiego manewru. Zmuszone są do prowadzenia działań o charakterze pozycyjnym, stając się łatwym celem dla operatorów bezzałogowych systemów bojowych, w tym dronów FPV. Zamiast wykorzystywać manewr i siłę ognia, koncentrują się na przetrwaniu i samoobronie.
Tymczasem to właśnie siły powietrzne zapewniają zdolności ofensywne o realnym znaczeniu strategicznym — zdolne do rażenia celów na głębokości, która może rzeczywiście wpłynąć na potencjał Federacji Rosyjskiej.
Niedawno generał Piotrowski zapytał mnie o priorytetyzację poszczególnych domen. Odpowiedziałem, że rozwój Sił Zbrojnych należy postrzegać w sposób holistyczny. W operacji wielodomenowej każda z nich może w kluczowym momencie odegrać decydującą rolę i przesądzić o powodzeniu działań obronnych. Nie można rozwijać jednej domeny kosztem pozostałych. Równowaga i właściwe proporcje są warunkiem skuteczności całego systemu obronnego.
Szczególnie, że jeżeli powstanie jakaś luka w zdolnościach, to przeciwnik może się zorientować i ją właśnie wykorzystać…
Gen. dyw. pil. Ireneusz Nowak: Dokładnie tak. Jeżeli nie chcemy konfliktu stacjonarnego, zamrożonego na linii styczności bojowej; jeżeli nie chcemy pasa śmierci rozciągającego się na kilkadziesiąt kilometrów od przedniego skraju wojsk — nie możemy dopuścić do takiej sytuacji. Kluczowe jest odizolowanie przeciwnika: uniemożliwienie mu rozbudowy infrastruktury inżynieryjnej, przerzutu logistyki, amunicji, paliwa i żywności, a także ewakuacji żołnierzy.
Częściowo mogą to realizować wojska artylerii — u nas nowoczesne i silne — jednak również one mają swoje ograniczenia. Lotnictwo pozostaje środkiem o największym zasięgu i największym potencjale projekcji siły. Decyduje o tym manewrowość oraz zdolność swobodnego przemieszczania się w obrębie całego teatru działań.
Jest przy tym elementem trudnym do przewidzenia. Ta wojna pokazuje, że każde ześrodkowanie sił lądowych jest zawczasu wykrywane. Lotnictwo natomiast może uderzyć z baz oddalonych setki kilometrów, w praktycznie dowolnym miejscu.
Jesteśmy rodzajem sił z natury dynamicznym — i pracujemy nad tym, aby tę dynamikę jeszcze zwiększyć. Koncepcja ACE (Agile Combat Employment) zakłada, że przeciwnik nie jest w stanie przewidzieć, gdzie nasze komponenty lotnicze aktualnie się znajdują, gdzie będą bazować ani gdzie nastąpi ich odtworzenie zdolności. Minimalizujemy footprint — zarówno czas obecności, jak i skalę komponentu naziemnego — po to, by nie tworzyć dogodnych celów do rażenia ogniowego.
Przez dekady największym atutem Zachodu była przewaga technologiczna. Blok wschodni próbował ją kompensować masowością i saturacją. Dziś ta przewaga NATO nadal istnieje, ale dystans się zmniejsza.
Na początku wojny rosyjskie Su-30 i Su-35 operowały z wyraźnie słabszym uzbrojeniem. Dziś używają już wyłącznie rakiet z aktywnym naprowadzaniem. Pojawiły się bomby szybujące — celne, o dużym wagomiarze. Przeciwnik nie stoi w miejscu. On się uczy i rozwija.
Zobacz też

Pod jakim względem lotnictwo NATO nadal góruje?
Naszą przewagą jest interoperacyjność sojuszu. Potrafimy szybciej domykać kill chain — od wykrycia celu, przez identyfikację i rażenie, aż po ocenę skutków uderzenia. Robimy to szybciej i precyzyjniej. Mamy zdolności, dzięki którym możemy wywalczyć panowanie w powietrzu jako sojusz. Nie jako odizolowane państwa, ale jako sojusz już tak. Naszą przewagą jest też wielodomenowość. Dzięki niej możemy lepiej współpracować i osiągać efekt synergii. To coś czego nasi przeciwnicy nie potrafią.
Płk Paweł Muzyczuk, Szef Zespołu ds. wdrożenia na wyposażenie SZ RP samolotu F-35: Dodałbym, że obecnie potencjał Europy w domenie powietrznej rośnie coraz bardziej. W przypadku F-35 na Starym Kontynencie mamy już około 300 tych platform, w tym relatywnie nieliczne samoloty amerykańskie. Do 2034 roku ta liczba wzrośnie do około 900 F-35 w Europie. To wielki potencjał i będzie wykorzystywany efektywnie. Trwają prace nad tym, żeby poszczególni użytkownicy F-35 nie byli poszczególnymi „wyspami”, tylko żeby ich jednostki były maksymalnie interoperacyjne. Żeby np. jeden operator F-35 mógł bez problemu przyjąć u siebie samoloty tego typu od sojusznika jako host nation, czyli odtworzyć ich gotowość, uzbroić i wysłać na misję z minimalnym bądź bez pakietu logistycznego od przyjmowanego sojusznika i bez jego personelu naziemnego.
Autor. st. sierż. Rafał Samluk/ Combat Camera
Jak zmieniają się sytuacja i zadania Sił Powietrznych w ostatnich latach? Czy pojawiły się jakieś nowe potrzeby, których nie dostrzegaliście wcześniej?
Gen. Nowak: Są potrzeby, które identyfikowaliśmy wcześniej i życie udowodniło, że nasze przewidywania były słuszne. Pojawiły się też nowe zagrożenia. Do samolotów przeciwnika, pocisków balistycznych i manewrujących – czyli zagrożeń o których wiedzieliśmy – konflikt ukraiński dodał drony. Ten typ zagrożenia rośnie i są to systemy różnej wielkości, zasięgów i zastosowań.
To co się wydarzyło w nocy z 9 na 10 września 2025 roku (wtargnięcie rosyjskich dronów nad Polskę – przyp. red.) potwierdziło, że do tych zagrożeń potrzebujemy bardziej elastycznych systemów uzbrojenia na naszych samolotach i bardziej elastycznych sensorów - nie tylko na samolotach, ale w ogóle w systemie obrony powietrznej.
To musi być system wielosensorowy, wieloaspektowy. Który nam zapewni wykrycie w pełnym spektrum domeny powietrznej.
A jeśli chodzi o metody zwalczania dronów?
Czy chcemy i czy stać nas na niszczenie celów niskokosztowych drogimi efektorami czyli rakietami powietrze-powietrze? Są rozwiązania sprawdzone bojowo jak np. APKWS, który już jest stosowany na Ukrainie. Po nocy z 9 na 10 września podjęliśmy więc prace nad tym, żeby system APKWS znalazł się na polskich F-16 i na FA-50 tak ażeby nasze myśliwce były w stanie w sposób niskokosztowy, bardziej masowy zwalczać duże wtargnięcia w przestrzeń powietrzną Polski. Nie możemy sobie pozwolić w dzisiejszej dynamicznej sytuacji na zastosowanie wszystkich pokojowych procedur, w tym zamówień publicznych i powolnego wdrażania do uzbrojenia. Nie ma na to czasu. Tu będą krótsze ścieżki, szczególnie jeśli chodzi o APKWS. To jest system, na którego pozyskanie i użycie musi wyrazić zgodę rząd Stanów Zjednoczonych, ale nie jest potrzebna zgoda Kongresu. Więc liczymy, że to się stanie w ciągu miesięcy, a nie lat jak to typowo w programach FMS się dzieje.
To tylko jeden z przykładów. Nasze myśliwce muszą mieć radary ze skanowaniem fazowym i wpisuje się w to podpisana niedawno modernizacja MLU (Midlife Upgrade) F-16. F-35 z definicji już jest przygotowany do tego. FA-50 z radarem Phantom Strike również z tymi zadaniami powinien sobie radzić.
Rosjanie wykorzystują też zaawansowane środki napadu powietrznego…
Tak, równolegle trzeba też patrzeć na zagrożenia trudne do zwalczania. Np. Rosjanie i Chińczycy bardzo rozwinęli pociski powietrze-powietrze. Standardem dla Rosjan jest dzisiaj wykonywanie lotów z rakietami AA-12, AA-13 (R-77, R-37 – przyp. red.).Udowodnione jest ich bojowe użycie. To ogromne zagrożenie dla naszych myśliwców i wszystkiego co się znajduje w powietrzu. Pamiętajmy też, że Federacja Rosyjska uzupełnia uderzenia dronowe rakietami balistycznymi i pociskami manewrującymi. Do tego też się trzeba przygotować.
Noc z 9 na 10 września pokazała nam też, że w naszym myśleniu o obronie powietrznej ulegliśmy pewnej modzie i stereotypom. Skupiliśmy się na naziemnych systemach obrony powietrznej (SBAD – Surface Based Air Defence). To potrzebne i ważne, ale z natury obrona naziemna ma charakter punktowy. Tak można chronić wybrane bazy, miasta czy infrastrukturę krytyczną. A wrześniowy atak miał charakter strefowy. Przed tym można ochraniać wyłącznie myśliwcami.
Musimy więc tak rozwijać Siły Powietrzne, żebyśmy mogli reagować w sposób adekwatny. Niskokosztowe zagrożenie masowe zwalczać oddziaływaniem także niskokosztowym i masowym. A zagrożenie „hi-endowe” – sposobami zaawansowanymi technicznie. Tu nie ma pola na oszczędności i kompromisy. Albo mamy zdolności i reagujemy, albo nie mamy i jesteśmy bezbronni.
Pozostańmy na chwilę przy rozwiązaniach masowych. Pojawiają się na świecie pomysły, żeby do zwalczania dronów używać samolotów klasy Super Tucano. Czy w Siłach Powietrznych rozważacie takie rozwiązanie?
Myślimy o tym. Będziemy na pewno Super Tucano testować i przyglądać się mu bliżej na początku 2026. Chcemy wyrobić sobie pogląd na ten temat. Obecna wojna polega na kreatywności i adaptacji. Dlatego oceniamy wszystkie możliwości, które są na stole. Tak samo rozważamy dostosowanie do zwalczania dronów samolotów M-28 czy też śmigłowców. Kiedy pojawia się masowe zagrożenie trzeba pod uwagę brać wszystkie dostępne środki.
Sceptycy twierdzą, że bazy polskich Sił Powietrznych na początku wojny i tak zostałyby zniszczone przez przeciwnika. Bierzecie to pod uwagę?
To absolutna bzdura. Jestem świeżo po konferencji w Sofii, gdzie rozmawiałem z zespołem ukraińskich ekspertów, praktyków. Pierwszy mit jest taki, że ukraińskie lotnictwo walczy z drogowych odcinków lotniskowych (DOL – przyp. red.). Ich załogi były szkolone do tego, ale traktują DOL-e jako alternatywną lokalizację a nie rozwiązanie podstawowe.
Ukraińcy korzystają z baz i lotnisk. Rozwinęli zdolności do naprawy ich powierzchni roboczych. W ciągu trzech godzin są w stanie naprawić pas startowy lub drogi kołowania. Sprawiło to, że Rosjanie starają się wyszukiwać i targetować samoloty w schronach. Okazało się jednak, że nawet stare posowieckie hangary, przy odpowiednich technikach maskowania i zabezpieczania, potrafią wytrzymać uderzenie kilku Shaheedów. Przede wszystkim jednak Ukraińców ratuje to, że w sposób dynamiczny przemieszczają się między lotniskami. Ważna jest odległość od przeciwnika, żeby dać czas na reakcję. Wszystko to sprawia, że przeżywalność jest spora i ich lotnictwo działa bezproblemowo.
Autor. Maciej Szopa/Defence24
Czy w Polsce jest rozwijana dzisiaj ochrona baz lotniczych? Ostatnio w Krzesinach widziałem dobrze wyposażonych polskich żołnierzy ochraniających nasze F-16… I co z systemami antydronowymi?
Jest decyzja kierunkowa, żeby odejść od Specjalistycznych Uzbrojonych Formacji Ochrony (SUFO) jeśli chodzi o ochronę baz lotniczych. Nie kontraktujemy już tego. Główne bazy lotnictwa taktycznego są ochraniane przez żołnierzy. To specjalnie szkolone i wyposażone pododdziały, które zajmą się także ochroną antydronową.
Chcemy, żeby bazy miały takie zdolności organicznie. Żeby to nie była usługa świadczona z zewnątrz, przez jakąś inną jednostkę. To ma być na co dzień i to ma być coś nad czym panuje dowódca bazy, żeby miał wpływ na to kogo i jak szkoli. Oczywiście to musi być wpięte w szerszy system. Korzystamy też z usług kolegów z „innych służb”. Tak więc ta ochrona baz jest i zagrożenie jest dostrzegane. Biorąc pod uwagę sieć lotnisk cywilnych w Polsce, istniejące DOL-e i bazy jesteśmy w stanie skutecznie rozpraszać lotnictwo i unikać paraliżującego uderzenia.
Zobacz też

Obecność sojuszniczego lotnictwa w Polsce, na ile to dzisiaj ważne i potrzebne?
To bardzo ważne. Po prawie czterech latach wojny na Ukrainie i funkcjonowania w reżimie prawie pełnej gotowości bojowej - szczególnie jeśli chodzi o lotnictwo taktyczne - odczuwamy skutki przemęczenia tą sytuacją. Nie chodzi tylko o przemęczenie ludzi. Widać złożone procesy, które pokazują, że doszliśmy do pewnej granicy wydolności.
Przy czym cały czas mamy presję modernizacyjną. Wiemy, że prędzej czy później będziemy musieli odstawić F-16 do modernizacji. Przetransferować z czasem część ludzi z Jastrzębi na inne platformy. To skomplikowane problemy. A wymagania stale rosną. Wojska Lądowe są obciążone pilnowaniem granicy, to duże zadanie. Oni jednak mają możliwość rotacji, a u nas ciężar ciągle spada na tych samych ludzi. Kwestie zarządcze też spadają u nas na wąską grupę specjalistów i oni są cały czas permanentnie przeciążeni od czterech lat. Pamiętajmy, że nasze struktury są z roku 2014. Były projektowane na zupełnie inne zagrożenia i tempo operacyjne. Tymczasem mamy za granicą pełnoskalową inwazję.
Na pewno wrześniowe wtargnięcie dronów było przekroczeniem kolejnego progu eskalacyjnego i naszego progu mentalnościowego. Nigdy jeszcze nie użyto w Polsce w czasach pokoju uzbrojenia i myśliwca w celu strącenia obiektu w polskiej przestrzeni powietrznej. To rzecz bez precedensu, która pokazuje, gdzie dzisiaj jesteśmy, a gdzie byliśmy 11 lat temu. To dwa różne światy.
Autor. Maciej Szopa/Defence24
Kiedy ta sytuacja zacznie się poprawiać? W 2026 roku?
Tak naprawdę od 2027. Bo zacznie napływać sprzęt i nowi wyszkoleni ludzie. Już dawno mówiłem, że lata 2025-2026, szczególnie dla komponentu lotnictwa bojowego, będą najtrudniejsze, najbardziej krytyczne. Obecność sojuszników bardzo nam pomaga, odciąża nas. Nie powoduje jednak uwolnienia zasobów w jednostkach bojowych, one są cały czas zaangażowane.
Płk Sebastian Paluch, Szef Oddziału Sprzętu Wojskowego i Rozwoju w Zarządzie Wojsk Lotniczych Inspektoratu Sił Powietrznych: Na pewno obecność sojuszników pomaga w wypracowaniu procedur, bo COP współpracuje z nimi w czasie krytycznych sytuacji. Każdy naród ma swoje procedury, a tutaj musimy współpracować w ramach NATO. Wyciągamy z tego wiele lekcji.
Dalszy ciąg wywiadu, w którym m.in. o planach zakupowych i potrzebach Sił Powietrznych, opublikujemy w poniedziałek





WIDEO: Stado Borsuków w WP | AW149 z polskiej linii | Defence24Week #140