Rosyjska agresja na Ukrainę uruchomiła reakcję łańcuchową, która spowoduje ogromne perturbacje w wymiarze globalnym. Choć trudno to sobie wyobrazić, rok 2023 ma szansę być jeszcze gorszy niż obecny. Na świecie zapanuje głód, który będzie jednym z powodów „Arabskiej Wiosny” 2.0, a następnie migracji na niespotykana dotąd skalę, jej weponizacji, w szczególności przez Rosję, oraz zmasowanych działań wojennych w przestrzeni informacyjnej. Choć obecne starcie Rosja przegrywa to trzeba się już przygotowywać do następnego.
W mijającym tygodniu w Polsce miały miejsce dwa ważne wydarzenia konferencyjne. W Warszawie odbył się Strategic Ark organizowany przez Polski Instytut Stosunków Międzynarodowych. Nieco wcześniej, w Zielonej Górze miała miejsce konferencja Three Seas One Oportunity. Choć z debat panelowych wyłania się nienajgorszy obraz przyszłości, to z rozmów kuluarowych i okrągłostołowych dyskusji eksperckich, wynikały znacznie bardziej mroczne wnioski. Warto jednak na wstępie zacytować słowa Nielsa Bohra, przytoczone zresztą w czasie jednej z debat, że „przewidywanie jest bardzo trudne, zwłaszcza jeśli chodzi o przyszłość".
Czytaj też
W jednej z ważniejszych debat Konferencji Strategic Ark gen. Rajmund Andrzejczak podkreślił, że Rosja nie wygrywa wojny na Ukrainie, gdyż nie doprowadziła do spełnienia żadnego z trzech kluczowych warunków zwycięstwa: zniszczenia armii wroga, okupacji terenu i złamania woli obrony. „Rosja utraciła momentum" – podkreślił również Szef Sztabu Generalnego. Dodał jednak, że „jeśli wojna będzie długa to będzie to tragedia" ale „Polska zrobi wszystko możliwe, a nawet niemożliwe by wesprzeć Ukrainę". W tym kontekście gen. Andrzejczak wspomniał o „bardzo emocjonalnej" rozmowie z szefem ukraińskiej armii gen. Załużnym, który przedstawił w jej trakcie ukraińskie potrzeby. Szef SG wyraził przy tym optymizm, co do zaspokojenia tych potrzeb, dodając, że jest to „najwyższy priorytet". Kluczowe były jednak inne słowa gen. Andrzejczaka. Odnosząc się do niektórych głosów pojawiających się ostatnio w debacie publicznej jakoby rosyjska porażka na Ukrainie była dowodem, że Rosja nie stanowi aż takiego zagrożenia, przypomniał, jak ZSRR odbudował swój potencjał i zdolności operacyjne w czasie II wojny światowej (od porażki w wojnie z Finlandią i w początkowym starciu z Niemcami w 1941 r. do zwrotnego momentu jakim była bitwa pod Kurskiem i następująca po niej kontrofensywa). „Rosjanie są w stanie odbudować tę siłę i być zagrożeniem dla innych krajów szybciej niż się spodziewamy" – ostrzegł.
Ostatnie przytoczone zdanie powinno mocno wryć się w naszą pamięć i towarzyszyć każdej ocenie obecnej sytuacji oraz prognozom jej rozwoju. W szczególności dlatego, że już widać pewne oznaki, iż Rosja przygotowuje się do kolejnego etapu konfrontacji i robi to w obszarze, który został niemal całkowicie zmarginalizowany w powszechnej percepcji: w Afryce. Mogłoby się wydawać, że rosyjskie problemy z agresją na Ukrainie, skłonią ją do „skrócenia frontu" i wycofania się z ofensywnych działań na odległych teatrach. Nic bardziej mylnego. Rosja popełniła ogromne błędy w ocenie sytuacji na Ukrainie i planowaniu agresji, gromadzeniu środków niezbędnych do osiągania celów itp. Nie można jednak antycypować innych pomyłek, a taką byłoby traktowanie wagnerowców jako jakiegoś game-changera na Ukrainie (co często przewija się w mediach, będąc raczej tanią sensacją niż pogłębioną analizą). W konwencjonalnej, pełnoskalowej wojnie, wagnerowcy nie przedstawiają sobą żadnego istotnego potencjału czy też wartości dodanej. Tymczasem w konflikcie asymetrycznym o charakterze proxy, czyli takim jaki rozgrywa się między Rosją a Francją w Afryce (głównie w Sahelu ale nie tylko), mają zdolność do osiągania wyznaczonych celów. Działania rosyjskie w Afryce sprowadzają się bowiem nie do prowadzenia zmasowanych operacji, nalotów, ostrzału artyleryjskiego itp. Rosjanie nie walczą tam z dżihadystami i nie zamierzają tego robić. Nawet w Libii, w której toczyła się w miarę regularna wojna domowo-zastępcza, rola wagnerowców w wymiarze czysto militarnym była drugorzędna i raczej byli oni elementem nacisku polityczno-wojskowego. Natomiast w dotychczas opanowanych przez Rosję krajach, takich jak w szczególności Republika Środkowoafrykańska oraz Mali, ich rola sprowadza się do ochrony władz i kopalni. W tym zakresie wagnerowcy nie są silą inwazyjną, przejmującą kontrolę nad krajem w wyniku zbrojnej agresji, lecz siłowym wsparciem dla działań hybrydowych, takich jak w szczególności wojna informacyjna. W RŚA odnosiły się one do zapewnienia prezydentowi Touaderze reelekcji, a w Mali – przejęcia i utrzymania władzy przez juntę. W obu przypadkach opierały się na aktywizacji antykolonialnych, wrogich Francji sentymentów i zdobywaniu lokalnych sojuszników. Konwencjonalna przewaga militarna Francji i jej sojuszników w tego typu konfrontacji nie miała znaczenia.
Czytaj też
Rosja, ani w ramach przygotowań do wojny na Ukrainie, ani pod wpływem poniesionych tam porażek, bynajmniej nie zredukowała swoich sił w Afryce, a także nie ograniczyła swoich ekspansjonistycznych planów. Co więcej, istnieje wiele sygnałów, iż prowadzi rabunkową eksploatację tamtejszych kopalni, w tym w szczególności gromadzi zapasy złota, co ma umożliwić jej przetrwanie sankcji i utrzymanie zdolności do odbudowy swojego potencjału. Nie odcięcie Rosji od tych zasobów może mieć zatem katastrofalne skutki. Tymczasem temat Afryki jest całkowicie zmarginalizowany, nie ma nawet znaczącej obecności w publicznej debacie, choć w prywatnych rozmowach widać, że świadomość problemu istnieje. Tyle, że rozbieżności dotyczące tego jakie działania podejmować i pod czyją egidą (koalicji chętnych pod przywództwem Francji, NATO czy UE) blokują opracowanie spójnej strategii, nie mówiąc już o jej wdrażaniu. Rosja tymczasem się nie zatrzymuje. Po doprowadzeniu do wyrzucenia Francuzów z Mali, skłoniła rządzącą tym krajem juntę do wycofania się z kluczowego w Sahelu sojuszu zwalczającego dżihadystów tj. G5 (należą do niego również Mauretania, Niger, Burkina Faso i Czad). Rosja stała również za udanym puczem w Burkina Faso w styczniu 2022 r., zwiększa swoje wpływy w Sudanie, a także pracuje nad przejęciem kontroli nad kluczowym dotąd sojusznikiem Francji w regionie tj. Czadem. O znaczeniu Afryki w rosyjskich kalkulacjach świadczy fakt, że delegacja sudańska przebywała w Moskwie na przełomie lutego i marca, gdy sypały się pierwotne plany rosyjskie na Ukrainie. Kreml miał jednak czas dla reprezentantów afrykańskiego kraju, w którym planuje otworzyć wojskową bazę morską.
Czytaj też
Rosyjska kontrola nad Sahelem stanowi zagrożenie dla nas nie tylko ze względu na dostęp do surowców, dzięki którym Rosja może odbudowywać swój potencjał. To też kontrola nad szlakami migracji i przemytu oraz możliwość stymulacji zagrożenia dżihadystycznego dla Europy. Ma to znaczenie również w kontekście innego problemu, którego pojawienie się istnieje wprawdzie w powszechnej świadomości, lecz brak dalekosiężnych wniosków oraz spójnej strategii z tym związanych. Chodzi oczywiście o widmo głodu spowodowanego przerwaniem łańcuchów dostaw, w szczególności blokadą eksportu ukraińskiej pszenicy, a także ograniczeniami handlu nawozami. Istnieje przy tym również świadomość weponizacji tego problemu przez Rosję, niemniej nie widać spójnej i kompleksowej strategii reagowania na nadchodzący kryzys i jego inne konsekwencje, w tym związane z migracją. Plan Rosji wywołania głodu na świecie (w szczególności w Azji, na Bliskim Wschodzie i w Afryce) ma być bowiem środkiem do celu jakim jest asymetryczne uderzenie w Europę, które mogłoby sparaliżować jej zdolność (i wolę) do wsparcia wschodniej flanki w przyszłości.
Już obecnie ocenia się, że zagrożonych głodem może być nawet ok. 300 mln osób na świecie. Jest również świadomość, że prowadzić to będzie do niepokojów społecznych w wielu krajach. Reakcja na problem jest jednak ograniczona do debaty na temat pomocy humanitarnej, tworzenia zapasów oraz otwarcia kanałów dostaw (zwłaszcza w zakresie żywności). Te elementy są oczywiście ważne, niemniej nie wyczerpują problemu. Nie mogą również przysłaniać kluczowego problemu jakim jest wojna z Rosją (w przypadku Ukrainy – klasyczna, w przypadku reszty wolnego świata, w tym Polski, hybrydowa) i strategiczny cel tej konfrontacji, który również został wyartykułowany w czasie Strategic Ark, tym razem przez ambasador USA przy NATO, Julianne Smith tj. doprowadzenie do „strategicznej porażki Rosji". Nawiązując bowiem do ostrzeżenia gen. Andrzejczaka, tylko w ten sposób zabezpieczymy się przed ciągłym odrastaniem głów rosyjskiej hydry, przed tym, że imperium to będzie odbudowywać swój potencjał, stanowiąc coraz większe (a nie mniejsze) zagrożenie. Na błędach można się bowiem uczyć, jeśli się ma szansę, trzeba więc Rosję tej szansy pozbawić.
Dlatego musimy kierować się naszą perspektywą, a nie perspektywą państw zagrożonych niedoborami żywności. Większość z nich nie postrzega zresztą inwazji rosyjskiej na Ukrainę za istotę problemu i podatna jest na rosyjską ofensywę dezinformacyjną w zakresie obwiniania Zachodu i sankcji za kryzys. Sytuacja musi być zatem bardzo jasna: coś za coś. Jeśli kraje zagrożone niedoborami żywności chcą pomocy Zachodu, to muszą zmienić swoje postrzeganie wojny na Ukrainie i rosyjskiego ekspansjonizmu i nie zasłaniać się wymówkami, że ten konflikt ich nie dotyczy, czy też infantylnym whataboutismem. Bez znaczenia jest przy tym to czy Zachód ponosi jakąś postkolonialną odpowiedzialność za Trzeci Świat i czy skłonność do współczucia naszych społeczeństw jest naszą cywilizacyjną przewagą czy też słabością. Stawka w tej walce jest bowiem egzystencjalna. Weponizacja handlu jest bowiem faktem, a to, że wiele krajów nie postrzega wojny na Ukrainie jako starcia dwubiegunowego (agresji autorytarnego imperium na wolny świat) nie ma znaczenia. My tak to postrzegamy i inni powinni się dostosowywać do naszej perspektywy, a nie odwrotnie.
Czytaj też
Dlatego propozycja wyłączenia rosyjskich nawozów z sankcji jest nieporozumieniem. Co więcej, w odpowiedzi na rosyjską blokadę ukraińskiego zboża powinniśmy zastosować podobne działania wobec rosyjskiego zboża, a inne kraje powinny zrozumieć, że jedyną drogą uniknięcia kryzysu jest pokonanie Rosji. Albo zatem przyłączą się do walki z nią albo poniosą konsekwencje tej wojny. Jeśli państwa OPEC+ nie widzą powodów by zwiększać wydobycie ropy w celu obniżenia jej cen, w związku z wyłączeniem Rosji z rynku, to nie powinny oczekiwać od Zachodu, że będzie uwzględniać ich potrzeby. Faktem jest jednak, że również na Zachodzie padają często głosy całkowitego niezrozumienia sytuacji w jakiej się znajdujemy. Dotyczy to również Polski, gdzie wciąż niektórzy nie przyjęli do wiadomości, że 24 lutego świat stał się inny i miara adekwatna do oceny ekonomicznych zjawisk sprzed tej daty stała się obecnie całkowicie irrelewantna. Niestety, to jeszcze bardziej osłabia naszą gotowość na to co nadchodzi, a także zdolność do osiągnięcia strategicznego zwycięstwa.
Kryzys żywnościowy doprowadzi do destabilizacji wielu państw w Afryce oraz MENA, a to oznacza wybuch nowych wojen. Wprawdzie obecnie widać pewną normalizację stosunków na Bliskim Wschodzie ale jest to raczej przetasowanie sojuszy, a dodatkowym problemem, zresztą powiązanym z kwestią żywnościową, jest spór o wykorzystanie wód wielkich rzek, zwłaszcza Eufratu i Tygrysu oraz Nilu. Dążenie Rosji do zmiany granic w Europie otwiera też puszkę Pandory z licznymi roszczeniami terytorialnymi. W tym kontekście bardzo groźna jest powszechna wiara panująca na Bliskim Wschodzie dotycząca rzekomego wygaśnięcia w 2023 r. traktatu z Lozanny, który ukształtował granice postosmańskiej rzeczywistości po I wojnie światowej. Rosja liczy na to, że wywołany w ten sposób chaos zniszczy Europę lub przynajmniej spowoduje odwrócenie uwagi od flanki wschodniej i skoncentrowanie się części państw na flance południowej, a także nasilenia głosów przeciwko sankcjom i za postrzeganiem Rosji jako „sojusznika przeciwko wspólnym problemom". Kryzys żywnościowy i destabilizacja polityczna doprowadzi bowiem do gigantycznej fali migracji, którą Rosja, dzięki zwiększonej kontroli w Afryce, będzie mogła dodatkowo stymulować i kontrolować.
Czytaj też
W tym kontekście nie można też zapominać o milionach środkowoazjatyckich gastarbeiterów w samej Rosji, którzy, w przypadku narastania ekonomicznych problemów Rosji, mogą zacząć być wypychani w stronę Europy (w praktyce, głównie na polską granicę). Rosja nie ograniczy się jednak wyłącznie do kreowania strumienia migracyjnego ale również dążyć będzie do infiltracji tego strumienia przez elementy terrorystyczne. Służyć temu będą zarówno układy Rosji z dżihadystami, w związku z jej kontrolą nad szlakami przemytniczymi, jak również działania dezinformacyjne, obliczone na kształtowanie w tych kręgach przekonania, że Zachód ponosi winę za głód i powinien ponieść karę. Według tej kalkulacji, zwiększona aktywność terrorystyczna w Europie doprowadzi do wzrostu popularności ugrupowań skrajnej prawicy, które postulować będą zmianę priorytetów i dogadywanie się z Rosją. W ramach schematu polaryzacji, jednocześnie Rosja wzmacniać będzie głosy postulujące politykę pełnej otwartości wobec migrantów oraz kolportowanie fake-newsów obliczonych na oddziaływanie na współczucie europejskiej opinii publicznej.
Otwartość Europejczyków na przyjmowanie migrantów będzie zapewne znacznie niższa niż dotychczas, gdyż społeczeństwa naszego kontynentu też będą odczuwać kryzys. Niemniej obrazy umierających z głodu dzieci będą wciąż przemawiać do dużej części opinii publicznej. Niestety, nie widać, żadnych strategicznych przygotowań w zakresie kontrofensywy informacyjnej czy dyplomatycznej. Tymczasem na konferencji w Zielonej Górze, uczestnicy debaty „Trójmorze a migracja" byli zgodni, że granica państwowa to nie pierwsza ale jedynie ostatnia linia obrony przed zweponizowanymi strumieniami migracyjnymi. Z kolei w trakcie debaty na Strategic Ark „Technologia: kto kontroluje kogo?" brak było gotowości platform takich jak Google do przyjęcia na siebie odpowiedzialności za rozpowszechniane za ich pośrednictwem treści. Nie mówiąc już o tym, że brak również zrozumienia, że działaniom dezinformacyjnym wroga przeciwstawiana powinna być nie tylko prawda, ale również własne działania ofensywne w tym zakresie.
Czytaj też
Zachód powinien zatem wzmocnić oraz koordynować swoje działania w zakresie informacyjnym, skierowane do społeczeństw Afryki i Azji. Tyle, że jak można cokolwiek koordynować, jeśli brak wspólnej strategii, a nawet wspólnej percepcji problemu? Nie widać też nowego podejścia dyplomatycznego, które powinno być oparte na uzależnianiu pomocy humanitarnej i rozwojowej od właściwej postawy w odniesieniu do wojny na Ukrainie i totalnej izolacji Rosji (a także współpracy w blokowaniu migracji oraz rozprzestrzeniania się dżihadyzmu). Warto również wspomnieć inny panel Strategic Ark, który był poświęcony odpowiedzialności Rosji za zbrodnie wojenne. Indywidualna odpowiedzialność karna takich zbrodniarzy jak Putin jest oczywiście problematyczna z uwagi na brak możliwości ich ujęcia, niemniej w trakcie dyskusji poruszono również kwestię zajęcia zagranicznych rezerw finansowych Rosji. W tym zakresie zamrożono 284 mld dolarów rosyjskich rezerw, przy czym tylko 38 mld trzymane było w USA. Bezpieczeństwo międzynarodowego przechowywania funduszy straciło znaczenie i pieniądze te powinny zostać skonfiskowane (tak jak to zrobiło USA w odniesieniu do rezerw Afganistanu) i przeznaczone na przeciwdziałanie skutkom rosyjskiej agresji, w tym przeciwdziałanie głodowi. Państwa, które przeciwstawiałyby się takiemu podejściu powinny być pozbawione jakiejkolwiek pomocy. Ponadto w dyskusji w trakcie wspomnianego panelu padło też stwierdzenie, że za rosyjskie zbrodnie powinna odpowiadać nie tylko Rosja ale i ci, którzy ją wspierają (odpowiedzialność oparta na formach zjawiskowych takich jak pomocnictwo). To również powinno być postrzegane nie tylko w perspektywie indywidualnej odpowiedzialności karnej ale i finansowej odpowiedzialności państwa. Na zakończenie, warto też zaznaczyć, że wobec braku spójnej polityki UE wobec nadciągającego, nowego kryzysu migracyjnego, Polska powinna być przygotowana do indywidualnych działań dyplomatycznych i informacyjnych. Tyle, że z tak rachityczną obecnością dyplomatyczną w państwach, z których mogą być ściągani migranci na naszą granicę, ciężko będzie podejmować skuteczne działania.
Madderdin
Wszystkich fanów roSSji z afryki czy bliskiego wschodu należy kierować do ruskich,niech ich karmią,ewentualnie niemcy i francja też przygarnie żeby uratować twarz mógł putin
Eee tam
Pokonanie Rosji to mokre i groźne fantazje nawet pokonana dalej tam będzie wraz z 5 tysiącami głowic jądrowych także zamiast Rosji będzie do pokonania setki gangów jądrowych niewiadomej prowinencji. Powodzenia!
easyrider
Analiza realna. Zdanie: "Dlatego musimy kierować się naszą perspektywą, a nie perspektywą państw zagrożonych niedoborami żywności." wysoce prawdziwe. Bliższa koszula ciału a nasze bezpieczeństwo ważniejsze. Napływ obcej ludności, zniszczenie naszego porządku, to podstawowe obecnie zagrożenie naszego bezpieczeństwa. Z Unią go nie rozwiążemy. Radykalne zmiany w prawie migracyjnym, odebranie praw do postępowań sądowych w przypadku odmów udzielenia ochrony, wypowiedzenie konwencji dublińskiej oraz uzmysłowienie sobie do czego służy broń przy ochronie granicy. Całej granicy. Kontrola musi być przywrócona na całej granicy. Żadna miękka gra tu nie zadziała. Jeśli damy się omamić fałszywym autorytetom roniącym łzy, bo jelenie czy dziki nie mogą przekraczać granicy a w białoruskich lasach koczują Azjaci i Afrykańczycy, to przegramy.