Bombowce, Tomahawki, dezinformacja. Jak USA uderzyły na Iran [ANALIZA]

Autor. Airman 1st Class Jazmin Smith, USAF
Sekretarz obrony USA Pete Hegseth i gen. Dan Caine, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, przedstawili mediom przebieg operacji Midnight Hammer, w której amerykańskie bombowce uderzyły na infrastrukturę irańskiego programu nuklearnego.
W operacji miało wziąć udział łącznie 125 amerykańskich statków powietrznych. Wszystko po to aby wprowadzić na pozycję do zrzucenia bomb 7 trudnowykrywalnych bombowców strategicznych B-2 Spirit. Pozostałe maszyny to m.in.:
- kolejne (prawdopodobnie) 2 bombowce B-2, które symulowały przelot większej grupy maszyn tego typu ze Stanów Zjednoczonych na zachód, w stronę bazy Diego Garcia na Oceanie Indyjskim;
- „dziesiątki" samolotów tankowania powietrznego (KC-135 Stratotanker i KC-46A Pegasus), które umożliwiły dotankowywania łącznie dziewięciu B-2 w czasie ich przelotu z USA i z powrotem;
- Samoloty rozpoznawcze;
- „Dziesiątki" myśliwców 4. i 5. generacji, które służyły do odwracania uwagi przeciwnika, ale także do przełamania irańskiej obrony powietrznej;
- oprócz tego w ataku wziął udział okręt podwodny typu Ohio w wersji z pociskami manewrującymi Tomahawk.
Celem ataku było uderzenie w trzy obiekty na terenie Iranu. Celem najważniejszym był podziemny kompleks w Fordow, a drugorzędnymi podziemny kompleks nuklearny w Natanz oraz kompleks atomowy w Isfahanie. Każdy z bombowców B-2 przenosił po dwie najsilniejsze na świecie konwencjonalne bomby do niszczenia schronów GBU-57/B MOP (Massive Ordnance Penetrator). Sześć bombowców miało zrzucić swój ładunek (łącznie 12 bomb) na kompleks w Fordow, siódmy miał zrzucił obydwie bomby na kompleks w Natanz. Natomiast Isfahan został zaatakowany pociskami manewrującymi Tomahawk przez okręt podwodny operujący w regionie.
Zaskoczenie
Na konferencji prasowej chwalono się przede wszystkim zaskoczeniem jakie udało się osiągnąć poprzez oszukanie przeciwnika. Rzeczywiście była lansowana narracja o tym, że większa liczba B-2 Spirit leci z USA przez Pacyfik do bazy w Diego Garcia, skąd jakoby miałyby nastąpić potem ataki. W tym celu poza dwoma bombowcami zaangażowano prawdopodobnie także samoloty tankowania powietrznego, które umożliwiły to tournee.
Jednocześnie od kilku dni pojawiały się informacje o przemieszczaniu się z USA do Europy ponad 20 samolotów tankowania powietrznego, co komentowano jako budowę gotowości USA na Bliskim Wschodzie do ochrony amerykańskich baz. Nie budziło to większych wątpliwości biorąc pod uwagę, że Waszyngton od czasu rozpoczęcia walk izraelsko-irańskich rozpoczął ewakuację mniej ważnego personelu ze swoich baz w Iraku i innych państw rejonu Zatoki Perskiej. Przydzielenie tym obiektom dodatkowej ochrony, w tym myśliwców F-22A Raptor, wydawało się celem samym w sobie.
Czytaj też
Wydawało się też, że Amerykanie będą jeszcze z Iranem negocjowali posiadając bombowce gotowe w bazie Diego Garcia. Wydawało się też, że ugrupowanie tych maszyn jeszcze do tej bazy nie dotarło, a zatem że uderzenie jest na razie niemożliwe.
Tymczasem US Air Force przebazowywało przy wysokiej dyscyplinie w eterze i zachowanej tajemnicy siedem bombowców idących z USA na wschód. Maszyny te wystartował o północy z piątku na sobotę czasu amerykańskiego. Maszyny te nie miały lądować w jakiejś bazie w regionie, tylko od razu były uzbrojone i przygotowane do uderzenia. Stąd B-2 uderzyły w irańskie obiekty nocą z 21 na 22 czerwca a zatem, o dobę wcześniej, niż przeciwnik zakładał że w ogóle jest to możliwe.
Uderzenie
B-2 dotarły nad Iran po 18 godzinach lotu. Trasa przelotu przebiegała nad Atlantykiem, następnie nad Morzem Śródziemnym a ostatni odcinek przelotu nad Izraelem, Syrią, Irakiem i Iranem - jeżeli wierzyć przedstawionym mapom. Nad terytorium Iranu bombowce nie weszły same. Nie znamy dokładnej trasy ich przelotu, ale prawdopodobnie nadleciały z zachodu lub południowego zachodu. Przed ich przybyciem w rejon Zatoki Perskiej z baz w regionie USAF poderwało „dziesiątki myśliwców 4. i 5. generacji”. Jak poinformowano na konferencji prasowej maszyny te miały iść na dużej wysokości przed bombowcami i skoordynowały z nimi działania pomimo „minimalnej komunikacji”.
Myśliwce amerykańskie miały odwrócić uwagę Irańczyków od prawdziwej wyprawy bombowej i wystrzeliły w irańską obronę powietrzną dziesiątki „szybkich efektorów do przełamania obrony powietrznej („high-speed suppression weapons”). Nie wiadomo o jaką broń tu chodzi, ale prawdopodobnie były to pociski przeciwradiolokacyjne HARM i/lub AARGM. Broń ta naprowadza się na promieniowanie radarów przeciwnika i niszczy je lub zmuszone do wyłączenia, umożliwiając przełamanie obrony. W mediach izraelskich pojawiały się doniesienia, że wcześniej USA wskazywało izraelskim siłom powietrznym jakie elementy irańskiej obrony powietrznej powinny zostać zniszczone. Tak żeby ułatwić amerykańskim siłom atak. Izraelczycy, nie budząc podejrzeń mogli zniszczyć te cele w ramach własnej trwającej i tak w najlepsze kampanii bombardowań.
Czytaj też
Czy jakieś radary irańskie zostały trafione przez amerykańskie myśliwce awangardy trudno powiedzieć. Dość, że Irańczycy mieli nie zorientować się, że są atakowani, albo przynajmniej o tym, że nad ich terytorium wniknęły bombowce B-2. Nie widomo co w tym czasie robiły amerykańskie myśliwce, ale wydaje się, że te 4. Generacji wycofały się zanim weszły w zagrożone obszary. Natomiast 5. generacji, szczególnie F-22 mogły towarzyszyć B-2. Do walk jednak nie doszło – twierdzą Amerykanie. Irańska obrona powietrzna miała milczeć i nie aktywować się (po izraelskich harcach nie wiadomo na ile istnieje), nie poderwano też irańskich myśliwców.
Około godziny 2:10 w nocy z 21 na 22 czerwca idący na czele B-2 Spirit zrzucił swoje bomby na Fordow. Mniej więcej w tym samym czasie do celu w Ishafan zaczęły docierać Tomahawki wystrzelone ponad półtorej godziny wcześniej z okrętu podwodnego. Od chwili uderzenia pierwszego do ostatniego efektora minęło około 25 minut. Jak podano na konferencji łącznie zużyto 75 precyzyjnych środków rażenia. Biorąc pod uwagę, że zrzucono 14 bomb MOP i użyto prawdopodobnie 30 Tomahawków, pozostaje zapewne 41 środków, którymi przełamano obronę (AARGM i/lub HARM).
Jak podają Amerykanie, wszystkie ciężkie bomby z B-2 i przynajmniej część Tomahawków trafiła w cel. Po zrealizowaniu zadania B-2 skierowały się z powrotem w stronę USA. Czekało je około 18 kolejnych godzin w powietrzu i liczne operacje uzupełniania paliwa.
Czytaj też
Obecnie trwa ocena skutków ataku, wydaje się jednak że irańskie obiekty zostały co najmniej ciężko uszkodzone. W wyjściach z kompleksów widać gruzy, a na grzbietach wzgórz, pod którymi je wydrążono widać otwory, zapewne wybite bombami.
Cała operacja była największym w historii uderzeniem przy wykorzystaniu bombowców B-2 i największą operacją z ich udziałem w ogóle, za wyjątkiem podniesienia US Air Force po zamachu 11 września 2001 roku. Cała operacja jest ukoronowaniem inwestycji i ćwiczeń prowadzonych przez USA od wielu lat. Ćwiczeń umożliwiających przeprowadzenie zaskakującego i skutecznego uderzenia na wybrane cele w dowolnym miejscu na świecie bez ponoszenia strat.
MC775
125 samolotów bojowych wartych więcej niż PKB niejednego kraju, okręt podwodny, tysiące ton paliwa, 12 bardzo cennych bomb penetrujących i kilkadziesiąt drogich Tomahawków, niezliczona ilość żołnierzy… i to wszystko by zrobić kilka dziur w środku pustyni. Prawda jest taka, że nikt nie wie nawet, czy pociski osiągnęły cel, laboratoria Iranu znajdują się na głębokości powyżej 100 metrów skały a zdolność penetracji użytej broni wynosi maks. 60 metrów. Do tego istnieje 95% szans, że wzbogacony uran i duża część sprzętu zostały ewakuowane z laboratoriów zaraz w pierwszych godzinach po ataku Izraela, więc Amerykanie rzeczywiście strzelali w piach. Taktycznie akcja bardzo słaba.
Buczacza
W punktu technicznego i organizacyjnego. Rzecz niemożliwa i nie do zrealizowania. Kiedyś dla 2 dziś 1 według szojgu...