Siły zbrojne
USA nadal bez strategii zwalczania małych dronów [Komentarz]
Amerykański Departament Obrony opublikował dokument, w którym miała zostać przedstawiona strategia przeciwdziałania niewielkim, powietrznym systemom bezzałogowym. Amerykanie nie tylko jednak nie zamieścili w nim swoich planów na przyszłość, ale przyznali się do nieskoordynowanego wcześniej działania i wynikającej z tego bezradności wobec ataku roju mini i mikro dronów. I niestety ocena ta nie odnosi się tylko do Stanów Zjednoczonych.
Dokument „U.S. Department of Defense - Counter-sUAS Strategy” („Strategia amerykańskiego Departamentu Obrony przeciwdziałania małym dronom”) był oczekiwany przez specjalistów z niecierpliwością. Pomimo bowiem, że zagrożenie powodowane przez mini-bezzałogowce sUAS (small unmanned aircraft systems) z roku na rok jest coraz większe, to analitykom trudno było wcześniej znaleźć jakieś odgórne, skoordynowane działania, mające to zagrożenie zminimalizować.
Opracowanie opublikowane przez Departament Obrony może jednak wzbudzić jedynie rozczarowanie. Po pierwsze nie było w nim konkretnego planu działania - z określonym harmonogramem i planem wydatków. Po drugie z dokumentu tego wyraźnie wynika, że Amerykanie jeszcze nie zaczęli skoordynowanych działań, a prace nad wprowadzeniem zidentyfikowanych precyzyjnie rozwiązań są dopiero na etapie wstępnych analiz. Okazuje się więc, że wprowadzane w amerykańskich siłach zbrojnych różnorodne systemy antydronowe i procedury są wynikiem bardziej oddolnych inicjatyw niż odgórnych programów, synchronizujących dotychczasowe przedsięwzięcia w celu uniknięcia tzw. „dublowania wysiłków”.
Czytaj też: Amerykanie organizują szkołę dla łowców dronów
Departament Obrony się zresztą do tego przyznaje wskazując, że to, co już zrobiono, opierało się na krótkoterminowych wymaganiach i „zaowocowało wieloma niezintegrowanymi, redundantnymi rozwiązaniami”. Rozczarowanie jest tym większe, że Amerykanie mieli rok czasu na opracowanie konkretnej strategii. Już bowiem w listopadzie 2019 roku Sekretarz Obrony wyznaczył sekretarza wojsk lądowych SECARMY (Secretary of the Army) na agenta wykonawczego EA (Executive Agent) ds. systemów zwalczania małych bezzałogowych statków powietrznych C-sUAS (czyli dronów grupy 1, 2 i 3). By realizować swoje zadania, SECARMY utworzył specjalne, połączone biuro działań antydronowych JCO (Joint C-sUAS Office), które miało kierować synchronizacją działań w Departamencie Obrony - uwzględniając całe spektrum zagrożeń.
Po roku czasu istnienia EA i biura JCO powstał dokument, który w bardzo krótkim czasie mógłby napisać każdy dziennikarz branżowy, w którym dopiero wskazuje się na konieczność synchronizacji działań i znalezienia odpowiednich systemów przeciwdziałania oraz w którym pojęcie „rój dronów” pojawia się tylko raz (na str.10) – i to przy definiowaniu zagrożeń, a nie przy opisywaniu zwalczających je systemów antydronowych.
Czytaj też: USA: "inteligentne" granatniki przeciwko dronom
Ogólnikowość opublikowanej „strategii” jest wprost zadziwiająca. Trzy najważniejsze cele strategiczne działań DoD jeżeli chodzi o minidrony zostały np. tak określone, że na zasadzie „kopiuj-wklej” można by je wykorzystać w pracach nad praktycznie każdym systemem uzbrojenia i to w dowolnym państwie. Tak też zrobiono zresztą w strategii – wklejając je do tekstu aż trzykrotnie.
„Aby skutecznie stawić czoła wyzwaniom związanym z sUAS, interesariusze w całym departamencie będą realizować trzy strategie cele: 1. Wzmocnić Siły Połączone poprzez innowację oraz współpracę w celu ochrony personelu DoD, środków i obiektów w ojczyźnie, krajach-gospodarzach i przypadkowych lokalizacjach; 2. Opracować rozwiązania materiałowe i niematerialne, które ułatwiają bezpieczne wykonanie misji zleconych przez DoD i nie pozwolenie przeciwnikom na utrudnianie realizacji celów stawianych przez DoD; 3. Budować i poszerzać nasze relacje z sojusznikami i partnerami w celu ochrony naszych interesów w kraju i za granicą”.
Dowodem na tą „ogólnikowość” są również wnioski zawarte w końcowej części ponad trzydziestostronicowego opracowania. Oczywiście wynika z nich, że Amerykanie są w pełni świadomi konieczności znalezienie środków pozwalających im na wykrywanie, śledzenie, identyfikowanie zbliżających się dronów, a jeśli to konieczne: na ich powstrzymanie lub nawet zniszczenie. Wiedzą również, że pojawienie się bezzałogowych statków powietrznych może być zarówno świadomym działaniem na ich szkodę, jak i również legalnym lub lekkomyślnym korzystanie z dronów przez miejscową ludność, lokalne firmy lub instytucje.
Później jednak zaczyna się opisywanie tego, co już wszyscy wiedzą i co powinno już zostać dawno zrobione. We wnioskach stwierdza się więc, że wprowadzenie skutecznych rozwiązań antydronowych wymaga działań kompleksowych, obejmujących wszystkie rodzaje sił zbrojnych: w tym dostosowanie systemu szkolenia, taktyki działania, strategii współpracy z władzami, a przede wszystkim sposobu wyposażenia wojsk. Jest to jednoznaczne przyznanie się, że takich „kompleksowych działań” jeszcze nie było i dopiero się je planuje.
Zadanie to ma dopiero zostać zrealizowane przez Departament Obrony, który uwzględniając cały czas rozwijające się technologie ma ocenić dotychczasowe programy realizowane w tej dziedzinie oraz podjąć „przemyślane decyzje inwestycyjne oparte na ryzyku, przy jednoczesnym zapewnieniu Połączonym Siłom (Joint Force) niezbędnego zakresu wsparcia w całym spektrum DOTMLPF-P (Doctrine, Organization, Training, Materiel, Leadership and Education, Personnel, Facilities—Policy)” (Doktryna, organizacja, szkolenie, materiały, przywództwo i edukacja, personel, obiekty – polityka).
Problem polega na tym, że taka ocena była oczekiwana we właśnie opublikowanej strategii DoD. Co gorsza nie wskazano terminu, w jakim odpowiednie analizy mają zostać wykonane i przez kogo. Wskazano jedynie, że ta ocena ma napędzać inwestycje w systemy, które będą interoperacyjne, będą miały otwartą i bezpieczną architekturę oraz będą w stanie przeciwdziałać wielu różnorodnym zagrożeniom, przy szybko zmieniających się technologiach oraz środowisku geopolitycznym.
Zaskakuje chociażby wniosek, że celem tych działań ma być wprowadzenie do wojsk już konkretnych systemów antydronowych uzupełnionych odpowiednimi procedurami działania oraz rozwiązaniami szkoleniowymi. Oznacza to, że pomimo znanych od lat zagrożeń, takiego planu doposażania sił zbrojnych w systemy antydronowe jak na razie nie ma.
Pomimo tego Amerykanie uważają, że w ten „mało konkretny” sposób wyjdą naprzeciw przyszłym potrzebom, chroniąc własne interesy w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie. Chcą przy tym „współpracować ze swoimi sojusznikami i partnerami w celu wypracowania wspólnego zrozumienia zagrożeń, słabych punktów i potrzeb w zakresie interoperacyjności”. Cały dokument kończy się stwierdzeniem, że „dzięki takiemu holistycznemu podejściu Departament Obrony gwarantuje, że Siły Połączone są gotowe stawienia czoła dzisiejszym wyzwaniom i przygotowane na to, co przyjdzie w przyszłości”.
W rzeczywistości amerykańskie siły zbrojne nadal nie są przygotowane na zagrożenia powodowane przez mini i mikro drony. Co gorsza nie ma na razie rozwiązania, które już dzisiaj można by uznać za odpowiednio skuteczne przeciwko rojom dronów. Żaden z systemów prezentowanych na zdjęciach w dokumencie „U.S. Department of Defense - Counter-sUAS Strategy” nie byłby bowiem zdolny do zneutralizowania ataku przeprowadzonego z różnych kierunków i pułapów przez setki, a nawet tysiące minibezzałogowców. Ironią jest to, że scenariusz takiego ataku został pokazany w tym opracowaniu - na zdjęciu z pokazów pięciuset dronów nad bazą lotniczą Travis w Kalifornii w lipcu 2018 roku.
Jest to tym dziwniejsze, że według „Strategii…”: „Chiny, jako główny producent komercyjnych sUAS, mają 70 procent udziału w światowym rynku i pod względem militarnym chińskie możliwości będą rosły wraz z inwestycjami mającymi na celu opracowywanie i wprowadzenie zaawansowanej broni”. Podobnie jest zresztą z Rosją, która według amerykańskich ocen: „czyni z platform sUAS integralną część swoich przyszłych zdolności bojowych”.
We wstępie do opublikowanego przez DoD dokumentu wyraźnie zaznaczono, że „aby sprostać tym wyzwaniom, Departament Obrony wymaga całościowej strategii przeciwdziałania zagrożeniom związanym z sUAS”. Problem polega na tym, że pomimo tytułu „U.S. Department of Defense - Counter-sUAS Strategy”, w opracowaniu ujawnionym przez Amerykanów, takiej strategii tak naprawdę nie ma.
Problem jest tym większy, że w państwach sojuszniczych jest najczęściej taka sama sytuacja jak w Stanach Zjednoczonych, a najczęściej – o wiele gorsza (np. w Polsce). Są bowiem rozwiązania, są firmy przygotowane na opracowanie konkretnych rozwiązań, ale jednak nie ma chęci, by je zamówić i później wykorzystywać. Amerykanie mogli więc dać wszystkim przykład, co trzeba zrobić i jak szybko.
Z opublikowanego przez DoD dokumentu wyraźnie jednak wynika, że na taki „przykład z góry” trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie