Reklama
  • Wiadomości
  • Polecane
  • Opinia

Plan Trumpa: ani Rosja zwycięska, ani Ukraina pokonana [OPINIA]

Propozycja skonstruowana przez administrację Donalda Trumpa dla Ukrainy i Rosji pokazuje tak naprawdę, że ani Rosja nie osiągnęła swoich założonych celów, ani Ukraina nie była w stanie wywalczyć niczego na miarę kontrofensyw z początku wojny. Przy akceptacji warunków przez Kijów i Moskwę nie będzie raczej można mówić o pełnym usatysfakcjonowaniu którejkolwiek ze stron.

Donald Trump i Wołodymyr Zełenski.
Donald Trump i Wołodymyr Zełenski.
Autor. Volodymyr Zelenskyy/X

Przedstawiony przez portal Axios plan Waszyngtonu dla Ukrainy składa się z 28 punktów, na które oba państwa muszą wyrazić zgodę. Trudno powiedzieć, czy Wołodymyr Zełenski i Władimir Putin przystaną na takie warunki – to pokażą najbliższe godziny, być może dni. Należy też się pochylić nad poszczególnymi elementami tego planu pokojowego, ponieważ pokazują one, że wcale Ukraina nie wyjdzie na nim kompletnie przegrana ani Moskwa nie będzie mogła odtrąbić hucznego zwycięstwa bez sięgania po swoje tuby propagandowe.

Reklama

Ukraina - utrata ziem za zachowanie suwerenności

Zacząć należy od najważniejszego, czyli strat terytorialnych Ukrainy. Plan zakłada, że Kijów będzie musiał zrzec się oficjalnie Krymu oraz obwodów ługańskiego i donieckiego. Dodatkowo na terenach zaporoskiego oraz chersońskiego granica zostanie wyznaczona wzdłuż linii kontaktowej (niewykluczone, że w dalszym toku negocjacji mogłaby ona zostać rozsądniej unormowana). Czy straty są duże? Owszem, i nie ma co do tego wątpliwości. Dodatkowo Ukraina utraci przez to strategicznie położony Półwysep Krymski oraz najbardziej uprzemysłowione obszary na wschodzie.

Należy też na to patrzeć z innej perspektywy, ponieważ nie były to założenia niespodziewane lub takie, których nie dało się wcześniej przewidzieć. Autor tu może przywołać chociażby analizę sprzed prawie dwóch lat, kiedy zakładał podobny przebieg wydarzeń. Przy wszelkich kalkulacjach zysków i strat należy brać pod uwagę fakt, że Ukraina od dłuższego czasu nie kontrolowała Krymu ani części wymienionych obwodów. Ponadto mówimy tu też o terenach najbardziej dotkniętych skutkami wojny, gdzie odbudowę należy kalkulować na kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt lat. Problemem byłoby również ponowne przekonanie części obywateli Ukrainy do ponownego osiedlenia się w tym regionie bez obawy, że Rosja ponownie uderzy (szerzej o tym przy omówieniu Federacji Rosyjskiej w dalszej części tekstu). Dużą stratą wartą odnotowania byłyby również wszelkie fortyfikacje tworzone na linii największych ośrodków miejskich, czyli Konstantynówki, Kramatorska i Słowiańska.

Więc owszem, Ukraina utraci część ziem wedle założeń planu, choć nie jest to najgorsze z możliwych rozwiązań. Brzmieć to może trochę przerażająco, ale jedynym wyjściem na zmianę takiego stanu rzeczy byłoby przeprowadzenie ogromnej kontrofensywy na rosyjskie pozycje w regionie i odzyskanie okupowanych terenów niskimi kosztami. To przy obecnych możliwościach Kijowa wydaje się jednak niewykonalne.

Przechodząc od kwestii terytoriów do spraw o charakterze politycznym, zgodnie z opublikowanymi punktami Ukraina miałaby mieć zagwarantowaną suwerenność i bezpieczeństwo ze strony USA oraz innych sojuszników, choć bez możliwości wstąpienia do NATO, co było spodziewanym wariantem – „Członkowie NATO, w tym Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Polska i Finlandia, potwierdzają, że bezpieczeństwo Ukrainy jest integralną częścią stabilności w Europie i zobowiązują się do działania w porozumieniu ze Stanami Zjednoczonymi w odpowiedzi na wszelkie kwalifikujące się naruszenia, zapewniając jednolitą i wiarygodną postawę odstraszającą” – czytamy.

Inaczej sprawa wygląda w kontekście Unii Europejskiej – tutaj Ukraina mogłaby liczyć na dołączenie, choć pewnie tu też należałoby założyć pewien margines czasowy, obejmujący wdrożenie prawa europejskiego, warunków kopenhaskich, zwalczenia korupcji, która jest piętą achillesową ukraińskiego systemu, oraz dający czas na odbudowę po wojnie. Sama zaś odbudowa byłaby wspierana przez państwa zachodnie oraz wykorzystanie części rosyjskich aktywów – około 100 mld dolarów. Drugie tyle miałyby dodać od siebie państwa europejskie.

Ostatni aspekt to warunki związane z kwestiami militarnymi, i tu przed szereg wychodzi sprawa liczebności armii ukraińskiej, czyli redukcja z około 850 tysięcy żołnierzy do 600 tysięcy. Warto zaznaczyć, że przed pełnoskalową wojną była ona jeszcze mniejsza i liczyła około 100 tysięcy żołnierzy. Przy założeniu, że jakaś forma demobilizacji po wojnie i tak byłaby konieczna, część społeczeństwa musiałaby wrócić do pracy w gospodarce, a wielu żołnierzy będzie się zmagać z problemami, jak PTSD, to i tak 600 tysięcy jest bardzo bezpieczną granicą umowną (mowa by tu była i tak o największej armii w Europie obok Rosji). Ponadto w przypadku złamania przez Moskwę warunków umowy oraz rozpoczęcia przygotowań do kolejnego uderzenia Ukraina najpewniej dostałaby zielone światło na przeprowadzenie mobilizacji. Tu również mówimy zatem o wariancie, który zmusza Ukrainę do redukcji armii, ale daleki jest od wcześniejszych założeń rosyjskich, gdzie miałaby ona liczyć raptem kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy.

Czy takie warunki były nie do przewidzenia? Niekoniecznie, autor tu ponownie może zacytować fragment z książki „Między Bugiem a prawdą”, gdzie ponad rok temu opisywał możliwy wariant pośredni - „Drugi scenariusz to wariant podobny do tego, jakiego doświadczyła Finlandia po wojnie zimowej w 1940 roku. Ukraina godzi się na zawarcie pokoju z Rosją, ale ceną za niezależność jest zrzeczenie się praw do Donbasu, Zaporoża i Krymu. Kijów jednak nie wpada w orbitę wpływów Moskwy i otrzymuje twarde gwarancje bezpieczeństwa od NATO na czele ze Stanami Zjednoczonymi. Zachód zobowiązuje się do pomocy w odbudowie kraju oraz maksymalnego uzbrojenia Ukrainy na wypadek ponownej rosyjskiej agresji.”

Rosja - ani zwycięska, ani na łopatkach

Najważniejsze pytanie, biorąc pod uwagę opublikowane warunki – czy Moskwa będzie mogła czuć się niekwestionowanym zwycięzcą tej wojny? W swojej propagandzie z pewnością będzie wieścić wielki sukces, zdobycie nowych terenów i zagwarantowanie nierozszerzenia NATO. Natomiast zderzmy to z tym, co Federacja Rosyjska postulowała od końca 2021 roku, kiedy już było wiadomym, że dojdzie do konfrontacji. Wtedy pojawił się między innymi argument o wycofaniu wojsk NATO do granic sprzed maja 1997 roku (po podpisaniu Aktu Stanowiącego NATO – Rosja). To z pewnością nie dojdzie do skutku, ponieważ już sam plan zakłada, że europejskie lotnictwo będzie stacjonować w Polsce, zapewne na wypadek potencjalnej ponownej agresji Rosji lub niedotrzymania umowy.

Druga sprawa to wcześniejsze założenia względem Ukrainy, która w wizji rosyjskiej miała stać się państwem kadłubkowym, czymś na wzór marionetkowej Białorusi 2.0 czy też Królestwa Polskiego (Kongresowego) z okresu zaborów. Ten postulat również nie znalazł odzwierciedlenia w założonym planie.

Reklama

Dodatkowo, w szerszym ujęciu, USA i Rosja zgodzą się na przedłużenie obowiązywania traktatów o nierozprzestrzenianiu i kontroli broni jądrowej, w tym traktatu START III, co też należy odnotować – co było obiektem debaty w ostatnich miesiącach.

Można tu także doliczyć inne kwestie, które dadzą o sobie znać po wojnie – uszkodzony w wyniku ataków sektor energetyczny wymagający odbudowy, kwestia tego, czy zostanie dokonana demobilizacja lub wręcz przeciwnie – jeszcze większa militaryzacja i pójście w narrację skrajnie szowinistyczną i agresywną. Scenariuszy przed Rosją jest kilka. Jednak będzie ona się musiała mierzyć z konsekwencjami wojny, uzależnieniem od Chin, które wzrosło w ostatnich latach, być może też z potrzebą „schłodzenia” gospodarki wojennej. Możliwość ponownego dołączenia do G8 wydaje się tutaj jedynie przypudrowaniem całej sytuacji, co i tak realnie Rosji nie da aż tyle, ile by się można było spodziewać.

Autor. The White House

Impas preludium do kolejnej wojny?

Widać zatem, że nikt z tego „dealu” nie wyjdzie w pełni zadowolony. To co prawda nie pozwoli wyjść Rosji tryumfalnie z całej sytuacji, ale też stwarza pewną furtkę do ponownego rozwiązania kwestii spornych punktów. Federacja Rosyjska nie słynie z przestrzegania licznych postanowień w prawie międzynarodowym, więc głupstwem byłoby zakładanie, że i tej umowy dotrzyma w perspektywie najbliższych miesięcy, być może lat. Dlatego też wiele zależy od determinacji i zaangażowania państw zachodnich na czele ze Stanami Zjednoczonymi. Jeśli odbudowa Ukrainy pójdzie w dobrą stronę, a reformy wewnętrzne w Kijowie przyniosą owoce w walce z korupcją, to można liczyć na to, że w miarę zbliżania się z Zachodem Ukraina oddali rosyjskie zagrożenie, być może na czas bardziej odległy niż bliżej nieokreślony.

Należy przy tym pamiętać, że rosyjski projekt imperialny nigdy nie został złożony do grobu i chęć Moskwy do dominacji w regionie cały czas będzie wisieć nie tylko nad Ukrainą, ale nad całą Europą Wschodnią.

Reklama
WIDEO: Akt dywersji. Co wiemy o kolejowym sabotażu?
Reklama
Reklama