- Wiadomości
250 tys. żołnierzy? Wojsko Polskie potrzebuje przemyślanego wzmocnienia [OPINIA]
Rozbudowa i modernizacja Sił Zbrojnych RP to proces długofalowy, wykraczający poza jedną czy nawet dwie kadencje parlamentu i prezydenta. Warto więc spróbować poszukać takiego konsensusu, w ramach którego działania mogłyby podejmować różne siły polityczne.

W ostatnich tygodniach w Polsce toczy się ożywiona dyskusja, dotycząca dalszych kierunków zwiększania potencjału bojowego Wojska Polskiego. Z jednej strony pojawia się propozycja rządu, dotycząca radykalnego zwiększenia liczebności Sił Zbrojnych RP. Część komentatorów mówi z kolei, że osiągnięcie tego założenia jest mało realistyczne, a dążenie do niego mogłoby spowolnić proces modernizacji technicznej Wojska Polskiego.
Czytaj też: Przygotowanie obronne terytorium Polski: północno-wschodni kierunek strategiczny [OPINIA]
Paradoksalnie jednak, patrząc na padające z różnych stron publiczne deklaracje, warto poszukać „złotego środka” między różnymi wizjami Sił Zbrojnych RP, jakie pojawiają się w przestrzeni publicznej. Nawet gdyby nie oznaczało to pełnego porozumienia wszystkich partii politycznych dotyczącego szczegółów modernizacji, o co z zasady będzie w polskich warunkach trudno, to takie „ramowe” porozumienie byłoby dużym wsparciem dla procesu rozbudowy Wojska Polskiego. A może nawet jest warunkiem,
Wyciągnąć wnioski z historii
Doświadczenia ostatnich kilkunastu lat pokazują, że brak ciągłości planowania i realizacji priorytetów nie tylko modernizacji technicznej, ale i szeroko rozumianej rozbudowy Sił Zbrojnych RP. Przykłady można mnożyć. Przeprowadzony pośpiesznie, w warunkach drastycznych cięć budżetowych pod koniec zeszłej dekady proces profesjonalizacji (a de facto uzawodowienia) Wojska Polskiego doprowadził do tego, że na pewien czas w ogóle zanikło szkolenie nowych rezerw. Rozformowano pewną liczbę jednostek wojskowych, ale te które pozostały w dużej części bynajmniej nie znajdowały się w wysokim stopniu skompletowania, nie mówiąc już o wyposażeniu w nowoczesny sprzęt.
Odwracanie procesu redukcji strukturalnych rozpoczęto de facto w 2014 roku, bo wtedy podjęto pierwsze decyzje o zwiększeniu nakładów na obronę narodową. Co prawda już w końcu 2012 roku przyjęto szeroki Plan Modernizacji Technicznej w perspektywie do 2022 roku, ale w 2013 roku zaliczył on „falstart” z uwagi na cięcia finansowe.
Nowy rząd, który objął władzę po wyborach parlamentarnych w drugiej połowie 2015 roku, zapowiadał wzmocnienie Sił Zbrojnych RP i zwiększenie wydatków na obronność. Pewną część z tych postulatów udało się zrealizować, o czym dalej. Jednocześnie jednak rozpoczęto zakrojoną na szeroką skalę redefinicję priorytetów modernizacji. Z jednej strony – niewątpliwie słusznie – do Planu Modernizacji Technicznej dodano na przykład zapisy o zakupach sprzętu dla nowo formowanych Wojsk Obrony Terytorialnej.
Czytaj też: Siemoniak: Potrzebujemy nie 300-tysięcznej armii, a regularnie ćwiczących rezerw [WYWIAD]
Z drugiej jednak – „ofiarą” kolejnych zmian padł dość zaawansowany program pozyskiwania bezzałogowców dla Sił Powietrznych i Wojsk Lądowych, obejmujący projekty Gryf, Wizjer i Orlik. Choć z tych programów nie zrezygnowano, to wprowadzenie zmian przesunęło je o kilka lat. Nie wiadomo też na przykład, kiedy Wojsko Polskie otrzyma bardzo potrzebny system BMS, choć od „restartu” postępowania upłynęło kilka lat. Co więcej, takie zmiany mogły mieć miejsce nawet w obrębie jednego środowiska politycznego. O ile na przełomie 2017 i 2018 roku program wyboru okrętów podwodnych miał być niemal sfinalizowany, to po zmianie założeń przez obecne kierownictwo MON, został on mocno opóźniony.
Oczywiście można stawiać tezę, że to tylko wybrane elementy Wojska Polskiego, a na zdolności trzeba patrzeć całościowo, ale owych „brakujących” elementów jest mimo wszystko niemało. A wszystkie decyzje, które doprowadziły do luk w zdolnościach (czy to drogą rozformowania jednostek, czy zmian modernizacji opóźniających ten proces) mają jedną wspólną cechę: dużo łatwiej było ogłosić (i wdrożyć) decyzję o redukcjach lub zmianach, niż później budować zdolność.
Przykładem jest budowa 18 Dywizji Zmechanizowanej, mającej – w pewnym stopniu – odtworzyć potencjał, jaki wcześniej miała 1 Dywizja Zmechanizowana. Proces rozformowania 1 DZ zajął maksymalnie dwa-trzy lata, z kolei budowa „Żelaznej Dywizji”, uwzględniając też tworzenie potencjału – będących jej integralną częścią – jednostek wsparcia, potrwa około dekady. A zagrożenia, jak pokazuje chociażby sytuacja na granicy z Białorusią, mogą pojawiać się nagle i niespodziewanie. Dlatego proces rozbudowy i modernizacji technicznej Sił Zbrojnych powinien być realizowany w sposób stabilny, a to wymaga ponadpartyjnego porozumienia.
Koncepcje rozwoju Sił Zbrojnych
MON w ramach nowej ustawy o obronie Ojczyzny zaproponował szereg rozwiązań, mających wzmocnić zdolności operacyjne Sił Zbrojnych RP. To nie tylko zwiększenie ich liczebności do 250 tys. w służbie czynnej (i kolejnych około 50 tys. w Wojskach Obrony Terytorialnej), ale też przepisy mające na celu ułatwienie rekrutacji żołnierzy do służby, ale i utrzymania ich w służbie – na przykład poprzez umożliwienie znacznie szerszego, niż do tej pory awansu żołnierzy z korpusu szeregowych do korpusu podoficerskiego, jak i podoficerów na oficerów. To wreszcie wprowadzenie dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej, rozwiązania w zasadzie niezbędnego, jeśli chcemy w ogóle myśleć o odtwarzaniu systemu rezerw mobilizacyjnych.
Ustawa zawiera również rozwiązania dotyczące dalszego zwiększenia finansowania Sił Zbrojnych RP. O ile wprowadzanie tego rodzaju instrumentów istotnie wiąże się z pewnym ryzykiem dla budżetu państwa, to sytuacja w której po ponad 30 latach pełnej suwerenności w wielu obszarach Wojska Polskiego króluje sprzęt oparty na technologii lat 70. (a czasem i 60.) ubiegłego wieku jest nie do zaakceptowania, a jej poprawa wymaga dynamicznych kroków.
Nie zmienia to faktu, że osiągnięcie ponad dwukrotnego wzrostu liczby żołnierzy zawodowych może być nie do udźwignięcia przez państwo. Obecnie na obronę wydaje się ponad 2,2 proc. PKB, a i tak proces modernizacji technicznej jest spowalniany nie tylko przez długotrwałe procedury, ale i niewystarczającą liczbę środków finansowych. Nawet jeśli istnieją optymistyczne prognozy dotyczące wzrostu polskiego PKB, które pozwalałyby utrzymać takie obciążenie, to powstaje pytanie, czy nie należałoby przygotować się również na gorsze warianty. Oczywiście w grę wchodzi tutaj także demografia i pytanie, czy w ogóle taką liczbę żołnierzy dałoby się przyjąć do w pełni zawodowej służby.

W rozmowie z Defence24.pl były szef MON Tomasz Siemoniak mówił, że byłby otwarty na zwiększenie liczebności armii, do łącznie 150 tys. żołnierzy. I choć był mocno krytyczny wobec założenia jej podwyższenia do 250 tysięcy, to jednocześnie wyraził otwartość na rozwiązania zawarte w projekcie ustawy. Widać więc, że jest pewna przestrzeń do ponadpartyjnego porozumienia, obejmującego także zwiększenie liczby żołnierzy. Powstaje jednak pytanie, jak je osiągnąć oraz jaki powinien być jego zakres.
Liczebność SZ RP – dziś
Warto na początek przytoczyć nieco danych dotyczących obecnego stanu WP. Dziś liczebność Sił Zbrojnych RP to około 110 do 115 tys. zawodowych żołnierzy, plus około 26 tys. żołnierzy Terytorialnej służby wojskowej. W ciągu kilku lat, przy intensywnej kampanii rekrutacyjnej udało się ją zwiększyć o kilkanaście do prawie 20 tysięcy (w 2015 i 2016 roku stan ewidencyjny żołnierzy zawodowych był poniżej 97 tysięcy). Wiemy jednocześnie, że jednostki Wojska Polskiego borykają się z problemami z skompletowaniem. Przykładowo, jak podano w czasie posiedzenia Sejmowej Komisji Obrony Narodowej w maju br. stopień nieobsadzenia etatów w logistyce wojskowej to aż 18 proc. Nie ma też wątpliwości, że niezbędne jest np. sformowanie jednostek wsparcia dla nowo formowanej dywizji, bo trudno zakładać, by po prawej stronie Wisły były tylko jeden pułk artylerii i jeden pułk przeciwlotniczy, w sytuacji gdy mamy kilka kierunków potencjalnych zagrożeń.
Zwiększenie ukompletowania istniejących jednostek, a nawet utworzenie jednostek wsparcia, nie spowoduje jednak wzrostu czynnej armii do aż 250 tysięcy żołnierzy. Warto w tym miejscu przypomnieć, że poprzednią — znaną publicznie — próbą określenia docelowej struktury Wojska Polskiego był przeprowadzony w latach 2016-2017 Strategiczny Przegląd Obronny. W jawnej wersji raportu SPO Koncepcji Obronnej RP założono wzrost liczebności do 200 tysięcy żołnierzy, ale z uwzględnieniem ok. 50 tys. żołnierzy WOT.
Obejmowało to między innymi utworzenie czwartej dywizji wraz z jednostkami wsparcia, ale też rozszerzenie zakresu zdolności istniejących jednostek, jeśli chodzi o formacje rozpoznawcze, logistyczne czy inżynieryjne. W ramach prowadzonych w SPO badań i gier wojennych okazało się bowiem, że formacje Wojsk Lądowych muszą mieć nie tylko silne jednostki bojowe, ale i wsparcie formacji tyłowych. Warto zauważyć, że pewne redukcje potencjału jednostek wsparcia w WL wprowadzono właśnie równolegle z procesem profesjonalizacji SZ RP, wdrożonym około dekady temu, jednak okazało się, że ten potencjał trzeba odbudować. Potwierdził to zresztą szereg prowadzonych ćwiczeń, choćby Dragon-17. Istotne znaczenie ma również utrzymywanie zdolności do przyjęcia wojsk sojuszniczych na teren Polski, co stawia przed całym systemem wsparcia nowe wyzwania.
Czytaj też: Ustawa o obronie ojczyzny pod lupą [OPINIA]
Trzeba też przypomnieć, że tuż przed ujawnieniem Koncepcji Obronnej RP rząd przedstawił projekt ustawy o przebudowie i modernizacji technicznej oraz finansowaniu Sił Zbrojnych zwiększający górny pułap ich liczebności do 200 tysięcy, w tym początkowo 130 tysięcy żołnierzy zawodowych (ostatecznie poziom ten został ustalony na 150 tysięcy). Ustawa przewiduje też – zgodnie z rekomendacjami SPO – stopniowe zwiększanie nakładów na obronę, do 2,5 proc. PKB.
Patrząc na doświadczenia ostatnich lat, ale i potrzeby Sił Zbrojnych RP wydaje się, że zwiększenie liczebności Wojska Polskiego jest niezbędne, natomiast zakres tego podwyższenia pewnie jeszcze długo będzie przedmiotem dyskusji. Nawet jednak jeśli mówimy „tylko” o wzmocnieniu ukompletowania istniejących jednostek i utworzeniu potencjału wsparcia, to liczebność czynnych formacji Wojska Polskiego (bez uwzględnienia WOT) będzie musiała oscylować wokół 150 tysięcy. Ostateczna liczebność Sił Zbrojnych RP powinna być wynikową analiz i symulacji oraz gier wojennych, uwzględniających też możliwości finansowe i demograficzne państwa, prowadzono takie m.in. w ramach wspomnianego wcześniej SPO.
Należy dodać, że Wojska Obrony Terytorialnej, funkcjonujące jako oddzielny rodzaj SZ są potrzebne, wykazał to przebieg pandemii, ale nie tylko. Podobne komponenty w swoich siłach zbrojnych mają państwa położone blisko Rosji (np. Litwa, Norwegia, Szwecja), często opierają się one na ochotnikach, nawet jeśli dane państwo, tak jak trzy wymienione wyżej, mają zasadniczą służbę wojskową.
Formacje terytorialne mają inne zadania, niż klasyczne jednostki Wojsk Lądowych i w państwach znajdujących się w pobliżu obszaru zagrożenia są po prostu niezbędne do skutecznego prowadzenia operacji obronnej. W innym wypadku ich zadania byłyby dodatkowym obciążeniem dla i tak „szczupłych” formacji wojsk operacyjnych.
Trzeba też zaznaczyć, że nawet osiągnięcie do 130-150 tys. żołnierzy w służbie czynnej (poza terytorialną) będzie wymagać bardzo dużego wysiłku, zwłaszcza jeśli uwzględnimy, że duża część żołnierzy będzie obejmować stanowiska specjalistyczne, wymagające szkolenia. A to oznacza, że rozwiązania ułatwiające podjęcie i utrzymanie w służbie, jakie są proponowane, muszą zostać wprowadzone, nawet jeśli nie przyjmujemy założenia dwukrotnego zwiększenia liczebności Wojska Polskiego.
Tak samo musi zostać wprowadzona forma dobrowolnej okresowej służby wojskowej (niezależnie czy będzie nazywana zasadniczą, czy nie). Podobnie rzecz się ma z reformą systemu rezerw i wprowadzeniem formy aktywnej rezerwy. Nie można już zakładać, że – tak jak w czasach służby zasadniczej – system rezerw będzie zasilany co roku na przykład 60 tys. czy 80 tys. przeszkolonymi do służby w wojskach operacyjnych rezerwistami. Co za tym idzie, żołnierze którzy będą przechodzić do rezerwy będą musieli byś szkoleni częściej i bardziej regularnie.
I tutaj dochodzimy do sedna. O ile samo założenie zwiększenia liczebności czynnych Sił Zbrojnych RP do 250 tys. budzi wiele wątpliwości, to sam kierunek jej podnoszenia, jak i wiele z rozwiązań zawartych w projekcie może znaleźć szerokie poparcie. Może więc warto pokusić się o znalezienie „złotego środka”, pewnego rodzaju konsensusu, dzięki któremu przynajmniej większość działań na rzecz wzmocnienia Sił Zbrojnych RP odbywałaby się w ramach szerokiego porozumienia politycznego.
Nawet jeśli takie porozumienie miałoby postać „listy punktów zgodnych i spornych”, wprowadziłoby pewien pożądany element przewidywalności w planowanie rozwoju polskiej armii. Patrząc na doświadczenia ostatnich kilkunastu lat, można stwierdzić, że taka przewidywalność byłaby potrzebna, wręcz niezbędna, do długofalowej budowy zdolności obronnych Sił Zbrojnych RP.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS