Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Trump w Polsce: Trójmorze a Bliski Wschód [ANALIZA]

Polskie zaangażowanie wojskowe i polityczne na Bliskim Wschodzie nie będzie zapewne głównym tematem rozmów w trakcie wizyty Donalda Trumpa na szczycie Trójmorza w Polsce. Nie oznacza to jednak, że nie jest to temat ważny w kontekście stosunków między USA a Polską i całym Trójmorzem. Świadczy o tym niezbyt nagłośniony udział prezydenta Egiptu w szczycie Grupy Wyszehradzkiej.

Fot. Official White House Photo by Shealah Craighead/flickr.
Fot. Official White House Photo by Shealah Craighead/flickr.

Spotkanie szefów rządów Polski, Czech, Węgier i Słowacji z prezydentem Egiptu Abdelfatahem al-Sisim miało miejsce w Budapeszcie 4 lipca br., czyli na dwa dni przed szczytem Trójmorza z udziałem prezydenta USA Donalda Trumpa. To z całą pewnością nie przypadek, lecz dowód na spójność wizji nowego układu bezpieczeństwa, który buduje administracja Donalda Trumpa, a którego istotnym elementem jest zarówno Egipt, jak i Polska.

Stosunki amerykańsko-egipskie, po zaprzysiężeniu Donalda Trumpa na prezydenta, zmieniły się o 180o. Skończyła się "epoka lodowcowa", która zapanowała po obaleniu przez gen. al-Sisiego rządów Bractwa Muzułmańskiego, faworyzowanych przez Baracka Obamę i Hillary Clinton, a której skutkiem było zwrócenie wzroku Egiptu na Rosję, jako potencjalnego nowego partnera strategicznego. Egipt go potrzebuje, gdyż zmaga się zarówno z niestabilnością polityczną generowaną przez nielegalne działania islamistów z Bractwem Muzułmańskim na czele, aktywnością terrorystyczną Państwa Islamskiego na Półwyspie Synaj, a także problemami gospodarczymi, grożącymi nowym wybuchem niezadowolenia społecznego.

Dla Rosji natomiast Egipt stanowiłby bramę do powrotu do mocarstwowej polityki w regionie Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki. Po przejęciu władzy w lipcu 2013 r., gen. al-Sisi nie został ani razu zaproszony do USA przez prezydenta Obamę, który również ani razu nie odwiedził już Kairu. Tymczasem Rosjanie dwukrotnie zaprosili egipskiego przywódcę do Moskwy, Putin zaś odwiedził Kair w lutym 2015 r.

Czytaj więcej: Donald Trump w Polsce – perspektywa strategiczna [OPINIA]

 

Efektem tych spotkań było podpisanie umowy na dostawę broni do Egiptu o wartości 3,5 mld USD, a także próba wciągnięcia Libii do rosyjskiej strefy wpływów. Egipt jest bowiem jednym z głównych sojuszników armii libijskiej gen. Khalifa Haftara. Na początku 2017 r. Rosjanie rozlokowali też swoich specjalsów w egipskiej bazie powietrznej przy granicy z Libią.

Zmiana władzy w Waszyngtonie szybko dała efekty również w regionie Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki, które w dłuższym wymiarze są niekorzystne dla Rosji, gdyż co najmniej wyhamowały jej ekspansję. Po swoim zaprzysiężeniu jedną z pierwszych rozmów telefonicznych Trump odbył właśnie z al-Sisim, którego chwalił za wkład w wojnę z terroryzmem i podkreślał wagę wzajemnych relacji.

Natomiast 21 maja br. prezydent Egiptu spotkał się z Trumpem w Białym Domu. Co prawda komunikaty po tym spotkaniu nie zawierały zbyt wielu konkretów, jednak obie strony były z tych rozmów bardzo zadowolone. Niedługo potem Kair odwiedził również szef CIA Mike Pompeo, przy czym było to już po wybuchu kryzysu katarskiego, w którym Egipt opowiedział się jednoznacznie po stronie Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, podczas gdy Rosja de facto wspiera Katar.

To właśnie kryzys katarski może wyrugować wpływy rosyjskie w północnej Afryce i zastąpić je współpracą Egiptu oraz Libii z Trójmorzem przy wsparciu USA. By zrozumieć choć trochę układ zależności na Bliskim Wschodzie i Północnej Afryce należy najpierw zrozumieć, że od ponad 2 lat (co najmniej) główną osią sporu jest tam konflikt proxy między Arabią Saudyjską a Iranem. Egipt wprawdzie niechętnie angażował się w konfrontację z Iranem ale włączył się do wojny w Jemenie przeciwko Houthim. Jest to natomiast główna scena konfrontacji saudyjsko-irańskiej w regionie.

Ponadto Egipt z całą pewnością nie zapomniał, że to Arabia Saudyjska wsparła obalenie w 2013 r. rządów Bractwa Muzułmańskiego z prezydentem Muhammedem Morsim na czele, a Katar wspierał Bractwo Muzułmańskie. Co więcej nie przestał tego robić, czego dowodzi schronienie jakiego udziela duchowemu przywódcy Bractwa Muzułmańskiego szejkowi Jusufowi al-Karadawiemu. Po wybuchu kryzysu katarskiego państwa Gulf Cooperation Council (GCC) ogłosiły listę międzynarodowych terrorystów, na której poza wspomnianym szejkiem, znalazło się jeszcze 25 innych Egipcjan, związanych z Bractwem Muzułmańskim (ich nazwiska stanowiły prawie połowę listy). Jak wyjaśniono, większość z nich przebywa w Katarze lub Turcji, która razem z Iranem (i poniekąd Rosją) wsparła w tym kryzysie Katar.

Dług Egiptu wobec Saudów jest też bardziej wymierny. W marcu 2015 r. Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie obiecały Egiptowi po 4 mld USD pomocy rozwojowej (4 mld USD w inwestycjach obiecał wówczas również Kuwejt, a 0,5 mln USD – Oman). Ponadto, do kwietnia 2016 r. saudyjskie firmy zainwestowały w Egipcie ponad 10 mld USD, natomiast 7 kwietnia ub. r. do Kairu przybył z niezapowiedzianą wizytą król Salman, który obiecał stworzenie funduszu inwestycyjnego dla Egiptu o wartości 16 mld USD, z którego ma zostać sfinansowany m.in. most łączący Egipt z Arabią Saudyjską.

Zawarto również preferencyjną dla Egiptu umowę na pięcioletnie dostawy saudyjskiej ropy o wartości 23 mld USD. Ale w październiku 2016 r. dostawy te zostały wstrzymane co wynikało m.in. z niezadowolenia saudyjskiego ze zbliżenia egipsko-rosyjskiego. Arabia Saudyjska sama również sondowała w końcu 2015 r. możliwość przeorientowania się na Rosję, w związku z utratą zaufania do polityki zagranicznej USA za czasów Obamy. Plany te rozbiły się jednak przede wszystkim o niechęć Rosji do odstąpienia od swojego sojuszu z Iranem.

Jednak w kwietniu br., pod wpływem USA, stosunki saudyjsko-egipskie znów stały się ciepłe. Egipt zrzekł się wówczas na rzecz naftowego królestwa dwóch wysepek na Morzu Czerwonym: Tiran i Sanafir. Według portalu Al Monitor w rzeczywistości stał za tym Izrael, z którym Saudowie, od czasu wstąpienia na tron króla Salmana, mocno rozwinęli współpracę również na płaszczyźnie militarnej.

Izraelowi wyspy te są potrzebne dla kontroli nad akwenem Zatoki Aqaba i Półwyspem Synaj i przez to zwiększenia własnego bezpieczeństwa, ale zdaniem Al Monitor chodzi też o stworzenie nowego systemu transportowego łączącego Morze Czerwone z Morzem Śródziemnym oraz Izrael z Jordanią i Arabią Saudyjską, a cały projekt ma poparcie Trumpa. Prezydent USA ma też nowy plan uregulowania konfliktu palestyńsko-izraelskiego, którego wdrożenie oparte miałoby być na wsparciu Saudów i Egiptu, a które zaowocowałoby oficjalnym nawiązaniem stosunków dyplomatycznych między Arabią Saudyjską i Izraelem.

Warto jednak pamiętać, że to nie Rosja jest głównym antagonistą w tej układance, lecz Iran. Zarówno USA, jak i Arabia Saudyjska próbowały jeszcze niedawno włączyć Rosję do działań mających na celu izolację Iranu ale bezskutecznie. I to mogło również wpłynąć na decyzję Trumpa o zwiększeniu wsparcia amerykańskiego dla wschodniej flanki NATO, a także połączenia projektu Trójmorza z saudyjskimi projektami na Bliskim Wschodzie.

Po spotkaniu w Budapeszcie na wspólnej konferencji prasowej skoncentrowano się na roli Egiptu w stabilizacji Bliskiego Wschodu i Afryki Płn., w szczególności zaś kontroli i zwalczania nielegalnej migracji. Rozmowy dotyczyły też Libii, w której stabilizacyjne wysiłki gen. Haftara wspierają właśnie Egipt oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie. Niestety, Haftar nie ma poparcia międzynarodowego, co wpycha go w objęcia Rosji i utrudnia bezpośrednie rozmowy. A to Libia jest śluzą którą Francja, Włochy, Wielka Brytania i administracja Obamy de facto otworzyły dla migrantów z Afryki, w wyniku co najmniej nieprzemyślanej i motywowanej ekonomicznie interwencji w 2011 r.

Obecnie ani Włochy ani żaden inny kraj zachodnio-europejski nie ma żadnego pomysłu na stabilizację Libii i umożliwienie stworzenia tam rządu, który zabezpieczyłby wybrzeże libijskie i współpracował z Europą w sprawie zwalczania nielegalnej imigracji. We włoskich portach przyjmowani są imigranci, a jak na razie efektem działań UE jest zwiększanie finansowania dla tego nielegalnego procederu i straszenie innych krajów karami za odmowę udziału w projekcie relokacji migrantów. Dlatego współpraca Grupy Wyszehradzkiej z Egiptem jest w tym zakresie przejęciem przez kraje Europy Środkowo-Wschodniej odpowiedzialności za basen Morza Śródziemnego. Fakt, że Grupa Wyszehradzka nie ma bezpośredniego dostępu do tego akwenu jest bez znaczenia, gdyż ma je Trójmorze.

Ale premier Beata Szydło podkreślała również wagę Egiptu jako głównego partnera Grupy Wyszehradzkiej w rozwijaniu współpracy z Afryką Płn. W tym kontekście warto pamiętać o kilku kwestiach. Współpraca z Egiptem i innymi państwami arabskimi, ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi na czele, w stabilizacji Libii otworzy drogę do inwestycji i współpracy energetycznej z tym krajem, zwłaszcza że w przeciwieństwie do Francji i Włoch nie obciąża nas katastrofalna interwencja z 2011 r. Natomiast transportowo-gospodarczy wymiar Trójmorza pozwoli połączyć nas nie tylko z Afryką Płn. ale i Subsaharyjską, a także Półwyspem Arabskim, dzięki potencjalnemu połączeniu z planowanym systemem transportowo-komunikacyjnym opartym na faktycznej współpracy saudyjsko-izraelskiej.

Wszystko ma jednak swoją cenę i można się zapewne spodziewać nacisków na Polskę, a pośrednio całe Trójmorze, rezygnacji z planów współpracy z Iranem oraz ograniczenia (do czasu akceptacji ultimatum GCC) współpracy handlowej z Katarem. To ostatnie zresztą może być poniekąd na rękę USA dla którego katarski gaz stanowi potencjalną konkurencję. Saudowie już zapowiedzieli, że mogą wprowadzać własne sankcje wobec państw handlujących z Katarem, choć nie wydaje się by dla Polski stanowiło to jakieś realne wyzwanie, o ile naciski te nie zostaną wsparte przez USA, które jednak oficjalnie odcinają się od takich radykalnych kroków.

O tym, że Polska w tej rozgrywce jest widziana jako kraj kluczowy świadczy to, że zarówno Iran jak i Arabia Saudyjska od dłuższego już czasu bardzo starają się o wpływy w naszym kraju. Iran robi to bardziej otwarcie, prowadząc ofensywę dyplomatyczną (przede wszystkim w wymiarze gospodarczym, choć niedawno pojawiły się dość zaskakujące i nieformalne sugestie ze strony Iranu dot. możliwości współpracy militarnej co oczywiście nie wchodzi w grę).

Natomiast Arabia Saudyjska, poza prowadzonym od lat nieformalnym lobbingiem, już w maju 2015 r. zaproponowała Polsce współpracę w zakresie wojskowym. Chodzi m.in. o szkolenie saudyjskich pilotów na polskich uczelniach wojskowych i rozmowy o współpracy z Akademią Sztuki Wojennej. Potencjalnie może również chodzić o szkolenia saudyjskiej policji i wojska przez polskich specjalsów, a także udział Polski w realizacji projektu dywersyfikacji saudyjskiej gospodarki znanym jako Vision2030 (autorstwa następcy tronu Mohameda bin Salmana).

Wprawdzie w kwietniu 2017 r. umowy w tej kwestii Saudowie podpisali z Niemcami ale kraj ten opowiedział się w sporze katarskim po stronie Kataru, więc Polska powinna tę sytuację wykorzystać i (w przypadku nacisków w zakresie relacji z Iranem) zażądać sutej rekompensaty w postaci kontraktów dla Saudów a także dla Egiptu, finansowanych przez Saudów.

Należy też pamiętać o polskim zaangażowaniu w Iraku, które odbywa się na prośbę władz tego kraju i które polega na szkoleniu sił stabilizacyjnych. W tym wypadku trzeba zrozumieć, że bezpośrednim celem jest oczywiście stłumienie aktywności terrorystycznej, zwłaszcza jeśli chodzi o Państwo Islamskie. Niemniej pośrednio służy to również wzmocnieniu władzy centralnej (rządu Abadiego) i przeciwdziałania wpadania Iraku w zależność od Iranu. Dlatego właśnie administracja Trumpa nie ograniczyła i nie planuje ograniczyć swego wsparcia dla Bagdadu, a Arabia Saudyjska znormalizowała po przeszło 25 latach swe stosunki z Irakiem.

Nie wydaje się przy tym by USA potrzebowały by Polska zwiększyła tam swoje zaangażowanie, niemniej było ono kolejnym dowodem nie tylko na sojuszniczą lojalność, ale też na myślenie kategoriami globalnej odpowiedzialności za bezpieczeństwo świata i zapewne przyczyniło się do takiego a nie innego postrzegania Polski przez Trumpa. Polska jednak powinna rozmawiać również o roli polskich firm w odbudowie Iraku, ale nie na zasadzie oczekiwania, iż USA dadzą nam coś na „srebrnej tacy”. Powinno raczej chodzić o danie nam zielonego światła na własne rozmowy gospodarcze z Irakijczykami.

Trójmorze pod wyraźnym przywództwem Polski i w oparciu o sojusz z USA może odgrywać nie tylko kluczową rolę w zakresie współpracy ekonomicznej, transportowej czy bezpieczeństwa w Europie ale może również odgrywać rolę globalną w ramach współpracy z Afryką i Bliskim Wschodem.

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama