Reklama
  • Analiza

„Bitwa” o Tajwan w 2022 roku z Rosją w tle [PROGNOZA]

Po omówieniu scenariuszy rozwoju konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, w drugiej części prognozy na 2022 rok Jacek Dankowski omawia rywalizację Stanów Zjednoczonych i ChRL w kontekście Tajwanu. Stawia też pytania o dalszy rozwój sytuacji na świecie w 2022 roku, także w kontekście możliwej współpracy energetycznej Rosji zarówno z Chinami, jak i państwami zachodniej Europy.

Chengdu J-10
Chengdu J-10
Autor. MO Rosji

Jednym z najbardziej obserwowanych sporów terytorialnych jest spór prowadzony pomiędzy Chinami i Tajwanem. Prezydent Joe Biden zapowiedział, że Stany Zjednoczone wystąpią w obronie Tajwanu (Joe Biden - Tak, jesteśmy do tego zobowiązani".), jeżeli ten zostanie zaatakowany przez Chińską Republikę Ludową. Według niektórych analityków słowa Baidena należy odczytywać jako porzucenie obowiązującej od czterech dekad „strategicznej niejednoznaczności". Słowa prezydenta Bidena łagodzi jednak waszyngtońska administracja tłumacząc, że prezydent nie zapowiedział jakiejkolwiek zmiany, a jedynie podkreślił, że USA:„Będą podtrzymywać zobowiązania wynikające z ustawy, i będą nadal wspierać samoobronę Tajwanu i sprzeciwiać się wszelkim jednostronnym zmianom status quo.". Pekin skrytykował w tej kwestii Waszyngton słowami rzecznika chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych Wang Wenbina, który oświadczył, że wyspa jest„niezbywalną częścią Chin" i wezwał Waszyngton do ostrożności w słowach i czynach". Do kwestii odniósł się również Tajwan. Kolas Yotaka, rzeczniczka prezydent Tsai Ing-wen, stwierdziła, że administracja Bidena jest jednoznaczna i konsekwentna w swoim twardym jak skała poparciu dla Tajwanu".

Podstawą amerykańskich zobowiązań wobec Republiki Chińskiej jest ustawa Taiwan Relations Act (TRA) z 1979, którą Kongres uchwalił po tym, jak prezydent Jimmy Carter za jego plecami nawiązał oficjalne stosunki dyplomatyczne z Chińską Republiką Ludową. Należy zaznaczyć, że TRA nie stwierdza wprost, że USA są bezpośrednio zobowiązane do obrony Tajwanu, ale jedynie zapewnienia mu możliwości do obrony. Taka „niejednoznaczność" przez lata służyła Waszyngtonowi w relacjach z Pekinem.

Zobacz też

Jak wiadomo USA są przeciwne jednostronnej zmianie status quo, natomiast Chiny są przeciwne niepodległości Tajwanu, a wręcz za jego przyłączeniem. Wobec rosnącej presji na Tajwan ze strony Chin, w Waszyngtonie coraz głośniejsze zaczęto nawoływać do porzucenia „strategicznej niejednoznaczności" i jasne określenie granic, po których przekroczeniu USA będą interweniować. Stara koncepcja ma jednak nadal wielu zwolenników. Ich zdaniem brak pewności, kiedy Ameryka wkroczy do akcji, ma być czynnikiem odstraszającym. Debata na ten temat toczy się równolegle z dyskusją o realnych zdolnościach Stanów Zjednoczonych  do obrony Tajwanu.

W ocenie ekspertów właśnie obawy, że Pekin może uznać każdą zmianę status quo za casus belli, hamują pełną reorientację amerykańskiej polityki. Stany Zjednoczone starają się zapewnić Chiny, że wzrost wsparcia militarnego dla Tajwanu nie oznacza zmiany stanowiska w sprawie statusu wyspy. Tak też należałoby odbierać słowa prezydenta Bidena, który po rozmowie w dn. 05.10.2021 r. z Xi Jinpingiem stwierdził, że obaj zgodzili się przestrzegać porozumienia w sprawie Tajwanu. Spekulowano wówczas, że oba mocarstwa dogadały się ponad głowami Tajpej. Wiele wskazuje jednak, że Biden odnosił się raczej do uzgodnionej w 1998 przez Billa Clintona i Jiang Zemina zasady „trzech nie". W jej myśl Stany Zjednoczone są przeciwne: niepodległości Tajwanu, dwóm Chinom oraz jednym Chinom, a jednemu Tajwanowi.

Natomiast zasada „jednych Chin" zalicza się do fundamentów polityki Pekinu i jest koniecznym warunkiem utrzymywania relacji dyplomatycznych z ChRL, czego doświadczyła ostatnio Litwa. Jak jednak zauważyła Jessica Drun zthink tanku Project 49 Institute, termin „jedne Chiny" oznacza w Pekinie i Waszyngtonie zupełnie różne rzeczy. Dla Pekinu oznacza to, że Tajwan jest zbuntowaną prowincją. Natomiast stanowisko Waszyngtonu jest bardziej zniuansowane. W jego myśl legalny rząd Chin zasiada w Pekinie, natomiast status Tajwanu pozostaje nieokreślony.

Zdaniem Piotra Plebaniaka, socjologa od 17 lat mieszkającego na Tajwanie, w dyskusji nt. Tajwanu należy zwrócić uwagę na przełomowe przemiany poczucia tożsamości mieszkańców wyspy do jakich doszło w ostatnich latach. Zauważa on, że zmiany następują zwłaszcza w młodym pokoleniu, które nie ma już styczności z ludźmi pamiętającymi okres lat 40. i 50. XX wieku. Statystyki pokazują, że nowe pokolenia identyfikują się coraz częściej jako Tajwańczycy, a nie „kulturowi Chińczycy". Ma to swoje odzwierciedlenie na obwolucie uznawanego przez świat paszportu z napisem „Tajwan". Trend ten wskazuje, że zaangażowanie głównych graczy wokół Tajwanu raczej jest grą, a nie realnym szykowaniem się do wojny.

Zobacz też

Zdaniem Plebaniaka scenariusz siłowego podporządkowania Tajwanu jest dla Chin w oczywisty sposób szkodliwy, co skrzętnie pomija wielu analityków. Jego zdaniem jest to dla ChRL pewna recepta na światowy ostracyzm, problemy z pozyskiwaniem surowców energetycznych oraz inne, z natury nieprzewidywalne retorsje. Podkreśla, że Chiny dziś nie muszą robić nic, gdyż sprzyjają im tzw. trendy historyczne, o których w czasie obchodów stulecia Komunistycznej Partii Chin mówił Xi Jinping. Siła ekonomiczna i militarna państwa, zwłaszcza w czasach Covid-19, każdego dnia ulega zwiększeniu. Plebaniak uważa, że Chiny utrzymują z Tajwanem satysfakcjonujące kontakty gospodarcze, a przed wybuchem pandemii koronawirusa i pacyfikacją zamieszek w Hongkongu w 2019 roku nie istniały zasadnicze zadrażnienia. Jak podkreśla, inwazja na Tajwan nie była i nie jest Chinom potrzebna z jakichkolwiek przyczyn strategicznych czy taktycznych. Ocenia, że powolnej integracji sprzyjał wzrastający w szybkim tempie poziom życia społeczeństwa Chin kontynentalnych. Utrzymanie status quo było jest prostą receptą na dalszy szybki ich rozwój i zajęcie pozycji niekwestionowanego supermocarstwa.

Zdaniem Plebaniaka to Stanom Zjednoczonym mogłoby zależeć na tym, aby Chiny dały się sprowokować do rozwiązania siłowego, co miałoby dać USA pretekst do sprzedaży Tajwanowi broni. Podgrzewanie tej kwestii miałoby nosić znamiona celowego drażnienia przeciwnika, który z przyczyn wizerunkowych nie może zareagować adekwatnie. Jak się okazuje podobną dynamikę miał tzw. trzeci kryzys w Cieśninie Tajwańskiej na przełomie lat 1995 i 1996, kiedy to m.in. inscenizujący inwazję spot wyborczy starającego się o reelekcję na fotel prezydenta Tajwanu Lee Teng-hui uruchomił chińskie ćwiczenia rakietowe w cieśninie.

Tajwan, podobnie jak Korea Północna, jest obszarem buforowym i „ziemią niczyją". Oznacza to, że ChRL i USA zależy bardziej na przewidywalności sytuacji niż na przejęciu kontroli nad Tajwanem. W roli „pływającego lotniskowca" Chin otworzy ich flocie wyjście na Pacyfik. Jako „lotniskowiec US Navy" to wielki „szach" dla ChRL, gdyby doszło do rozstrzygnięć siłowych. Wydaje się jednak, że obie strony właśnie w taki sposób kalkulują i żadna nie zamierza zrobić niczego, co stronę przeciwną mogłoby zmusić do naruszenia tej równowagi.

Zobacz też

Jak wskazuje Elbridge Colby, były asystent sekretarza obrony Stanów Zjednoczonych, inwazja to dla stron zadanie niesymetryczne: Chiny muszą zająć Tajwan bez narażania się, a Tajwan i „podmioty wspierające" muszą tylko sprawić, że inwazja będzie odstraszająco kosztowna. Colby zauważa jednak wyzwanie dla USA i stwierdza: Zobaczcie, jak arogancko Chiny zachowują się teraz. A co dopiero będzie, jeśli faktycznie staną się dominującą siłą. (...) Lepiej zastopować to teraz, z zachowaną wiarygodnością i silnym Tajwanem, niż z pokonanym Tajwanem i zniszczoną wiarygodnością".

Dzięki tzw. rewolucji łupkowej Stany Zjednoczone osiągnęły samowystarczalność energetyczną. Są więc odporne na jakiekolwiek wydarzenia na Bliskim Wschodzie. W zupełnie innej sytuacji są Chiny, które importują około 70% zużywanej ropy naftowej, podobnie jak innych surowców energetycznych. Chiny chcą skrócić okres zależności i zależy im na niezwłocznym wdrożeniu alternatywnych technologii energetycznych. Dlatego też dążą do przyśpieszenia opracowania i wdrożenia geopolitycznie bezpiecznych dla Chin źródeł energii. Z podobnymi wyzwaniami mierzą się jednak również inne państwa. Amerykańscy sojusznicy w regionie są w równym stopniu co Chiny zależni od ropy z rejonu Bliskiego Wschodu. Waszyngton może tą samą dźwignią dyscyplinować nie tylko przeciwnika, ale i Japonię, Koreę Południową czy Tajwan i jak się wydaje jest to instrument wpływu znacznie skuteczniejszy niż cała flota US Navy. Mechanizm ten, zdaniem Plebaniaka, spełnia warunek braku rozliczalności, tj. ukrycia faktycznego inicjatora zakłóceń dostaw, co jest uznawane za fundament wszelkich konfliktów geopolitycznych. Plebaniak stawia pytanie, czy USA w ramach retorsji wobec Chin w wypadku ich agresywnych ruchów, zdławią przepustowość szlaków handlowych w rejonie cieśniny Malakka? Wydaje się, że retorsje skonfliktowałoby Amerykanów z wieloma państwami regionu. Wiadomym jest, że amerykańskie zdolność produkcji żywności, zależą od drożności arterii handlowych. Zatem takie uderzenie po kieszeni powstrzymałoby militarny ruch USA bardziej od Chińskiej marynarki wojennej.

Zobacz też

Nasuwa się wniosek, że ewentualna wymiana ciosów pomiędzy mocarstwami, musi mieć charakter dyskretny, co uniemożliwiałoby przypisanie winy i wysuwanie roszczeń odszkodowawczych. W dobie tzw. wojen nieliniowych, tj. takich, w których nie ma określonej, widocznej linii rozdzielającej siły walczących stron, rzecz musiałaby się dokonać tak, aby zrzucić odpowiedzialność moralną i gospodarczą daleko od sprawcy zaburzeń. Oznacza to, że bieg wydarzeń musiałby uniemożliwić przypisanie Chinom winy za destabilizację światowego łańcucha dostaw (zablokowanie kanału Sueskiego), który jest niebezpiecznie rozchwiany w wyniku zaburzeń spowodowanych przez pandemię. Dla Chin zaś awantura wokół Tajwanu to natychmiastowa reakcja Japonii i Korei Południowej, gdyż dla tych gospodarek i społeczeństw drożność szlaków morskich to kwestia życia i śmierci. Pekinowi natomiast takie otwarcie drogi na Pacyfik nic nie daje.

Nie zyskają „bezpiecznego wyjścia", gdyż jego pozyskanie wymagałoby jednoczesnego zneutralizowania Japonii i wszystkich krajów leżących obok szlaku żeglugowego do Zatoki Perskiej. Stąd też  oświadczenie rządu w Tokio z lipca 2021: w przypadku inwazji Chin, Japonia pomoże militarnie Tajwanowi.". Nie wydaje się też, że biegnący od 2013 roku chiński ropociąg przez Mjanmę (Birmę), omijający cieśninę Malakka, tylko symbolicznie zbliża Pekin do rozwiązania problemu. Należy też pamiętać, że Tajwan to obszar strategiczny z powodu zdolności produkcji zaawansowanej elektroniki, m.in. wafli krzemowych przez giganta TSMC. Rozregulowanie światowej gospodarki (np. zaburzenie dostaw chipów produkowanych na Tajwanie) w ostatnich dwóch latach pokazuje, że nikt nie pozwoli Chinom na militarne przejęcie tak kluczowej dla całego świata zdolności produkcyjnej.

Siły zbrojnej używa się w ostateczności, gdy już zawiodą wszystkie inne środki, a tych Chiny mają dużo. Pełna lub częściowa blokada morska to instrument zbyt toporny. Nawet straszenie jakąś formą nacjonalizacji (konfiskaty) gigantycznych tajwańskich inwestycji w ChRL wydaje się zbędne. Narzędzia ekonomiczne, takie jak dyplomacja turystyczna czy regulowanie obrotu towarowego między Tajwanem a kontynentem, jest z kolei bronią nieprzewidywalnie obosieczną. Na początku 2021 roku władze ChRL zatrzymały import ananasów z Tajwanu, co naraziło rolników na straty. Mieszkańcy wyspy natychmiast spontanicznie zainicjowali udaną akcję kupowania i jedzenia ananasów. To nie tylko zneutralizowało oddziaływanie chińskie, ale też wzmocniło u Tajwańczyków poczucie jedności i odrębności interesów narodowych. Tymczasem z kontynentu słyszymy świeże publiczne oświadczenie pierwszego sekretarza KPCh, który z okazji stulecia istnienia partii przypomniał, że Tajwan to wewnętrzna sprawa Chin, które zastrzegają możliwość użycia siły. Dodał też, że za zniszczenie narodowej jedności należy winić siły zewnętrzne, na których ingerencję Pekin zawsze zareaguje, a ponowne zjednoczenie jest manifestacją niepowstrzymanych sił historycznych.

Zobacz też

Choć z logiki geopolitycznych uwarunkowań nie wynika, żeby Chiny zdecydowały się na inwazję, oczywiście może pojawić się nagle tzw. pułapka sytuacyjna, która zmusi jedną lub więcej ze stron do działań, na które pozostali będą musieli zareagować eskalacją, na zasadzie domina. Takie złamanie logiki wydarzeń jest z samej natury nieprzewidywalne. Odzyskanie Hongkongu i Tajwanu to nie dla Chin, ale dla KPCh kwestia legitymizacji o głębokich podłożach historycznych. Siły odśrodkowe wewnątrz Chin i siły zewnętrzne z pewnością będą oddziaływać na ten „historyczny mus" i „siłę historyczną", by popsuć Pekinowi szyki. Zjednoczenie całych Chin to aspiracja każdego rządu, który pretenduje do władania Państwem Środka. Ma ona wręcz niezwykłą siłę i jest esencją tego, jak Chińczycy postrzegają historię. Dla KPCh zjednoczenie całości terytoriów chińskich ma znaczenie geopolityczne.

W kontekście powyższego warto przypomnieć słowa brytyjskiego pierwszego lorda admiralicji Jackie Fisher wypowiedziane w 1908 roku:„Wojna z Niemcami zacznie się w chwili ukończenia budowy Kanału Kilońskiego". Łączący Bałtyk i Morze Północne kanał uruchomiono w sierpniu 1914 roku. Plebaniak stwierdza, że wojna między ChRL i Stanami Zjednoczonymi rozpocznie się w chwili uzyskania niezależności energetycznej przez Pekin.".

Czy zatem wzmacnianie obecności USA, wspieranych przez licznych sojuszników (np. AUKUS), na Pacyfiku i Azji ma swoją racje bytu i jest w pełni uzasadnione? Tak jest uzasadnione, szczególnie kiedy weźmie się pod uwagę zbliżenie Chin i Rosji, oraz Rosji i Niemiec.

Reasumując, w ocenie Davida Ficklinga (analityk Bloomberg) Rosja przy pomocy gazociągu Power of Siberia 2 (PoS2) chciałaby mieć w przyszłości taki wpływ na Chiny, jaki dziś dzięki Nord Stream 2 ma na Europę. Zaznacza jednak, że Pekin zrobi wszystko, aby zapobiec takiej sytuacji.

Zobacz też

Fickling stawia pytanie o powody budowy gazociągów. Z jednej strony sugeruje, że gazociągi buduje się po to, aby zagrozić demokracjom, a z drugiej żeby zjednać sobie autorytaryzmy. Wszystko zależy od tego, gdzie jesteśmy, tzn. w Azji czy w Europie. Dowodzi on, że w Europie gazociąg NS2, który miał zwiększyć możliwości eksportowe z Rosji do Niemiec do poziomu 110 mln metrów sześciennych gazu rocznie, stał się narzędziem geopolitycznej rywalizacji o Europę Środkowo-Wschodnią (Czy oby tylko? Wystarczy spojrzeć na listę wskazanych powyżej 27 trwających konfliktów w które w większości jest zaangażowana Rosja). Zauważa przy tym, że w tym wypadku gazociąg NS2 może stanowić potężne narzędzie wpływu, w szczególności zimą, co poniekąd już ma swoje miejsce w Europie. Według Flickinga dotychczas problemem dla Moskwy był fakt, że „broń gazowa" była mało precyzyjna. Dowodzi on, że zanim 10 lat temu zbudowano gazociąg Nord Stream 1, prawie cały rosyjski gaz był transportowany do Europy przez Ukrainę. Oznaczało to, że ciężko było zagrozić Ukrainie, zakręcając kurek z gazem, bez narażania się innym państwom europejskim, które także czekały na surowiec. Jednak, jak zaznacza, posiadanie osobnych kanałów sprzedaży gazu na Ukrainę i do Unii Europejskiej oznacza, że Rosja może sobie wybrać, któremu bytowi zechce zagrozić w danym dniu.

Zdaniem analityka, patrząc przez perspektywę Azji percepcja się nieco zmienia, w szczególności kiedy na stole jest uruchomienie gazociągu Siła Syberii 2 (PoS2). Prezydenci Xi Jinping oraz Władimir Putin rozmawiali o tym projekcie na początku grudnia 2021, zaś studium wykonalności ma być ukończone w ciągu kilku tygodni. W ocenie Nikkei Asian Review gazociąg PoS2 mógłby pomóc obu państwom zabezpieczyć się na wypadek napięć z Zachodem.

Fickling dowodzi dalej, że podczas gdy NS2 jest postrzegany jako zagrożenie dla państw demokratycznych, to już gazociąg PoS2 jest prezentowany jako coś przypominającego propozycję małżeństwa przybliżającego do siebie dwa autorytarne państwa, tj. Chiny  i Rosję. Zauważa on jednak (za Churchilem), że narody nie mają wiecznych przyjaciół lub wrogów, a jedynie wieczne interesy. Interesem Rosji jest osiągnięcie zysków z eksportu surowców oraz uzyskanie narzędzia wpływu na graniczące z nią państwa, jak się można domyślać militarnie. Fickling nie mówi tego, niemniej można wnioskować, że Chiny wykorzystają PoS2 do dywersyfikacji źródeł energii, w ten sposób uniezależniając się od dostaw np. z Bliskiego Wschodu (LNG), które mogłyby zostać zakłócone przez USA, mające ciągle duży wpływ na dostawców gazu i ropy z tego rejonu oraz Afryki. Zatem z pewnego punktu widzenia, jak stwierdza Fickling, z uwagi na działania Rosji, sytuacja Chin i Europy nie jest znowu tak bardzo różna. Dlatego też Chiny nie będą chciały popełnić błędów Europy w relacjach z Rosją.

#READ[ articles: 24812 | showThumbnails: false ]

Warto odnotować, że choć europejskie zużycie gazu na poziomie 541 mld m3 znacząco przekracza chińskie zużycie wynoszące 331 mld m3 surowca, które nota bene do 2030 roku ma wzrosnąć do poziomu 526 mld m3, kiedy to Chiny zredukują swoją zależność od energii węglowej i rozbudują rodzimy przemysł chemiczny, to Chiny i tak nie będą zależne w takiej skali od Rosji jak Europa. Wraz z uruchomieniem PoS2 Chiny będą zależne od Rosyjskich dostaw gazu w 40 proc., podczas gdy Europa jest zależna w 51 proc. Fickling dowodzi jednak, że pomimo planów uruchomienia PoS2 oraz wzmacniania współpracy  zarówno Pekin, jak i Moskwa, postępują bardzo ostrożnie. Przypomina on, że przy całej bliskości relacji pomiędzy Xi Jinpingiem a Władimirem Putinem, Chiny i Rosja  rzadko kiedy w historii miały tak dobre stosunki przez długi czas. Fatalna chemia pomiędzy Nikitą Chruszczowem a Mao Zedongiem oraz spory na temat dziedzictwa Stalina przyczyniły się do wojny wzdłuż północno-wschodniej granicy pod koniec lat 60. XX wieku, a rozpoczęty wówczas okres bardzo chłodnych stosunków zakończył się dopiero wraz z upadkiem ZSRR.

Dzisiaj należy zauważyć, że nachodzące na siebie strefy wpływów w Azji Centralnej, które są obecnie dla Chin o wiele ważniejszym źródłem gazu niż sama Rosja, pozostają ważnym punktem spornym obu stolic.

Ostatecznie współzależność ta wcale nie musi oznaczać, że Chiny i Rosja będą za wszelką cenę dążyć do wspólnych celów. W tym miejscu wydaje się jednak, że pomimo wszystko górę biorą interesy na które wpływ ma zmienność i turbulentność otoczenia. Wygląda jednak na to, że to Chiny w relacji z Rosją mają więcej atrybutów w rękach. Co prawda PoS2 zapewni Rosji alternatywny do europejskiego rynek zbytu gazu. Niemniej Pekin, chcąc uniknąć sytuacji Europy, będzie korzystać z różnych alternatyw, jak np. zielony wodór, tania energia z wiatru i słońca, ale też z dostaw z Kataru, Australii oraz innych państw, które będą chciały mieć udział w chińskim rynku. Niewątpliwie Rosja chciałaby mieć taki wpływ na Chiny, jak dziś dzięki surowcom ma na Europę.

Zobacz też

W szerszym ujęciu przedstawionych powyżej rozważań, należałoby się jednak zastanowić, czy oby na horyzoncie nie wyłania się oś Berlin (pod przykrywką UE) -- Moskwa -- Pekin. Oś która to miałaby silną kartą przetargową wobec USA. W tym kontekście należałoby też widzieć zaangażowanie wskazanych podmiotów w rejonie Bliskiego Wschodu oraz Afryki, które w taki czy inny sposób są rozgrywane przez poszczególnych graczy globalnych. Szersza analiza skomplikowanej sytuacji na Bliskim Wschodzie, gdzie obserwowane są tarcia, w zależności od konfiguracji, pomiędzy Izraelem, Iranem, Syrią, Irakiem, Arabią Saudyjską i jeszcze szerzej Turcją, Egiptem, Libią oraz wieloma innymi państwami, pozwala sądzić, że „zwycięzca" rozgrywki w tym rejonie świata mógłby zgarnąć całą pulę.

Wydaje się jednak, że wcześniej doszłoby do trzeciej wojny światowej, niż do sytuacji, kiedy to jeden z graczy uzyska dominującą pozycję na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Dlatego tak ważne jest, aby Zachód już dzisiaj wypracował wspólne stanowisko, pod kątem potencjalnie wyłaniającej się osi Berlin -- Moskwa -- Pekin. W innym wypadku za 10 lat może być już za późno, szczególnie dla USA, które z perspektywy Europy Środkowowschodniej są ciągle gwarantem bezpieczeństwa. Trzeba zaznaczyć, że na razie NATO zachowało spójność, czego dowodem jest przebieg ostatnich rozmów USA i Sojuszu z Rosją, niemniej polityka Niemiec które równocześnie wspierają Nord Stream 2, jest obarczona dużym ryzykiem. Otwartą kwestią pozostaje czy zabiegi dyplomatyczne stosowane przez Zachód są narzędziem na tyle skutecznym, aby powstrzymać np. Rosję od eskalowania napięcia w Europie, gdzie dla Rosji środkiem ciężkości jest NS2, bez którego Rosja nie uzyska założonej pozycji w relacjach międzynarodowych. Wydaje się też oczywistym, że USA powinny bacznie przyjrzeć się zamiarom Niemiec, które jak to wynika z ostatnich doniesień, pod przykrywką UE próbują wzmacniać swoją rolę w geopolityce. Być może jednak rację mają ci, którzy dowodzą, że w dobie tzw. wojen nieliniowych, tj. takich, w których nie ma określonej, widocznej linii rozdzielającej siły „walczących" stron, rzecz musiałaby się dokonać tak, aby zrzucić odpowiedzialność moralną i gospodarczą daleko od sprawcy zaburzeń.

Powstaje mimo wszystko pytanie co sojusz państw Zachodu winien zrobić, aby jego polityka powstrzymywania była skuteczną, a w konsekwencji być może nawet uniknąć wybuchu wojny z mocarstwami rewizjonistycznymi jak Rosją i Chinami, które coraz bliżej, zarówno w obszarze wojskowym jak i politycznym współpracują ze sobą? Scott Cooper, analityk Atlantic Council, emerytowany oficer Marines twierdzi na łamach Breaking Defense, że„wszystkie zainteresowane strony muszą zaakceptować podstawową prawdę: prawdziwe odstraszanie musi opierać się na zdolnościach wojskowych, zwłaszcza w przestworzach.". A zatem nie dyplomacja, nie presja ekonomiczna i straszenie sankcjami, z pewnością nie odwoływanie się do wartości, które akurat w wypadku Rosji i Chin nie są wspólne, ale realna, twarda siła wojskowa. Nie dlatego, że inne czynniki w tym dyplomatyczne i ekonomiczne polityki odstraszania są nieistotne, bo są ważne, ale jako elementy towarzyszące a nie zastępujące możliwości wojskowe. Finezyjna dyplomacja, krasomówstwo polityków czy wojny celne nie odwiodły Hitlera od agresji, nie odwiodą też Putina o ile podejmie decyzję, że atak opłaca mu się bardziej niźli status quo.

Zobacz też

Jak zauważa Cooper, w czasie ostatniej dekady zarysowały się trzy trendy. Po pierwsze państwa europejskie zredukowały swój potencjał i możliwości wojskowe. Po drugie Stany Zjednoczone zaczęły przesuwać swe zainteresowanie w rejon Indo--Pacyfiku. Po trzecie Rosja wzmocniła się z wojskowego punktu widzenia, a ponadto pokazała gotowość użycia sił zbrojnych w polityce. Na ten opis relacji sił należy nałożyć zobowiązania polityczne i traktatowe państw kolektywnego Zachodu, które w Europie (biorąc pod uwagę zarówno NATO jak i Szwecję oraz Finlandię) zadeklarowały obronę Państw Bałtyckich a w Azji Tajwanu.„Ale jeśli te zapewnienia nie zostaną poparte wiarygodną siłą z pewnością będą nieskuteczne w zapobieganiu konfliktom.". W opinii amerykańskiego analityka liczy się zarówno podjęcie decyzji o zwiększaniu wydatków wojskowych, bo świadczy o determinacji i dążeniu do zmiany stanu obecnego, co już samo w sobie jest elementem odstraszającym potencjalnego agresora, ale również a może bardziej ważne jest to na co te zwiększone budżety wojskowe zostaną przeznaczone.

W tym miejscu należałoby przypomnieć maksymę Thomasa Schellinga, który 55 lat temu napisał, że Moc krzywdzenia innych to siła przetargowa. Wykorzystywane jest to w dyplomacji, nikczemnej dyplomacji, ale jednak dyplomacji". Innymi słowy jeśli polityka powstrzymywania ma być skuteczną, to państwa chcące przeciwdziałać wybuchowi wojny musza być silne, na tyle silne, aby potencjalny agresor został zniechęcony. Dodać należy za Niccolo Machiavellim („Książe."):„Żeby państwo było silne potrzebne są dwie rzeczy. Dobre prawo i silne wojsko.". Maksyma ta zapewne dotyczy też Sojuszy, w tym NATO.

Zatem wydaje się, że rok 2022 przyniesie pewnego rodzaju rozstrzygnięcia\ w Europie, jednakże trudno jest wskazać jednoznacznie jakie to rozstrzygnięcie będzie. Jedno jest pewne, Rosja i Niemcy doprowadziły poprzez dążenie do certyfikacji NS2 do napiętej sytuacji w Europie. W związku z tym zarówno certyfikacja NS2, jak i brak certyfikacji tego projektu może skutkować osłabieniem spójności i jedności UE. Po pierwszych rozmowach w styczniu 2022 r. pomiędzy USA i Rosją oraz NATO i Rosją widać że Sojusz zachował spójność i wysłał mocny przekaz wobec Moskwy.

Zobacz też

Należy też zauważyć, że USA w końcu grudnia poinformowały Sojuszników o pozostawieniu na Morzu Śródziemnym lotniskowca USS Harry S. Truman w odpowiedzi na działania Rosji. W marcu br. grupa tegoż lotniskowca weźmie udział w ćwiczeniach Cold Response, odbywających się -- w głównej części -- w rejonie Norwegii.

Jak się wydaje w 2022 roku sytuacja wokół Tajwanu pozostanie bez większych, turbulentnych zmian. Chiny i USA będą rywalizować o rynki zbytu i zapewnienie swobody żeglugi na Pacyfiku i na Morzach okalających Azję. Oba mocarstwa będą rozgrywać sytuację wokół Tajwanu, jednakże bez eskalacji napięcia do poziomu konfliktu zbrojnego.

Globalni gracze będą angażować się na Bliskim Wschodzie i w Afryce, skąd gaz i ropa są transportowane na potrzeby wewnętrzne tych graczy, ale nie tylko. W tym wypadku Rosja, jeśli ugra certyfikację NS2 w Europie, podbije stawkę negocjacyjną właśnie w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Bazując na doświadczeniach płynących z konfliktu z Ukrainą, tzn. wykorzystywania metod oddziaływania na państwa Zachodu, będzie eskalować napięcia, poprzez wykorzystanie sił specjalnych, włącznie do lokalnych potyczek zbrojnych.

Dlatego trudno nie zgodzić się z tymi ekspertami, którzy dowodzą, że dla bezpieczeństwa globalnego tak ważne jest powstrzymanie w 2022 roku rosyjsko - niemieckiego (i pomniejszych graczy) gazociągu North Stream 2 oraz znalezienie rozwiązania, które pozwoli Rosji na zrównoważony rozwój nie pozbawiający takiego rozwoju innych. Stanowisko takie bierze się z braku zaufania do Rosji, która działając w duchu ZSRR sama zapracowała na takie postrzeganie

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama