- Analiza
- Wiadomości
Biełgorod – kompromitacja rosyjskiej obrony przeciwlotniczej [ANALIZA]
Udany atak ukraiński na lotnisko w Biełgrodzie po raz kolejny pokazał, że rosyjskie systemy przeciwlotnicze zostały opracowane do działania głównie w środowisku rosyjskich i im podobnych systemów uzbrojenia. W starciu z nowej generacji, zachodnią bronią i taktyką okazały się jednak mało skuteczne i w żadnym wypadku nie są tym, czym miałyby być według kremlowskie propagandy.

Ze skąpych informacji, jakie są znane na temat ukraińskiego ataku na lotnisko w Biełogrodzie wynika, że główne uderzenie rakiet „ziemia-ziemia" poprzedził nalot samolotów sił powietrznych Ukrainy na rozwinięte w pobliżu systemy przeciwlotnicze. Co ważne, kompleks ochronny w tym obszarze składał się najprawdopodobniej z elementów baterii dalekiego zasięgu S-400 „Triumph", które zgodnie z zasadą były ochraniane przez artyleryjsko- rakietowe, kołowe zestawy przeciwlotnicze „Pancyr" krótkiego zasięgu.
Według wcześniejszych i oficjalnych, rosyjskich opinii, takie połączenie środków miało zapewniać na tyle skuteczną obronę przeciwlotniczą, że zaczęto je stosować do tak ważnych zadań jak: ochrona strategicznych obiektów na terytorium Federacji Rosyjskiej (np. Moskwy) lub zabezpieczenie działania rozwiniętych w terenie, mobilnych wyrzutni międzykontynentalnych rakiet balistycznych „Jars" i „Topol". Jest więc również bardzo prawdopodobne, że taki zestaw wykorzystano do ochrony „Międzynarodowego Portu Lotniczego" w Biełgorodzie znajdującego się zaledwie 30 km od granicy z Ukrainą. Na lotnisku tym bowiem stacjonują m.in. samoloty szturmowe Su-25 oraz śmigłowce Mi-8 i Mi-28, stosowane do atakowania ukraińskiego terytorium. Poniżej zdjęcia Su-25 wykonujących operacje 16 października.
Тобто звідти активно працювала військова авіація pic.twitter.com/cBF3lia6wO
— MilitaryAviationInUa (@Ukraine_AF) October 16, 2022
Istnieje również opinia, że obronę Biełgorodu zapewniała bateria przeciwlotnicza systemu S-300. W kanale Telegram pokazano jednak po ataku szczątki rakiety zestawu Pancyr, a ten współdziałał wcześniej przede wszystkim z bateriami S-400. Dodatkowo oceniając skuteczność rosyjskich systemów przeciwlotniczych nie ma znaczenia: czy były one tworzone przez wyrzutnie S-300, czy też przez S-400. W rzeczywistości działają one bowiem według tej samej zasady, podobnej taktyki, a często wykorzystując te same rakiety.
Аеропорт Білгорода. Слід зазначити що там базувалися штурмовики Су-25 та гелікоптери та очевидно комплекси ППО. pic.twitter.com/yQdXReH1ek
— MilitaryAviationInUa (@Ukraine_AF) October 16, 2022
Pomimo tak zorganizowanej osłony, 16 października 2022 roku w Biełgorodzie doszło do kolejnego ataku rakietowego. Centrum Komunikacji Strategicznej Sił Zbrojnych Ukrainy poinformowało, że według miejscowych mieszkańców doszło tam do szesnastu wybuchów. Nawet zakładając, że część z nich była spowodowana eksplozją zgromadzonej na ziemi amunicji to oznaczałoby, że kilka rakiet trafiło w cel pomimo istniejącego tam systemu przeciwlotniczego.
Missile strikes reported at airport in Belgorod https://t.co/Dn8z3Vmojs pic.twitter.com/H6IlZHrI28 via @TpyxaNews pic.twitter.com/NKPK5SOHNH
— Liveuamap (@Liveuamap) October 16, 2022
Skutki ataku nie są oczywiście znane. Gubernator Biełgorodu Wiaczesław Gładkow napisał początkowo na Telegramie, że w wyniku ostrzału ranne zostały co najmniej dwie osoby. Później jednak przyznał, że jak na razie wiadomo o trzech zabitych osobach i czterech rannych. Nagrane filmy wideo pokazują także, że rosyjski system przeciwlotniczy działał, ponieważ wystrzelono z niego rakiety (według rosyjskich źródeł nawet dziesięć). Na niebie pojawiły się dodatkowo rozbłyski, co uznano w Rosji za skuteczne trafienia. Problem polega na tym, że to przeciwdziałanie było nieskuteczne, ponieważ rosyjskie pociski poleciały zupełnie gdzie indziej niż znajdowała się, również sfilmowana, ukraińska rakieta, uderzająca w stanowiska ogniowe strzelających wyrzutni.
Zobacz też
Jest więc bardzo prawdopodobne, że Ukraińcy zastosowali bardzo prostą taktykę, znaną jeszcze z czasów wojny w Wietnamie. Najpierw w jakiś sposób sprowokowali rosyjską obronę przeciwlotniczą, by ta włączyła radary. Następnie samoloty ukraińskie znajdujące się na terytorium Ukrainy wzniosły się na tyle, by wystrzelić w kierunku pracujących stacji radiolokacyjnych pociski przeciwradarowe AGM-88 HARM (High Speed Anti-Radiation Missile). Rakiety te lecąc z prędkością ponad 2 Mach bez problemu wymanewrowały rosyjskie pociski i uderzyły w namierzone wcześniej cele, wyłączając od razu całą baterię. Widać to zresztą na jednym z opublikowanych filmów, gdy jakiś pocisk trafia dokładnie w miejsce, skąd wcześniej Rosjanie wystrzelili pionowo co najmniej trzy swoje rakiety.
Nie jest to pierwszy przypadek skutecznego zaatakowania baterii S-400. Z nekrologu porucznika Andrieja Grakowa będącego w obsadzie jednej z takich baterii, opublikowanego w rosyjskich mediach, wynika np., że zginął on w czasie ukraińskiego ataku w nocy z 5 na 6 sierpnia 2022 roku. Trafione elementy systemu S-400 znajdowały się wtedy, gdzieś na terytorium Ukrainy. Co ważne, z nekrologu wynikało, że rosyjska bateria przeciwlotnicza była uruchomiona i obsługiwana przez Rosjan.

Opisując przyczynę śmierci Grakowo wskazano bowiem, że obsada systemu S-400: „nie zważając na zagrożenie życia nie porzuciła swoich roboczych stanowisk i kontynuowała wykonywanie swoich zadań". Obrona okazała się jednak nieskuteczna, ponieważ „z powodu bezpośredniego trafienia pocisków w wyrzutnię systemu S-400 żołnierze pododdziału zostali porażeni odłamkami".
Rosyjski system przeciwlotniczy nie zadziałał także na początku października 2022 roku, przy ataku na lotnisko Szajkowka koło Kaługi (210 km od granic Ukrainy) – bazę m.in. 52. gwardyjskiego pułku ciężkiego lotnictwa bombowego. To właśnie tam skuteczne uderzenie przeprowadzone z powietrza przez Ukraińców zniszczyło dwa bombowce Tu-22M3, zdolne m.in. do przenoszenia rakiet manewrujących Ch-22 „Raduga" i Ch-32.
Wiadomo także, że baterie systemu S-400 zostały rozwinięte na Półwyspie Krymskim. Pomimo tego doszło wielokrotnie do ukraińskich ataków na cele rozmieszczone na Krymie – w tym skutecznego nalotu na lotnisko Saki w Nowofedoriwce. Według niepotwierdzonych danych zostały tam zniszczone 24 statki powietrzne oraz 4 składy amunicji. Trudno jest więc wierzyć w rosyjskie tłumaczenia, że ich system przeciwlotniczy zabezpieczał w tym czasie inne cele, albo był wyłączony. On po prostu nie zadziałał skutecznie. I teraz należy się zastanowić dlaczego.

Autor. MAXAR TECHNOLOGIES
Kiedy radzieckie systemy przeciwlotnicze się sprawdzały?
Radzieckie systemy przeciwlotnicze były skuteczne tylko wtedy, gdy pojawiły się na wojnie z zaskoczenia i przeciwnik nie znał ich możliwości. Tak np. zestrzelono 1 maja 1960 roku samolot U-2 pilotowany przez kapitana Powersa. Amerykanie nie zdawali sobie bowiem sprawy, że Sowieci mają już rakiety zdolne do zwalczania celów na „ekstremalnie dużych wysokościach" (powyżej 27000 m). Takiemu zaskoczeniu sprzyjała izolacja informacyjna prowadzona przez ZSRR. To właśnie dzięki niej wiedza o nowych, rosyjskich systemach uzbrojenia często pochodziła tylko z defilad na Placu Czerwonym każdego 9 maja.
Takie zaskoczenie trwało jednak zawsze bardzo krótko, ponieważ kraje zachodnie szybko znajdowały sposób, by przeciwdziałać zagrożeniom: stosując zarówno odpowiednie uzbrojenie, w tym systemy walki radioelektronicznej, jak i adekwatną do sytuacji taktykę. Za każdym razem okazywało się wtedy, że radzieckie, a później rosyjskie zestawy przeciwlotnicze można bardzo łatwo oszukać i nawet zniszczyć.

Autor. Wikipedia
Zagrożeniem dla zachodnich statków powietrznych przestały być więc same możliwości rosyjskich rakiet, ale ich ogromna ilość (co było widoczne szczególnie w Wietnamie). Jednak bardzo szybko nawet duża ilość zestawów przeciwlotniczych przestała zapewniać bezpieczeństwa – czego dowodem był pogrom eks -rosyjskiej obrony przeciwlotniczej w Dolinie Bekaa w 1982 roku (Operation Mole Cricket 19). Izraelskie lotnictwo zniszczyło tam bowiem bez własnych strat według różnych szacunków od kilkunastu do ponad 20 baterii syryjskich rakiet przeciwlotniczych i zestrzeliło nawet ponad 80 syryjskich samolotów MiG-23 i MiG-21.
Po rozpadzie Związku Radzieckiego sytuacja się jednak zmieniła. Rosji nie stać już było bowiem jak wcześniej: zarówno na prowadzenie tak rozległych badań nad nowymi systemami uzbrojenia, jak i na wprowadzanie systemów przeciwlotniczych do swoich wojsk na tak dużą skalę. Te braki było widać nawet przy organizowaniu obrony tak ważnych obiektów jak Most Kerczeński, gdzie Rosjanie zamiast rzeczywistego systemu S-400 rozstawili dmuchane makiety wyrzutni (co przez przypadek wykryto podczas jednego z reportaży o obronie plot przeprawy przez Cieśninę Kerczeńską).
Meanwhile, Russian anti-air defences in Crimea: pic.twitter.com/SSwUszgp0s
— Captain Black Sea (@CaptainBlackSe1) August 10, 2022
Dodatkowo szukając źródeł finansowania Rosjanie zostali zmuszeniu do sprzedawania za granicę swoich najnowszych rozwiązań, co spowodowało m.in., że tzw. Parady Zwycięstwa w Moskwie zaczęły być dla specjalistów zagranicznych coraz bardziej nudne. W ten sposób kraje zachodnie i Chiny szybko się dowiedziały, co tak naprawdę potrafią nowe wersje systemów S-300, zestawy „Tor" i „Pancyr", a nawet osławiony S-400 „Tiumph". Tym bardziej, że zaczęły być one również wykorzystywane w czasie faktycznych konfliktów zbrojnych w: Iraku, Syrii, Północnej Afryce, Górskim Karabachu i ostatecznie w Ukrainie.
Coraz mniej wiarygodne były więc wcześniej wykorzystywane tłumaczenie Kremla, że radzieckie i później rosyjskie zestawy plot były niszczone, głównie ponieważ były w wersji eksportowej a dodatkowo nie obsługiwali je Rosjanie, ale cudzoziemcy. Zaczęto się bowiem orientować, że obecnie rosyjskie zestawy eksportowe są budowane według bardziej restrykcyjnych norm i z lepszymi podzespołami niż zestawy przekazywane dla własnych sił zbrojnych (inaczej nie byłyby odebrane przez kupującego). Dodatkowo obsługa zagraniczna najczęściej szkolona przez Rosjan, opiera się głównie na dobrze wyszkolonych żołnierzach zawodowych, podczas gdy w Rosji są to często „tylko" żołnierze kontraktowi.

Te przypuszczenia okazały się słuszne w czasie wojny w Ukrainie. Tam bowiem doszło do starcia zachodnich technologii i taktyki z najnowszymi, rosyjskimi zestawami przeciwlotniczymi, z najlepszych jednostek wojskowych (gwardyjskich lub uderzeniowych) i dodatkowo obsługiwanych przez rosyjskich operatorów. Pomimo tego ukraińskie statki powietrzne nadal mogą operować bojowo (również w głębi ugrupowania przeciwnika) umiejętnie dobierając sposób działania oraz pomysłowo korzystając z zachodnich systemów uzbrojenia.
Rosyjskie systemy przeciwlotnicze niebezpieczne – ale do pokonania
Prawdą jest, że nawet po rozpadzie ZSRR Rosjanie starali się rozwijać swoje rakietowe systemy przeciwlotnicze. Zmiany generacyjne dotyczyły jednak w nich głównie systemów napędowych i mechanicznych. W tym przypadku rosyjskie rozwiązania rzeczywiście mogą zadziwiać, ale strzelanie ogromnymi rozmiarowo rakietami „kosmicznymi" w niewielkie cele powietrzne zaczyna zakrawać na paranoję.
Z kolei oceniając szeroko pojętą „elektronikę" w rosyjskich zestawach przeciwlotniczych widać wyraźnie, że Rosjanie coraz bardzie pozostawiają w tyle za Zachodem i... Chinami. I o ile rosyjskie rakiety rzeczywiście co kilka lat mogły lecieć coraz wyżej i dalej (stąd wprowadzane kolejno systemy S-200, S-300, S-400 i teraz S-500), o tyle sam ich sposób naprowadzania praktycznie się nie zmienił.
Zobacz też
Tymczasem współczesne konflikty zbrojne wyraźnie pokazały, że zwiększanie zasięgu pocisków w żadnym przypadku nie decyduje o możliwościach i nowoczesności danego zestawu przeciwlotniczego. Dla wykorzystywanych przez Rosjan pocisków naprowadzanych półaktywnie ważne jest bowiem, by radar naziemny cały czas „oświetlał" cel. I nawet jeżeli prawdą jest, że rakiety przeciwlotnicze i przeciwrakietowe najnowszego, rosyjskiego systemu S-500 „Prometeusz" mogą zwalczać cele powietrzne w zasięgu do 600 km (w przypadku celów aerodynamicznych), to ze względu na krzywiznę Ziemi, w odległości 600 km mogą to robić jedynie w odniesieniu do obiektów znajdujących się na pułapie większym niż 20 km. Żaden seryjny samolot zachodni nie lata jednak na takiej wysokości.
I niczego nie zmieni tu umieszczanie anten radarów przez Rosjan na wysokich masztach (np. typu 40W6MD o wysokości 36-39 m lub 40W6M o wysokości 13-25 m), ponieważ takie maszty stosuje się głównie do wykrywania celów niskolecących ze względu na mały zasięg mocowy. Anteny zamontowane na takich masztach muszą być bowiem lekkie, co zmusza do zmniejszenia ich rozmiaru i ciężaru. To właśnie ze względu na te ograniczenia technologiczne radar podświetlający 9S32 (z systemu S-300) może wykrywać myśliwce tylko na odległości około 140 km, a typu 30N6 (np. z systemu S-300PMU1) tylko na odległości do 300 km.
Jeżeli jednak nawet Rosjanom uda się umieścić antenę radaru naprowadzania na wysokości 16 m to zestaw S-400 na odległości 400 km może niszczyć cele lecące na pułapie większym niż 9400 metrów. Wszystko to, co znajduje się niżej może więc działać na tej odległości bezpiecznie, a więc zwiększanie zasięgu rosyjskich rakiet nie ma tym przypadku większego znaczenia.

Wątpliwe „sukcesy" rosyjskiego systemu przeciwlotniczego S-300W4
Wady rosyjskich zestawów przeciwlotniczych widać wyraźnie przy analizie „sukcesu", jaki rosyjska propaganda ogłosiła zaraz po blamażu w Biełgorodzie. Rosjanie poinformowali bowiem, że ich system S-300W4 zniszczył dwa ukraińskie samoloty biorące udział w nalocie na ich lotnisko: bombowiec Su-24 i myśliwiec Su-27. Samoloty te miały się wznieść w górę przed wystrzeleniem rakiet, wtedy miały zostać namierzone i zestrzelone już nad Obwodem Połtawskim, w drodze powrotnej do swojej bazy. Rosjanie chwalili się dodatkowo, że oba statki powietrzne zostały trafione w odległości 217 km od wyrzutni, co miało być swoistym rekordem dla wykorzystanego typu systemu przeciwlotniczego. W rzeczywistości takie zestrzelenie było niemożliwe i to z kilku powodów
Pomijając już to, że nie ma żadnych zdjęć potwierdzających zniszczenie ukraińskich samolotów (np. szczątków samolotów) to warto zaznaczyć, że system S-300W4 może zaatakować cele powietrzne w odległości 217 km tylko wtedy, gdy znajdują się one na pułapie większym niż 2300 m. Tymczasem żaden ukraiński samolot nie lata tak wysoko w strefie walk.
Zobacz też
Dodatkowo biorąc pod uwagę krzywiznę Ziemi, dla wystrzelenia pocisku antyradarowego HARM o zasięgu 48 km wystarczy wykonać „górkę" nie większą niż 40-50 m. Znajdując się cały czas nad własnym terytorium ukraińscy piloci mogli więc na tej wysokości wykryć pracujące radary systemów broniący Biełgorod, wystrzelić pociski (działające według zasady „wystrzel i zapomnij") i natychmiast zawrócić. Chwalenie się Rosjan, że trafienie nastąpiło w odległości 217 km jest więc niedorzeczne, ponieważ oznaczałoby, że po wykonaniu „górki", ataku i nawrocie ukraińscy piloci zaczęli się wznosić- i to o ponad 2000 m.
Jest mało prawdopodobne, by popełniliby oni taki błąd – nawet gdyby groził im ogień samobójczy z ziemi. Teoretycznie taki atak byłby możliwy, gdyby Rosjanie wykorzystywali rakiety przeciwlotnicze z aktywną głowicą radiolokacyjną, działające według zasady „wystrzel i zapomnij". Taki radar w głowicy ma jednak mniejszy zasięg niż radary naziemne baterii, nie ma więc większych szans by wychwycił cel znajdujący się w odległości większej niż 100 km.
W rzeczywistości rosyjskie rakiety w większości wymagają naprowadzania z ziemi, a więc cele muszą być cały czas „śledzone" przez systemy strzelające. I jeżeli np. taki radar kierowania uzbrojeniem się w jakiś sposób wyłączy, to rakieta nie ma już możliwości trafienia w cel. To właśnie dlatego Amerykanie wprowadzają coraz to nowszej generacji pociski lotnicze naprowadzające się na źródło promieniowania radiolokacyjnego.
Rosjanie nie wykorzystując w swoich zestawach plot generalnie rakiet przeciwlotniczych działających według zasady „wystrzel i zapomnij" (poza zestawami MANPADS) zaczęli bronić swoje baterie po prostu wyłączając ich stacje radiolokacyjne. Okazało się to jednak kosztowne, ponieważ ich rakiety, znajdujące się już w powietrzu, „gubiły" atakowany obiekt i były po prostu tracone. Sfilmowane wybuchy w powietrzu rosyjskich pocisków wcale więc nie muszą oznaczać trafienia, ale np. ich samolikwidację - w przypadku, gdy radar utracił kontakt z celem (np. po wyłączeniu lub zniszczeniu) i nie było już jak naprowadzać wystrzelonego uzbrojenia. W sieci jest również film, gdy pozbawiona samolikwidatora rakieta przeciwlotnicza, chwilę po starcie przeszła w tor balistyczny, uderzając w ziemię kilkaset metrów od wyrzutni.
Na intencjonalne wyłączanie rosyjskich radarów kraje zachodnie szybko zresztą znalazły w miarę skuteczne rozwiązania. W przypadku Izraela była to amunicja krążąca przystosowana do długiego wyczekiwania w powietrzu na uaktywnienie się stacji radiolokacyjnej. Z kolei Amerykanie zaczęli wprowadzać coraz to nowej generacji pociski antyradarowe. W odróżnieniu od pierwszych, stosunkowo prostych starych rakiet tej klasy typu AGM-45 Shrike, pociski HARM mają już możliwość nie tylko atakowania włączonych stacji radarowych, ale również stacji wyłączonych, „zapamiętując" ich pozycje.
Najnowsze wersje takich pocisków jak HARM mogą być przy tym nakierowywane na cel przed startem: zarówno dzięki informacjom z samolotowego systemu ostrzegania (walki elektronicznej), informacjom o pozycji celu, jak również dzięki danym pozyskanym z własnej głowicy naprowadzającej. Ten trzeci sposób jest najprawdopodobniej wykorzystywany przez Ukraińców, którzy na eks -rosyjskich statkach powietrznych prawdopodobnie używają głowic HARM-ów przed ich startem, jako swoistego systemu rozpoznania radarowego. W takim przypadku nie trzeba łączyć pokładowego systemu kierowania uzbrojeniem z podwieszonymi amerykańskimi rakietami, ponieważ rakiety te działają praktycznie samodzielnie (od wykrycia, poprzez śledzenie oraz w końcu sam atak).
W całej tej analizie nie zostały ocenione jedynie możliwości układów elektronicznych, zastosowanych w rosyjskich zestawach przeciwlotniczych. Dane na ten temat są bowiem niedostępne. Ale i z tym niedługo nie powinno być żadnych problemów. Amerykanie przechwycili już bowiem zestaw „Pancyr" natomiast Ukraińcy zdobyli zestawy: „Tor" i „Tunguska" oraz pojazdy kierowania systemów plot „Buk" i S-300. Przy rosyjskim bałaganie jest dodatkowo bardzo prawdopodobne, że już niedługo zdobyte zostaną elementy baterii S-400 oraz komponenty centralnego systemu kierowania rosyjską obroną powietrzną.
A wtedy być może okaże się, że w systemach przeciwlotniczych broniących Rosji wykorzystuje się komponenty na Zachodzie stosowane w pralkach, telefonach oraz starszej wersji telewizorach. I nic nie wskazuje na to, żeby ta sytuacja w ciągu kilkudziesięciu następnych lat miałaby się zmienić. Rosjanie to bardzo szybko odczują nie zdobywając w przyszłości tak łatwo zamówień na swoje uzbrojenie – „nie mające analogów na całym świecie".
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu