Reklama
  • Komentarz
  • Wiadomości

F-16 zestrzelony. Koniec panowania w powietrzu i lekcja dla Polski [KOMENTARZ]

Zestrzelenie izraelskiego F-16 przez syryjską obronę przeciwlotniczą jest dowodem, że szeroko pojmowany Zachód traci „monopol” na skuteczne i niezakłócone operacje w powietrzu. Przebieg walk nad Syrią w ostatnich miesiącach ma swoje następstwa również dla innych państw, w tym dla Polski.

Fot. IDF/Twitter.
Fot. IDF/Twitter.

Izrael od dłuższego czasu prowadzi uderzenia na cele w Syrii, aby zapobiec wzmacnianiu potencjału organizacji terrorystycznych wspieranych przez Iran. W sobotę po raz pierwszy od 1982 roku doszło jednak do zestrzelenia załogowego samolotu, należącego do izraelskich sił powietrznych. Choć szczegóły incydentu nie są jeszcze znane, to jego okoliczności, jak i inne zdarzenia jakie miały miejsce na niebie nad Syrią świadczą o „powrocie” do konfrontacji z użyciem skomplikowanych systemów uzbrojenia, po latach przewagi, jaką miały państwa Zachodu i Izrael. A to ma swoje następstwa również dla Polski.

Według strony izraelskiej wszystko zaczęło się od naruszenia przestrzeni powietrznej przez irański bezzałogowiec Saeqeh, jaki wystartował z terytorium Syrii. Maszyna tego typu została przechwycona i następnie zestrzelona przez śmigłowiec szturmowy Apache. Dron wzorowany na amerykańskim RQ-170 naruszył przestrzeń powietrzną Izraela na głębokość kilku mil i był śledzony przez 3-4 minuty, zanim został zestrzelony. To dość duża maszyna – według IDF rozpiętość skrzydeł wynosi 85 stóp, czyli około 25 metrów. Z dostępnych informacji wynika, że takie drony mogą wykonywać misje uderzeniowe, za pomocą bomb kierowanych laserowo.

undefined
Szczątki bezzałogowca zniszczonego przez izraelski Apache. Fot. IDF Spokesperson/Twitter.

Następnie Izraelczycy zdecydowali o przeprowadzeniu nalotu odwetowego na bazę oznaczoną jako T4, znajdującą się w centralnej Syrii. W trakcie nalotu jeden z izraelskich myśliwców F-16I (dwumiejscowa, uderzeniowa wersja F-16) został uszkodzony od ognia przeciwlotniczego. Prawdopodobnie Syryjczycy odpalili około dwudziestu rakiet, w tym między innymi z zestawów typu SA-17 (Buk M1-2), SA-5 (Wega), być może również Newa/Peczora-2M (SA-3), Kub/Kwadrat (SA-6) czy nawet Pancyr (SA-22).

Kilka godzin później Izraelczycy przeprowadzili drugą serię uderzeń na cele w Syrii. W ich trakcie wyeliminowanych miało zostać co najmniej kilka baterii obrony powietrznej. I tym razem samoloty Sił Obronnych Izraela były ostrzeliwane rakietami przeciwlotniczymi, jednak bez efektu.

Z przebiegu działań nad Syrią można wyciągnąć dwa podstawowe wnioski:

  • Wzrost zagrożenia zaawansowanymi środkami napadu powietrznego. Incydent nad Syrią świadczy o wzroście zagrożenia ze strony zaawansowanych środków napadu powietrznego. Irańczycy zdołali bowiem spenetrować izraelskie terytorium za pomocą dużego drona, który wystartował z bazy głęboko na terytorium Syrii. Do jego zestrzelenia użyto tym razem nie myśliwca czy zestawu przeciwlotniczego (jak miało to miejsce wcześniej), ale śmigłowca bojowego. Izraelskie lotnictwo od lat zmaga się z problemem dronów, mogących naruszać przestrzeń powietrzną tego państwa ze Strefy Gazy czy z terenu Syrii. Często takie maszyny były zestrzeliwane, ale na przykład w sierpniu 2016 jeden z dronów – prawdopodobnie rosyjski – zdołał uniknąć ognia Patriotów i samolotu myśliwskiego. Nawet więc tak zaawansowana obrona przeciwlotnicza, jaka jest rozmieszczona w Izraelu, nie okazała się „bezbłędna”. Według Jersualem Post Izraelczycy obawiają się też, że Iran zbuduje w Libanie instalacje pozwalające na produkcję „precyzyjnych” rakiet zagrażających infrastrukturze krytycznej. To duży postęp w stosunku do niecelnych pocisków, stanowiących niebezpieczeństwo raczej dla osiedli ludzkich. Izraelczycy mają przykładać do tego zagrożenia bardzo dużą wagę, choć przecież dysponują bardzo rozbudowaną obroną przeciwlotniczą (czynną i bierną). Z podobnym niebezpieczeństwem, nie tylko ze strony dronów i rakiet, ale też samolotów i śmigłowców, mogą borykać się kraje NATO na wschodniej flance.
  • Coraz większe niebezpieczeństwo ze strony obrony przeciwlotniczej – powrót „Zimnej Wojny”. Izrael utracił samolot bojowy nad Syrią od ognia OPL po raz pierwszy od 1982 roku. Okoliczności tego incydentu nie są dokładnie znane, a syryjska obrona według dostępnych informacji nie zdołała zapobiec przeprowadzeniu ataków (jak i drugiej fali nalotów). Pojedyncze samoloty F-16 różnych wersji w trakcie konfliktów lokalnych były już wcześniej zestrzeliwane przez rosyjskie systemy przeciwlotnicze starego typu, jak choćby Kub (nad Irakiem w 1991 roku i nad Jugosławią). Samo strącenie nie świadczy więc o utracie skuteczności przez dany system uzbrojenia. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że od momentu rozpoczęcia rosyjskiej interwencji Syria wzmacnia swoją obronę przeciwlotniczą, korzystając z pomocy rosyjskich specjalistów. Niewykluczone, że właśnie to poskutkowało zestrzeleniem izraelskiego myśliwca. Warto dodać, że w czasach Zimnej Wojny to właśnie na Bliskim Wschodzie sowieckie systemy przeciwlotnicze często przechodziły chrzest bojowy, czasem zadając duże straty Izraelczykom. W trakcie Wojny Sześciodniowej w 1967 roku, jak i w 1982 roku nad Libanem arabskie systemy obrony powietrznej udało się przełamać przy relatywnie niewielkich stratach. Jednakże, w 1970 roku podczas „wojny na wyczerpanie”, po wprowadzeniu (pierwszy raz w historii) systemów S-125 Newa, obsługiwanych przez rosyjskich specjalistów, zdołano poważnie utrudnić izraelskie operacje. Z kolei w czasie wojny Jom Kippur w 1973 roku pierwszy raz użyto zestawów przeciwlotniczych Kub/Kwadrat i popularnych Szyłek. W efekcie izraelskie wojska lądowe musiały przez pewien okres walczyć bez wsparcia powietrznego. Ostatecznie arabską obronę udało się przełamać m.in. dzięki „wybiciu” wyłomu w egipskiej OPL przez wojska lądowe i zmianom taktyki. Izraelczycy ponieśli jednak znaczne straty. Stosowanie nowoczesnych jak na swoje czasy zachodnich systemów uzbrojenia (samolotów, środków walki radioelektronicznej) nie dawało więc gwarancji powodzenia działań bojowych. Z podobną sytuacją być może będzie się trzeba zmagać ponownie.
  • Koniec „monopolu” Zachodu na zaawansowane operacje powietrzne. Patrząc nieco szerzej, wojna w Syrii pokazała, że państwa spoza szeroko pojmowanego Zachodu mogą prowadzić zaawansowane operacje powietrzne. Irańskie drony były zestrzeliwane również przez Amerykanów, po próbie wykonania misji uderzeniowych. Od 2015 roku Rosjanie doskonalą współdziałanie lotnictwa z jednostkami naziemnymi, używają też nowoczesnych śmigłowców szturmowych. Ich operacje powietrzne są zdecydowanie bardziej zaawansowane niż w Gruzji, gdzie rosyjskich pilotów raziła również…własna obrona przeciwlotnicza. Rosyjskie siły zbrojne zademonstrowały też zdolność użycia odpalanych z morza pocisków manewrujących z głowicami konwencjonalnymi. Z kolei w pierwszych dniach stycznia atak na rosyjską bazę z użyciem chmary dronów przeprowadziło niezidentyfikowane ugrupowanie zbrojne. Widać więc wyraźnie, że państwa zachodnie, czy współpracujące z USA tracą „monopol” na prowadzenie zaawansowanych operacji lotniczych, jaki utrzymywał się długo po zakończeniu Zimnej Wojny. Wprowadzanie, m.in. przez Rosję, nowych typów dronów, systemów rakietowych, samolotów i śmigłowców może powodować, że – w wypadku konfliktu – jednostki NATO będą poważnie zagrożone z powietrza. Dodatkowo upowszechnienie użycia bezzałogowców i technologii rakietowych powoduje, że na przykład Iran, czy nawet ugrupowania zbrojne, mogą same konstruować środki napadu powietrznego.

To ostatnie jest o tyle niebezpieczne, że w Stanach Zjednoczonych czy w krajach zachodniej Europy bardzo mocno zredukowano jednostki obrony przeciwlotniczej, zwłaszcza przeznaczone do osłony wojsk lądowych, i krótkiego zasięgu (odpowiednik planowanego systemu Narew). Naziemnych zestawów stanowiących „pośrednie ogniwo” pomiędzy Patriotami a Stingerami nie mają dziś w ogóle ani Amerykanie, ani Niemcy. Poprzednie systemy tej klasy zostały dawno wycofane, a wdrożenie nowych dopiero jest planowane. Z kolei potencjał, jeżeli chodzi o samobieżne systemy przeciwlotnicze bardzo krótkiego zasięgu, jest na razie szczątkowy (w USA planuje się go wzmocnić w ramach pilnej potrzeby operacyjnej, z myślą o wojskach w Europie).

Widać wyraźnie, że państwa NATO mogą być narażone już nie tylko na pojedyncze ataki rakiet balistycznych, ale jednoczesny atak różnego typu środków napadu powietrznego – także niskolecących, jak rakiety manewrujące, śmigłowce czy drony. To wymaga podjęcia pilnych i zdecydowanych kroków w celu wzmocnienia swojego potencjału obrony powietrznej.

undefined

System Newa, pomimo modernizacji, wymaga bardzo pilnej wymiany. Rakiety zestawu S-125 przeszły chrzest bojowy w 1970 roku, w trakcie tzw. wojny na wyczerpanie. Fot. 34drop.wp.mil.pl.

Polska posiada – dość rozbudowane jak na kraje NATO – struktury jednostek obrony przeciwlotniczej. Poza zestawami bardzo krótkiego zasięgu, dysponują one jednak zmodernizowanym sprzętem sowieckim, często takim, który w pierwotnej postaci odbył „chrzest bojowy” na Bliskim Wschodzie w pierwszej połowie lat 70. XX wieku (Newa, Kub). Obecnie trwają zaawansowane rozmowy w celu realizacji pierwszej fazy programu Wisła, w ramach której zakupione mają być zestawy Patriot z nowym systemem zarządzania polem walki IBCS. Drugi program, Narew, jest jednak na wcześniejszym etapie.

Na podstawie doświadczeń z Syrii, jak i obserwacji działań Rosji (np. duże zakupy śmigłowców szturmowych) można postawić tezę, że żaden system obrony powietrznej średniego zasięgu (niezależnie od producenta, konfiguracji) nie będzie skuteczny bez wsparcia nowoczesnych zestawów krótkiego zasięgu (SHORAD).

To te ostatnie (jak i systemy bardzo krótkiego zasięgu, jakie w Polsce budowane są przez własny przemysł) powinny zestrzeliwać rakiety cruise, drony czy śmigłowce, aby relatywnie nieliczne – i drogie – pociski średniego zasięgu mogły być użyte przeciwko najniebezpieczniejszym rakietom balistycznym i pociskom manewrującym. Z kolei realizowane już przez przemysł plany zakupów systemów bardzo krótkiego zasięgu powinny zostać uzupełnione o zakup armat 35 mm, jak i systemów przeciwlotniczych do osłony wojsk pancernych i zmechanizowanych. Krajowe przedsiębiorstwa posiadają kompetencje w tym zakresie.

Zestrzelenie F-16 może też wywoływać obawy o skuteczność posiadanych przez Siły Powietrzne samolotów wielozadaniowych tego typu. Niewątpliwie środki napadu powietrznego potencjalnego przeciwnika, jak i jego systemy OPL są ciągle rozwijane, i należy myśleć o zakupie nowych maszyn, w pierwszym rzędzie w celu zastąpienia przestarzałych MiG-29 i Su-22.

Trzeba jednak pamiętać, że F-16 są nadal nowoczesnym uzbrojeniem i mają potencjał modernizacyjny (w przeciwieństwie do wszystkich systemów przeciwlotniczych o zasięgu ponad 10 km). Dowodem na to są choćby niedawne zakupy pocisków JASSM i JASSM-ER. Wsparcia różnymi typami samolotów, włącznie z maszynami F-22 i F-35 może udzielić też Warszawie sojusznicze lotnictwo, pod warunkiem jednak, że Polska będzie je w stanie przyjąć na lotniskach dysponujących skuteczną osłoną przed atakiem rakiet manewrujących, balistycznych, samolotów i innych środków napadu.

Dlatego najpilniejszą potrzebą Wojska Polskiego jest właśnie budowa warstwowej i zintegrowanej obrony powietrznej. Zakup pierwszych baterii Wisła będzie w bardzo dobrym kierunku, ale za nim szybko muszą pójść następne. Przeciwlotnicza tarcza, aby była skuteczna, musi składać się z wielu, wzajemnie uzupełniających się elementów. Równolegle należy myśleć o wzmocnieniu lotnictwa, aby zastąpić przestarzałe samoloty produkcji sowieckiej. F-16 pozostaną natomiast w służbie jeszcze długo, ale powinny być w miarę możliwości modernizowane i ciągle dozbrajane w nowe systemy rażenia.

WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu
Reklama
Reklama