- Opinia
- Analiza
- Komentarz
- Wiadomości
Gujana w cieniu Wenezueli - konflikt zbrojny czy populistyczna gra Maduro? [ANALIZA]
Wenezuelskie referendum na temat aneksji obszaru Gujany nie ma mocy wiążącej i jest nakierowane przede wszystkim na politykę wewnętrzną. Pośrednio tworzy jednak niebezpieczne konsekwencje dla systemu międzynarodowego, bowiem takie działania legitymizują patologię, jakim jest próba zagarnięcia ziem kosztem słabszego sąsiada.

Chociaż kryzys na granicy Wenezueli i Gujany pojawił się teraz na łamach wielu gazet to problem wcale nie jest nowy. Wenezuela – która sama uzyskała niepodległość w 1819 roku – rości sobie prawa do obszaru Essequibo od bardzo dawna.
Zobacz też
Historyczny spór między Wenezuelą i Gujaną
Sam Simón Bolívar protestował przed osadzaniem się na tych terenach Anglików, podnosząc, że przebieg granicy pomiędzy Wenezuelą a Gujaną (wówczas Gujaną Brytyjską) powinien przebiegać wzdłuż rzeki Essequibo (Río Esequibo). Zdaniem Caracas Brytyjczycy nielegalnie przejęli ziemię Essequibo, która należy do nich. Według Brytyjczyków Hiszpanie nigdy nie nabyli tych ziem, a więc podlegają one zawłaszczeniu. Gdyby przyjąć stanowisko Wenezueli to terytorium Gujany zmniejszyłoby się o dwie trzecie.
W 1899 roku w Paryżu przeprowadzono międzynarodowy arbitraż, na mocy którego określono przebieg granicy i terytorium Gujany, wówczas brytyjskiej kolonii. Wielka Brytania uzyskała dla siebie korzystne rozwiązanie, w tym kontrolę nad miejscowymi kopalniami złota. Wenezuela zgodziła się na taki arbitraż w w 1897 roku, kiedy to podpisano traktat waszyngtoński. Był to efekt dyplomatycznej interwencji Stanów Zjednoczonych, które nie chciały, by na „ich” półkuli toczyły się spory z udziałem państw europejskich.
Zobacz też
Wenezuela dopiero w 1962 roku wycofała swoje poparcie dla paryskiej delimitacji, co było poparte dowodami o ponoć nieuczciwym procesie arbitrażu. Od tego czasu przeprowadzono szereg rozmów i mediacji, ale bez powodzenia. Wenezuela pozostaje na swym stanowisku nieugięta i odwołuje się do umowy z 1966 roku, kiedy to w Genewie porozumiano się z Wielką Brytanią, która wówczas zarządzała Gujaną. Wtedy uzgodniono, że zostaną podjęte dalsze negocjacje w tej sprawie.
Kraina bogactwa
Przedmiotem sporu jest gęsto zalesiony obszar Essequibo o powierzchni 159 tysięcy kilometrów kwadratowych. Obejmuje on dwie trzecie terytorium Gujany, a więc współcześnie niepodległego państwa, a od 1966 roku członka Organizacji Narodów Zjednoczonych (oficjalna nazwa od 1970 roku to Kooperacyjna Republika Gujany). Kraj, jak zostało wspomniane wcześniej, ma za sobą brytyjską historię – to jedyne państwo Ameryki Południowej, w którym językiem urzędowym jest angielski (pierwotnie była to kolonia Holendrów, którzy w 1615 roku założyli kolonię Essequibo, ale obszar ten zajęli Brytyjczycy w 1796 roku, a formalnie przejęli go w 1814 roku na mocy traktatu z Londynu). Gujany nie należy mylić z Gujaną Francuską, a więc francuskim terytorium zamorskim, który graniczy z Surinamem i Brazylią.
Essequibo to dom dla 125 tysięcy mieszańców (łącznie w Gujanie mieszka 800 tysięcy osób). To zachodnia część będącej demokracją parlamentarną Gujany, położona jednocześnie na wschód od Wenezueli i na północ od Brazylii. Od północy Gujana, która ma spór terytorialny również z Surinamem, ma dostęp do Oceanu Atlantyckiego.
Zobacz też
Znaczenie regionu wynika z bogactwa w postaci ropy naftowej zarówno na lądzie, jak i pod wodą (potężne pokłady surowca na zostały odnalezione przez ExxonMobil w 2015 roku). To największe odkrycie w skali świata od lat siedemdziesiątych. Łącznie mówi się o 11 miliardach baryłek ropy naftowej. Sprawia to, że Gujana może obecnie poszczycić się największymi rezerwami ropy naftowej per capita na świecie – więcej niż w przypadku Kuwejtu czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Pod koniec października tego roku Gujana ogłosiła odkrycie na spornych ziemiach nowych pokładów surowca. W tym roku łącznie wykryto cztery nowe pokłady, a od 2015 roku aż 46. Poza Amerykanami w Gujanie ropę naftową produkują też Chińczycy. Dzięki temu Gujana produkuje obecnie około 400 tysięcy baryłek ropy naftowej dziennie po niskich cenach. To około 25-28 dolarów za baryłkę, podczas gdy światowa średnia to ponad 70 dolarów. To właśnie od tego momentu spór wszedł w nową fazę, bowiem kontrola Essequibo dałaby Wenezueli dodatkowe źródło zarobku. W 2021 roku prezydent tego państwa Nicolas Maduro otwarcie zapowiedział „odbicie” Essequibo.
Pokłady Wenezueli są bez porównania większe – według szacunków BP Statistical Review of World Energy to nawet 304 miliardy baryłek ropy naftowej, a więc więcej niż ma jakiekolwiek inne państwo na świecie. Pomimo tego Wenezuela nie jest liderem wydobycia – w 2021 roku było to zaledwie 605 tysięcy baryłek dziennie, podczas gdy w przypadku Stanów Zjednoczonych (światowy lider) było to 11,1 miliona baryłek dziennie, Rosji 10,5 miliona baryłek dziennie, a w Arabii Saudyjskiej 9,4 miliona baryłek dziennie.
Zobacz też
Dla porównania, Gujana do 2027 roku ma produkować 1,2 miliona baryłek dziennie, co dać jej ma trzecie miejsce – za Brazylią i Meksykiem. Dzięki ropie naftowej gospodarka Gujany w ubiegłym roku urosła o 47 procent. Caracas utrzymuje, że władze w stołecznym Georgetown nie mają prawa, by przyznawać koncesje na wydobycie surowca.
Tworzenie kryzysu
Nowa odsłona kryzysu wiąże się z decyzją Wenezueli – rządzonej od 2013 roku przez wspomnianego Maduro – by przeprowadzić referendum, w którym zadano łącznie pięć pytań. Jedno z nich dotyczyło stanowiska Wenezuelczyków, co do utworzenia nowego państwa pod nazwą Guayana Esequiba. Jego mieszkańcy otrzymaliby wenezuelskie obywatelstwo, a z czasem twór ten miałby zostać wchłonięty przez Wenezuelę. Trudno uznać legalność takiego referendum, ale nie o prawo Wenezueli chodzi – wszak problem został pierwotnie rozwiązany we wspomnianym arbitrażu, którego wyniki Caracas akceptowało przez kilka dziesięcioleci. Tego rodzaju quasi-prawne działania, groźby i demonstracje siły, to jedyne, co Wenezuela ma do wykorzystania.
W tej sprawie dwa dni przed referendum wypowiedział się Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze, do którego Gujana wniosła sprawę w 2018 roku, wnioskując o potwierdzenie zapisów arbitrażu z 1899 roku. Gdy Wenezuela zapowiedziała przeprowadzenie referendum, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości ponownie pochylił się nad problemem i przestrzegł Wenezuelę przed jakąkolwiek próbą zmiany sytuacji, co doprowadziłoby do kryzysu politycznego, a może i wojny, a więc wówczas również i kryzysu humanitarnego. Wenezuela nie uznaje jednak Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.
Zobacz też
Co więcej, Wenezuela nie jest demokracją, a więc i sam proces referendalny trudno uznać za uczciwy. Nie brak doniesień, że frekwencja była dramatycznie niższa od oficjalnej i to pomimo rządowej akcji promocyjnej. „Muzyka odwołująca się do Essequibo, lekcje historii w państwowej telewizji, murale, wiece i kampania w mediach społecznościowych” – pisze „AP” – „pomogła rządowi odwrócić uwagę ludzi od innych kwestii, w tym rosnącej presji ze strony Stanów Zjednoczonych wobec rządu Maduro, by ten wypuścił politycznych więźniów i zapewnił uczciwe wybory prezydenckie w przyszłym roku”.
Niemniej jednak według oficjalnych wyników ponad 95 procent głosujących opowiedziała się ponoć za zajęciem Gujany. Frekwencja to ponad połowa uprawnionych (10,4 miliona głosów spośród 20,7 miliona uprawnionych). Warto mieć na uwadze, że referendum nie jest wiążące.
Bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa Gujany
W obecnej sytuacji nie dziwi, że władze Gujany uznały działania Wenezueli za bezpośrednie zagrożenie swojego bezpieczeństwa i krytyczne wyzwanie dla swojego istnienia. Niezmiennie władze w stołecznym Georgetown stoją na stanowisku, że obowiązują granice z arbitrażu z 1899 roku. Z wizytą w Essequibo pojawił się gujański prezydent Mohamed Irfaan Ali, który dokonał inspekcji miejscowego garnizonu wojskowego, a także podniósł gujańską flagę na wzgórzu, z którego rozciąga się widok na Wenezuelę.
Siły Obronne Gujany liczą raptem 4,5 tysiąca lekko uzbrojonych żołnierzy, bez lotnictwa i marynarki wojennej. Na ich wyposażeniu znajdują się jedynie kołowe EE-9 Cascavel, VEC-M1 oraz EE-11 Urutu. W praktyce państwo to nie ma realnych możliwości zatrzymania agresji wzdłuż liczącej 650 kilometrów wspólnej granicy. Wenezuela dominuje militarnie – na papierze ma 123 tysiące żołnierzy. Pozostają jednak istotne niewiadome – jak przeprowadzić udaną inwazję na tak zalesionym i pozbawionym dróg obszarze (można jednak założyć przerzucenie sił drogą lotniczą do miejsc infrastruktury krytycznej celem przejęcia przemysłu wydobywczego). Nie wiadomo też w jakim stanie znajdują się wenezuelskie siły zbrojne.
Wenezuela rozmieściła w strefie przygranicznej dodatkowych 200 żołnierzy, którzy – według narracji Caracas – mają zwalczać nielegalne wydobycie surowców. Ogłoszono również budowę regionalnego lotniska, które ma „logistycznie wesprzeć proces integracji Essequibo”. Z kolei wojskowi wojskowi Gujany w trybie pilnym spotkali się z oficerami Brazylii, którzy popierają stanowisko Georgetown. Brazylijczycy wysłali dodatkowe siły (60 żołnierzy), by wzmocnili granicę wenezuelsko-brazylijską, ale obecnie nie mówi się o możliwości militarnego wsparcia Gujany.
Co dalej?
Sprawa byłaby jedynie jednym z wielu występujących na świecie sporów terytorialnych, gdyby nie świadoma decyzja Caracas o eskalacji problemu. Wenezuela w swych roszczeniach poszła za sprawą referendum o krok dalej, zwiększając moc kryzysu, który do tej pory raczej jedynie się tlił. Referendum o utworzeniu państwa wenezuelskiego na terytorium innego – mniejszego i słabszego państwa – własnego bytu państwowego jako żywo przypomina casus Rosji i jej politykę ustanowienia na terenach wschodniej Ukrainy dwóch tworów – Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej.
Wydaje się mało prawdopodobne, aby Wenezuela zdecydowała się na otwartą wojnę z Gujaną, która zapewne byłaby gotowa się bronić – porażka oznaczałaby bowiem kres tego państwa. Utrzymanie status quo, a więc wenezuelskich roszczeń i mocno napiętych relacji pomiędzy władzami w Caracas a Georgetown – wydaje się być najlepszym scenariuszem spośród tych prawdopodobnych.
Zobacz też
Nie można jednak wykluczyć, że Wenezuela będzie gotowa dalej eskalować napięcie i prowokować zbrojne starcia w strefie przygranicznej. Naruszenia granicy na lądzie, morzu i w powietrzu, otwieranie ognia, prowokacyjne manewry – te działania mogą zostać podjęte przez Wenezuelę, która w tym kryzysie jest stroną silniejszą. Gujana to tym łatwiejszy przeciwnik, że to niewielkie państwo jest co prawda demokracją, ale słabą. Prezydenckie wybory w 2020 roku naznaczone były oskarżeniami o fałszerstwa. Kraj ma też wspomniany spór terytorialny z Surinamem, a dodatkowo bolesną historię napięć etnicznych.
Kto stanie po stronie Gujany?
Pytaniem otwartym pozostaje reakcja świata – poza standardowymi dla takich przypadków głosów potępienia i apeli o pokojowe rozwiązanie problemów. Póki co Gujana ma wsparcie międzynarodowe – poza stanowiskiem Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze to również głosy ze strony Stanów Zjednoczonych, Organizacji Państw Amerykańskich (OAS, Organization of American States) oraz Karaibskiej Wspólnoty i Wspólnego Rynku (CARICOM, The Caribbean Community and Common Market). Pytaniem otwartym pozostaje, czy w razie wybuchu działań zbrojnych ktoś czynnie stanie po stronie Gujany.
Zobacz też
Można podejrzewać, że samo referendum jak i podgrzanie emocji wokół Gujany to jedynie polityczna strategia Maduro, który chce utrzymać się u władzy. W 2024 roku w Wenezueli odbyć się mają wybory, ale trudno oczekiwać, aby były wolne i uczciwe. Kraj pozostaje w głębokim kryzysie gospodarczym. Szaleje bezrobocie, inflacja, a z kraju napływają informacje o brakach żywności i leków. Innymi słowy, Maduro może w ten sposób sięgać po strategię „jednoczenia się wokół flagi”, a więc mobilizowania społeczeństwa w obliczu zewnętrznego zagrożenia.
Po drugie, być może ekipa w Caracas chce wykorzystać sprawę Gujany jako kartę przetargową w negocjacjach z Zachodem. Innymi słowy – jeśli Zachód, chociażby Stany Zjednoczone, będą zbyt mocno naciskać na Wenezuelę lub będą chciały obalić władze, Caracas nie zawaha się wówczas do sięgnięcia po wojsko, by rozpocząć wojnę i w ten sposób dokonać destabilizacji regionu.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS