Reklama

Geopolityka

Rosja i na drugim miejscu Chiny, czyli zagrożenia według Joe Bidena [KOMENTARZ]

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Trwa zażarty wyścig prezydencki oraz w zakresie wyborów do amerykańskiego parlamentu. W cieniu COVID19 oraz wizji tego, jak Stany Zjednoczone powinny zachowywać się w polityce międzynarodowej. W jego trakcie padają mocne zarzuty względem Rosji. Chociażby kandydat Demokratów Joe Biden mówi wprost, że Kreml nie chciałby jego zwycięstwa, uznając właśnie stronę rosyjską za najważniejsze zagrożenie dla bezpieczeństwa.

Dla kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych z ramienia Demokratów największym wyzwaniem dla bezpieczeństwa kraju jest Rosja. Ma to jego zdaniem dotyczyć kwestii stricte amerykańskich, jaki i współpracy w ramach sojuszy (oczywiście w domyśle chodzi w pierwszej kolejności o NATO). W wywiadzie dla stacji CBS, przeprowadzonym przez Norah O`Donnell, Joe Biden wskazał Chiny dopiero niejako na drugim miejscu. Podkreślając jednak, że polityka Pekinu jest wyzwaniem rzuconym Stanom Zjednoczonym.

Oczywiście, tak mocne podkreślenie kwestii rosyjskiej przez wspomnianego polityka Demokratów jest łączona z oskarżeniami ze strony jego kontrkandydata. Donald Trump w finałowej rundzie drugiej i ostatniej debaty wyborczej zarzucił przyjęcie przez Bidena 3,5 miliona dolarów z Rosji. Co więcej, miano podkreślić, że syn Bidena Hunter miał utrzymywać relacje biznesowe z Eleną Baturiną, prywatnie drugą żoną byłego mera Moskwy Jurija Łużkowa. Jednakże, sam kandydat Demokratów na prezydenta zaprzecza przyjmowaniu jakichkolwiek środków finansowych z obcych państw. Podkreślając, że jego zdaniem to właśnie władze na Kremlu w żadnym razie nie chciałby jego zwycięstwa w nadchodzącej elekcji prezydenckiej.

Do słów o największym wyzwaniu dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, wygłoszonych przez Joe Bidena, ustosunkowały się również rosyjskie władze. Wskazując, że były one błędne. Co więcej, mogą one generować nienawiść do Rosji, jak zaznaczył Dmitrij Pieskow. Trzeba zaznaczyć, że ostrą antyrosyjską retorykę Joe Bidena miał również podkreślić sam Władimir Putin. Jednocześnie, nie chciał się on ustosunkować do zarzutów o możliwych transferach pieniędzy z Rosji do wspomnianego kandydata Demokratów.

Ostatnia i obecna kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych pełna jest wzajemnych oskarżeń kontrkandydatów oraz ich sztabów z zakresie możliwych zewnętrznych działań rosyjskich, chińskich czy też irańskich, które mają jednocześnie sprzyjać przeciwnikowi. Wątki bycia prorosyjskim lub prochińskim stają się orężem mającym dyskredytować możliwość przejęcia sterów w kraju.

Tak czy inaczej, słowa Joe Bidena mogą stanowić ważny sygnał dla państw wschodniej flanki NATO. Świadczący o niechęci względem możliwego restartu stosunków z Moskwą przez Stany Zjednoczone, jak to miało miejsce chociażby w okresie rządów administracji Baracka Obamy i właśnie Joe Bidena. Co więcej, należy przy tym pamiętać, że szereg prominentnych polityków Demokratów bardzo emocjonalnie uważa, że brak zwycięstwa Hillary Rodham Clinton w ostatnich wyborach jest tylko i wyłącznie pochodną działań Moskwy. Stąd też, może się to przekładać na wręcz zaostrzenie aktywności względem Rosji.

Trzeba jednocześnie przypomnieć, że nie powinno się skupiać swojej uwagi tylko i wyłącznie na wyborze prezydenta Stanów Zjednoczonych. Chociaż jego rola jest rzeczywiście kluczowa dla funkcjonowania polityki zagranicznej i kwestii militarnych w kraju, to jednak wielokrotnie w analizach sytuacji w Waszyngtonie pomija się wszelkie rachuby względem Kongresu. Lecz to właśnie tamtejszy parlament ma szereg uprawień, od tzw. rady i zgody senackiej na szereg decyzji prezydenckich, po przede wszystkim akceptację kwestii finansowych, w tym odnoszących się do działań w sferze obronności.

Stąd też, niezależnie od zwycięstwa w wyścigu o Biały Dom, należy zastanowić się nad tym kto zyska przewagę w Senacie (dotychczas z przewagą Republikanów) oraz w Izbie Reprezentantów (dotychczas przewaga Demokratów). Układanka polityczna w parlamencie może dać odpowiedź w jakim kierunku będzie oscylowała aktywność amerykańska poza granicami kraju.

Patrząc na liczne historyczne doświadczenia, kluczowi partnerzy oraz rywale Stanów Zjednoczonych już teraz posiadają lub budują scenariusze działania względem zróżnicowanych konfiguracji politycznych w Waszyngtonie. Obrazowo, można wskazać, że istnieje możliwość:

  • pełnego zwycięstwa Demokratów - prezydent, utrzymanie większości w IR oraz odbicie Senatu, wówczas to niemalże w pełni Demokraci będą mogli kształtować sobie wizję polityki zagranicznej oraz obronnej;
  • pełnego zwycięstwa Republikanów - analogicznie jak powyżej, z tym, że Donald Trump będzie mógł liczyć nie tylko na wsparcie ze strony Senatu (jak chociażby, przy najnowszej nominacji do Sądu Najwyższego), ale również ze strony odbitej IR;
  • blokowania się ośrodka prezydenckiego i parlamentarnego - gdy w Kongresie w obu izbach przewagę będzie miała partia opozycyjna względem prezydenta, co wielokrotnie przekładało się na kwestie polityki zagranicznej i obronnej, nawet pomimo roli prezydenta, jako głównodowodzącego (szczególnie, jeśli weźmie się przepisy uchwalone przez Kongres jeszcze na fali wojny w Wietnamie, ograniczające możliwości prezydenta);
  • podziału w parlamencie - gdzie utrzymana zostanie przewaga jednej prarti w danej izbie, a drugiego stronnictwa w innej, co wzmacnia ośrodek prezydencki lecz może przerodzić się w pewne opóźnienia względem potrzeb polityki zagranicznej i obronnej (Senat) lub kwestii finansowych (IR).

Już dziś niezbędne jest tym samym dysponowanie odpowiednim dojściem do kluczowych ośrodków decyzyjnych nie tylko względem obecnych elit politycznych, ale również tych pretendujących do zwycięstwa w nadchodzących wyborach w Stanach Zjednoczonych.

(JR)

Reklama
Reklama

Komentarze