Geopolityka
Terroryzm zmieni europejską politykę w 2017 roku? Niebezpieczne szanse Rosji i Daesh
Terroryzm, kryzys migracyjny, a także radykalizacja postaw politycznych to wyzwania z jakimi Europa Zachodnia będzie musiała zmierzyć się w 2017 r. Przy czym bezpieczeństwo i polityka będą być może ze sobą powiązane w sposób dotychczas niespotykany. Zaś zewnętrzni aktorzy niepaństwowi, jak i państwowi mogą na tym fakcie tylko zyskać.
W oczekiwaniu na wybory i… zamachy
Przed państwami Europy Zachodniej seria wyborczych rozstrzygnięć, które mogą wstrząsnąć dotychczasowym układem sił politycznych w poszczególnych krajach. Jak również dokonać przewartościowania dotychczasowych podziałów politycznych na całym kontynencie. Przy czym, w głównej mierze zarówno w przypadku Republiki Federalnej Niemiec jak i V Republiki Francuskiej, coraz częściej pojawiają się głosy, że decydującym czynnikiem w zakresie motywacji wyborców przy urnach wyborczych może stać się kwestia szeroko pojmowanego bezpieczeństwa. Ze szczególnym uwzględnieniem dwóch najbardziej widocznych w Europie Zachodniej zagrożeń, to jest terroryzmu oraz niekontrolowanych ruchów migracyjnych, częstokroć wpływających na siebie w znacznym stopniu.
Co więcej, rodzą się realne obawy, że wśród aktorów zewnętrznych, zarówno tych niepaństwowych (np. organizacje terrorystyczne) czy państwowych, może pojawiać się wola ingerencji w przebieg samych kampanii oraz późniejszych decyzji wyborczych. W tym właśnie poprzez m.in. zastosowanie różnych form przemocy lub doprowadzenie do pojawienia się kolejnych fal nielegalnych imigrantów. Szczególnie, że sama Europa doświadczyła już roli i znaczenia konkretnego zamachu terrorystycznego w sferze polityki wewnętrznej, co dało się zaobserwować na przykładzie Hiszpanii w 2004 r. Zaś w przypadku Turcji i jej późniejszych negocjacji z UE, dało się ocenić jak silnym narzędziem wpływu jest blokowanie lub wypuszczanie rzeszy nielegalnych imigrantów w kierunku państw Europy Zachodniej.
Potencjalne motywacje - aktorzy niepaństwowi
Na wstępie należałoby rozważyć, dlaczego aktorzy o charakterze niepaństwowym, chociażby tzw. Państwo Islamskie (Da`ish) mogłoby dążyć do skorelowania fali przemocy z potencjalnymi wyborami w wybranych państwach europejskich. I przy tak postawionym pytaniu, można zaobserwować, że generalnie, dla różnego rodzaju organizacji terrorystycznych, największym sukcesem jest przekonanie danego społeczeństwa lub wręcz wielu społeczeństw o nieuchronności i permanentności istniejącego wokół nich zagrożenia. Dzięki temu przy zdecydowanie mniejszych środkach konwencjonalnych, uniemożliwiających im klasyczne rażenie wojska, policji, służb specjalnych etc., można nader łatwo przesunąć ciężar działań na sferę subiektywnej oceny poczucia bezpieczeństwa zwykłych obywateli tzw. Zachodu.
Służyć temu może fala wcześniej zaplanowanych i zorganizowanych lub spontanicznie wykreowanych zamachów terrorystycznych lub innych aktów terroru. Jak widać współcześnie, jest to o tyle łatwe, gdyż nie obowiązują żadne zasady w zakresie doboru celów uderzeń, a także stosowanych w trakcie realizacji metod. W dodatku, sfera szybkiej wymiany informacji, np. za pomocą Internetu, pozwala na jeszcze lepsze formy rozpowszechniania własnych założeń ideologicznych, radykalizowania, indoktrynowania, motywowania itd. Zaś długoletnie i głęboko zakorzenione w zachodnich społeczeństwach problemy społeczne (gettoizacja oraz wykluczenie dużych grup), dostarczają odpowiedniego zaplecza ludzkiego. Mogącego być zarówno celem działań werbunkowych, jak i inspiracyjnych. Przy czym skutki takiej kampanii terroru, niezależnie czy tylko inspirowanej czy celowo oraz systematycznie wykreowanej, mogą przekładać się na rozwój wydarzeń w ujęciu krótkookresowym, średniookresowym oraz - co najważniejsze - w długookresowym wymiarze przekładając się na scenę polityczną.
W aspekcie krótkookresowym, może to być wprowadzenie chaosu i strachu do codzienności w życiu obywateli tzw. Zachodu. Obserwując propagandę islamistyczną, zarówno Al-Kaidy jak i tzw. Państwa Islamskiego (Da`ish), zauważa się nawoływania do uderzania w sferę najbardziej intymną oraz definiowaną, jako oazy bezpieczeństwa, dla zwykłego człowieka. Chodzi przy tym o domy, centra handlowe, festyny, jarmarki itp. Taka forma ataków jest traktowana jako coś bardzo starannie przemyślanego i korzystnego, gdyż uzmysławia ludziom, iż mogą stać się celem uderzeń w każdej chwili niezależnie od ich starań.
Wymuszając przy tym na poszczególnych państwach chociażby dodatkowe elementy zabezpieczenia najważniejszych centrów miejskich, węzłów transportowych czy też zwykłych skupisk ludzkich, jak chociażby popularne jarmarki bożonarodzeniowe. Dla zwykłych obywateli, pojawienie się uzbrojonych w broń wsparcia policjantów, żandarmów, a nawet patroli wojskowych, nie stanowi w żadnym razie elementu obniżającego poziom ich subiektywnego poczucia zagrożenia. Można nawet uznać, że dla nieprzyzwyczajonych do przemocy obecnych pokoleń Europejczyków, działa to wręcz odwrotnie. Wprowadzając poczucie ciągłego zagrożenia życia i zdrowia w najbliższym otoczeniu. Przekłada się to bezpośrednio na poszukiwanie odpowiednich rozwiązań wśród poszczególnych liderów politycznych. Przy czym dotychczasowe główne europejskie partie polityczne nieoferujące radykalnych postaw i sądów, mogą zostać odrzucone. Przenosząc głosy na tych, którzy będą prezentowali takie pomysły jak pełen izolacjonizm, defensywne zachowanie w rejonach konfliktów, bierność względem zagrożeń terrorystycznych poza Europą. Lub wręcz przeciwnie, podkreślających potrzebę szybkiego i gwałtownego rozprawienia się z zagrożeniem.
Radykalizm będzie wzrastał, albowiem tak samo jak w Waziristanie czy też w Jemenie, gdzie tamtejsza ludność cywilna z niepokojem patrzy w niebo, obawiając się uderzeń bezzałogowych statków powietrznych, tak coraz częściej to Francuzi, Belgowie czy Niemcy rozglądają się wokół siebie, zastanawiając się czy w ich otoczeniu nie ma tam przypadkiem kolejnego terrorysty. Co więcej, sami terroryści osiągają ten cel przy zastosowaniu zdecydowanie niższych środków finansowych, mniejszych grup ludzi itd. Jednocześnie narażają państwa na rosnące wydatki względem ciągle rozbudowywanego aparatu bezpieczeństwa. Obejmującego być może potrzebę implementacji na szerszą skalę nowych procedur kontroli zgromadzeń, transportu publicznego czy nawet poruszania się w centrach handlowych. Pytanie, na ile obecni Europejczycy będą dysponować cierpliwością oraz siłą, aby w obronie dotychczasowych wartości i standardów wytrzymać kolejne ataki terrorystyczne lub pomniejsze akty terroru, luźno powiązane z działaniem terrorystów.
Jeśli rozpatrywać skutki działań w aspekcie średniookresowym, to nie można pominąć potrzeby zredefiniowania postaw zarówno władz, jak i instytucji zajmujących się bezpieczeństwem w Europie. Dotyczy to również relacji państw i ich obywateli. Wkraczając w głównej mierze, na wspomnianą już powyżej, najbardziej delikatną w państwach demokratycznych, płaszczyznę wolności i swobód obywatelskich. Rodzą się bowiem pytania o nowe kompetencje służb, o inne procedury działania policji, służb specjalnych czy też wojska w kontekście zagrożeń bezpieczeństwa wewnętrznego. To również wymiar polityczny, w zakresie wspomnianych na wstępie decyzji politycznych bowiem różne partie polityczne będą zapewne wpisywać do swoich programów konkretne rozwiązania systemowe. Wystarczy spojrzeć na naszą, polską dyskusję o Ustawie o działaniach terrorystycznych i przełożyć to na sytuację realnego, ciągłego zagrożenia ulic we Francji, Belgii, Holandii czy Republice Federalnej Niemiec. Dodając do tego, odpowiednio sformatowane już partie politycznego buntu względem tamtejszego establishmentu.
Jednocześnie, niewątpliwie jakiekolwiek zradykalizowanie dyskursu politycznego leży bowiem samo w sobie w interesie terrorystów. Im większe różnice wewnątrz poszczególnych państw, tym trudniej osiągnąć konsensu co do jakichkolwiek długofalowych i międzynarodowych działań wymierzonych w terrorystów, szczególnie zlokalizowanych poza samą Europą. Równocześnie, wszelkie wystąpienie przemocy wobec przykładowo wspólnot muzułmańskich, tym mocniej może je zbliżać do ruchów takich jak salafickie. Nie od dziś przecież sami islamiści podkreślają potrzebę wywołania swego rodzaju wojny domowej w Europie. Gwarantującej wykorzystanie zarówno zradykalizowanych obywateli państw europejskich, jak i ludności napływowej do realizacji własnych celów długofalowych. Tworząc przy tym, jeszcze większą niż dotychczas obserwowana, swobodę działań w sferze indoktrynacji oraz werbowania kolejnych kadr dla działań na samym kontynencie lub potencjalnie w innych rejonach.
Co więcej, służby specjalne oraz policja będą musiały dzielić swoje zasoby ludzkie, finansowe, materiałowe etc. pomiędzy monitoring zróżnicowanej gamy grup terrorystycznych i radykalnych. Obejmujących już nie tylko same stronnictwa islamistów, ale również inne, wyrosłe na podłożu wewnętrznych konfliktów politycznych - dotyczy to zarówno umownej skrajnej lewicy, jak i skrajnej prawicy. Stąd ograniczy się również ich zdolność do przeciwdziałania wszystkim wystąpieniom o charakterze przemocy na gruncie ideologiczny, religijnym czy politycznym. Zbliżając Europę Zachodnią do okresu znanego już z narastającej przemocy na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Obniżając zupełnie subiektywną ocenę bezpieczeństwa i przekładając się na dalsze radykalizowanie się części społeczeństw lub popadanie w stany apatii przez innych.
W sensie długookresowym, przeniesienie w pewnym zakresie ciężaru działań terrorystów na terytoria państw Europy Zachodniej, może doprowadzić do osłabienia woli ich (jakichkolwiek) reakcji w otoczeniu systemowym. Zwiększając realnie możliwość swobodnego działania organizacji takich jak Al-Kaida, tzw. Państwo Islamskie (Da`ish) lub innym pochodnym, w kolejnych państwach upadających lub ogarniętych konfliktami. Trudniej będzie bowiem wytłumaczyć swoim obywatelom chęć zaangażowania się, politycznego, militarnego etc. poza własnym terytorium, gdy ono samo jest zagrożone. Ograniczając działania, chociażby do spotykanego już obecnie wysłania samolotów bojowych lub pocisków manewrujących na nie do końca określone cele powiązane z daną organizacją terrorystyczną. Trudno bowiem przypuszczać, że nagle w Europejczykach pojawi się wola walki, taką jaką można było zauważyć wśród Amerykanów po wydarzeniach z „9/11”. O ówczesnym nastawieniu większości społeczeństwa w Stanach Zjednoczonych może świadczyć fakt, że republikański prezydent G.W. Bush jr rozpoczął dwie duże operacje wojskowe i uzyskał przy tym reelekcję.
Obniżenie poziomu zaufania do własnych instytucji bezpieczeństwa może również prowadzić do pojawienia się płaszczyzny łatwej do zagospodarowania przez różnego typu ruchu populistyczne. Oferujące łatwe, ale radykalne metody oddziaływania na źródła zagrożeń terrorystycznych - masowe deportacje, szeroko zakrojoną inwigilację w tym również własnych obywateli, etc. Osłabiając wiarę w wartości, które legły u podstaw budowania wizji państw w Europie. Implikując skutki już nie tylko w sferze polityki, bezpieczeństwa, ale również przykładowo gospodarki.
W obliczu, powyżej jedynie ogólnie zakreślonych motywów potencjalnych działań aktorów niepaństwowych, należy zaznaczyć, że można spodziewać się intensyfikacji działań w najbliższym roku, szczególnie w bliskości samych wyborów. Przemoc na ulicach może bowiem ewidentnie generować konkretne hasła w programach politycznych partii oraz u poszczególnych kandydatów i podkreślać pozycję różnych organizacji terrorystycznych. To zaś wpisuje się idealnie w fazę aktywności chociażby tzw. Państwa Islamskiego (Da`ish), które traci dotychczasowe terytoria w Iraku oraz w mniejszym stopniu również w Syrii. Dzięki takim aktom przemocy, samozwańczy kalifat może wprowadzić swoją agendę do dyskursu politycznego w samej Europie Zachodniej i wpływać na konkretne rozwiązania na scenie politycznej. Czy będzie to czynić w sposób zamierzony, trudno dziś jednoznacznie ocenić. Jednak można spokojnie założyć, że będzie beneficjentem wszelkich turbulencji politycznych wywołanych być może kolejnymi zamachami w Europie.
Potencjalne motywacje – aktorzy państwowi
Jeśli trudno odnieść się do celowości działań aktorów niepaństwowych, w obliczu rozszerzania się kryzysu terrorystycznego oraz migracyjnego, to zupełnie odwrotną sytuację można zaobserwować w przypadku aktorów państwowych. W przynajmniej dwóch przypadkach, konkretnych państw, można wprost stworzyć hipotezę, że wzrost destabilizacji w sferze bezpieczeństwa europejskiego będzie traktowany jako realizacja ich własnych interesów. Dotyczy to Turcji oraz Rosji, a więc państw, które przynajmniej oficjalnie same zmagają się z podobnymi zagrożeniami. Jednak jednocześnie dość mocno akcentują niechęć do dotychczasowych decyzji elit politycznych Europy Zachodniej, które wpływały na ich sytuację wewnętrzną (kazus nieudanego wojskowego zamachu stanu w Turcji) oraz międzynarodową (sankcje wobec Rosji, po nielegalnym zajęciu Krymu i zaangażowaniu się w konflikt we wschodniej części Ukrainy). Stąd też, radykalne zmiany polityczne we Francji czy też Republice Federalnej Niemiec mogą bardzo dobrze wkomponowywać się w ich długofalową strategię.
W przypadku Turcji pojawia się bowiem obecnie typowa zależność zakładnicza, w której w tym momencie znaleźli się najważniejsi gracze europejscy na czele z Republiką Federalną Niemiec. Odwracając przy tym dotychczasowy układ relacji, gdzie to UE i jej najważniejsze państwa członkowskie były w pozycji rozgrywającego, a Turcja traktowana była jako petent. Jednak sytuacja wynikła z kryzysu migracyjnego w 2015 r. oraz późniejszych działań przede wszystkim kanclerz Angeli Merkel, wymuszającej pojawienie się jakiegokolwiek rozwiązania dyplomatycznego, doprowadziła do zmiany zasad gry. Teraz to Turcja jest dysponentem środka rażenia, który oddziaływać może na scenę polityczną w większości państw europejskich, tj. potencjalnymi imigrantami. Ich odpowiednie zagospodarowanie w kolejnej fali kryzysu, może równie dobrze stać się przyczynkiem do chęci osłabienia całych państw, jak i poszczególnych polityków np. A. Merkel. Nie od dziś znana jest bowiem sama postawa i pamiętliwość tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana. Zaś Europa Zachodnia ewidentnie naraziła się nie tylko symbolicznie wyczekującą postawą względem nieudanego wojskowego zamachu stanu, ale przede wszystkim krytyką względem łamania praw człowieka czy odwoływaniem się w jakikolwiek sposób do kwestii Kurdów.
Nie można więc w żadnym razie wykluczyć scenariusza, że w bliskości kolejnych wyborów w Europie Zachodniej z Turcji znów zaczną płynąć łodzie półsztywne, pontony i innego rodzaju jednostki pływające, wypełnione nielegalnymi imigrantami, których celem będzie Grecja. Zaś ostateczną destynacją imigrantów mają być Republika Federalna Niemiec, Francja czy też inne państwa europejskie. Uderzając przy tym w dotychczasowy status quo i stając się pożywką dla wszelkich struktur politycznych, kontestujących najważniejsze partie polityczne zarówno centroprawicy, jak i centrolewicy. W dłuższym wymiarze czasu Europa znów będzie musiała usiąść do stołu, przyjmując być może jeszcze bardziej rozbudowane roszczenia tureckie (w tym zapewne finansowe, gospodarcze). Jednocześnie zupełnie wyrzucając z przestrzeni publicznej wszelkie oficjalne wątpliwości co do łamania praw człowieka, ataków na ludność kurdyjską czy zaostrzania reżimu w samej Turcji. Dla samego Erdoğana będzie to wielka możliwość uzyskania równoprawnej pozycji względem kluczowych państw Europy i jednocześnie zagwarantowania sobie swobody działania na interesujący go kierunkach polityki regionalnej (np. Syria, Irak).
Jeszcze bardziej kontrowersyjną hipotezą, ale taką, którą należy przynajmniej brać pod uwagę, szczególnie ze względu na doświadczenia historyczne, jest potencjalna rola działań Rosji w destabilizacji bezpieczeństwa w Europie Zachodniej w przededniu wyborów w 2017 r. Nie chodzi już nawet o kwestie cyberbezpieczeństwa, dlatego, że w tym przypadku zostało to wyrażone wprost przez służby niektórych państw, ale o swego rodzaju inne formy aktywności. Przede wszystkim można odwołać się do zaobserwowanych i zbadanych metod KGB oraz akolitów radzieckich służb, a stosowanych w trakcie trwania kryzysu terrorystycznego w Europie Zachodniej w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Udzielano wówczas wsparcia logistycznego, a także dokonywano inspiracji w działaniach mających na celu zdestabilizowanie sytuacji w wybranych państwach NATO. Dotyczyło do dostarczania broni, amunicji, materiałów wybuchowych itp. środków, a także chronienia poszczególnych terrorystów. Trudno przypuszczać, że w przypadku odwoływania się wprost do innych doświadczeń i metod KGB, tego rodzaju aktywność została jednoznacznie wewnętrznie zablokowana.
Wątpliwe jednak, aby dzisiejsza Rosja powielała tamte metody w sposób stuprocentowo analogiczny, obawiając się możliwości wywołania jakiegoś skandalu dyplomatycznego. Lecz przecież w odwodzie strategicznym dysponuje chociażby strukturami czeczeńskimi i znanym z zamiłowania do działań niekonwencjonalnych oraz oddania Putinowi Ramzanem Kadyrowem. W tym przypadku granica pomiędzy działaniami nieregularnymi, a być może terrorystycznymi w różnych częściach świata była i jest dotychczas uznawana za nader delikatną. Oprócz służb Kadyrowa istnieją również znaczne pokłady możliwych rozwiązań, których bezpośrednią bazą są nader zależne od Rosjan służby syryjskie. Mukhabarat Baszszara al-Asada jest przy tym zbyt zaangażowany w walkę o utrzymanie reżimu w Damaszku by myśleć ofensywnie, ale oferuje potencjalnie zasoby ludzkie zgromadzone w słynących z okrucieństwa więzieniach oraz informacje dotyczące terrorystów walczących w Syrii po stronie tzw. Państwa Islamskiego oraz innych struktur islamistycznych. Taka korelacja czynników zewnętrznych, w połączeniu z wysokim potencjałem operacyjnym, analitycznym rosyjskich służb, daje hipotetycznie możliwość prowadzenia różnych kombinacji także w Europie. Zawierających w sobie być może nawet działania inspiracyjne, a na pewno wojnę informacyjną. Ta ostatnia polega, w tym konkretnym przypadku, przede wszystkim na budowaniu narracji zagrożenia i wymogu kooperacji z Rosją w takich miejscach zapalnych jak Syria.
Każdy bowiem akt przemocy na Zachodzie, szczególnie w obliczu wyborów, wpływa obecnie na umocnienie się stronnictw politycznych (partii i organizacji nie będących partiami, aktywnych w sferze społeczno-politycznej) podkreślających potrzebę unormowania relacji z Rosją. Szczególnie na wspomnianej już płaszczyźnie współpracy w zwalczaniu islamistycznego terroryzmu, gdzie Rosjanie mają być swoistym „partnerem” oraz współczesnym „liderem”. Jednocześnie uwypuklanie samego zjawiska terroryzmu, kryzysu migracyjnego jest dla zachodnioeuropejskiej sceny politycznej idealnym pretekstem do zmiany dyskursu wobec wydarzeń na Ukrainie, a nawet szerzej na całej linii stykowej pomiędzy aspiracjami Rosji Władimira Putina i państwami ościennymi. Wpisując się wręcz perfekcyjnie w dotychczasową główną metodę działań władz rosyjskich, opierającą się o eskalowanie i deeskalowanie kolejnych kryzysów. Wszystko w celu odbudowy strefy wpływów, którą jasno nakreślił sam prezydent Putin (m.in. na słynnej już konferencji dotyczącej bezpieczeństwa w Monachium).
Stąd hipotetycznie niepotrzebne byłyby żadne wyrafinowane ataki cybernetyczne na systemy wyborcze państw Europy Zachodniej, ale potęgowanie poczucia strachu i radykalizowanie poglądów szerokich mas wyborców. Przy czym Rosjanie od dłuższego czasu ewidentnie inwestowali w obie radykalne strony dyskursu politycznego, zyskując zapewne znaczące aktywna zarówno wśród skrajnej lewicy, ale i prawicy. Utrudniając przy tym jasne zdefiniowanie zakresu penetracji, jak to miało miejsce w okresie zimnej wojny i roli partii komunistycznych oraz innych organizacji lewackich. Im bardziej podzielona wewnętrznie Europa, przede wszystkim ta zachodnia, tym łatwiejsza jest realizacja działań Rosji w sferze politycznej, ekonomicznej, geopolitycznej, militarnej itd. W dodatku walka z terroryzmem w Europie tworzy dysonans pomiędzy państwami wzywającymi od odbudowy potencjału konwencjonalnego w zakresie obronności, a tymi które chciałby położyć nacisk na działania antyterrorystyczne.
Próba konkluzji
Niestety zamachy terrorystyczne oraz inne akty przemocy, obserwowane w 2016 r. jak i te potencjalnie występujące w 2017 r., będą miały bezpośrednie przełożenie nie tylko na sferę subiektywnego poczucia bezpieczeństwa samych Europejczyków. Ich skutki znajdą zapewne odzwierciedlenie również w konkretnych decyzjach politycznych, mogących mieć wymiar długofalowy, obejmujący nie tylko jeden kontynent. Dlatego, że aktorzy niepaństwowi uzyskali możliwość realizacji własnych założeń strategicznych przy minimalnych zasobach ludzkich i finansowych, dokładnie obrazując wszelkie słabe strony obecnych europejskich społeczeństw. Jednocześnie aktorzy państwowi, którym zależy w jakimś stopniu na osłabieniu lub zdestabilizowaniu relacji Europejskich są przygotowani do wkomponowania aktywności podmiotów niepaństwowych do swoich strategii. Jest to bardzo niebezpieczna zależność, której wpływ może mieć implikacje przede wszystkim w sferze polityki. Rugując dotychczasowe w miarę stabilne układy relacji pomiędzy głównymi partiami politycznymi, poprzez wzmocnienie znaczenia postaw skrajnych.
Stąd też zapewnienie bezpieczeństwa, szczególnie w obliczu serii wyborów chociażby w przypadku Republiki Federalnej Niemiec, Francji itd. stanie się priorytetem i to już nie tylko z powodu ciągłej walki z terrorystami, ale również stabilności systemu politycznego. Tak czy inaczej w sferze bezpieczeństwa, jak i polityki zbliżający się rok 2017 r. będzie stanowił ważny wyznacznik na ile społeczeństwa tzw. Zachodu są w stanie zminimalizować znaczenie czynnika „kryzysu terrorystycznego” oraz „kryzysu migracyjnego” względem radykalizacji ich postaw. Wydaje się jednak, że czeka nas szeroko zakrojona potrzeba zmierzenia się z kumulacją zagrożeń.
Obywatel_RP
Czas aby każdy praworządny obywatel miał ustawowy dostęp do broni a nie tylko terroryści. Obywatele zostali przez komunistów rozbrojeni . W efekcie jesteśmy pozbawieni jako społeczeństwo umiejętności posługiwania się bronią a idą ciężkie czasy dla pokoju i stabilizacji świata . Państwo nie ma zaufania do obywateli , nawet do tych co wstąpili w szeregi OT, broń tylko w kontenerach ale nie do domu . Nasycić bronią rynek cywilny, Państwo zarobi na handlu bronią a obywatele nabędą umiejętności i będzie z tego w razie czego od razu przeszkolony obrońca Ojczyzny.
cynik
Postępować jak Izrael i Australia - deportować rodziny zamachowców - łącznie z kuzynami, wujostwem itd. Jak kogoś nie powstrzymuje utrata życia to może powstrzyma donos kuzynki, która nie chce wracać do Pakistanu.
ja
Dobry pomysł. Byłbym nawet za ...ale..... Często są to ludzie z obywatelstwem krajów europejskich. Ponadto arabskie kraje ojczyste nie chcą ich przyjmować. I co zatem? Wsadzisz do łodzi na środku morza? Mamy dylemat. Odpowiedzialność zbiorowa tonie jest zdobycz cywilizacyjna Zachodu a raczej ponure wspomnienie sprzed wieków.
Tomasz
Służby z Maroka ostrzegały Francję i Niemcy przed osobami, które dokonały zamachów. W przypadku ostatniego zamachu w Berlinie ostrzegały dwukrotnie. Niemieckie służby nie posłuchały. Efekt, 12 zabitych 50 rannych.
ja
Posłuchały albo i nie posłuchały. Skąd wiesz ile w tym czasie dostały takich informacji , których posłuchały i udaremniły. Tego nikt nie rozgłasza. Ciężko za każdym postawić policjanta. Po fakcie każdy mądry.
leming
Nic o ekonomi, stanie gospodarki UE ? Bez obrazy ale to właśnie stan gospodarki zadecyduje o kierunku rozwoju sytuacji w UE. A europejski bank centralny drukuje, drukuje euro,coraz więcej bezwartosciowych cyfr, owych pierdylionów euro ktore mają zastąpić produkcję, wytwarzanie rzeczy potrzebnych ludziom. Cóż, rzesze uchodźców potrzebują dobrego socjalu, to wlaśnie zatopi UE.
ja
Niemcy dysponują nadwyżką budżetową i nie wiedzą na co te pieniądze wydać. Odsetek budżetowych wydatków socjalnych jest na stałym poziomie od kilkudziesięciu lat, więc o czym piszesz? jedyna różnica to fakt, że kiedyś zasiłki brali bezrobotni Holendrzy czy Francuzi a dziś potomkowie imigrantów czy sami imigranci dzięki którym rdzenni mieszkańcy awansowali społecznie. PS Tacy Niemcy mogą tyle wyprodukować, że nie dasz rady zjeść ani skorzystać. Mistrz świata eksportu. Tylko ktoś musi to kupować Z tym jest coraz ciężej wobec zapaści demograficznej, kurczącej się populacji. To z tego powodu Niemcy otworzyły się na imigrację.
pytam
Rozwiązaniem jest przywrócenie kontroli na granicach. Innej alternatywy NIE MA. Może i utrudni to życie przewoźnikom, firmom ekspedycyjnym jak i samym podróżującym ale to cena bezpieczeństwa. Ilu z was zastawia otwarte drzwi albo je ściąga uznając za niepotrzebne? Ilu z was zaprosiłoby do domu osobę mając chociaż cień wątpienia ze to może być terrorysta?
mogf
Aż dziwne, że nie ma słowa o kluczowym dla bezpieczeństwa europejskiego projekcie dyrektywy ograniczającej możliwość legalnego nabywania broni. Kiedy europarlament ją przegłosuje, terroryści będą mieli poważny problem z dostępem do ciężarówek i ak-47 z przemytu. Dziękujemy ci, Jean-Claude.
Kiks
Nie potrzeba szczególnych środków. Wystarczy myślenie. W obliczu braku wewnętrznych granic w UE nie wypuszcza się na wolność ludzi, którzy nie są w stanie podać swojej identyfikacji, bo nie mają papierów i to jeszcze w świetle tego, że mają być deportowani. Aresztować i trzymać do skutku. Uda się go zidentyfikować to out. Nie ma papierów to znaczy, że nie istnieje i nikt o niego nie upomni się.