Reklama

Geopolityka

Wojna domowa w Etiopii nasila się

Fot. Abiy Ahmed Ali/Twitter
Fot. Abiy Ahmed Ali/Twitter

W listopadzie minął rok od wybuchu w Etiopii wojny domowej pomiędzy rządem a rebeliantami z regionu Tigraj. W obliczu zagrażającej Addis Abebie ofensywy Ludowego Frontu Wyzwolenia Tigraju premier Abiy Ahmed Ali ogłosił, że zamierza z pierwszych linii frontu kierować działaniami rządowych sił zbrojnych.

„Od jutra zacznę przewodzić naszej obronie z pierwszych linii frontu” – napisał 22 listopada na Twitterze Abiy Ahmed Ali. Decyzję premiera poprzedziła ofensywa sił tigrajskich, w wyniku której zajęto znajdujące się 200 km od stolicy miasto Shewa Robit. Powiązane z rządem media informowały 26 listopada o obecności premiera w północno-wschodnim regionie Afar, gdzie ogniskują się obecnie najcięższe walki z rebeliantami. W Etiopii obowiązuje ogłoszony na początku listopada półroczny stan wyjątkowy.

W rozmowie z PAP dr Marcin Krawczuk z Katedry Języków i Kultur Afryki Uniwersytetu Warszawskiego zwrócił uwagę na atmosferę panującą aktualnie w etiopskiej stolicy. „Addis Abeba zaczęła się zbroić i przygotowywać do natarcia zbliżających się Tigrajczyków. Coraz bardziej zaczyna to przypominać sytuację z 1991 roku, czyli upadek reżimu wojskowego, który rządził krajem od obalenia Hajle Syllasje. Partyzantki etniczne buntowały się, wychodziły ze swoich regionów i ostatecznie zdobyły stolicę” – zauważył afrykanista.

Krawczuk zwrócił uwagę na niechęć społeczeństwa do obalonej w latach 90. wojskowej junty Derg. „Abiy z kolei nadal cieszy się poparciem istotnej części społeczeństwa i daleki jest od tego, by być międzynarodowym pariasem. Nadal czerpie legitymizację z poparcia społeczności międzynarodowej” – ocenił rozmówca PAP.

Na początku listopada dziewięć opozycyjnych frakcji połączyło siły przeciwko etiopskiemu rządowi, tworząc Zjednoczony Front Etiopskich Federalistów i Konfederatów (UFEFCF). Jego najważniejszymi komponentami zostały Ludowy Front Wyzwolenia Tigraju oraz składająca się z przedstawicieli najliczniejszej w Etiopii grupy etnicznej Armia Wyzwolenia Oromo.

„Historia pokazuje, że wszelkiego rodzaju ponadetniczne sojusze nie były w Etiopii trwałe. Nie widzę w tym momencie potencjału na trwałe porozumienie ponad etnicznymi podziałami przeciwko rządowi centralnemu” – skomentował porozumienie ekspert.

W tle starć zbrojnych znajduję się konflikt polityczny dotyczący przyszłego ustroju Etiopii. Premier Abiy Ahmed Ali kojarzony jest z próbami przekształcenia silnie sfederalizowanego państwa w jednolity byt polityczny z silną władzą centralną. Utworzenie przez niego ogólnoetiopskiej Partii Dobrobytu zostało przez liderów grup etnicznych uznane za zamach na kompromisowy federalizm.

image
Reklama

Kluczem do zrozumienia etiopskiej wojny domowej jest przyjrzenie się strukturze etnicznej kraju i międzyetnicznym relacjom, które kształtowały jego dzieje. Stanowiący łącznie 60 proc. populacji Etiopii Oromowie i Ahmarowie przez lata znajdowali się pod rządami mniej licznych Tigrajczyków, którzy do władzy doszli wraz z zakończeniem w 1991 roku wojny domowej. Kulminacją niezadowolenia Oromów były krwawe protesty, które zakończył w 2018 roku wybór Abiya Ahmeda Alego na premiera kraju.

„W Etiopii o wielu kwestiach decydują relacje etniczne. Abiy – z pochodzenia Oromo – pasował do koncepcji i wymogów okresu, w którym wybuchały gwałtowne demonstracje największej grupy etnicznej w kraju. Wydawało się, że umieszczenie Oromo na szczycie władzy pozwoli jakoś zapanować nad protestami” – powiedział dr Krawczuk.

Konsolidacja władzy premiera wzbudziła jednak niepokój politycznych liderów Tigrajczyków, którzy jesienią 2020 roku odmówili posłuszeństwa premierowi i wbrew jego woli przeprowadzili wybory w zamieszkiwanym przez siebie regionie.

„Jesienią zeszłego roku miały się w Etiopii odbyć wybory parlamentarne – pierwsze pod rządami nowego premiera. Ze względu na pandemię koronawirusa głosowanie przełożono, jednak prowincja Tigraj – ignorując decyzję rządu – wybory przeprowadziła” – przypomniał ekspert, wskazując, że wydarzenie to może być postrzegane jako symboliczny początek wojny.

Afrykanista dodał jednak, że strony konfliktu winą za jego wybuch obarczają swoich przeciwników, a określenie, która strona ma rację, jest obecnie niemożliwe. „Mamy do czynienia ze sprzecznymi relacjami na temat tego, kto pierwszy rozpoczął działania zbrojne. Rząd zarzuca rebeliantom zaatakowanie baz wojsk federalnych na terenie Tigraju. Według Tigrajczyków jednak agresorem była armia rządowa” – wskazał.

Próbę zapewnienia władzy monopolu na płynące z frontu informacje podjęto 25 listopada, kiedy rząd ogłosił "zakaz rozpowszechniania wiadomości dotyczących manewrów wojsk i zmian na froncie drogą jakichkolwiek mediów".

Przywołując swoją wizytę w Etiopii w miesiącach poprzedzających wojnę, Krawczuk zauważył, że „przed wybuchem konfliktu dało się w Etiopii odczuć brutalizację życia. Widać było, że poszczególne grupy etniczne zaczęły się zbroić”.

Wojna toczona w Tigraju przez rządowe siły zbrojne sprzymierzone z armią sąsiedniej Erytrei szybko zmusiła rebeliantów do podjęcia walki partyzanckiej. Pod koniec czerwca jednak Tigrajczycy przeszli do kontrofensywy, odbijając z rąk armii znajdujące się na północy kraju miasto Mekelie.

„Wydawało się, że armia będzie na tyle silna, że szybko stłumi bunt w Tigraju. Po paru miesiącach okazało się, że jest wręcz przeciwnie. Siły tigrajskie zaczęły odrabiać straty, odbijać poszczególne części regionu, a nawet operować poza Tigrajem i zajmować miasta coraz bliższe Addis Abebie” - powiedział rozmówca PAP.

Dyplomatyczne działania na rzecz zakończenia walk w Etiopii podjęły m.in. Stany Zjednoczone, sąsiednia Kenia, Organizacja Narodów Zjednoczonych oraz Unia Afrykańska. Po ogłoszeniu przez premiera Abiyego bezpośredniego udziału w walkach, Departament Stanu USA wydał oświadczenie, w którym przyznał, że „nadal istnieje niewielka szansa” na mediacyjny sukces.

Źródło:PAP
Reklama

Komentarze (2)

  1. Niuniu

    Ciekawe czy ta domowa wojna nie została przynajmniej częściowo spowodowana przez Egipt w odwecie na powstającą etiopską tamę w górnym biegu Nilu?

  2. Mixi

    W Afryce i Azji zawsze będzie niepokój, syf i wojna

    1. Piotr II

      Niestety tam tak jest głównie w państwach wieloetnicznych,wielowyznaniowych,ale to jest spuścizna pokolonialna gdzie granice nie przebiegały według danej grupy etnicznej a z drugiej strony też są rozgrywani przez zagraniczne grupy interesów, to bogate kontynenty w różne surowce.

    2. Etiopa nigdy nie byla skolonizowana.

    3. Piotr II

      Odpowiedziałem na komentarz @Mixi,a sprawa dotyczyła dwóch kontynentów, a nie Etiopii, niestety w przekazach historycznych Etiopia była kolonią, krótko ale była tak samo jak Libia,Erytrea i Somalia.

Reklama