Reklama
  • Opinia
  • Analiza

Zachód musi być pewny siebie wobec rosyjskich gróźb [OPINIA]

Na łamach „The Wall Street Journal”, w tamtejszym dziale opinii pojawił się interesujący komentarz autorstwa Johna R. Deniego. Wspomniany wykładowca na US Army War College oraz analityk Atlantic Council zastanawia się w nim, co by finalnie dla Rosji Putina oznaczała decyzja o dokonaniu uderzenia militarnego na Ukrainę. Jego diagnoza jest mało optymistyczna, ale co najważniejsze z naszej perspektywy, jeśli chodzi o możliwości obecnie rządzących na Kremlu, nie zaś Zachodu. Przy jednak podstawowym założeniu, że umowny Zachód nie da się zastraszyć i wciągnąć w plan rosyjskich kręgów decyzyjnych względem obecnej sytuacji. Plan odnoszący się oczywiście do samej Ukrainy, ale o sile rażenia skoncentrowanej na szeregu państw NATO i ich partnerów w rejonie umownej flanki wschodniej.

Autor. Fot. Mil.ru

Rosja nie od dziś gra kartą agresji wojskowej lub innej formy użycia siły w relacjach ze swoimi sąsiadami, przede wszystkim na kierunku europejskim. Jest to co naturalne wynikiem zmniejszonych, szczególnie względem okresu funkcjonowania ZSRS innych możliwości w zakresie realizacji własnych celów strategicznych Kremla. Wobec tego nie może zaskakiwać, że dla ekipy rządzącej w Rosji wojsko pozostaje niejako jednym z dwóch, tuż obok surowców naturalnych elementów do rozgrywania kluczowych relacji i podbudowywania własnej pozycji międzynarodowej. To w jakimś stopniu dotychczas, trzeba powiedzieć wprost, działało całkiem dobrze, z perspektywy Kremla. Gdyż, chociażby niemiecka zasada „biznes jak zwykle" czy też zajmowanie się Stanów Zjednoczonych działaniami na Bliskim Wschodzie i w Afganistanie dawało asumpt do większej swobody strony rosyjskiej.

Lecz wszystko zaczęło się zmieniać w ostatnich czasach, wraz z ulepszeniem się konstrukcji NATO, zwiększeniem się świadomości o rosyjskich celach strategicznych, a przede wszystkim zapowiadanym powrotem do zasad gry, znanych z XIX i XX w., gdzie punktem odniesienia byli aktorzy państwowi, nie zaś Al-Kaida czy Daish. Stąd też już zupełnie inne przyjmowanie rosyjskich zasad gry, bazujących na słabszych stopniach wymuszania na Zachodzie spolegliwości przez chociażby jedynie głośne manewry wojskowe czy groźby werbalne. Kreml tym samym, decyduje się na o wiele groźniejsze formy działania w postaci chociażby bezpośredniej koncentracji silnego zgrupowania wojsk na granicy z Ukrainą. I tu pojawiają się oczywiście pytania do czego to może doprowadzić.

Zobacz też

Zdaniem Johna R. Deniego Rosja rzeczywiście może wywołać masowe reperkusje na Zachodzie poprzez chociażby wygenerowanie masowej migracji, uciekających przed wojną. Jak również w pełni zdestabilizować bezpieczeństwo w Europie, co będzie niosło za sobą koszty polityczne, społeczne, ekonomiczne i militarne dla wszystkich państw. Czyli przywołać wszystkie obawy jakie nadal pojawiają się wokół przywykłych do pewnego komfortu strategicznego bezpieczeństwa europejskich społeczeństw. Należy dodać, że częstokroć o tym mówimy w Polsce jako o elemencie definiowania postaw Zachodniej Europy vel starych członków NATO/UE. Jednakże, należałoby się zastanowić na poważenie czy i w 2021 r. również polskie społeczeństwo nie przypomina społeczeństw, zachodnioeuropejskich. Można jedynie zastanawiać się jaki efekt niosłaby obecnie debata nt. potrzeb mobilizacyjnych i szybkiego szkolenia rezerw wojskowych, kosztem komfortu życia, nie wspominając o potrzebach przygotowania się całościowo do warunków innych niż te znane z okresu datowanego od czasu wejścia do NATO w 1999 r.

Ewentualne zajęcie dużej części Ukrainy przez Rosję może spowodować potrzebę wzmocnienia przez Polskę systemu rezerw. Na zdjęciu czołg T-72M1R
Ewentualne zajęcie dużej części Ukrainy przez Rosję może spowodować potrzebę wzmocnienia przez Polskę systemu rezerw. Na zdjęciu czołg T-72M1R
Autor. Fot. st. kpr. Aleksander Perz/18 DZ

Tak czy inaczej, wracając do tekstu w „The Wall Street Journal" musimy zaakceptować, że Rosjanie są w stanie pójść na przysłowiowe zwarcie z Zachodem, widząc wszystkie konsekwencje płynące z użycia siły i przekroczenia kolejnego już progu definiującego zróżnicowaną aktywność militarną. Kolejnego, bowiem w 2014 r. dokonali już agresji na suwerenne terytorium Ukrainy czyli Krym, ale starając się to maksymalnie kamuflować. Analogicznie, użytkując swoje zasoby w walkach po stronie tzw. separatystów. Przy obecnej koncentracji sił zbrojnych przy granicach z Ukrainą, takie nawet najbardziej abstrakcyjne formaty kamuflażu jak przysłowiowe „zielone ludziki" czy też oddziały samozwańczych republik ludowych nie będą miały miejsca. Odium inwazji lub ograniczonego uderzenia spadnie bezpośrednio na Rosję jako podmiot prawa międzynarodowego. Aczkolwiek można wątpić już teraz czy zostanie to wprost wskazane przez Radę Bezpieczeństwa ONZ w związku z potencjalną postawą Chin i wysoce prawdopodobnym wetem wszelkich rezolucji. Lecz nawet bez tego, to wprost Rosja i jej wojska będą tymi, którzy w mniejszym lub większym stopniu dokonują agresji sąsiedniego państwa i naruszają jego suwerenność.

Trzeba zauważyć, że J.R. Deni widzi potrzebę zrozumienia, że Zachód ma dzięki temu podstawy pod to, aby teraz utwardzić swoją postawę wobec rosyjskich roszczeń. Albowiem strona rosyjska grając bardzo wysoko, jeśli chodzi o groźbę użycia siły ogranicza swój zakres możliwych działań dyplomatycznych. Odchodząc od długofalowych działań dezintegracyjnych w białych rękawiczkach, korzysta z otwartej i brutalnej siły. Taki format szantażowania państw NATO i Ukrainy może obrócić się przeciwko obecnie rządzącym na Kremlu. Albowiem, w przypadku potrzeby wycofania skoncentrowanych na granicach z Ukrainą sił, bez większych ustępstw Zachodu, pojawia się możliwość wizerunkowego osłabienia władzy.

Zaś nie od dziś wiadomo, iż wiele z form aktywności polityczno-wojskowej Rosji właśnie w takich przypadkach ma na celu w znacznym stopniu wzmacnianie przekazu do wewnątrz kraju. Poniesione koszty finansowe skomasowania takich sił to jedno, a efekt wobec obywateli to drugie. J.R. Deni zauważa również, iż nawet w przypadku najtragiczniejszego scenariusza w postaci wybuchu otwartego konfliktu Rosjanie nie mogą oczekiwać strategicznych efektów, zgodnych z ich planami długookresowymi.

Może dojść do jeszcze większej konsolidacji państw europejskich, ale w skali o wiele większej niż ta po 2014 r. Prezydent Putin mógłby wówczas stracić swoje (zapewne spore, patrząc po radach nadzorczych pewnych firm surowcowych, nie mówiąc też o frakcjach prorosyjskich polityków) aktywa na Zachodzie, co bezpośrednio przełożyłoby się na brak przychylności politycznej wobec Rosji. Kreml może straszyć ograniczeniem komfortu życia na Zachodzie, ale jak już go ograniczy to może spotkać się z reakcją nie do końca kontrolowaną z punktu widzenia własnych celów. Dodać można do tej diagnozy, że nie jest wykluczone, iż część stronnictw politycznych starałaby się wówczas podpiąć pod kryzys wywołany przez stronę rosyjską. Mówiąc zaś obrazowo, wszelkie problemy ekonomiczne, postcovidowe, społeczne, itd. stałby się w oczach polityków naturalnym pokłosiem aktywności wojskowej Rosji. I pytaniem otwartym byłoby czy społeczeństwa, nawet te najbardziej pacyfistyczne i prorosyjskie, przyjęłyby formułę szantażu rosyjskiego.

W tak otwartej sytuacji, gdy wojska rosyjskie wkroczyłyby na oczach świata na terytorium suwerennej Ukrainy, raczej powtórzenie manewru kanclerz Angeli Merkel z blokowaniem sprzedaży sprzętu obronnego Ukrainie byłby bardzo trudny do powtórzenia. Szczególnie, że wówczas sytuacja bojowa wykazałaby wprost, że zarówno karabiny antysprzętowe i systemy antydronowe to systemy obronne, ratujące życie broniących się żołnierzy ukraińskich. Trzeba zakładać, że sprzężenie zwrotne w przypadku agresji rosyjskiej mogłoby objąć rosyjskie działania poza samą Europą. Dając asumpt do mocniejszej odpowiedzi Francji na rosyjską ekspansję w Afryce, wywieranie silniejszej presji na odbiorców rosyjskiego uzbrojenia na Bliskim Wschodzie i w Azji, etc. Rosja gra swoją obecnością międzynarodową, ale jednocześnie to stwarza również większe pole do kontrakcji w przypadku podjęcia przez nią wrogich operacji w Europie.

Zobacz też

Co więcej, naturalnym elementem byłaby kolejna fala restrykcji ekonomicznych. Zaś wiara i przekonanie, że strona rosyjska byłaby w stanie bez problemów wewnętrznych przetrwać silniejsze sankcje jest zdaniem J.R. Deniego zbyt optymistycznym twierdzeniem. Trzeba dodać, że mogłoby to uderzyć również w filary surowcowego eksportu i przełożyć się na zamożność tych, którzy czerpią największe zyski z takiego, a nie innego wymiaru rosyjskiego systemu polityczno-ekonomicznego. Trudno jest przypuszczać, że kremlowska elita, dobrze uwłaszczająca się na symbiozie państwa, służb specjalnych, wojska i biznesu, widzi potrzebę znacznego obniżenia własnego standardu życia. Oczywiście kosztem zajęcia i okupacji ukraińskiego terytorium, a także zaognienia sytuacji z Zachodem do stopnia niespotykanego nawet w obliczu 2014 r. Przypomnijmy, że po stronie rosyjskiej próżno jest szukać tego masowego wymiaru ideologicznego, który pchał w okresie zimnowojennym do wizji „wyzwolenia mas na Zachodzie" nawet kosztem wyrzeczeń własnego społeczeństwa. Szczególnie, że pewnego rodzaju obraz prosperity został wybudowany w przestrzeni rosyjskiej poprzez dostęp do mediów, konsumpcję dóbr i dla części Rosjan również wizyty zagraniczne.

Oczywiście ważna jest wiara we własną siłę, armię oraz pozycję międzynarodową, ale czy to już w XXI w. jest wystarczające do narzucenia sobie gigantycznych wyrzeczeń ekonomicznych, także po stronie zwolenników ustroju z Władimirem Putinem w jego centrum? Nie bez przyczyny już po 2014 r. pojawiają się przecież pytania o realne koszty zajmowania Krymu, a także pompowania środków finansowych w utrzymywanie separatystycznych bytów w Donbasie. Powinno się zakładać również inne aspekty tego rodzaju konfliktu, wynikłe z myślenia wielodomenowego. Dziś, analizy koncentrują się na straciu czołgów, samolotów, piechoty oraz zajęciu danego terytorium. Lecz pamiętajmy, że rosyjska agresja (poza dotychczasowym zajęciem Krymu i destabilizacją Donbasu) mogłaby spotkać się z masowym kontruderzeniem w domenie cyber. Wikłając Rosjan w działania ograniczające ich zależność od systemów teleinformatycznych, wpiętych w sieci międzynarodowe. Oczywiście Moskwa szykuje się na podobne sceanriusze wojenne, ale pytanie czy uderzenie na Ukrainę byłoby tak ważne, aby zastosować takie ekstraordynaryjne środki.

Także, samo spojrzenie wojskowe, na potencjalne bezpośrednie użycie siły zdaniem J.R. Deniego powinno nas utwierdzać w przekonaniu, że wobec rosyjskich brutalnych gróźb trzeba się zachowywać bardzo asertywnie. Rosjanie są oczywiście w stanie pokonać w wymiarze pełnoskalowym siły ukraińskie, ale pytanie jakim kosztem staje się kluczowe. To właśnie sedno zrozumienia obecnej polityki odstraszania, która jest budowana w oparciu o transformację sił zbrojnych Ukrainy, ale też jej służb mundurowych i specjalnych. Rosjanie już w walkach w Donbasie mogli ponieść straty, które były widoczne dla części opinii publicznej. Przypomnijmy chociażby sprawę szybkich pochówków, nie wspominając o użytkowaniu mobilnych krematoriów, tak aby rodziny nie dowiadywały się o obrażeniach bojowych zabitych żołnierzy. Skala obecnej konfrontacji z nową armią ukraińską mogłaby nieść szokujące dla nawet rosyjskiego społeczeństwa dane o stratach bojowych (zabici i ranni).

Transportery na Ukrainie
Transportery na Ukrainie
Autor. MO Ukrainy/Twitter

Co więcej, cały czas pytaniem otwartym pozostawałoby jak podejść do okupacji nowych terytoriów. Jak odpowiedzieć na wysoce prawdopodobne działania partyzanckie, sabotażowo-dywersyjne w nowych obszarach okupowanych. J.R. Deni nie pisze o tym, ale trzeba uznać, że ponownie pojawiłaby się potrzeba wpompowania w rejony zajęte gigantycznych kwot na odbudowę (jak to miało miejsce np. w momencie zajęcia Czeczenii po II wojnie czeczeńskiej). Zaś wszystko to działaby się w sytuacji zapewne znacząco malejących możliwości ekonomicznych kraju, pozostającego pod presją ekonomiczną.

Zobacz też

Konkludując, trzeba zauważyć, że takie głosy jak J.R. Deniego na łamach opiniotwórczych periodyków w Stanach Zjednoczonych są ważnym elementem dekonstrukcji rosyjskich planów neoimperialnych. Ukazują bowiem, że to Kreml, co by nie mówili jego przedstawiciele dyplomatyczni, sam zepchnął się do narożnika jeśli chodzi o groźbę użycia siły. Wszelka akceptacja warunków rosyjskich wobec Ukrainy, wobec państw NATO, które weszły do tego sojuszu obronnego po 1997 r., a także wobec prowadzenia rozmów bilateralnych jako remedium na problemy bezpieczeństwa europejskiego, byłaby oznaką słabości Zachodu. Zarówno jeśli chodzi o praktyczne wyzwania bezpieczeństwa, bo mogłaby wykazać drogę do dalszych gróźb i form agresji rosyjskiej w kolejnych latach. Jak również w kontekście symbolicznym, przywołując bowiem złowrogie obrazy chociażby konferencji monachijskiej z 1938 r.

Ukazując, że wolne społeczeństwa (i nie dotoczy to tylko Ukrainy) mają prawo do samostanowienia i wyboru swojej drogi w zakresie polityki, systemu ekonomicznego, a także lub przede wszystkim kwestii obronnych. Tak na koniec, być może dla przypomnienia nam wszystkim i podkreślania tego w stosunku do sposobu działania strony rosyjskiej, warto uwypuklić, że NATO jest sojuszem stricte obronnym, działającym na podstawie zapisów Karty Narodów Zjednoczonych odnoszących się do prawa w zakresie samoobrony w przypadku agresji. Pamiętajmy o tym, gdy ponownie pojawią się przekazy rosyjskie twierdzące o agresywnych zamiarach NATO, niewspółmiernych zasobach NATO, ekspansji na wschód, itp. narracjach.

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama