Reklama

Geopolityka

Gujana w cieniu Wenezueli - konflikt zbrojny czy populistyczna gra Maduro? [ANALIZA]

Czołgi należące do sił zbrojnych Wenezueli, fot. Cancillería del Ecuador , licencja CC BY-SA 2.0, commons.wikimedia.org
Czołgi należące do sił zbrojnych Wenezueli, fot. Cancillería del Ecuador , licencja CC BY-SA 2.0, commons.wikimedia.org

Wenezuelskie referendum na temat aneksji obszaru Gujany nie ma mocy wiążącej i jest nakierowane przede wszystkim na politykę wewnętrzną. Pośrednio tworzy jednak niebezpieczne konsekwencje dla systemu międzynarodowego, bowiem takie działania legitymizują patologię, jakim jest próba zagarnięcia ziem kosztem słabszego sąsiada.

Reklama

Chociaż kryzys na granicy Wenezueli i Gujany pojawił się teraz na łamach wielu gazet to problem wcale nie jest nowy. Wenezuela – która sama uzyskała niepodległość w 1819 roku – rości sobie prawa do obszaru Essequibo od bardzo dawna.

Reklama

Czytaj też

Reklama

Historyczny spór między Wenezuelą i Gujaną

Sam Simón Bolívar protestował przed osadzaniem się na tych terenach Anglików, podnosząc, że przebieg granicy pomiędzy Wenezuelą a Gujaną (wówczas Gujaną Brytyjską) powinien przebiegać wzdłuż rzeki Essequibo (Río Esequibo). Zdaniem Caracas Brytyjczycy nielegalnie przejęli ziemię Essequibo, która należy do nich. Według Brytyjczyków Hiszpanie nigdy nie nabyli tych ziem, a więc podlegają one zawłaszczeniu. Gdyby przyjąć stanowisko Wenezueli to terytorium Gujany zmniejszyłoby się o dwie trzecie.

W 1899 roku w Paryżu przeprowadzono międzynarodowy arbitraż, na mocy którego określono przebieg granicy i terytorium Gujany, wówczas brytyjskiej kolonii. Wielka Brytania uzyskała dla siebie korzystne rozwiązanie, w tym kontrolę nad miejscowymi kopalniami złota. Wenezuela zgodziła się na taki arbitraż w w 1897 roku, kiedy to podpisano traktat waszyngtoński. Był to efekt dyplomatycznej interwencji Stanów Zjednoczonych, które nie chciały, by na „ich” półkuli toczyły się spory z udziałem państw europejskich.

Czytaj też

Wenezuela dopiero w 1962 roku wycofała swoje poparcie dla paryskiej delimitacji, co było poparte dowodami o ponoć nieuczciwym procesie arbitrażu. Od tego czasu przeprowadzono szereg rozmów i mediacji, ale bez powodzenia. Wenezuela pozostaje na swym stanowisku nieugięta i odwołuje się do umowy z 1966 roku, kiedy to w Genewie porozumiano się z Wielką Brytanią, która wówczas zarządzała Gujaną. Wtedy uzgodniono, że zostaną podjęte dalsze negocjacje w tej sprawie.

Kraina bogactwa

Przedmiotem sporu jest gęsto zalesiony obszar Essequibo o powierzchni 159 tysięcy kilometrów kwadratowych. Obejmuje on dwie trzecie terytorium Gujany, a więc współcześnie niepodległego państwa, a od 1966 roku członka Organizacji Narodów Zjednoczonych (oficjalna nazwa od 1970 roku to Kooperacyjna Republika Gujany). Kraj, jak zostało wspomniane wcześniej, ma za sobą brytyjską historię – to jedyne państwo Ameryki Południowej, w którym językiem urzędowym jest angielski (pierwotnie była to kolonia Holendrów, którzy w 1615 roku założyli kolonię Essequibo, ale obszar ten zajęli Brytyjczycy w 1796 roku, a formalnie przejęli go w 1814 roku na mocy traktatu z Londynu). Gujany nie należy mylić z Gujaną Francuską, a więc francuskim terytorium zamorskim, który graniczy z Surinamem i Brazylią.

Essequibo to dom dla 125 tysięcy mieszańców (łącznie w Gujanie mieszka 800 tysięcy osób). To zachodnia część będącej demokracją parlamentarną Gujany, położona jednocześnie na wschód od Wenezueli i na północ od Brazylii. Od północy Gujana, która ma spór terytorialny również z Surinamem, ma dostęp do Oceanu Atlantyckiego.

Czytaj też

Znaczenie regionu wynika z bogactwa w postaci ropy naftowej zarówno na lądzie, jak i pod wodą (potężne pokłady surowca na zostały odnalezione przez ExxonMobil w 2015 roku). To największe odkrycie w skali świata od lat siedemdziesiątych. Łącznie mówi się o 11 miliardach baryłek ropy naftowej. Sprawia to, że Gujana może obecnie poszczycić się największymi rezerwami ropy naftowej per capita na świecie – więcej niż w przypadku Kuwejtu czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Pod koniec października tego roku Gujana ogłosiła odkrycie na spornych ziemiach nowych pokładów surowca. W tym roku łącznie wykryto cztery nowe pokłady, a od 2015 roku aż 46. Poza Amerykanami w Gujanie ropę naftową produkują też Chińczycy. Dzięki temu Gujana produkuje obecnie około 400 tysięcy baryłek ropy naftowej dziennie po niskich cenach. To około 25-28 dolarów za baryłkę, podczas gdy światowa średnia to ponad 70 dolarów. To właśnie od tego momentu spór wszedł w nową fazę, bowiem kontrola Essequibo dałaby Wenezueli dodatkowe źródło zarobku. W 2021 roku prezydent tego państwa Nicolas Maduro otwarcie zapowiedział „odbicie” Essequibo.

Pokłady Wenezueli są bez porównania większe – według szacunków BP Statistical Review of World Energy to nawet 304 miliardy baryłek ropy naftowej, a więc więcej niż ma jakiekolwiek inne państwo na świecie. Pomimo tego Wenezuela nie jest liderem wydobycia – w 2021 roku było to zaledwie 605 tysięcy baryłek dziennie, podczas gdy w przypadku Stanów Zjednoczonych (światowy lider) było to 11,1 miliona baryłek dziennie, Rosji 10,5 miliona baryłek dziennie, a w Arabii Saudyjskiej 9,4 miliona baryłek dziennie.

Czytaj też

Dla porównania, Gujana do 2027 roku ma produkować 1,2 miliona baryłek dziennie, co dać jej ma trzecie miejsce – za Brazylią i Meksykiem. Dzięki ropie naftowej gospodarka Gujany w ubiegłym roku urosła o 47 procent. Caracas utrzymuje, że władze w stołecznym Georgetown nie mają prawa, by przyznawać koncesje na wydobycie surowca.

Tworzenie kryzysu

Nowa odsłona kryzysu wiąże się z decyzją Wenezueli – rządzonej od 2013 roku przez wspomnianego Maduro – by przeprowadzić referendum, w którym zadano łącznie pięć pytań. Jedno z nich dotyczyło stanowiska Wenezuelczyków, co do utworzenia nowego państwa pod nazwą Guayana Esequiba. Jego mieszkańcy otrzymaliby wenezuelskie obywatelstwo, a z czasem twór ten miałby zostać wchłonięty przez Wenezuelę. Trudno uznać legalność takiego referendum, ale nie o prawo Wenezueli chodzi – wszak problem został pierwotnie rozwiązany we wspomnianym arbitrażu, którego wyniki Caracas akceptowało przez kilka dziesięcioleci. Tego rodzaju quasi-prawne działania, groźby i demonstracje siły, to jedyne, co Wenezuela ma do wykorzystania.

W tej sprawie dwa dni przed referendum wypowiedział się Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze, do którego Gujana wniosła sprawę w 2018 roku, wnioskując o potwierdzenie zapisów arbitrażu z 1899 roku. Gdy Wenezuela zapowiedziała przeprowadzenie referendum, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości ponownie pochylił się nad problemem i przestrzegł Wenezuelę przed jakąkolwiek próbą zmiany sytuacji, co doprowadziłoby do kryzysu politycznego, a może i wojny, a więc wówczas również i kryzysu humanitarnego. Wenezuela nie uznaje jednak Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.

Czytaj też

Co więcej, Wenezuela nie jest demokracją, a więc i sam proces referendalny trudno uznać za uczciwy. Nie brak doniesień, że frekwencja była dramatycznie niższa od oficjalnej i to pomimo rządowej akcji promocyjnej. „Muzyka odwołująca się do Essequibo, lekcje historii w państwowej telewizji, murale, wiece i kampania w mediach społecznościowych” – pisze „AP” – „pomogła rządowi odwrócić uwagę ludzi od innych kwestii, w tym rosnącej presji ze strony Stanów Zjednoczonych wobec rządu Maduro, by ten wypuścił politycznych więźniów i zapewnił uczciwe wybory prezydenckie w przyszłym roku”.

Niemniej jednak według oficjalnych wyników ponad 95 procent głosujących opowiedziała się ponoć za zajęciem Gujany. Frekwencja to ponad połowa uprawnionych (10,4 miliona głosów spośród 20,7 miliona uprawnionych). Warto mieć na uwadze, że referendum nie jest wiążące.

Bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa Gujany

W obecnej sytuacji nie dziwi, że władze Gujany uznały działania Wenezueli za bezpośrednie zagrożenie swojego bezpieczeństwa i krytyczne wyzwanie dla swojego istnienia. Niezmiennie władze w stołecznym Georgetown stoją na stanowisku, że obowiązują granice z arbitrażu z 1899 roku. Z wizytą w Essequibo pojawił się gujański prezydent Mohamed Irfaan Ali, który dokonał inspekcji miejscowego garnizonu wojskowego, a także podniósł gujańską flagę na wzgórzu, z którego rozciąga się widok na Wenezuelę.

Siły Obronne Gujany liczą raptem 4,5 tysiąca lekko uzbrojonych żołnierzy, bez lotnictwa i marynarki wojennej. Na ich wyposażeniu znajdują się jedynie kołowe EE-9 Cascavel, VEC-M1 oraz EE-11 Urutu. W praktyce państwo to nie ma realnych możliwości zatrzymania agresji wzdłuż liczącej 650 kilometrów wspólnej granicy. Wenezuela dominuje militarnie – na papierze ma 123 tysiące żołnierzy. Pozostają jednak istotne niewiadome – jak przeprowadzić udaną inwazję na tak zalesionym i pozbawionym dróg obszarze (można jednak założyć przerzucenie sił drogą lotniczą do miejsc infrastruktury krytycznej celem przejęcia przemysłu wydobywczego). Nie wiadomo też w jakim stanie znajdują się wenezuelskie siły zbrojne.

YouTube cover video

Wenezuela rozmieściła w strefie przygranicznej dodatkowych 200 żołnierzy, którzy – według narracji Caracas – mają zwalczać nielegalne wydobycie surowców. Ogłoszono również budowę regionalnego lotniska, które ma „logistycznie wesprzeć proces integracji Essequibo”. Z kolei wojskowi wojskowi Gujany w trybie pilnym spotkali się z oficerami Brazylii, którzy popierają stanowisko Georgetown. Brazylijczycy wysłali dodatkowe siły (60 żołnierzy), by wzmocnili granicę wenezuelsko-brazylijską, ale obecnie nie mówi się o możliwości militarnego wsparcia Gujany.

Co dalej?

Sprawa byłaby jedynie jednym z wielu występujących na świecie sporów terytorialnych, gdyby nie świadoma decyzja Caracas o eskalacji problemu. Wenezuela w swych roszczeniach poszła za sprawą referendum o krok dalej, zwiększając moc kryzysu, który do tej pory raczej jedynie się tlił. Referendum o utworzeniu państwa wenezuelskiego na terytorium innego – mniejszego i słabszego państwa – własnego bytu państwowego jako żywo przypomina casus Rosji i jej politykę ustanowienia na terenach wschodniej Ukrainy dwóch tworów – Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej.

Wydaje się mało prawdopodobne, aby Wenezuela zdecydowała się na otwartą wojnę z Gujaną, która zapewne byłaby gotowa się bronić – porażka oznaczałaby bowiem kres tego państwa. Utrzymanie status quo, a więc wenezuelskich roszczeń i mocno napiętych relacji pomiędzy władzami w Caracas a Georgetown – wydaje się być najlepszym scenariuszem spośród tych prawdopodobnych.

Czytaj też

Nie można jednak wykluczyć, że Wenezuela będzie gotowa dalej eskalować napięcie i prowokować zbrojne starcia w strefie przygranicznej. Naruszenia granicy na lądzie, morzu i w powietrzu, otwieranie ognia, prowokacyjne manewry – te działania mogą zostać podjęte przez Wenezuelę, która w tym kryzysie jest stroną silniejszą. Gujana to tym łatwiejszy przeciwnik, że to niewielkie państwo jest co prawda demokracją, ale słabą. Prezydenckie wybory w 2020 roku naznaczone były oskarżeniami o fałszerstwa. Kraj ma też wspomniany spór terytorialny z Surinamem, a dodatkowo bolesną historię napięć etnicznych.

Kto stanie po stronie Gujany?

Pytaniem otwartym pozostaje reakcja świata – poza standardowymi dla takich przypadków głosów potępienia i apeli o pokojowe rozwiązanie problemów. Póki co Gujana ma wsparcie międzynarodowe – poza stanowiskiem Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze to również głosy ze strony Stanów Zjednoczonych, Organizacji Państw Amerykańskich (OAS, Organization of American States) oraz Karaibskiej Wspólnoty i Wspólnego Rynku (CARICOM, The Caribbean Community and Common Market). Pytaniem otwartym pozostaje, czy w razie wybuchu działań zbrojnych ktoś czynnie stanie po stronie Gujany.

Czytaj też

Można podejrzewać, że samo referendum jak i podgrzanie emocji wokół Gujany to jedynie polityczna strategia Maduro, który chce utrzymać się u władzy. W 2024 roku w Wenezueli odbyć się mają wybory, ale trudno oczekiwać, aby były wolne i uczciwe. Kraj pozostaje w głębokim kryzysie gospodarczym. Szaleje bezrobocie, inflacja, a z kraju napływają informacje o brakach żywności i leków. Innymi słowy, Maduro może w ten sposób sięgać po strategię „jednoczenia się wokół flagi”, a więc mobilizowania społeczeństwa w obliczu zewnętrznego zagrożenia.

Po drugie, być może ekipa w Caracas chce wykorzystać sprawę Gujany jako kartę przetargową w negocjacjach z Zachodem. Innymi słowy – jeśli Zachód, chociażby Stany Zjednoczone, będą zbyt mocno naciskać na Wenezuelę lub będą chciały obalić władze, Caracas nie zawaha się wówczas do sięgnięcia po wojsko, by rozpocząć wojnę i w ten sposób dokonać destabilizacji regionu.

Reklama

Komentarze (7)

  1. QVX

    W XIX w. chodziło o przyblokowanie ekspansji Brazylii (sporo ziem pozabierała sąsiadom), więc przyłączyli ziemie, do których najlepszy dostęp jest z Brazylii do brytyjskiej kolonii, żeby Brazylia nie miała wyjścia na Karaiby. Teraz jest inaczej i prawdopodobnie te ziemie zajmą ostatecznie brazylijskie siły pokojowe.

  2. pomz

    Niech próbuja szczescia. Nie daleko jest 3 Pulk Piechoty Legii Cudzoziemskiej. W Gujanie Francuskiej...

  3. bezreklam

    I Simon Boliwar i wieli innych iwazali ze ANglicy tam weslzi nie potzrebnie. A wierzyc ze Sady miedznardowe nie sprzjaja Zachdwi to kapletna naiwnosc. Np Putin nakaz Aretszwania za 10 tys ofiar cywinych - USA 1 miln w Iraku i 4 milny napalem w WIetnamie i nic. ALbo Zajecie Kanalu Panamskiego. . ALbo przklepnie ONZ - falszwe dowody ataku na Irak - sa naiwniacy co wierza - ale realnei Brytyjczycy zskali granice bo sa zachdoem i tle.

    1. Rusmongol

      Kolejny raz powtarzam żebyś nie kłamał. Nakaz na Putina jest wydany za uprowadzenia dzieci. 5 dzień z rzędu wypisujesz to kłamstwo ja cie prostuje a ty i tak dalej kłamiesz. A na kogo wydano nakaz aresztowania za 70 tys ofiar w wojnie czeczenskiej? A za 2 mln interwencji zsrr w Afganistanie? Chyba praeokoedzynarodowe sprzyja kacapom...

  4. user_1047527

    Nie no jeżeli brytyjczycy ukradli te ziemię to na pewno w demokratyczny sposób. Podobnie jak ziemie kradną izraelczycy. Amerykanie też meksykowi troszkę ziemi podprowadzili ale to było dawno więc się nie liczy.

    1. Rusmongol

      No ale Rosjanie to podprowadzili z 16 mln km2 ziem a za zsrr to mieli nawet 24 mln km2. Mieli nawet alaske... To pewno też ich rodowita ziemie. USA choć było na tyle w porządku że alaske jak i luizjane kupili. To 1/3 ich terytorium. A co i 9d kogo kupiły kacapy z tych 17 mln km2? Kupili jak dziś kupują od UA.....

    2. andys

      40% mieszkańców Gujany to Hindusi (rdzenni mieszkańcy tych terenów ?) . Komisja arbitrażowa w 1899 r to 2 Amerykanów , 2 Anlików i przewodniczacy, Rosjanin. Co ciekawe Amerykanie poczatkowo popierali roszczenia Wenezueli, tak im wtedy pasowalo. Jednak zostali "przekonani" przez pozostałych do zmiany pogladu na te sprawe. Rosjanin, tez był poczatkowo za Wenezuela i tez zmienil swój poglad po rozmowie z Anglikami. A wiec była to normalna kolonialna decyzja w ramach podziału swiata przez mocarstwa. Na swiecie pewnie takich decyzji jest mnóstwo. "Odkrecanie " wszystkich z nich to byłaby istna rewolucja na świecie.

    3. GB

      Brytyjczycy ukradli je tak samo jak Hiszpanie wenezuelskie. Teraz są to dwa państwa, a że jedno rości prawa ziemi do drugiego to cóż, jak chce to może. Z tym że Gujana szuka sojuszników no i tak się składa że znalazła w Brazyli i USA. Jak Wenezuela chce wejść w konflikt z tymi państwami to przecież też może. Jej wybór.

  5. Franek Dolas

    Jak czytam kolejny artykuł w którym autor rozważyć kwestie legalności jakiegoś wenezuelskie referendum to zaczynam się zastanawiać czy ten świat już zupełnie zwariował. Jakiś komunistyczny warltażka chce coś ukraść i świat się zastanawiać nad legalnością tego czynu? A jeśli by wenezuelczycy zadecydowali w referendum że np. Alaska też do nich należy to czy też byłyby dyskusje nad legalnością takiego wyboru. Niestety wszystko zmierza do tego żeby przyzwyczaić ludzi do przyjęcia stanowiska o możliwym rewizjoniźmie granic. A co z naszą granicą zachodnią? Może się okazać za kilka lat że przyłączenie ziem zachodnich do Polski było nielegalne?

  6. Podszeregowy

    Wenezuelscy komuniści nie są w stanie dać narodowi chleba, więc pozostają igrzyska.

  7. Realista.

    Ryzykują interwencją USA a wtedy Kto pomoże ? Jak porty będą zablokowane ? A lotnictwo zniszczone , chociaż nie będzie to takie łatwe .

Reklama