Magierowski: Polska może osiągnąć wpływy dzięki specjalizacji [WYWIAD]

W wywiadzie dla Defence24.pl Marek Magierowski – były polski ambasador w Stanach Zjednoczonych i Izraelu – analizuje kierunek polskiej polityki zagranicznej. Twierdzi, że siła Polski nie leży w globalnych ambicjach, ale w dogłębnym zrozumieniu regionu. To specjalizacja, a nie wszechobecność, buduje wiarygodność i wpływy – zwłaszcza tam, gdzie zagrożone jest bezpieczeństwo Europy.
Materiał został opublikowany pierwotnie w portalu Defence24.com w języku angielskim.
The original material was published in English at Defence24.com.
Dr Aleksander Olech: Żyjemy w czasach wielkiej niestabilności – od wojny na Ukrainie po konflikty na Bliskim Wschodzie i narastające napięcia w innych regionach świata. Biorąc pod uwagę nasze możliwości, czy Polska powinna skupiać się wyłącznie na stosunkach transatlantyckich oraz Europie Środkowej i Wschodniej, czy też prowadzić bardziej aktywną politykę zagraniczną w skali globalnej?
Ambasador Marek Magierowski: Te dwa podejścia nie wykluczają się wzajemnie. Historia, geografia i nasze wspólne doświadczenia sprawiają, że jesteśmy kluczowym graczem w Europie Środkowej i Wschodniej – nie tylko ważnym, ale i wiarygodnym. Powinniśmy zawsze podkreślać, że trudno znaleźć inny kraj lub naród, który miałby szerszą wiedzę o regionie, rozumiał zarówno Rosję Putina, jak i szerszą przestrzeń postsowiecką. To powinno być naszą kartą przetargową i naszą charakterystyczną siłą.
Podam przykład: podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych często dzieliłem się polską analizą sytuacji z politykami, ekspertami i dziennikarzami. Spotkało się to z dobrym przyjęciem, a ja czerpałem cichą satysfakcję z tej małej misji edukacyjnej. Dlatego też w Instytucie Wolności staramy się pogłębiać współpracę z krajami bałtyckimi i skandynawskimi, ponieważ mogą one pomóc w poszerzeniu zrozumienia geopolityki w naszym regionie. Nie oznacza to oczywiście, że powinniśmy ignorować nasze relacje z Chinami czy Afryką.
Musimy jednak pamiętać, że globalny wpływ można osiągnąć również poprzez inteligentną specjalizację. Wolałbym, aby Polska była uważnie słuchana, gdy mówi o wojnie na Ukrainie i polityce Kremla, niż ignorowana, gdy próbuje wypowiedzieć się na temat Tajwanu. Weźmy Australię: pod każdym względem globalny gracz. Ale szczerze mówiąc, kogo obchodzi, co Canberra ma do powiedzenia na temat przyszłości Unii Europejskiej? Interesuje nas głos Australii w sprawie Chin. To samo dotyczy Polski.
Wiele mówi się o różnicach między polityką zagraniczną Donalda Trumpa a polityką administracji Bidena. Jako ambasador za kadencji Bidena, czy mógłby Pan wskazać obszary ciągłości, a nie zmian? Gdzie dostrzega Pan korekty kursu, a gdzie rzeczywiste zmiany w polityce międzynarodowej Stanów Zjednoczonych?
Różnic jest wiele, ale pozwolę sobie wymienić tylko kilka najważniejszych. Po pierwsze, podczas drugiej kadencji Donalda Trumpa na naszych oczach rozpadła się koncepcja sojuszy – zarówno politycznych, jak i wojskowych. Sojusze były jedną z gwarancji porządku międzynarodowego i bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Trump jasno dał do zrozumienia, że „jego” Ameryka nie potrzebuje sojuszników.
Zastąpił tę kategorię trzema innymi: konkurentami (nałożył na nich cła), wrogami (nałożył sankcje lub przeprowadził ataki militarne, jak w przypadku Iranu) oraz krajami bogatymi w zasoby naturalne, które należy zmusić do zawarcia umów z USA (jak miało to częściowo miejsce w przypadku Ukrainy, a ostatnio podczas szczytu Trumpa z przywódcami Afryki Zachodniej).
Po drugie, Trump skupił się na narzędziach ekonomicznych, a nie środkach militarnych, w dążeniu do realizacji interesów USA na całym świecie (chociaż niedawny atak na irańskie obiekty jądrowe może sygnalizować zmianę). Po trzecie, nastąpiła znacząca zmiana w polityce wobec Izraela. Pomimo sporadycznych tarć, obecna administracja jest znacznie bardziej przyjazna wobec rządu Benjamina Netanjahu, co przekłada się również na twardsze stanowisko w walce z antysemityzmem.
Jak postrzega Pan przyszłość NATO w kontekście potencjalnych zmian w polityce Stanów Zjednoczonych pod rządami Donalda Trumpa? Czy państwa europejskie powinny rozważyć budowę bardziej niezależnych struktur obronnych?
Niestety Europa stoi przed dylematem. Z jednej strony jasne jest, że Trump nie jest entuzjastą NATO. Postrzega tę organizację jako strukturę, w której prawie wszyscy członkowie korzystają z ochrony Stanów Zjednoczonych, nie będąc gotowymi do zwiększenia wydatków na obronność.
Z drugiej strony Trump nie jest całkowicie w błędzie. Europa ma poważne zaległości i jest osłabiona, jeśli chodzi o własne zdolności obronne. Mówiąc wprost: bez Ameryki Europa nie jest w stanie się bronić – bez względu na to, kto zasiada w Białym Domu.
Czytaj też
Jako sąsiad Ukrainy i państwo należące do pierwszej linii NATO, w jakim stopniu Polska kształtuje europejską politykę wobec Rosji? Czy mamy realny wpływ na decyzje podejmowane w Brukseli i Waszyngtonie? Z dyplomatycznego punktu widzenia, po ponad trzech latach wojny na pełną skalę, jak ocenia Pan tempo i charakter wsparcia Zachodu dla Kijowa?
Za mało, za wolno, za ostrożnie. Oczywiście wchodzi to w sferę spekulacji – co by było, gdyby Ukraina otrzymała pociski dalekiego zasięgu w pierwszych miesiącach wojny i zielone światło do ataku na cele na terytorium Rosji? Putinowi udało się zblefować wszystkich, zwłaszcza Jake’a Sullivana, doradcę prezydenta Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego, swoją retoryką eskalacji nuklearnej.
Udało mu się również zakłócić jedność NATO. Wszystkie te telefony od Macrona i Scholza, a teraz rozmowy z Trumpem… Jeśli zachodni przywódcy nie potrafią nawet uzgodnić, że nie będą rozmawiać z Putinem – nawet przez telefon – to jak możemy oczekiwać spójnej, jednolitej odpowiedzi na agresję Kremla?
Wpływ Polski na zachodnią politykę wobec Rosji jest głównie długoterminowy i mentalny, a nie natychmiastowy. Nie możemy zmusić Niemiec do wysłania rakiet Taurus na Ukrainę, ale możemy i powinniśmy nadal przypominać wszystkim, że mieliśmy rację co do neoimperialnych ambicji Rosji – a niemieckie elity polityczne konsekwentnie się myliły.
Izrael spotkał się z ostrą krytyką międzynarodową za swoje działania wojskowe w Strefie Gazy. Biorąc pod uwagę historię Polski i jej powiązania z Izraelem, czy Warszawa powinna zająć bardziej zdecydowane stanowisko? Jak wojna w Strefie Gazy wpłynęła na stosunki polsko-izraelskie?
Powiem krótko: uważam, że zajmujemy wyważone stanowisko i powinniśmy je utrzymać. Nie powinniśmy podążać za amerykańskim podejściem, polegającym na przymykaniu oczu na wszystkie okrucieństwa popełniane przez izraelską armię w Strefie Gazy lub przez osadników na Zachodnim Brzegu.
Nie powinniśmy jednak również podążać za przykładem Hiszpanii czy Irlandii, które postrzegają konflikt wyłącznie z perspektywy pro-palestyńskiej, ignorując uzasadnione obawy izraelskich przywódców i zdecydowanej większości Żydów.
Czy w dzisiejszym świecie dyplomacja nadal ma znaczenie, czy też prawdziwa potęga coraz bardziej definiowana jest przez potencjał militarny i gotowość do jego wykorzystania?
W ostatnich latach często podkreślałem rosnące znaczenie dyplomacji gospodarczej i kulturalnej – obszarów nadal zaniedbywanych w Polsce. Najbardziej uderzający przykład: czy nasz zachodni sąsiad musi wykorzystywać siłę militarną (która i tak jest raczej ograniczona), aby kształtować korzystne narracje w polskich mediach? Czy też wysyłać swojego ambasadora, aby zablokować projekt inwestycyjny?
Dla wielu polskich polityków szczytem naszych osiągnięć dyplomatycznych jest Trójkąt Weimarski, który nie ma żadnego realnego znaczenia. Dla Niemców jest to symboliczny kamień w Berlinie, który ma zamknąć debatę na temat eksterminacji Polaków przez Niemcy podczas II wojny światowej. Mówiąc cynicznie: powinniśmy się od nich uczyć.
Dziękuję za rozmowę.
Marek Magierowski – były rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy, były wiceminister spraw zagranicznych oraz ambasador Polski w Izraelu (2018–21) i Stanach Zjednoczonych (2021–24). Obecnie dyrektor programu „Strategia dla Polski” w Instytucie Wolności.
WIDEO: Święto Wojska Polskiego 2025. Defilada w Warszawie