Reklama
  • Komentarz
  • Wiadomości

„Skończysz jak Napoleon”, „spadkobiercy Bonapartego”. Macron na celowniku Rosji

Rosyjscy politycy grożą Paryżowi, że jeżeli wyśle francuskich żołnierzy nad Dniepr to Macron skończy jak Napoleon w 1812 r. Słowa prezydenta Francji zelektryzowały media na całym świecie.

Jestem zaskoczony tym jak polskie media zinterpretowały słowa prezydenta Francji. 26 lutego w Pałacu Elizejskim w Paryżu odbyło się spotkanie przywódców państw europejskich na temat wojny w Ukrainie. Najpierw prorosyjski premier Słowacji, Robert Fico, zasugerował, że kraje NATO i UE rozważają wysłanie wojsk nad Dniepr. Przewróciło to pierwszą kostkę domina, a potem widzieliśmy w mediach jak leci kaskada kolejnych wywróceń. Zamiast faktów pojawił się wysyp opinii, a wróćmy do słów samego Macrona. Publicznie stwierdził on, że „nie ma zgody na wysłanie wojsk do Ukrainy, ale nie można wykluczyć takiego rozwiązania w przyszłości”. Jakie zakulisowe rozmowy były prowadzone w tym temacie pozostanie domeną historyków, którzy sięgną po pamiętniki uczestników ostatnich negocjacji. Wiemy, że temat pojawił się na agendzie i wzbudził wiele emocji. Szczegółów nie znamy, mamy poszlaki. Zwłaszcza w polskich mediach zaczęto przypisywać Macronowi, że to lapsus, że powiedział coś czego nie przemyślał.

Ile Napoleona w Macronie?

Moim zdaniem był to celowy „balon próbny” wysłany do międzynarodowej opinii publicznej. Macron nie dał nam do tej pory dowodów na to, że chciałby iść w ślady Napoleona Bonaparte i bić Rosjan na froncie wschodnim. Innego zdania są na Kremlu. Przewodniczący Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin porównał Macrona do Napoleona, który w 1812 r. rozpoczął inwazję na Rosję.

Reklama

„Drobni i tragiczni spadkobiercy Bonapartego, przymierzający złote epolety zerwane 200 lat temu, są żądni zemsty z napoleońskim rozmachem i wygłaszają zaciekłe i niezwykle niebezpieczne bzdury” – stwierdził Dmitrij Miedwiediew, były prezydent Rosji, obecnie prawa ręka Putina i wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Rosji.

Zobacz też

Okazuje się, więc że Napoleon powrócił zza grobu nie tylko za sprawą dramatycznie złej ekranizacji Ridleya Scotta, ale głównie przez rosyjską propagandę. Rosjan uczy się od najwcześniejszych lat, że dwie wielkie wojny ojczyźniane to pokonanie Napoleona i pokonanie Hitlera (z którym Moskwa sprzysięgła się w 1939 roku, ale tego już się nie wspomina).

Legia Cudzoziemska nad Dnieprem?

Gdyby faktycznie Macron chciał użyć francuskich sił na froncie robiłby to po cichu i raczej w oparciu o zmontowanie najemnej firmy. Paryż ma do dyspozycji Legię Cudzoziemską, więc któryś z jej „zbuntowanych” oddziałów mógłby przypadkiem znaleźć się na wojnie. Są przecież francuscy ochotnicy, którzy bronią Ukrainy, ale nie jest to skala, która potwierdza intencje przypisywane Macronowi przez światowe media. Macron nie jest Napoleonem.

Reklama

Paryż nie rzuci swoich dywizji do odbijania Awdijiwki, ponieważ oznaczałoby to III wojnę światową, umiędzynarodowienie wojny, którego do tej pory państwa zachodnie unikały. Przesłanie broni nie budzi kontrowersji, ale bezpośrednie zaangażowanie tak – jeżeli nie przez argument geopolityczny (wybuch Trzeciej Wojny Światowej) to z powodów wyborczych (Macron musiałby się tłumaczyć z wracających z Ukrainy trumien).

Zobacz też

Skąd więc to sformułowanie o „niewykluczeniu takiego rozwiązania w przyszłości”? Prawdopodobnie Francja sonduje na ile świat jest gotowy by nad Dniepr trafiły siły rozjemcze, stabilizacyjne, monitorujące. Oznaczałoby to dążenie, lub przynajmniej testowanie, próby zamrożenia wojny. To kolejna z poszlak, która wskazuje, że geopolityczna dynamika może zmierzać w kierunku „Konferencji Pokojowej”, której pierwszym etapem miały by być rozmowy o zawieszeniu ognia. Gdy przywódcy państw europejskich zaczęli się tłumaczyć, że swoich wojsk nie wyślą nad Dniepr obniżyło to poziom sporu. Nie dostrzeżono jednak jakie niebezpieczeństwo czai się w scenariuszu zdarzeń, który opisałem wyżej. Warto go przeanalizować.

Reklama

Jeżeli - hipotetycznie - trwają zakulisowe gry o zamrożeniu walk nad Dnieprem to obecna linia frontu staje się linią demarkacyjną. Oznacza to drugi rozbiór Ukrainy (pierwszy w roku 2014 poprzez aneksję Krymu) i masę pytań o przyszłość. Zamrożenie wojny w tym stadium nie gwarantuje kompletnie nic, ponieważ Władimir Putin się do tego przygotował. W sierpniu zeszłego roku komentowałem na łamach Defence24.pl sprawę słów szefa kancelarii NATO Stiana Jenssena, który stwierdził: „myślę, że rozwiązaniem dla Ukrainy mogłaby być rezygnacja z części terytorium i uzyskanie członkostwa w NATO. Nie mówię, że tak powinno być. Ale to może być ewentualne rozwiązanie”.

Zobacz też

Spójrzmy na styl wypowiedzi. Jeżeli polityk mówi „ewentualne rozwiązanie”, lub – jak w przypadku Macrona – „nie wykluczamy takiego rozwiązania w przyszłości” zadaje opinii publicznej głośne pytanie i czeka na odpowiedź. Cały zeszły rok w mediach krążył temat „scenariusza koreańskiego” dla Ukrainy.

Miraż koreańskiego scenariusza dla Ukrain

Nie ma paraleli pomiędzy Koreą Północną z lat 50. ubiegłego wieku a Federacją Rosyjską. Gdyby dzisiaj doszło do zawieszenia ognia, a linia frontu zamieniła się w linię demarkacyjną, Moskwa kontrolowałaby Donbas, północno-wschodnią i południową Ukrainę, acz bez Odessy, która pozostałaby jedynym ukraińskim portem handlowym z prawdziwego zdarzenia.

Reklama

Putin wmontował geopolityczną „bombę z opóźnionym zapłonem” inkorporując miasto Zaporoże i Chersoń w skład Federacji Rosyjskiej. Miasta pod kontrolą… Ukrainy. Tym sposobem koncepcja „ziemia za pokój”, która pojawia się w kontekście Ukrainy nie daje żadnych gwarancji dla ukraińskiej państwowości.

Zobacz też

Putin wykazał determinację do prowadzenia wojny bez względu na koszt ludzki i sprzętowy. Nauczył się skutecznie omijać sankcje, gospodarka Federacji Rosyjskiej zaskakująco zaadaptowała się do warunków wojennych. Została wręcz na te warunki przestawiona. Przypomnijmy, że to samo robiła III Rzesza i ZSRR wiedząc, że skutkiem takiej polityki musi być wojna zaborcza, bo machina gospodarki wojennej karmi się zdobyczami dysząc pod własnym ciężarem. W pierwszej połowie XX w. gospodarka wojenna była rozwiązaniem – maksymalnie – na kilka lat. W XXI w. taki stan ekonomii, w świecie zależności handlowych i importu pokazuje intencje Kremla.

Reklama

Jednocześnie Putin może pozorować rozmowy o zawieszeniu ognia by spełnić swoje wielkie marzenie o koncercie mocarstw. Nie tyle Napoleon tkwi w głowie Putina, ale Kongres Wiedeński. Możliwa zmiana polityczna w amerykańskim Białym Domu może być dla niego tym momentem, w którym roztoczy przed Zachodem wizję deeskalacji i rozmów. Słowa o wojskach NATO na Ukrainie mogą wówczas wrócić. Będzie to, rzecz jasna, gra pozorów.

Nawet jeżeli takie rozmowy o zawieszeniu ognia to miraż majaczący na horyzoncie, to widzimy że takie kraje jak Francja chcą się pozycjonować w sprawie Ukrainy. Tym był Format Normandzki w poprzedniej fazie wojny. Choć Francja i Niemcy do tej pory pieczętowały losy Ukrainy to nie oznacza, że między tymi państwami jest zgoda. Na koncepcję francuskiej polityki wobec Ukrainy, Niemcy starali się być o krok dalej, choćby w sprawie Formuły Steinmeiera. Putin widział w Republice Federalnej Niemiec partnera do rozgrywania Ukrainy oraz Europy Środkowej. Paryż chce się utrzymać w wielkiej grze o Ukrainę.

Zobacz też

Z kontrowersyjnych cytatów pojawiła się także sprawa słów kanclerza Niemiec Olafa Scholza. Zanegował on wysłanie nad Dniepr rakiet Taurus o zasięgu 500 km. Stwierdził w wywiadzie: „To broń bardzo dalekiego zasięgu. Tego, co Brytyjczycy i Francuzi robią w celu kontrolowania lotu rakiet do celu, nie można zrobić w Niemczech. I każdy, kto kiedykolwiek miał do czynienia z tym systemem, wie o tym”. Słowa te wywołały burzę w mediach. Oceniono, że Scholz zadenuncjował obecność brytyjskich i francuskich żołnierzy na Ukrainie. Jak pisze serwis „Politico” Macron wypomniał Scholzowi, że „niektórzy przy tym stole dwa lata temu oferowali wyłącznie śpiwory i hełmy”. Choć Scholz twierdzi, że powodem zablokowania Taurusów byłaby konieczność przeszkolenia niemieckich żołnierzy na Ukrainę to sugerowanie przez niego, że muszą być nad Dnieprem i tym samym wywołają III wojnę światową to blef.

Zobacz też

Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż nawet spekulowanie o takim scenariuszu, to rozmowa o sytuacji, w której los Ukrainy rozstrzyga się ponad głowami Ukraińców. Tego chce Putin, blokować to muszą państwa zachodnie. Putin pokazał, że jest zdeterminowany do prowadzenia wojny. Zachód musi pokazać podobną determinację we wspieraniu walczącego o przetrwanie sąsiada Polski. Wizja „zamrożenia” walk na Ukrainie nie oznacza końca wojny, tylko przejście Putina do następnego etapu działań.

Reklama
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama