Jak wyglądała obrona Polski przed dronami z Rosji? [ANALIZA]

Autor. Jarosław Ciślak/Defence24.pl
W nocy z wtorku na środę po raz pierwszy doszło do zestrzeleń rosyjskich bezzałogowców nad Polską po decyzji Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych i w ramach współdziałania z systemem obrony powietrznej NATO. Jak wyglądała obrona polskiej przestrzeni powietrznej?
W nocy z 9 na 10 września 2025 roku doszło do kolejnego masowego uderzenia rosyjskiego na Ukrainę. Zgodnie z ukraińskim komunikatem do uderzenia wykorzystano 415 dronów samobójczych (rodziny Szahid/Gierań i wabików z rodziny Gerbera), 42 pociski manewrujące różnych typów (Ch-101) oraz jeden pocisk balistyczny Iskander-M. Ukraińcy twierdzą, że zestrzelili 386 bezzałogowców i 27 pocisków manewrujących. Część z użytych środków bojowych przeszła znad terytorium ukraińskiego do Polski. Bezpośrednio, albo przechodząc nad Białorusią i przenikając do polskiej przestrzeni powietrznej znad jej terytorium. Tak przynajmniej wynika z map opublikowanych przez stronę ukraińską, która monitorowała całe uderzenie.
Nadal nie jest jasne, ile bezzałogowców pojawiło się w polskiej przestrzeni powietrznej. Najczęściej pojawiającą się obecnie wersją jest 19 egzemplarzy, chociaż pojawiają się informacje o ponad 20. Co ciekawe, Ukraińcy początkowo podali, że nad Polską poleciało 8 dronów, co może wskazywać, że bardzo duża część z nich wleciała do Polski znad Białorusi i być może w ogóle nie była nad Ukrainą.
Czytaj też
W przeciwieństwie do poprzednich incydentów, w których do Polski wlatywały pojedyncze drony i pociski manewrujące (ostatnio był to dron-wabik Gerbera, który zawadził o przewody energetyczne i spadł w województwie lubelskim, eksplozja uszkodziła trzy domy), tym razem nie tylko zdecydowano o poderwaniu samolotów bojowych polskich i sojuszniczych, ale podjęto też decyzję o zniszczeniu niektórych celów. Tych, których trajektoria wskazywała, że mogą być one zagrożeniem dla obszarów zabudowanych na terytorium Polski. Łącznie miało zostać zestrzelonych od 3 do 4 dronów. Inne upadły na tereny niezabudowane albo zawróciły nad Ukrainę, atakując ją tym samym od zachodu, co stanowi technicznie kłopot dla jej obrony powietrznej. „Polskie i sojusznicze środki obserwowały radiolokacyjnie kilkanaście obiektów, a wobec tych mogących stanowić zagrożenie Dowódca Operacyjny RSZ podjął decyzję o ich neutralizacji” – czytamy w komunikacie Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
Nie jest do końca jasne, jakiego typu drony wniknęły w polską przestrzeń powietrzną. Powszechnie mówi się o wabikach Gerbera, które stanowią mniejsze zagrożenie, ale one także przenoszą niewielkie głowice bojowe, obliczane na zabijanie saperów i zespołów ratowniczych. Wiadomo też, że niektóre rosyjskie drony celowo są zaopatrywane w substancje toksyczne. Dlatego podchodzenie do wraków tych maszyn jest niebezpieczne i władze apelują o zgłaszanie znalezionych wraków i niedotykanie ich samodzielnie.
Czytaj też
Zgodnie z dostępnymi danymi cała lotnicza operacja obronna nad Polską była prowadzona od godziny 23.30 9 września i zakończono ją po godzinie 6 rano 10 września. Przez 9 godzin w obszarze pomiędzy Rzeszowem a Lublinem operował polski samolot wczesnego Saaba 340 AEW, który został poderwany z 43. Bazy Lotnictwa Morskiego w Gdyni. Maszyna była dobrym środkiem do wykrywania bezzałogowców samobójczych klasy OWA (One Way Attack, czyli dronów samobójczych dużego zasięgu). Maszyna ta przenosi bowiem radiolokator na dużej wysokości. Umożliwia on wykrywanie nisko przemieszczających się celów, w przeciwieństwie do radarów naziemnych, które ogranicza horyzont. W akcji wykorzystane zostały też polskie i sojusznicze radiolokatory naziemne.
Do samego zwalczania celów zostały poderwane holenderskie F-35A, z kontyngentu, który stacjonuje obecnie w Polsce, a także polskie F-16C/D. W działaniach miały też być wykorzystane polskie śmigłowce typów Mi-24, Mi-17 i Black Hawk, jednak nie jest jasne, jaka była ich rola w działaniach typowo przechwytujących. Być może ich rolą było wykrywanie miejsc upadku dronów. Należy jednak zaznaczyć, że w ostatnim czasie jednostki Lotnictwa Wojsk Lądowych (konkretnie 1 Brygady LWL) ćwiczyły zwalczanie wolno lecących celów powietrznych.
Czytaj też
Nie jest jasne, kto dokonał zestrzeleń, ale Dowództwo Generalne w komunikacie podziękowało Dowództwu Powietrznemu Sojuszu Północnoatlantyckiego (NATO Air Command) i Królewskim Holenderskim Siłom Powietrznym. Wydaje się więc, że zestrzeleń dokonali piloci holenderscy albo polscy i holenderscy, w działania miały też być zaangażowane niemieckie baterie Patriot. Nie jest jasne, jakiej amunicji użyto, ale zapewne były to albo naprowadzane radarowo pociski powietrze-powietrze średniego zasięgu AIM-120 AMRAAM, albo pociski krótkiego zasięgu AIM-9X Sidewinder. Nieco bardziej prawdopodobne jest użycie tych drugich z uwagi na niższy koszt i co do zasady dążenie do wzrokowej lub optoelektronicznej identyfikacji celu przed strzelaniem, ale w obydwu przypadkach zestrzeleń można było dokonać z bezpiecznej dla pilotów odległości.
NATO Air Command potwierdziło ponadto, że w działaniach wzięły udział także rozmieszczone w Polsce niemieckie systemy Patriot (prawdopodobnie wspomagające wykrycie celów) i dodatkowy włoski samolot wczesnego ostrzegania (prawdopodobnie G550 CAEW). W podobnym obszarze jak Saab 340 AEW operował także NATO-wski samolot tankowania powietrznego A330 MRTT. Maszyna ta należała prawdopodobnie do natowskiej jednostki MRTT-C.
Czytaj też
Wydarzenia z nocy z 9 na 10 września jasno pokazują, jakiego rodzaju systemów potrzebuje Polska do odpierania tego rodzaju zagrożeń. Są to: samoloty wczesnego ostrzegania (wykrywanie celów niskolecących), samoloty tankowania powietrznego (umożliwienie pozostawania samolotów bojowych w rejonie w gotowości do rażenia kolejnych pojawiających się celów), samoloty bojowe, systemy naziemnej obrony powietrznej, w tym naziemne radiolokatory (są, ale w niewystarczającej ilości) i na aerostatach (czekamy na efekty programu Barbara, zakupu już dokonano). Brak informacji o wykorzystaniu rozwiązań typowo przeciwdronowych, takich jak systemy elektromagnetyczne, laserowe, lufowe czy drony-interceptory.
Czytaj też
Mimo wszystko operację ochrony polskiej przestrzeni powietrznej należy uznać za pewien przełom, jeżeli chodzi o reagowanie na tego typu zagrożenia. Po pierwsze, ktoś nie bał się podjąć decyzji o zestrzeleniu obiektów stanowiących zagrożenie. Nie jest to takie oczywiste, biorąc pod uwagę, że taki zestrzelony dron może spaść na ludzi i ich zabić. Polacy mogą też zostać poszkodowani np. w wyniku upadku fragmentów pocisków wykorzystanych do zwalczania Szahidów i Gerberów. Dowódcy nie bali się więc wziąć odpowiedzialności za swoje decyzje.
Po drugie, wydaje się, że egzamin zdało NATO, które wsparło polskie działania, wysyłając samolot tankowania powietrznego, włoski samolot wczesnego ostrzegania i holenderskie F-35A, które prawdopodobnie strzelały nad naszym terytorium.
Oczywiście kluczowym teraz pytaniem jest, co dalej.
skition
Po co Rosjanie mają coś analizować jak wy już dokonaliście takiej analizy?
Grom2137
Jeśli coś takiego znalazło się na publicznym portalu w internecie, na pewno nie jest czymś czego sami by się nie domyślili lub nie zaobserwowali
yy
Do takich zadań idealnie będą się nadawać FA 50.
Grom2137
Jak ktoś kupi do nich broń to na pewno
Granat
Dziękujemy sojusznikom za udaną obronę naszego państwa. Niestety na polskie lotnictwo nie można liczyć, zwłaszcza na te gwiazdy śmierci FA-50 które specjalnie zakupiono w celu zwalczania dronów.