- Wiadomości
- Wywiady
- Ważne
- W centrum uwagi
"Niemiecki olbrzym" budzi się w nowej strategii bezpieczeństwa?
„Era kanclerza Olafa Scholza być może rozpocznie nowy etap samo definiowania się Niemiec”, mówi w wywiadzie dla Defence24 dr Monika Maria Brzezińska z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW), omawiając nową strategię bezpieczeństwa Niemiec.

Autor. Bundeswehr/Facebook
Piotr Miedziński, Defence24: Jak wyglądała droga obecnej koalicji rządzącej SPD, Zielonych i FDP do stworzenia strategii? Podobno nie było łatwo jej wypracować, a jest to pierwszy tego typu dokument w Niemczech.
Dr Monika Maria Brzezińska, UKSW: Faktycznie można powiedzieć, że wspomniana przez Pana Strategia to swoisty ewenement. Zwracają na to uwagę nawet niemieccy politycy. Dobrze, że taki dokument powstał, bowiem dzisiaj na niektóre kwestie trzeba patrzeć bardziej globalnie, zwłaszcza jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Prace nad Narodową Strategią Bezpieczeństwa trwały dosyć długo. Kiedy powstawał nowy rząd i podpisywano umowę koalicyjną, zakładano, że taki dokument zostanie przygotowany. Pierwotnie miał on być gotowy na początku 2023 roku. Niestety prace przeciągnęły się ze względu na odmienne wizje polityczne poszczególnych partii i instytucji. Spór toczył się głównie między niemieckim MSZ a Urzędem Kanclerskim, a główna linia podziału i dyskusji przebiegała wokół wątku centralizacji i decentralizacji kompetencji w obrębie polityki bezpieczeństwa.
Zobacz też
Cześć polityków opowiadała się za utrzymaniem obecnej formuły organizacji ośrodka decyzyjnego w zakresie polityki bezpieczeństwa, a mianowicie za jej lokalizacją w MSZ. Druga i (chyba zdecydowanie większa) grupa polityczna, reprezentowana przez CDU, CSU oraz FDP, widziała konieczność stworzenia tzw. Rady Bezpieczeństwa Narodowego wzorowanej na modelu amerykańskim. Ostatecznie zwyciężył stary model. Annalene Baerbock nie pozwoliła odebrać sobie wpływu na jedną z kluczowych polityk.
Z drugiej strony, owo opóźnienie w przygotowaniu Strategii wynikało również z zakrojonych na szeroką skalę konsultacji społecznych, na których szczególnie mocno zależało pani minister Annalenie Baerbock. W dyskusję zaangażowani zostali, oprócz polityków i ekspertów, także zwykli obywatele Niemiec, z którymi pani minister spotykała się i dyskutowała podczas licznych warsztatów i debat. Trzeba też pamiętać, że sama forma i materia Strategii nie należały do najprostszych, co wymagało oczywiście czasu.

Autor. Außenministerin Annalena Baerbock/Twitter
Jak postrzegana jest Strategia w Niemczech przez media, niemieckich komentatorów oraz polityków opozycji?
Można powiedzieć, że środowisko niemieckie jednogłośnie uważa, że Strategia Bezpieczeństwa Narodowego była i jest bardzo potrzebna. Da się słyszeć głosy mówiące, iż pojawiła się ona w najbardziej odpowiednim i oczekiwanym momencie, aczkolwiek w moim przekonaniu przygotowano ją zdecydowanie za późno. Strategia powinna być gotowa jeszcze przed inwazją Rosji na Ukrainę. Zresztą o pilnej potrzebie zajęcia się problematyką agresywnej mocarstwowości Rosji od dawna mówili Polacy, ale niestety ten głos został w Berlinie zignorowany.
Niemniej Niemcy cieszą się, że w końcu udało się stworzyć pierwszy w ich historii dokument, który tak kompleksowo obejmuje politykę zagraniczną. Strategia zmienia bardzo wiele w dotychczasowym podejściu i rozumieniu polityki bezpieczeństwa. Niemcy odeszli od niepełnego i przestarzałego modelu postrzegania zagrożenia jedynie w kontekście czynników zewnętrznych. Doświadczenia związane z kryzysem walutowym, migracyjnym, COVID, czy teraz inwazja Rosji na Ukrainę, wyraźnie pokazują, że w zglobalizowanym świecie wszystko się przenika, a konsekwencje kryzysów w jednym końcu świata dotykają państw na drugim jego biegunie. Trzeba być na to gotowym.
Przeglądając tę Strategię, zauważyłem, jak naprawdę wiele wymieniono tam wyzwań: dezinformacja, pandemia, migracja, terroryzm, zagrożenie związane z klimatem. Mowa jest o ryzyku związanym z Iranem i Koreą Północną, ale zabrakło problemu Tajwanu i potencjalnej inwazji na wyspę przez Chiny, której groźba rośnie, a związku z tym napięć w rejonie Indo-Pacyfiku.
Mówiąc o stosunkach międzynarodowych Niemiec z innymi państwami, a zwłaszcza z mocarstwami, należy pamiętać, że algorytmem, którym przede wszystkim kierują się Niemcy, podejmując jakiekolwiek decyzje polityczne, jest ekonomia oraz parametry gospodarcze. I to one zawsze będą kluczowe dla wszelkich przyjmowanych strategii i działań. Zresztą doświadczenie pokazuje, że podobnie było w stosunku do Rosji.
Zobacz też
Niemiecki wskaźnik importu z Chin jest aktualnie na bardzo wysokim poziomie. Jego wartość w 2022 r. wyniosła 106,85 mld euro (w ciągu 10 lat odnotowano prawie dwukrotny wzrost). Również chiński kapitał inwestycji bezpośrednich w Niemczech wyniósł w ciągu ostatnich pięciu lat około 53,95 mld USD, z czego ok. 26,8 mld USD stanowiły przedsiębiorstwa z sektora transportowego oraz chińskie firmy z związane z nieruchomościami i technologią. Te powiązania sprawiają, że Niemcy w swojej polityce wobec Chin starają się być dyplomatycznie "poprawni". Inaczej mówiąc, nie stawiają sprawy na ostrzu noża. Stąd też w Strategii można znaleźć określenia takie jak te, że Chiny to "partner, konkurent i systemowy rywal", co powtarza się w dokumencie kilkukrotnie.
Nie zmienia to w moim przekonaniu faktu, że Niemcy po trudnych doświadczeniach z Rosją są już bardziej świadomi mogących się pojawić problemów na linii Niemcy-Chiny. Oczywiście obawiają się zbyt silnego powiązania i uzależnienia gospodarczego od Państwa Środka, a od lat poszukują (co jest stałym elementem niemieckiej polityki budowania globalnych wpływów) alternatywnych rynków i gospodarek. Jednym z nich jest chociażby cieszący się od lat obszar Afryki, w który Niemcy bardzo dużo inwestują. Obecnie są to przede wszystkim kontakty o charakterze intelektualnym (tzw. soft power), promujące kulturę, język niemiecki oraz liczne stypendia naukowe dla mieszkańców tego kontynentu (np. program DAAD "Przywództwo dla Afryki" współfinansowany przez MSZ). Mają one na celu budowanie fundamentu pod przyszłą infrastrukturę przemysłową. Są to ogromne środki i inwestycje, ale wymagają oczywiście czasu.
Jednak Niemcy z Mali się wycofują. Rozumiem, że bardziej interesuje ich dyplomacja kulturalna w Afryce?
Tak, myślę, że koncentrują się przede wszystkim na soft power i dyplomacji kulturalnej. Ponadto sytuacja polityczna w Mali jest obecnie dość trudna. Państwo to wykazuje silne ciążenie w kierunku Rosji, co z pewnością nie zachęca Niemców do większej współpracy. Zresztą ostatnie doświadczenia nauczyły Niemców ostrożności w relacjach z Rosją. Ponadto trzeba pamiętać, że od zakończenia II wojny światowej niemiecką tradycją jest już nieangażowanie się, czy też duży dystans wobec konfliktów zbrojnych, a obecność rosyjskich najemników, w tym grupy Wagnera w Mali, oczywiście ma na to wpływ.

Zobacz też
Niemniej niemieckie zainteresowanie Afryką jest bardzo wyraźne. Widać je nawet w bezpośrednich kontaktach, rozmowach kuluarowych czy spotkaniach służbowych. Pod koniec kwietnia miałam okazję uczestniczyć w pewnym projekcie o charakterze międzynarodowym, którego celem było integrowanie środowiska akademickiego skupiającego studentów z całego świata. Muszę przyznać, iż największą grupę stanowili przedstawiciele Afryki i Azji. Było sporo osób z Ukrainy, zdecydowanie niewiele z Polski. Dla mnie to też wskaźnik kierunku niemieckich "sympatii politycznych".
Niemcy nie boją się kolejnej powtórki z kryzysu migracyjnego, kiedy Angela Merkel zaprosiła migrantów do Niemiec?
To bardzo ważne pytanie, aczkolwiek chyba bardziej dla obserwatorów z zewnątrz niż dla samych Niemców. Często o to pytam moich znajomych z Niemiec i muszę stwierdzić, że generalnie są bardzo otwarci na migrantów. Argumentują to swoją historią i wielokulturową tradycją, która zawsze, czy też bardzo często, opierała się o tzw. Multi-Kulti. Wielokulturowość ich nie przeraża, jest dla nich bowiem czymś zupełnie naturalnym, a może też swoistą mentalną ucieczką przed powtórką "rasy panów".
Jednak z drugiej strony, ta zbytnia otwartość na inną cywilizację i kulturę może generować niepokoje społeczne, czego Niemcy zresztą też już doświadczyły. Te obawy nie znalazły swojego odzwierciedlania w nowo przygotowanej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego, a szkoda, bo trzeba mieć świadomość, że w przyszłości mogą stać się one przyczynkiem zagrożeń, których Niemcy dziś nie dostrzegają.
Może Pani Doktor rozwinąć? Jakie to zagrożenia?
Chodzi mi tutaj o politykę migracyjną. Oczywiście Niemcy w swojej Strategii odnieśli się do niej, jednak zrobili to lakonicznie, postrzegając migrację w sensie pozytywnym jako pomoc humanitarną i wyraz solidarności międzyludzkiej. Są one oczywiście bardzo ważne i stanowią o naszym człowieczeństwie, ale zabrakło podejścia zdroworozsądkowego. Trzeba mieć na uwadze, że migranci wnoszą ze sobą inny system wartości, inną kulturę, inną cywilizację. Większość z nich to muzułmanie. Czy Niemcy są gotowi, mają jakiś pomysł na takie wyzwanie? Myślę, że nie.
Trzeba też pamiętać, że chrześcijanie są największymi producentami światowego PKB, muzułmanie zaś ich konsumentami. Jeśli zmieni się struktura religijna społeczeństwa niemieckiego, to może to nieść za sobą ogromne skutki gospodarcze. Oczywiście wielu migrantów pracuje, ale wielu, jeśli nie większość, napotyka szereg barier odnośnie posiadanych kwalifikacji językowych czy zawodowych, choć trzeba przyznać, że państwowy system wsparcia w tym zakresie jest w Niemczech dobrze rozwinięty. Jednak nie rozwiązuje wszystkich problemów. Może to w skrajnym przypadku doprowadzić do deficytu produktywności i "przejadania" przez migrantów tego, co wytworzą Niemcy. Władze polityczne powinny być tego świadome i przygotowane na tego typu wyzwania.
Wrócimy do obszaru Indo-Pacyfiku. Nie ma tego mocno zaznaczonego w Strategii, jednak Niemcy kierują wzrok na ten region, wysyłając tam okręty i samoloty czy tworząc dokumenty strategiczne. Jak to podejście wygląda ze strony Niemiec?
We wrześniu 2020 r. Niemcy przyjęły specjalne wytyczne dotyczące Indo-Pacyfiku, który, jak sami przyznają, jest dla nich regionem strategicznym ze względu na ważne szlaki handlowe. Zainteresowanie Niemiec Indo-Pacyfikiem wynika przede wszystkim z faktu, że znajduje się tam dziewięć na dziesięć istotnych portów odpowiedzialnych za światowy łańcuch dostaw, w tym oczywiście do Niemiec. Dla niemieckiej racji stanu to kwestia kluczowa, związana z budowaniem wpływów. Ewentualne ograniczenia w przepływie towarów i usług mocno odbiłyby się w sposób negatywny na niemieckiej gospodarce, a tym samym i na pozycji Niemiec w świecie. Na to nie mogą sobie pozwolić.
Zobacz też
Oczywiście trzeba pamiętać, że region Indo-Pacyfiku jest też obszarem o dużej niestabilności i niepewności politycznej. Znajdują się tam bowiem rosnące w siłę potęgi nuklearne takie jak Indie, Pakistan, Chiny czy Korea Północna. Niemcy nie chcą i nie mogą się ostro wypowiadać, bo wtedy to by oznaczało dramatyczne skutki dla ich gospodarki. A to jest fundament ich potęgi. Jeśli spojrzymy na ten region z perspektywy chociażby tych dwóch aspektów, to będzie jasne, że Niemcom zależeć będzie na poprawności politycznej, łagodnym tonie, a być może polityce ustępstw wobec niektórych państw tego regionu. Widać to dobitnie na przykładzie relacji z Chinami.

Teraz już można zrozumieć, dlaczego w Strategii widnieje określenie Chin jako "partnera, bez którego nie da się rozwiązać wielu najpilniejszych globalnych wyzwań". Myślę, że istnieje duże ryzyko konfliktu miedzy Niemcami i USA, które inaczej postrzegają Chiny.
Niemcy i USA rozmijają się w wizjach światowej polityki bezpieczeństwa już od dłuższego czasu. To normalna gra mocarstw, choć wiemy, że Niemcom wiele brakuje do USA. Nie zmienia to faktu, że każdy musi dbać o swoje interesy. Niemieccy politycy również, a z Chinami łączy ich bardzo wiele, gdyż niemiecka gospodarka jest uzależniona głównie od dostaw metali i strategicznych pierwiastków z tej części świata. 39 na 46 pierwiastków strategicznych dla niemieckiego przemysłu pochodzi właśnie z tego regionu. Oznacza to, że zaledwie 7 pierwiastków Niemcy są w stanie pozyskać z innych źródeł. To bardzo niewiele, biorąc pod uwagę, że są one strategiczne dla niemieckiego przemysłu samochodowego czy produkcji podzespołów bazujących na nowoczesnych technologiach. Ponadto 97% leków, które Niemcy posiadają na swoim rynku, produkowana jest w Chinach, a to także bardzo mocno uzależnia rynek niemiecki od chińskiego. Zatem interesy ekonomiczne zwyciężają nad politycznymi.

Jednak w Strategii zaznaczono potrzebę zmniejszenia przez Niemcy wszelkiej zależności towarowej od innych krajów. Zastanawia mnie też brak ostrożności w stosunku do Chin po tym, jak Rosja dokonała agresji na Ukrainę, mimo ostrzeżeń wielu krajów, w tym Polski.
W głowach niemieckich polityków (przynajmniej u większości) czerwona lampka już się zapaliła. Mają świadomość zagrożeń wynikających z braku dywersyfikacji rynku dostaw. Jednak świadomość problemu to jedno, a możliwości przekierowania możliwości ekonomicznych to drugie. Obecnie największym problem dla niemieckich elit politycznych i gospodarczych jest przestawienie międzynarodowych torów współpracy gospodarczej. Można powiedzieć, że panują tu dwie strategie: pierwsza to nie drażnić Chin i strategicznych partnerów, by dać sobie czas na znalezienie alternatywnych rynków. Z drugiej narastają obawy powtórki casusu z Rosją. Niemcy zdają siebie sprawę, że już raz popełnili błąd i muszą z tego wyciągnąć odpowiednią lekcję. Na ile im się to uda, czas pokaże. Na razie stosują starą taktykę powściągliwości w ocenie, przyjaznego języka i nieco miękkiej polityki wobec Chin.

Wrócimy do Rosji, która została zdefiniowana jako "największe zagrożenie". Czy jest to określenie wynikające z nacisków opinii publicznej po tym, co dzieje się na Ukrainie? A może Niemcy podobnie jak Polacy zaczynają dostrzegać to zagrożenie ze strony Moskwy? Bo w zasadzie w Strategii nie ma informacji o tym, jaką politykę w stosunku do Rosji chcą przyjąć Niemcy.
To jest właśnie jeden z mankamentów Strategii, który podnosiło wielu polityków niemieckich, że jest ona bardzo lakoniczna. Wprawdzie dokument ten wskazuje pewne kierunki, tendencje czy kwestie, ale nie precyzuje już, jakie należałoby podjąć w tym kierunku działania. I podobnie jest, myślę, z Rosją, aczkolwiek uważam, że głosy dotyczące politycznej oceny zachowania Rosji uznać należy za autentyczne. Na pewno miała na to wpływ opinia publiczna, w tym presja światowa, zwłaszcza ze strony Polski, ale i gospodarcze konsekwencje relacji z Rosją. Niemcy rzeczywiście zrozumieli, choć w nieco brutalny sposób, konsekwencje zbyt silnego "przywiązania" do Rosji. Zmianę w relacjach Niemcy-Rosja widać w moim przekonaniu w działaniach obecnego ministra obrony Borisa Pistoriusa, który jest zdecydowanie konkretniejszy niż jego poprzedniczka. Jednak na ile wnioski te przełożą na praktykę, czas pokaże. Decydujący będzie, jeszcze raz to powtórzę, przelicznik ekonomiczny.
Zobacz też
W strategii też pada określenie, że Unia Europejska jest traktowana nie tylko jako projekt pokojowy, ale także geopolityczny. Co Niemcy przez to rozumieją?
W moim przekonaniu Niemcy pragną w ten sposób wskazać, a może nawet zasugerować konieczność zmiany paradygmatów definiujących współczesną UE. Do tej pory projekt integracyjny opierał się o wspólny system przekonań czy wartości. Jednak ten model zaczyna po mału odchodzić do lamusa, chociażby poprzez wzmożone ruchy migracyjne w Europie i mieszanie się kultur. Wprawdzie Niemcy w swojej polityce przede wszystkim kierują się interesem ekonomicznym, ale struktury polityczne znacznie ułatwiają rozszerzanie wpływów. Można tu wskazać chociażby na możliwość zawierania umów międzynarodowych i prowadzenia polityki zagranicznej, co już jest w UE praktykowane, ale ciągle mało przejrzyste. Kto i za co odpowiada?
Definiowanie UE jako projektu geopolitycznego oczywiście wymaga ogromnych zmian w obrębie systemu politycznego UE, w tym przede wszystkim rewizji obecnych traktatów. Ponieważ praktyką niemiecką jest, że realizuje ona własne interesy narodowe pod "płaszczem" UE, takie stwierdzenie bynajmniej nie dziwi. Mistrzynią owego kamuflażu była Angela Merkel, u której trudno było dopatrzeć się odniesień do interesów narodowych Niemiec. Była kanclerz zawsze powoływała się na dobro UE, jej obywateli i państw członkowskich. Bynajmniej nie przeszkadzało to jej dbać o interesy swojego kraju. Zatem w moim przekonaniu, owo określenie "projekt geopolityczny" ma na celu otworzenie Niemcom większej możliwości oddziaływania w skali globalnej. Wzmocnienie, zwłaszcza polityczne, UE jako międzynarodowego gracza, może im to zapewnić. Oczekiwałabym zatem w niedługim czasie szeregu nowych propozycji płynących z niemieckiego ośrodka decyzyjnego dotyczących reform politycznych UE.

Autor. Bundesregierung/Steffen Kugler
Czytając Strategię, zauważyłem, że Niemcy chcą brać odpowiedzialność za pokój, bezpieczeństwo, klimat, ale w takim wymiarze regionalnym czy globalnym. Jednocześnie Niemcy mają też, jak napisali w Strategii, plany i ambicje bycia stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ w ramach szerszej reformy tego gremium. To mnie zaskoczyło.
To jest bardzo dobra uwaga, pewien ewenement, coś, na co warto zwrócić uwagę. Do tej pory w niemieckiej polityce, zwłaszcza za czasów Angeli Merkel, było tak, że nie nazywano działań niemieckimi, tylko europejskimi. Teraz rzeczywiście ten dokument odnosi się imiennie do roli Niemiec jako gracza, czy to w skali regionalnej, czy też globalnej. Wynika to po części z licznych głosów międzynarodowych, wzywających Niemcy do wzięcia odpowiedzialności politycznej za sytuację w regionie. Jest to zatem swoista presja środowiska międzynarodowego. Do tej pory Niemcy wzbraniały się przed taką rolą, mając w pamięci własne doświadczenia I i II wojny światowej. Stąd też ukuty został przydomek określający Niemcy jako olbrzyma na glinianych nogach. W pewien sposób zmianę narracji starał się wprowadzić już kanclerz Gerhard Schröder. To on jako pierwszy powojenny przywódca Niemiec odważył się mówić o Niemczech jako o potędze i mocarstwie. Ton ten zdecydowanie łagodziła Angela Merkel, starając się nie drażnić innych państw. Era kanclerza Olafa Scholza być może rozpocznie nowy etap samodefiniowania się Niemiec, dlatego warto uważnie przysłuchiwać się retoryce niemieckich polityków.
Zobacz też
Co by Pani wyróżniła w tej Strategii? Co jest dla Pani zaskoczeniem i dużym plusem, a czego zabrakło?
Podejmując się oceny Strategii, zaczęłabym może nie tyle od aspektów merytorycznych, ile przyjętego podejścia do niej. Trzeba podkreślić, że Strategia Bezpieczeństwa Narodowego jest pierwszym w historii Niemiec dokumentem opracowanym w tak kompleksowy sposób. Mam tu na myśli zarówno podjętą tematykę, jak i grono zaangażowanych w jej przygotowanie osób, gremiów i instytucji. Pozytywne z pewnością jest wieloaspektowe podejście i zwrócenie uwagi na fakt, że bezpieczeństwo należy dzisiaj rozumieć szeroko, nie tylko w kontekście zagrożeń zewnętrznych, ale także wewnętrznych, w tym swoistej przenikalności procesów i zjawisk w zglobalizowanym świecie.
Takie holistyczne spojrzenie nie powinno dziwić, bowiem Niemcy lubią patrzeć integralnie na niektóre sprawy, ale zaskoczeniem może być fakt, że uczynili to dopiero teraz i akurat odnośnie Strategii. Niemniej fakt owego nowego podejścia do polityki wzbudził wiele emocji w środowisku politycznym. Jest to też wielka zaleta tej Strategii, choć z drugiej strony i wielki mankament. Jeżeli mówimy o wszystkim, to trudno znaleźć miejsce na szczegóły. Rodzą się zatem kolejne obawy, co z konkretami. Chodzi głównie o środki finansowe na realizację przewidzianych w Strategii działań. O tym w dokumencie nie ma mowy.

Autor. Bundeswehry/Maksymiliana Schulza
Na pewno nieco mnie zaskoczyła, ale przyznam i ucieszyła, wzmianka dotycząca przestrzeni kosmicznej. Do tej pory była ona zdecydowanie marginalizowana, choć świat biznesu i nowoczesnych technologii wyraźnie sugerował konieczność podjęcia tej tematyki. Jeśli kwestia regulacji w zakresie eksploracji kosmosu nie zostanie uporządkowana, może to być najkrótsza droga do nowego, międzynarodowego konfliktu.
W Strategii znalazła się również jedna wzmianka dotycząca sztucznej inteligencji. W moim przekonaniu to zdecydowanie za mało jak na taki dokument i zagrożenia, o których mówi się już dzisiaj w kontekście AI. Ogólnikowość podejścia do tego zagadnienia budzi niepokój. W moim przekonaniu jest to jeden z najważniejszych punktów, a nawet powiedziałabym, że ważniejszy niż cyberbezpieczeństwo. Zmarginalizowanie tego tematu oceniam jako spory błąd. Być może Niemcy planują przygotować jakąś dodatkową strategię, czy też wytyczne związane z tym obszarem, ale na razie nic na ten temat nie wiadomo. Zabrakło również wątku zagrożeń cywilizacyjno-kulturowych. Niemcy, o czym mówiliśmy już wcześniej, nie dostrzegają tych problemów, a trzeba pamiętać, że każdy medal ma dwie strony i może okazać się, że dla Niemców jest już za późno.

Autor. Bundeskanzler Olaf Scholz/Twitter
Również zauważyłem te ogólnikowość, zwłaszcza w kontekście przeznaczenia 2% PKB na obronność. Nie wyjaśniono, jak Niemcy zamierzają pozyskać te środki. W komunikatach niemieckich mówi się raczej o uzyskaniu zbilansowanego budżetu i cięcia w inwestycjach. Więc skąd wziąć pieniądze?
Tego nie wiadomo. Cały czas wracamy do krytyki, która dotyczyła Strategii. Wspomniane 2% PKB to około 54 miliardy euro. Daje to ogromną kwotę, stąd też obawy niemieckich polityków o źródło pieniędzy na ten cel. Póki co pozostaje to w sferze pytania retorycznego.
Zobacz też
Wracając jeszcze do Strategii, pojawia się jeszcze jeden problem. Część polityków widzi konieczność powszechnej mobilizacji wojskowej, zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn. To również będzie generowało dodatkowe koszty.

Autor. Bundeswehr/Facebook
Ciekawe natomiast jest jeszcze inne stwierdzenie, które coraz częściej pojawia się w retoryce niemieckiej, a mianowicie mówienie o bezpieczeństwie jako o procesie angażującym każdego obywatela. Chodzi tu raczej o budowanie powszechnej świadomości odpowiedzialności za środowisko i mądre nim gospodarowanie na każdym poziomie.
Czy w niemieckim społeczeństwie nie ma obawy, że ekstremizm wejdzie do niemieckiej armii? Rośnie poparcie społeczne dla AfD. Czy różnice kulturowe przyniesione przez migrantów nie przenikną do armii, gdy zostaną obywatelami niemieckimi?
Do armii na dzień dzisiejszy mają dostęp tylko obywatele niemieccy. Aczkolwiek jeśli chodzi o inne służby mundurowe, np. policję, to może to generować pewne konflikty, bowiem migranci są już włączani do służby ze względu na deficyt funkcjonariuszy. Oczywiście każdy kandydat musi przejść etap weryfikacji i selekcji, ale jak doświadczenie pokazuje, nie są one zbyt efektywne.
Zobacz też

Autor. Bundeswehr/Facebook
Natomiast jeśli chodzi o pobór do armii niemieckiej, to pierwszym takim filtrem jest warunek posiadania obywatelstwa niemieckiego. Do tej pory jego pozyskanie było bardzo trudne, ale Niemcy znaczące zmodyfikowali prawo nabywania obywatelstwa i ścieżka do jego uzyskania stała się zdecydowanie prostsza. Jeśli Niemcy zdecydują się otworzyć armię na migrantów w większym zakresie, będą musieli zastanowić się nad konsekwencjami. Ta wizja jest jednak mało realna ze względu na wymogi formalne. Niemniej doświadczenia w rekrutacji kandydatów na policjantów powinny dać do myślenia, zwłaszcza że krytyka Strategii dotyczyła również zignorowania głosu tych krajów związkowych, które miały wiele do powiedzenia w zakresie służb policyjnych. Jest to kolejny deficyt dokumentu, o którym głośno, a nawet z żalem mówi wielu premierów poszczególnych krajów związkowych.
Zobacz też
W strategii jest dużo o współpracy z USA, Francją, ale brak tam Polski. Częściej wymieniają NATO i UE. Niemcy znowu nie zauważają Polski i "wschodniej flanki", gdzie to określenie nawet nie pada. Z czego to wynika?
Nie dziwi mnie to z tego względu, o którym już też trochę wspominałam, a mianowicie że Niemcy nas nie widzą. Oni patrzą z perspektywy swojej mocarstwowości i sięgają wzrokiem inne potęgi: właśnie Rosję czy Francję. Polski w zasadzie nigdy, albo prawie nigdy nie uważali za równoprawnego partnera. Po pierwsze, bo jesteśmy mniejsi, a po drugie, inaczej definiujemy interes narodowy i własną politykę. Polacy patrzą przede wszystkim przez pryzmat wartości i własnej tożsamości. Dla Niemców, jak już wspominałam, ważniejsze są parametry ekonomiczne i takich partnerów poszukują.

Autor. Bundeskanzler Olaf Scholz/Twitter
Druga rzecz - Niemcy nie chcą już pośredników w stosunkach regionalnych, bowiem sami siebie nazywają i postrzegają jako pomost między Europą Zachodnią a Wschodnią. Kiedyś się mówiło, że to Polska jest tym łącznikiem. Jednak dzisiaj Niemcy preferują bezpośrednie kontakty z poszczególnymi krajami i silnie się tego trzymają.
Dziękuje za rozmowę.
Dr Monika Maria Brzezińska - Politolog w katedrze Stosunków Międzynarodowych i Studiów Europejskich Instytutu Politologii UKSW w Warszawie. Wieloletnia koordynatorka Polsko-Niemieckiej Akademii Letniej w Berlinie, autorka publikacji związanych z tematyką niemiecką i europejską. W obrębie jej zainteresowań pozostają również: pozycja i rola RFN w stosunkach międzynarodowych, kształtowanie się tożsamości Niemiec i Niemców od momentu Zjednoczenia do dziś, problematyka deutsche Frage i percepcja mocarstwowości RFN w Europie i na świecie. Prezes Zarządu Collegium Interethnicum od 2019 r.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS