Geopolityka
Czy granica z Meksykiem wpłynie na wynik amerykańskich wyborów w 2024?
Bezpieczeństwo południowej granicy USA może być jednym z czynników determinujących wynik wyborów (prezydenckich i do Kongresu) w 2024 r. Jednocześnie już teraz spory o granicę przekroczyły ją, gdyż oznaczają problemy z amerykańską pomocą wojskową dla Ukrainy. Podkreślając, że spór o bezpieczeństwo granic może szerzej wykazać realne granice siły systemu politycznego USA w kolejnych latach.
W Europie patrzy się na sytuację polityczną w USA w głównej mierze poprzez dylemat, kto po 2024 r. zostanie prezydentem. Odnosząc to, co oczywiste do kwestii transatlantyckich (przyszłość NATO, relacje USA-Unia Europejska) oraz postawy wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę (trwającej od lutego 2022 r.). Jednakże, niestety skupianie się na efektach końcowych, tj. „Donald Trump czy nie Donald Trump”, w dużym uproszczeniu oczywiście, pomija kluczowe czynniki, które najprawdopodobniej rozstrzygną wyścig do Białego Domu, a co równie ważne także do Kongresu. A tam sytuacja jest równie niepewna, gdyż w 2024 r. poznamy wyniki wyborów 435 deputowanych do Izby Reprezentantów, gdzie obecnie kontrolę mają Republikanie oraz wyborów na 34 senatorów do Senatu. W tej ostatniej liczbie elekcji senackich wyróżniona jest oczywiście jedna specjalna niezwiązana z normalnym trybem wyborczym. Zaś Senat jest obecnie strategicznie ważny, bowiem Demokraci muszą tam niejako wspierać się niezależnymi senatorami, by utrzymać izbę.
Biały Dom to nie wszystko. W grze są jeszcze Senat i Izba Reprezentantów
Pamiętając, że w przypadku przejęcia obu izb przez Republikanów nawet porażka Donalda Trumpa będzie bardzo kosztowna dla Demokratów, albowiem ograniczy swobodę działań nowego prezydenta USA. Trzeba zauważyć, że Senat i jego komisje są ważne w polityce kadrowej władzy wykonawczej, w tym, jeśli chodzi o akceptację dla wyższych rangą dowódców wojskowych. W USA doszło przecież do kryzysu na tym tle, gdy senator Tommy Tuberville zaczął blokować nominacje. Co więcej, Senat ma ważną rolę w zakresie rady i zgody wobec kluczowych kwestii polityki zagranicznej USA. Ostatecznie, to właśnie obie izby Kongresu USA są niezbędne do sięgania przez prezydenta po środki federalne, w tym związane z bezpieczeństwem i obronnością. Mówiąc wprost, ambicje prezydentów mogą być znacząco temperowane właśnie przez kongresmenów.
Czytaj też
I dlatego, szczególnie w Polsce należy przypominać, że 2024 r. to nie tylko wybory na prezydenta USA. Przy czym, zarówno jeśli chodzi o wybory prezydenckie, jak i parlamentarne, ich wynik może zależeć od kilku mniej lub bardziej rozpoznawalnych makrotrendów w amerykańskiej polityce oraz oczywiście pomniejszych elementów polityki już wewnątrz poszczególnych stanów (równie ważnych w końcowym rozrachunku). Aczkolwiek, częstokroć obie przestrzenie potrafią się łączyć i zachodzić na siebie.
Dziś właśnie mamy do czynienia z taką kwestią w przypadku bezpieczeństwa granicy południowej. Jest to sprawa ogólnonarodowa, której wydźwięk dotyczy debaty politycznej i społecznej w całych USA. Lecz korzenie sporów są oczywiście skoncentrowane względem relacji w stanach graniczących z Meksykiem (Teksas, Nowy Meksyk, Arizona i Kalifornia). I co najważniejsze, nie mówimy o żadnej nowości w amerykańskiej polityce, gdyż już w okresie rządów Donalda Trumpa słynna była sprawa tzw. muru. Wówczas, ówczesny prezydent chciał stworzyć mur, ale raczej należy mówić o standaryzacji barier granicznych i co najważniejsze ze środków federalnych.
Przede wszystkim dlatego, że bariery graniczne znajdowały się w różnych częściach granicy południowej, ale były mocno zróżnicowane i częstokroć niedofinansowane. Stąd też, słowa ówczesnego prezydenta Trumpa (będące realizacją sloganu wyborczego) odnosiły się zarówno do samej bariery, ale i usprawnienia oraz uszczelnienia ochrony granic, właśnie z użyciem środków i zasobów federalnych. I to właśnie wtedy, problemem stała się sprawa jego relacji z Kongresem USA oraz de facto wyciąganie pieniędzy ze spraw wojskowych.
Wielowymiarowe znaczenie bezpieczeństwa południowej granicy
Lecz teraz sprawa jest już o wiele bardziej złożona oraz przekładająca się bezpośrednio na sprawy obronności i nawet stabilności całego państwa. Wszystko za sprawą sporu kompetencyjnego i naturalnie politycznego, zaistniałego między gubernatorem Teksasu oraz wspierającymi go innymi gubernatorami (republikańskimi) a prezydentem Joe Bidenem (w domyśle jego administracją federalną, skupioną wokół szefa egzekutywy). Przekładającego się chociażby na problem nieosiągniętego porozumienia w Kongresie USA, jeśli chodzi o finansowanie kolejnych transz pomocy wojskowej dla walczącej Ukrainy. Wynika to z faktu, iż Republikanie chcą osiągnąć, jak najwięcej najpierw w zakresie ustępstw ze strony prezydenta Bidena w kwestii granicy południowej z Meksykiem.
Greg Abbott będący bardzo rozpoznawalnym i charyzmatycznym gubernatorem Teksasu uznał bowiem, że administracja Bidena nie wywiązuje się odpowiednio z obowiązku zapewnienia bezpieczeństwa granic, stąd zaczął naciskać na użycie ekstraordynaryjnych sił oraz środków stanowych do zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańcom stanu. Spór rozkłada się na aspekt prawny, w tym włączenie w to orzecznictwa Sądu Najwyższego, interpretacji konstytucji USA oraz systemu prawnego stanowego (pamiętając, że USA są państwem federalnym o bardzo specyficznych relacjach stany - federacja szczególnie w kontekście spraw związanych z bezpieczeństwem wewnętrznym). Przykładowo, Sąd Najwyższy, ale większością 5 do 4 zezwolił agentom federalnym na rozbiórkę barier granicznych z drutu ostrzowego (tzw. concertina), które są lokowane w Teksasie przez służby stanowe.
Greg Abbott nie ustępuje i uważa, że należy również fizycznie wzmacniać ochronę granic narażonych na masową nielegalną imigrację do USA. Argumentując, wraz ze wspierającymi go gubernatorami z innych stanów, że władze federalne nie wywiązały się z obowiązku ochrony stanów przed inwazją i to pozwala stanom sięgać po wyjątkowe środki w zakresie samoobrony. Co naturalnie, nie tylko jest wykorzystywane w przestrzeni politycznej, ale również odbija się na polaryzację głosów w nadchodzących wyborach.
Przypomnijmy, że ten sam gubernator był orędownikiem transferu nielegalnych imigrantów do stanów rządzonych w głównej mierze przez Demokratów, tak aby i tam odczuwano efekty presji migracyjnej, która masowo dotyka właśnie Teksas. Słynne stały się m.in. autobusy jadące z Teksasu w głąb USA. Lecz praktycznie to rzeczywiście Teksas płaci miliardy dolarów na bezpieczeństwo granicy z Meksykiem w momencie, gdy z jego perspektywy następuje brak lub ograniczone wsparcie ze strony służb i pieniędzy federalnych.
W ten sposób, ten sam spór odnosi się również do praktyki użycia zasobów stanowych do działań na granicy, a mowa oczywiście o Gwardii Narodowej Stanu Teksas (oraz innych jednostkach Gwardii wysyłanych z innych stanów, pomoc zadeklarowało 14 stanów, ale 25 gubernatorów stanów, na 50 wchodzących w skład USA wyraziło poparcie dla działań gubernatora Teksasu), ale też zasobach Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego Teksasu (i innych agencji stanowych). Sprawę jeszcze bardziej komplikuje możliwość pojawienia się w epicentrum sporów na granicy różnych oddolnych inicjatyw, zbliżonych swym działaniem do milicji. Punktem zapalnym może być w tym aspekcie przede wszystkim Gwardia Narodowa Stanu Teksas oraz miejsce określane jako Shelby Park (wcześniej tymczasowy obiekt wykorzystywany przez Departament Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) wykorzystywany przez administrację federalną, podległą Joe Bidenowi, do przetrzymywania nielegalnych imigrantów).
Konflikt z Białym Domem
W przypadku Gwardii Narodowej Stanu Teksas najwięcej wątpliwości może budzić bowiem skorzystanie z prezydenta Joe Bidena kompetencji do przejęcia kontroli federalnej nad jednostkami stanowymi. Odnosząc się National Security Act of 1916, gdzie pojawiła się sprawa nie tylko przekształcenia milicji właśnie w Gwardię Narodową, ale przede wszystkim doszło do znacznych zmian z zakresu używania tych formacji przez prezydenta USA. Dając zasiadającemu w Białym Domu możliwość zmobilizowania gwardzistów z różnych stanów w przypadku wojny lub sytuacji nadzwyczajnych w państwie. Była to oczywiście naturalna pochodna ustawy z 1903 r., która utworzyła pierwsze zręby pod standaryzowaną Gwardię Narodową i ustawy z 1908 r. zezwalającej na zastosowanie Gwardii poza USA.
Tego rodzaju działania we wstępnej fazie, wraz z rozbudową pozycji USA, dążyły do standaryzacji z zakresu wyszkolenia i budowania zasobów militarnych, pod interoperacyjność w skali kraju. Albowiem w przeszłości stan milicji stanowych był mocno zróżnicowany, jeśli chodziło o procesy szkoleniowe, jakość dowodzenia, a także wyposażenie. Interesującym może być fakt, że nowoczesne widzenie roli Gwardii Narodowej było związane właśnie z granicą południową USA i reakcją wojskową na wypad zbrojny Meksykanina Pancho Villi na Columbo w stanie Nowy Meksyk i późniejszymi działaniami Amerykanów. Lecz to nie tylko sprawa zwiększenia kompetencji prezydenta wobec Gwardii Narodowej z początku XX w., ale również sprawa ustawodawstwa z lat późniejszych, a dokładnie Armed Forces Reserve Act 1952. Tam właśnie szuka się możliwości Joe Bidena do przejęcia niejako kontroli nad formacjami Gwardii, które działałyby wbrew decyzjom federalnym.
Czytaj też
Najgłośniejszym przykładem było działanie prezydenta Dwighta Eisenhowera, który w 1957 r. wysłał oczywiście żołnierzy ze 101. Dywizji Powietrznodesantowej US Army do szkoły w Arkansas (spór odnoszący się do walki z segregacją rasową), ale i jednocześnie musiał zmierzyć się decyzją tamtejszego gubernatora odnoszącą się do zastosowania formacji Gwardii Narodowej w celu zablokowania działań federalnych. Federalizowanie Gwardii Narodowej przez prezydentów odnosiło się właśnie, jeśli myślimy o podawanych w literaturze przedmiotu 12 przypadkach historycznych, w większości do wystąpień na tle walki o prawa obywatelskie. Lecz chociażby w 1970 r. podobne działania miały miejsce np. w kontekście strajku pocztowców w Nowym Jorku.
Co kluczowe w obecnej rzeczywistości, Donald Trump mówił o zastosowaniu podobnego działania w momencie, gdy w toku jego kadencji dochodziło do licznych masowych wystąpień w różnych miastach USA (kończących się wielokrotnie niszczeniem mienia oraz stwarzaniem zagrożenia dla funkcjonariuszy różnych służb porządkowych). Jednakże, ostatecznie nie pojawiło się podobne działanie ze strony ówczesnego prezydenta i obecnego kandydata na kandydata na prezydenta (w momencie pisania tekstu, Donald Trump nie miał jeszcze zapewnionej nominacji ze strony Republikanów), chociaż kontrowersje i napięcie polityczno-medialno-społeczne było olbrzymie.
Chociaż, można zauważyć, iż sytuacja byłaby odwrotna do obecnej, gdyż republikański prezydent chciał w deklaracjach wysłać „federalnych” do działań w miastach rządzonych przez Demokratów. Dziś zaś demokratyczny (mowa o partii politycznej oczywiście) prezydent Biden jest zachęcany do działania zasobami federalnymi w kontrze do działań stanów rządzących przez Republikanów. Jednakże, przykładowo siłowa próba przejęcia Shelby Park, kontrolowanego przez teksańskie służby przez agentów federalnych, chociażby z DHS gdzie przecież znajduje się U.S. Customs and Border Protection (celnicy i strażnicy graniczni, w uproszczeniu) byłaby wizerunkową katastrofą dla całego państwa.
Co więcej, już teraz rodzą się realne pytania o postawę np. teksańskich gwardzistów wobec możliwości przejęcia nad nimi kontroli przez Bidena właśnie w sytuacji na granicy. Szczególnie, że prokurator generalny Teksasu już teraz zdecydowanie odrzucił wniosek formalny władz federalnych o przyznanie urzędnikom imigracyjnym pełnego dostępu do Shelby Park. W ogóle można również zadać pytanie o postawy, w tak spolaryzowanej rzeczywistości amerykańskiej, jeśli chodzi o agencje federalne oraz wojsko. Aczkolwiek, nie należy też rozbudowywać narracji katastroficznych, szczególnie jeśli chodzi o „wojnę domową 2.0”. Albowiem wiele z narracji wypływających w tym zakresie jest tworzonych na potrzeby kampanii politycznej, ale również znajdują się w orbicie mocnego rynku teorii spiskowych. Aby to zobrazować można wskazać przykład, gdy np. rozpowszechniano w przeszłości scenariusze wojskowego zamachu stanu przy okazji chociażby ćwiczeń amerykańskich sił operacji specjalnych.
Podgrzewanie emocji przed wyborami będzie trwać
Tak czy inaczej, emocje już teraz są wysokie, tworząc bardzo niekomfortową przestrzeń do debaty politycznej w USA przed ważnymi wyborami. Raz, utwardzając w przekonaniu wyborców niezdecydowanych, że warto spojrzeć na chaos na granicy, a dwa radykalizując już przekonanych. Najprawdopodobniej dając więcej paliwa politycznego dla Republikanów (ostro akcentowane wątki bezpieczeństwa granic w ostatnich latach), ale też środowisku Trumpa i jego ruchowi MAGA. W tym ostatnim przypadku mówimy o środowisku, w obrębie którego silne są akcenty antyfederalne i nawet teorie spiskowe odnoszące się do działań Białego Domu wobec swobód konstytucyjnych oraz konstytucyjnych przestrzeni działania poszczególnych stanów. Co więcej, dla Joe Bidena zbyt mocne spoglądanie na sprawy granicy południowej może być politycznie problematyczne, jeśli chodzi o własnych wyborców.
Czytaj też
Przede wszystkim, to właśnie decyzją obecnej administracji swego czasu wiceprezydent Kamala Harris miała być twarzą zmian jakościowych w sferze zapewnienia bezpieczeństwa granicy. Argumentując, że zamiast umownego republikańskiego podejścia nastawionego na szczelność granicy i uniemożliwiania jej nielegalnego przekraczania, należy postawić na działania regionalne. W ten sposób, poprzez fundusze dla państw np. Ameryki Środkowej miała się ograniczyć ilość osób idących do USA przez granicę z Meksykiem. Jednocześnie, demokraci zaspokajając szczególnie aktywne w swoim elektoracie środowiska związane z obroną praw człowieka, etc. dążyli do chociażby zmniejszenia niebezpiecznych elementów barier granicznych, w tym przede wszystkim concentriny. Stąd jest ona tak ważna w sporze na linii władze Teksasu versus Biały Dom.
Wracając do samej Harris i jej misji, Republikanie wręcz używali określenia, że wiceprezydent Harris została tzw. „border czar”, a więc odpowiadającą za powodzenie wielowarstwowej polityki Białego Domu. Finalnie, jak widać każdego dnia na granicy z Meksykiem nielegalna migracja nie ustała, a sprawa zamiast deeskalować, dziś w obliczu wyborów eskaluje. I należy zauważyć, że jest jeszcze jeden wątek, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, który odnosi się bezpośrednio do zapewne pewnej niechęci rozszerzonej dyskusji o bezpieczeństwie granicy południowej, właśnie po stronie egzekutywy federalnej. Mowa oczywiście o walce z narkotykami i obecnej fazie określanej, jako epidemia fentanylu. Jeśli bowiem przysłowiowe oczy opinii publicznej skoncentrują się na bezpieczeństwie granicy z Meksykiem, to do agendy debaty z automatu wskoczyć będą musiały w szerszym stopniu sprawy walki z kartelami narkotykowymi i przemytem do USA narkotyków (nie tylko fentanylu). To zaś naturalnie może nie sprzyjać władzy starającej się o reelekcję.
Czytaj też
Jednocześnie, Donald Trump czy Nikki Haley (na moment pisania analizy, nadal kandydat na kandydata na prezydenta w obrębie Republikanów, czyli walcząca o nominację tej partii) będą starali się atakować mocniej Joe Bidena w tych sprawach. Nie są one w żadnym razie lokalne i trywialne, gdyż zarówno nielegalna imigracja, jak i narkotyki oraz relacje z Meksykiem to strategiczne wyzwania dla całych USA. Biały Dom stoi więc przed decyzjami złymi i jeszcze gorszymi względem interesów politycznych oraz sytuacji w kraju. Ustępstwa wobec Teksasu i Grega Abbotta będą potraktowane jako porażka i mogą, a zapewne rozwiną jeszcze ostrzejszą linię narracyjną ze strony Trumpa et consortes.
Nie mówiąc już o przyznaniu się do błędu strategicznego w obliczu wysoce skomplikowanej kampanii oraz walki o środki na sprawy międzynarodowe w Kongresie USA, gdzie Republikanie starają się mocno krytykować oraz blokować Demokratów i Bidena. Konfrontacja może za to skutkować problemem konstytucyjnym, instytucjonalnym, a nawet na szczeblu bezpieczeństwa wewnętrznego (np. terroryzm krajowy, masowe wystąpienia uliczne) i odnoszącym się do kilku lub kilkudziesięciu stanów. Jedna decyzja Sądu Najwyższego (5-4 w głosach) nie oznacza, że Biały Dom będzie miał we wszystkich swoich działaniach wsparcie najwyższego organu sądownictwa USA. Co więcej, już teraz musi mierzyć się z możliwością procedowania w Kongresie USA impeachmentu Sekretarza (ministra) Alejandro Mayorkasa odpowiadającego za DHS. Czyli sprawa nielegalnej migracji i szerzej postępowania z granicą wkroczy na arenę zmagań kongresowych z nową siłą. Spiker Mike Johnson wskazuje na możliwość przyspieszenia prac w tym zakresie, a więc spotkanie komisji, uzupełnienie wniosku, głosowanie, itd.
Emocje wyborcze, niezależnie od finału impeachmentu w Senacie, tylko sprzyjają zaostrzaniu retoryki. Zauważają to nawet nastawieni na konsensus Republikanie, naciskający na dwuizbowe i ponadpartyjne porozumienie odnoszące się do granic i co równie ważne już teraz także Ukrainy. Przy czym, nadal można uznać, że obecna sytuacja polityczna jest jednak w większym stopniu szansą dla Republikanów. Mogą bowiem wywierać presję na administrację Joe Bidena z dwóch stron, strasząc chaosem wewnętrznym (postawa stanu Teksas) i reperkusjami dla kraju oraz możliwością konsumowania napięcia wewnętrznego przez Donalda Trumpa, który będzie radykalniejszy i może już nie być nastawiony na jakiekolwiek debaty z Demokratami.
Nie wolno również pomijać faktu, że dla obecnie rządzących z obu stron, w tym wszystkim bardzo emocjonalne są obrazy ze stycznia 2021 r., gdy doszło do wtargnięcia do budynku Kapitolu. Stąd możliwe jest, że jednak uda się osiągnąć jakąś formę porozumienia i cała sprawa wróci dopiero po wyborach. Tego rodzaju szansę widzi chociażby Senator James Lankford, ale jest mocno krytykowany nawet wewnątrz swojej partyjnej reprezentacji z Republikanów. Jednakże, można być pewnym, że środowisko Donalda Trumpa nie zrezygnuje z wykorzystywania problemu granicznego do wzmacniania własnej agendy politycznej w wyborach prezydenckich i kongresowych (przypomnieć można, że kandydaci z MAGA snuli już wizje np. uderzeń rakietowych i bombardowań karteli narkotykowych w Meksyku).
bezreklam
Kiedys - np MUr berlinski - kazdy kto chcial przekrczyc granice - ryzkowal zyciem. Dzis jest drut kolczasy i Sad sie zastanwia czy nie za bardzo porani tych co chca przejsc przez granice wiec nakazuje jego usniecie. Niesamowta zmiana czyz nie?
WaldK
w tv kazdej opcji pokazywane sa zdjecia satelitarne pracownikow w maskach i kombinezonach karteli gdzies w puszczach, kominy dymia, budynki wokol, straze i drogi dojazdowe. wszyscy wiedza co sie dzieje lecz bez reakcji. prezydent wysyla pokazowo policje ktora mordyje niewinnych ludzi, dziala jak druga szajka w melksyku, mosowo gina ludzie, czesto b mlodzi studenci zabijani i porozrzucani w dzungli. i nic nie robia. sa tak poteznie skorumpowani. obrador ich prezydent ogranicza sie do informowanias obywateli ze grozi im interwencja militarna usa i on na to nie pozwoli, zyje z kartelami w symbiozie.