- Wiadomości
- Ważne
Dlaczego Turcja wspiera atak bronią „D” na Polskę? – możliwa eskalacja [OPINIA]
Rojenia o sojuszu z Turcją przeciwko Rosji okazały się niebezpieczną iluzją. Za zakup dronów, pomoc w gaszeniu lasów i wysłanie kontyngentu wojskowego do Turcji, Ankara odpłaca się Polsce zabezpieczaniem logistycznego zaplecza białorusko-rosyjskiego ataku demograficznego na Polskę. To powinno skłonić do refleksji na temat rzeczywistej natury relacji turecko-rosyjskich. Turcja nie ma interesów na flance wschodniej, ma natomiast interesy na Bliskim Wschodzie, które zależą od relacji turecko-rosyjskich.

W trakcie sejmowej debaty na temat sytuacji na polsko-białoruskiej granicy premier Mateusz Morawiecki przyznał, że władze Polski mają świadomość negatywnej roli Turcji w tym kryzysie.
Premier poinformował, że „widzimy działania o charakterze pełnej synchronizacji - działań tureckich z Białorusią i z Rosją. Niepokoi nas to, nie podoba nam się to. Nasza pomoc Turcji niestety okazała się przysługę jednostronną” i dodał, że „jeszcze miesiąc, dwa temu, wydawało się, że Turcja chce blisko z nami współpracować”.
Problem w tym, że nie wszystkim się tak wydawało i na łamach Defence24 wielokrotnie przestrzegałem przed uznawaniem Turcji za sojusznika przeciwko Rosji, krytykowałem też zakup Bayraktarów oraz całkowicie nieuzasadnione wysłanie polskiego kontyngentu wojskowego do Turcji. Do dziś nie wiadomo co ten kontyngent tam robi. Wiele też wskazuje na to, że była to cena, jaką Polska musiała zapłacić za rezygnację Turcji z blokowania planów obronnych NATO na flance wschodniej. Jednakże głosy, że takie działanie wskazuje na rolę Turcji jako rosyjskiego „konia trojańskiego” w NATO również były odrzucane i kwitowane powtarzanymi jak mantra słowami o rzekomo „kluczowej” roli Turcji w NATO oraz o „600-letniej przyjaźni” i rzekomym „nieuznaniu przez Turcję rozbiorów”. Niestety, na tych mitach budowana była polityka zagraniczna.
Za odstąpienie od blokowania planów obronnych NATO zapłaciliśmy też sprzeciwem wobec nałożenia sankcji na Turcję w związku z naruszaniem przez nią suwerenności Cypru i Grecji na Morzu Śródziemnym. Pojawiały się wówczas głosy wpływowych polityków oraz ekspertów, sugerujące, że Cypr i Grecja to „tradycyjni” stronnicy Rosji, a Turcja to jej „odwieczny” wróg, a zatem powinniśmy opowiedzieć się po stronie Turcji. Nie można przy tym wykluczyć, że to również był kontekst podjęcia decyzji o wysłaniu naszych żołnierzy do Turcji. Ale to nie greckie linie lotnicze, lecz tureckie, zwożą migrantów do Mińska. Miesiąc temu w Warszawie gościł szef tureckiej dyplomacji Mevlut Cavusoglu. Po jego spotkaniu z ministrem Zbigniewem Rauem ogłoszono, że Turcja pomoże Polsce w związku z kryzysem migracyjnym, przy czym nie podano żadnych konkretów poza budzącą wątpliwości informacją, że ma to polegać na „współpracy wywiadowczej”.
Problem w tym, że ta forma współpracy jest tu najmniej potrzebna, gdyż na tym etapie groźba infiltracji strumienia migracyjnego przez terrorystów ISIS nie jest zbyt duża. Może się to jednak zmienić jeśli Turcja podejmie aktywne działania w celu wysyłania do nas takich terrorystów, czego wykluczyć nie można. Niemniej, kluczową pomocą byłoby aresztowanie siatek osób organizujących przerzut migrantów na Białoruś oraz wstrzymanie lotów z Turcji do Mińska. Tymczasem Turcja zrobiła coś dokładnie odwrotnego: zwiększyła liczbę lotów, w związku z tym, że Irak wstrzymał loty bezpośrednie.
Działania Turcji wobec tego kryzysu należy rozpatrywać w szerszym kontekście natury relacji rosyjsko-tureckich, choć nie bez znaczenia jest też bezpośredni interes Turcji związany z inżynierią demograficzną na Bliskim Wschodzie. Wspomniany kontekst niestety jest ignorowany przez niektórych ekspertów i polityków, którzy wolą koncentrować się na rzekomo „odwiecznej” naturze konfliktu rosyjsko-tureckiego (co zresztą jest historyczną manipulacją i ignorowaniem takich wydarzeń jak antyzachodni sojusz Ataturka z Leninem i Stalinem) oraz okresowych napięciach w relacjach rosyjsko-tureckich.
Tymczasem ten pierwszy aspekt w ogóle nie ma najmniejszego znaczenia, gdyż postrzeganie polityki międzynarodowej przez pryzmat „odwiecznych” przyjaciół i wrogów, jest po prostu infantylne. Natomiast okresowe napięcia są wpisane w sinusoidalne cykle relacji turecko - rosyjskich, w których napięcia poprzedzają osiąganie kolejnych dealów i są formą poprawiania pozycji negocjacyjnej. Cyklom tym towarzyszą dwie prawidłowości. Po pierwsze wykluczona jest bezpośrednia konfrontacja obu stron, po drugie w interesie obu stron jest osłabianie Zachodu (do którego, czy to się komuś podoba, czy nie, Polska również należy). Turcja nie ma przy tym interesów na flance wschodniej NATO. Ma za to interesy na flance południowej, które, choć częściowo kolidują z interesami rosyjskimi, to nie są też zbieżne z interesem Zachodu. Trudno bowiem za taki uznać wspieranie nienawidzących Zachodu dżihadystycznych terrorystów z Idlibu, tylko dlatego, że atakującą ich armię syryjską wspiera Rosja.
Turcja ma szereg interesów na obszarach, gdzie dochodzi do zbiegu działań rosyjskich i tureckich, w szczególności w Syrii, ale również w Afryce Płn. oraz na Kaukazie. Rozszerzanie wpływów tureckich na obszary strategicznie ważne dla Rosji, a drugorzędne z punktu interesów Turcji, takie jak np. Ukraina, nie jest dowodem na to, że Turcja jest sojusznikiem przeciwko Rosji w konflikcie toczącym się na tym obszarze (np. w Donbasie). Ma natomiast doprowadzić do eskalacji, tak by Rosja była skłonna do ustępstw, tyletyle że nie na tym samym, ale na zupełnie innym, ważnym strategicznie dla Turcji obszarze. Temu też celowi służy wspieranie rosyjskich działań przeciwko innym podmiotom, w tym Polsce.

Mówiąc wprost: Turcja za to wsparcie otrzyma nagrodę na innym obszarze działań. W tej chwili są trzy obszary, na których Turcja chce wymusić rosyjskie ustępstwa: Idlib, Syria Północno-Wschodnia oraz Zangezur. Ten ostatni to region Armenii, łączący ten kraj z Iranem i oddzielający Turcję oraz Nachiczewan od Azerbejdżanu. Turcja jest zainteresowana jak największą kontrolą nad eksterytorialną trasą, która ma przeciąć ten region, a decyzja w tej kwestii należy w pełni do Rosji. Znacznie ważniejsza jest jednak sprawa Idlibu. Od dawna mówi się o planowanej ofensywie rosyjsko-syryjskiej w celu przywrócenia kontroli Damaszku nad tym regionem. Jest to przy tym logiczne, gdyż jest on opanowany przez dżihadystycznych terrorystów i obecny stan nie może trwać permanentnie.
Jednak odbicie Idlibu przez Damaszek jest bardzo niekorzystne dla Erdogana, gdyż oznaczałoby porażkę jego polityki w Syrii i kompromitowało go w relacji z dżihadystami. W rezultacie dżihadyści, dotąd wykorzystywani przez Turcję w różnych konfliktach zastępczych, w tym w Libii i Armenii, mogliby zwrócić się przeciwko swojemu dotychczasowemu patronowi, m.in. dokonując serii zamachów terrorystycznych w Turcji. Erdogan ma tymczasem już teraz problemy wewnętrzne i mogłoby to stanowić „gwóźdź do trumny” jego reżimu. Mimo to Idlib nie jest najważniejszym celem tureckiej polityki w Syrii. Jest nim natomiast, zdominowana przez Kurdów, Syria Północno-Wschodnia (NES).
Dwa lata temu Erdogan dokonał inwazji na NES, której efektem, obok zajęcia pasa ziem przy granicy między Sere Kanie i Tel Abjad, było wejście na te tereny Rosjan. Cel Erdogana, którym było pozbycie się Kurdów z całego pasa przygranicznego z Turcją i zasiedlenie tych terenów przez uchodźców syryjskich z zachodniej Syrii od kilku lat przebywających w Turcji, nie został jednak osiągnięty. Obecnie możliwy jest jednak nowy deal polegający na równoczesnym rozpoczęciu operacji rosyjsko-syryjskiej w Idlibie i tureckiej w NES.
Czytaj też: Legendarna ochrona produkowana w Polsce
Część dżihadystów z Idlibu zostałaby wówczas przerzucona do NES, tak jak miało to miejsce w przypadku wycofania części dżihadystów ze wschodniego Aleppo pod koniec 2016 r. co umożliwiło Assadowi i Rosji zajęcie tej części miasta, a Erdogan, za przyzwoleniem Rosji, zajął wówczas tereny oddzielające kurdyjski kanton Afrin od kontrolowanego również przez SDF, Manbidż. Zatem przedstawiany przeze mnie teraz scenariusz nie byłby niczym zaskakującym, poza tym, że obejmowałby również dodatkowe elementy. Operacja Rosji w Idlibie byłaby bowiem pretekstem dla Turcji do rozpoczęcia nowego uderzenia bronią demograficzną na Grecję, dokładnie tak jak było to w lutym 2020 r. Towarzyszyłaby temu ta sama fałszywa argumentacja, że są to uchodźcy z Idlibu.
Celem natomiast byłoby wymuszenie na Zachodzie braku reakcji na turecką inwazję na Kurdów. Przesiedlenie kilkuset tysięcy Syryjczyków z Turcji na zdobyte w ten sposób tereny rozładowałoby napięcia w Turcji i sprzyjałoby wzrostowi notowań Erdogana (które od dłuższego czasu spadają). Natomiast Rosja zaoferowałaby Kurdom, wygnanym z ich domów, transport na Białoruś. Gdy ludzie ci stanęliby na naszej granicy, Rosja cynicznie powiedziałaby, że wszak to NATO (Turcja) ich wypędziło z domów, to niech teraz NATO (Polska) ich wpuści do siebie. Sytuację komplikowałoby to, że ci ludzie byliby naprawdę uchodźcami (a nie tak jak Kurdowie z Kurdystanu irackiego – ekonomicznymi migrantami) i nie mieliby dokąd wracać. Można przy tym założyć, ze Turcja będzie oczekiwać od naszego kontyngentu w tym kraju wsparcia takiej operacji przeciwko NES, co absolutnie powinno być wykluczone.
Czytaj też: Rosyjskie bombowce Tu-22M3 nad Białorusią
Nie można też wykluczyć, że obecne wsparcie logistyczne Turcji dla transportu Kurdów z Iraku na Białoruś, również jest częściowo motywowane chęcią dokonania czystek etnicznych. Jeżeliby polska granica została przerwana i napływ Kurdów znacząco się zwiększył, to Turcja może zasiedlać opuszczone w ten sposób tereny syryjskimi uchodźcami z Turcji. Taka demograficzna inżynieria wydaje się pomysłem fantastycznym w mentalności przeciętnego Europejczyka, nienawykłego do traktowania cywilów jako broni w XXI w., ale w tamtym regionie jest zupełnie inaczej.
Polska powinna zatem wyciągnąć wnioski z obecnej sytuacji i skorygować swoją ocenę Turcji. Powinna też podjąć bliższą współpracę z Grecją, która podobnie jak nasz kraj broni granic zewnętrznych Unii Europejskiej, przed atakami bronią D ze strony agresywnego reżimu.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS