Reklama
  • Analiza

Rosjanie mieli szczęście. Falstart wybuchu na Moście Kerczeńskim [OPINIA]

Uszkodzenie Mostu Kerczeńskiego okazało się względnie łatwe. Zawiódł zarówno sam system bezpieczeństwa, jak i podatna na uszkodzenia konstrukcja, która przez wybuch na jednej z dwóch „nitek” dla transportu kołowego spowodowała czasowe zablokowanie praktycznie całej przeprawy, a co gorsza dla Rosji - mogła odciąć również całkowicie Morze Azowskie. Zgodnie z zasadą: jesteś taki odporny, jak twój najsłabszy element.

Most Kerczeński z zaznaczonym, przybliżonym miejscem eksplozji
Most Kerczeński z zaznaczonym, przybliżonym miejscem eksplozji
Autor. Rosavtodor/Wikimedia Commons/CC BY SA 4.0.
Reklama

Wybuch i pożar na moście łączącym kontynentalną Rosję z Krymem jest zaskoczeniem, przede wszystkim dla rosyjskiego społeczeństwa. Przeprawa nad Cieśniną Kerczeńską była bowiem reklamowana przez propagandę kremlowską jako całkowicie bezpieczna, chroniona przed atakiem zarówno spod wody i z powietrza, jak i z lądu – w tym przez akty dywersji. Zastosowane systemy zabezpieczenia okazały się jednak nieskuteczne i to z dwóch najważniejszych powodów.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Po pierwsze, Rosjanie oceniają swoje możliwości obronne analizując zagrożenia ze strony własnego, a nie zachodniego uzbrojenia nowej generacji. Po drugie, twórcy mostu założyli stosowanie zachodnich standardów bezpieczeństwa przy „ruskiej mentalności" osób je wykorzystujących. To zetknięcie się realiów z założeniami mogli wszyscy obserwować na filmach wideo z wielkim wybuchem i pożarem.

Ten przekaz medialny jest tym większy, że eksplozja nastąpiła tuż przed biegnącym pod mostem torem wodnym łączącym Morze Azowskie z Morzem Czarnym. Eksplozja była więc widoczna z Krymu („ku pokrzepieniu serc"), a jej skutki mogą być obserwowane także przez pływające kilkaset metrów dalej okręty i statki.

Reklama
Położenie mostu Kerczeńskiego wg rosyjskiej dokumentacji technicznej
Położenie mostu Kerczeńskiego wg rosyjskiej dokumentacji technicznej
Autor. Archiwum Jarosława Ciślaka/Defence24
Reklama

Co zostało uszkodzone?

Analizując uszkodzenia trzeba przede wszystkim pamiętać, że Most Kerczeński to tak naprawdę dwa mosty stojące na własnych podporach w dużej części o odmiennej konstrukcji. Część drogowa w miejscu wybuchu stoi na stosunkowo niskich, betonowych filarach, w środkowej części przypominającej jeden szeroki, spłaszczony walec. To właśnie na nich były położone dwie odseparowane od siebie, dwupasmowe nitki drogowe, z których jedna zawaliła się w wyniku wybuchu na odcinku dwóch przęseł, a druga pozostała w całości (chociaż nie wiadomo, z jakimi uszkodzeniami wewnętrznymi). Przypuszcza się również, że naruszona musiała zostać podpora, na której łączyły się oba zawalone przęsła. Oznacza to osłabienie na tym odcinku również drugiej nitki drogowej, która na niej leżała.

Reklama
Podpory mostu drogowego, które prawdopodobnie trzeba będzie wymienić przy naprawie dwóch zniszczonych przęseł
Podpory mostu drogowego, które prawdopodobnie trzeba będzie wymienić przy naprawie dwóch zniszczonych przęseł
Autor. YouTube/M.Dura
Reklama

Może więc się zdarzyć, że przy odbudowie tej nitki drogowej konieczna będzie wymiana co najmniej jednego – a prawdopodobnie trzech filarów (dwa skrajne prawdopodobnie zostały również uszkodzone przez urywającą się konstrukcję) oraz dwóch zniszczonych przęseł. Nie wiadomo też, jaki jest stan przęsła sąsiedniej nitki drogowej, na której już puszczono ruch kołowy (na razie pojazdów osobowych i autobusów). Zdjęcia wyraźnie bowiem pokazują, że w miejscu, gdzie wybuchła ciężarówka, jest widoczne uszkodzenie z kilkudziesięciocentymetrowym przekoszeniem oraz urwanymi osłonami. Wymiany tego przęsła może więc być również konieczna.

Wyraźne przekoszenie i urwane bariery na nieprzerwanej „nitce” drogowej Mostu Kerczeńskiego
Wyraźne przekoszenie i urwane bariery na nieprzerwanej „nitce” drogowej Mostu Kerczeńskiego
Autor. Twitter

Teoretycznie w całości pozostał drugi most – kolejowy. W miejscu wybuchu jest on usadowiony na wysokich podporach, które w środkowej części były tworzone przez dwie żelbetonowe kolumny o przekroju kołowym. Na tych podporach położono przęsła z dwiema liniami torów. Co ważne w miejscu wybuchu znajdowały się one powyżej nitek drogowych, ponieważ linia kolejowa musiała być wynoszona w górę do miejsca, gdzie przebiega szlak wodny z Morza Azowskiego na dłuższym odcinku niż trasa drogowa. Teoretycznie tory powinny być więc bezpieczne. W rzeczywistości nie były i wystąpiły na nich dwa rodzaje uszkodzeń.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Po pierwsze w wyniku wybuchu (fali uderzeniowej i odłamków) na moście kolejowym doszło prawdopodobnie do uszkodzeń mechanicznych dolnej partii przęseł. Odłamki nie mogły przecież trafić wybiórczo jedynie w przejeżdżający powyżej pociąg z cysternami. Po drugie, trwający długo (około 4 godziny) i rozprzestrzeniający się pożar paliwa z tych cystern, naruszył wewnętrzną i górną konstrukcję metalową mostu na dwóch przęsłach oraz na łączącej je podporze.

Rosjanie po oczyszczeniu torów ze spalonego składu od razu przepuścili mostem pociąg osobowy i techniczny, by pokazać, że nie został on poważnie uszkodzony. Zdecydowali się jednak w ten sposób na ryzyko nieakceptowalne w państwach technicznie rozwiniętych i trzymających wysokie standardy bezpieczeństwa. Stal poddana wysokiej temperaturze, powyżej 500-600 stopni traci bowiem swoją zdolność do przenoszenia obciążeń. Tymczasem na torowisku stał skład z cysternami co na pewno wpłynęło na znajdujące się poniżej konstrukcje metalowe, w tym na linie torów.

Reklama
Pożar na moście kolejowym musiał uszkodzić jego metalową konstrukcję i to co najmniej w trzech miejscach
Pożar na moście kolejowym musiał uszkodzić jego metalową konstrukcję i to co najmniej w trzech miejscach
Autor. Twitter
Reklama

Powinny być one więc wcześniej sprawdzone i najprawdopodobniej wymienione – w wielu miejscach w całości. Rosjanie tego nie zrobili ryzykując, że również ta część mostu się zawali – podobnie jak runęły wieże World Tarde Center po „wypaleniu" się ich stalowej konstrukcji. Czołgi transportowane w pociągach jadących po torze mogą zrobić dokładnie to samo, co masy betonu w nowojorskich wieżowcach.

Zobacz też

Dodatkowo należy pamiętać, że chodzi o mostową przeprawę morską nad Cieśniną Kerczeńską. Jest to akwen znany z silnych sztormów i wiatrów, szczególnie w rozpoczynającym się właśnie okresie jesienno-zimowym. Może się wiec zdarzyć, że naruszona konstrukcja podpór i mocowań ocalałych przęseł może nie wytrzymać sił natury i pod wpływem przejeżdżającego dodatkowo po nich ciężaru (np. pociągów z czołgami), doprowadzić do kolejnej katastrofy.  

Reklama

Zamach na most: prostsze, niż by się wydawało

Pierwsze informacje, że na Moście Kerczeńskim doszło do przypadkowej eksplozji cysterny bardzo szybko okazały się nieprawdziwe. Po pierwsze wybuchła nie cysterna a ciągnik z doczepionym kontenerem, po drugie wybuch nie był przypadkowy. Do takich wniosków doszli zresztą sami internauci, co świadczy o niefrasobliwym podejściu Rosjanie do procedur bezpieczeństwa i całego śledztwa.

Reklama

W sieci pojawiły się bowiem nagrania z kamer monitoringu, których setki rozwieszono na moście dla potrzeb systemu bezpieczeństwa, nadzoru i kierowania. Tymczasem obraz ten powinien być dostępny tylko dla służb prowadzących śledztwo. Dzięki temu niedbalstwu wiemy jednak, jaki pojazd wjechał na most i skąd pochodził. Pozostały w tym wszystkim dwa pytania. Z punktu widzenia systemu bezpieczeństwa warto się przede wszystkim zastanowić, gdzie załadowano na ciężarówkę wybuchowy ładunek oraz jak to się stało, że z takim ładunkiem przeszła ona „restrykcyjne" procedury bezpieczeństwa – w tym prześwietlenie w specjalnym skanerze.

Zobacz też

Pierwsza odpowiedź jest bardzo trudna, ponieważ pojazd nie jechał najprostszą drogą z punktu A do punktu B, ale w międzyczasie krążył po całym Obwodzie Krasnodarskim. Rosyjscy internauci już odtworzyli jego drogę od godziny 9.30 w dniu 7 października 2022 roku do wybuchu o godzinie 6.15 w dniu 8 października 2022 roku. Podróż pojazdu zaczęła się od miejscowości Pawłowskaja, później były miasta: Kaniewskaja, Armawira, Kropotkin, skąd ciężarówka ruszyła w drogę do Mostu Kerczeńskiego przejeżdżając bez przerwy około 450 km. Było więc kilka miejsc, gdzie można było załadować niebezpieczny ładunek.

Reklama

Kierowca nie musiał wiedzieć, co wiezie, ponieważ właściciel pojazdu zakontraktował przewóz materiałów poprzez stronę internetową od zupełnie obcego dostawcy. Znano więc tak naprawdę jedynie oficjalną nazwę ładunku oraz adres dostawy. Samo krążenie pojazdu przez jedną dobę po Kraju Krasnodarskim dało najprawdopodobniej czas organizatorom zamachu na mówiąc kolokwialnie: „zwinięcie interesu" i zniknięcie, na przykład na terenie znajdującej się odległości około 300 km Gruzji.

Widok z monitoringu na ciężarówkę tuż przed jej wybuchem
Widok z monitoringu na ciężarówkę tuż przed jej wybuchem
Autor. Tweeter

Sam wjazd na most okazał się najmniejszym problemem. Nieprawdą jest bowiem to, że wszystkie pojazdy były dokładnie kontrolowane. W sieci opublikowano np. film w którym rosyjski kierowca ciężarówki uczy swojego kolegę, jak przejeżdżać posterunek kontrolny przy wjeździe na Most Kerczeński. Rosjanin skręcił więc po prostu na lewy pas omijając kilkupojazdową kolejkę, a gdy na jego drodze pojawił się ochroniarz nakazujący mu skręcić w prawo na sprawdzenie, powiedział „Paszoł w pi..." i pojechał prosto ignorując polecenie.

Reklama

Drugim sposobem uniknięcia kontroli jest normalna w Rosji łapówka, która otwiera wszędzie drogę bez długiego przeszukiwania ciężarówek. Trzecim czynnikiem ułatwiającym wjazd na most była rutyna, która stępiała czujność osób kontrolujących na tyle, że po prostu nie chciało im się dokonywać dokładnej kontroli, wewnątrz jakby nie było "Federacji Rosyjskiej".

Zobacz też

Podobno odnaleziono już film, na którym widać jak kontener „wybuchowego pojazdu" jest otwierany i sprawdzany przed wjazdem na most. Robiła to tylko jedna osoba, a dwaj nadzorujący proces, uzbrojeni strażnicy nawet nie podeszli do ciągnika i jego ładunku. Kontrole zrobiono ostatecznie na tyle pobieżnie, że „bomba" pojechała dalej i wybuchła. Nie ma też żadnej informacji, by ciężarówkę sprawdzono skanerem, który ma być podobno na wyposażeniu służb ochrony mostu.

Reklama

Czy bomba wybuchła za wcześnie?

Jest prawie pewne, że wybuch ładunku przewożonego przez ciężarówką nie był zainicjowany przez zapalnik czasowy. Nikt nie mógł bowiem przewidzieć, jak długo będzie trwał przejazd pojazdu do Mostu Kerczeńskiego i ile będzie trwała jego odprawa na punkcie kontrolnym ze względu na kolejkę. O wiele bardziej prawdopodobne jest zastosowanie wyzwalacza analizującego pozycję ciężarówki. Kontener był bowiem przewożony przez nierosyjski ciągnik siodłowy, wyposażony w system nawigacji satelitarnej GPS. Dzięki prostemu systemowi wykorzystującemu telefonię komórkową, widziano więc na zewnątrz cały czas i z dużą dokładnością, gdzie w danym momencie znajduje się pojazd i jakie czynności wykonuje.

Reklama

Najprostszym rozwiązaniem byłoby oczywiście, gdyby doszło do ataku samobójczego, a więc to kierowca decydował o momencie ataku. Jest to jednak mało prawdopodobne i to z trzech powodów. Po pierwsze kierowca nie był: ani Ukraińcem, ani islamskim radykałem. Po drugie jego zachowanie w czasie kontroli nie wskazywało na jakiekolwiek zdenerwowanie, a jedynie na zmęczenie. No i najważniejsze - wybuch na moście nie nastąpił w optymalnym momencie, a tak by było, gdyby inicjował go kierowca.

Zobacz też

Oczywiście nie wiadomo, jaki był rzeczywisty, zaplanowany punkt eksplozji. Jednak od razu można zauważyć, że ładunek eksplodował kilkaset metrów przed najważniejszym miejscem całej przeprawy, a więc wyniesionymi w górę dwoma przęsłami, tworzącymi charakterystyczny dla Mostu Kerczeńskiego, najwyżej położony, most łukowy.

Reklama
Zdjęcie satelitarne Mostu Kerczeńskiego z zaznaczonym, przybliżonym miejscem eksplozji
Zdjęcie satelitarne Mostu Kerczeńskiego z zaznaczonym, przybliżonym miejscem eksplozji
Autor. European Space Agency/Wikipedia
Reklama

To właśnie pod nim przebiega główny tor wodny dla statków i okrętów płynących z Morza Azowskiego na Morze Czarne i odwrotnie. Gdyby więc całą tą metalową konstrukcję udało się zwalić do wody, to nie tylko wyłączono by most, ale również zamkniętoby główne przejście pomiędzy obu morzami dla Floty Czarnomorskiej i statków handlowych (np. z rosyjskim lub ukradzionym z Ukrainy zbożem i węglem). Faktycznie odcięto by więc na długi czas Morze Azowskie. Wybuch był bowiem na tyle silny, że w obudowanej metalowymi elementami przestrzeni dokonałby zniszczeń nie tylko na moście drogowym, ale również na kolejowym, który w części „pod łukami" znajdował się na tym samym poziomie i tuż obok.

Rosjanie mieli więc ogromne szczęście w nieszczęściu, podobnie zresztą jak i działający za wcześnie zamachowcy. W momencie wybuchu, na znajdującym się powyżej torze kolejowym, znajdował się bowiem pociąg z cysternami, co niezamierzenie pozwoliło przenieść efekt eksplozji również na sąsiedni szlak kolejowy. Oczywiście mogło to być zaplanowane, jednak takie intencjonalne zsynchronizowanie ataku na odległość byłoby bardzo trudne, chociaż przy obecnej technice wcale nie niemożliwe.

Reklama

System ochrony czyli „pic na wodę"

Wybuch na Moście Kerczeńskim po raz kolejny pokazał, jak daleko prawda mija się z wszechobecną w Rosji, kremlowską propagandą. Inwestycja, która miała być symbolem wielkości Putina nagle została uszkodzona przez wybuch jednej ciężarówki. Zawiodła więc sama konstrukcja, ale przede wszystkim kosztujący miliony dolarów system bezpieczeństwa.

Reklama

Tak samo mało warty jest prawdopodobnie kompleks zabezpieczeń przed intencjonalnym atakiem wojskowym, stworzony po wybuchu wojny z Ukrainą. Rosjanie założyli bowiem, że ewentualny przeciwnik uderzy na most uzbrojeniem o parametrach zbliżonych do ich własnych rakiet oraz bomb. Dowodem na to może być ogromna barka, obwieszona dużą ilością topornych odbijaczy kątowych, którą rosyjska marynarka wojenna zacumowała w pobliżu mostu nad „azowskim" torem wodnym. Takie odbijacze mają bardzo dużą skuteczną powierzchnię odbicia i rzeczywiście mogą zasymulować duży obiekt metalowy, kryjąc w swoim „cieniu" obiekt właściwy.

Zobacz też

Jest to jednak rozwiązanie dobre w odniesieniu do amunicji precyzyjnej starszej generacji, której analogowa głowica naprowadzająca rzeczywiście może zostać zmylona i przerzucić się na cel pozorny z większym odbiciem radiolokacyjnym. Nowoczesne systemy naprowadzania radarowego pocisków zachodnich są jednak na tyle inteligentne, że nie dają się oszukać i uderzą w obiekt o ściśle określonej charakterystyce. A takiej, konkretnej charakterystyki toporna, „ruska barka" na pewno nie zasymuluje.

Reklama
Autor. Twitter
Reklama

Większość zachodnich pocisków dalekiego zasięgu do ataku na cele lądowe nie wykorzystuje dodatkowo naprowadzającej głowicy radarowej. Taki radar zwiększa bowiem o ponad jedną trzecią koszty pocisku oraz zajmuje miejsce, które można byłoby wykorzystać np. do zwiększenia głowicy bojowej lub zapasu paliwa. Stąd radiolokacyjne systemy naprowadzania stosuje się głównie w amunicji przeciwlotniczej i przeciwokrętowej, natomiast w odniesieniu do stacjonarnych celów lądowych wykorzystuje się przede wszystkim naprowadzanie na pozycję (np. według GPS). Tak działają również wyrzutnie HIMARS i w ich przypadku rosyjska barka byłaby kompletnie nieprzydatna.

System zabezpieczenia Mostu Kerczeńskiego obejmuje także rakietowo-artyleryjskie zestawy przeciwlotnicze. Ukraińskie ataki na lotniska Krymu i port w Sewastopolu pokazały jednak, że rosyjskie systemy przeciwlotnicze nie są skuteczne w odniesieniu do nowoczesnych pocisków zachodnich, atakujących dodatkowo torem balistycznym i z dużą prędkością (jak w przypadku systemów HIMARS). Gdyby więc Ukraińcy mieli amunicję o odpowiednim zasięgu, to ich atak na Most Kerczeński mógłby się zakończyć sukcesem.

Reklama

Nie byłby on jednak na pewno tak spektakularny jak wybuch ciężarówki wyładowanej prawdopodobnie kilkunastoma tonami bardzo silnego ładunku wybuchowego i wykorzystanie wszechobecnego w Rosji bałaganu.

Zobacz też

Reklama
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu
Reklama
Reklama