- Analiza
- Wiadomości
Spór o amunicję dla polskich Abramsów. Czy słuszny? [OPINIA]
Zatwierdzony przez amerykański Departament Stanu pakiet uzbrojenia polskich czołgów M1A2 Abrams SEPv3 obejmuje amunicję przeciwpancerną KEW-A1, odbiegającą swoimi możliwościami od tej, która jest używana przez armię amerykańską. Agencja Uzbrojenia określa jednak takie rozwiązanie jako „wejściowe”, docelowo czołgi mają być certyfikowane z innymi typami amunicji.

Agencja DSCA poinformowała dziś o wyrażeniu zgody na zakup przez Polskę 250 czołgów M1A2 Abrams SEPv3 z pojazdami towarzyszącymi i pakietem logistycznym oraz szkoleniowym, za cenę maksymalnie 6 mld USD. Kontrowersje wywołuje jednak kwestia amunicji dla Abramsów.
Zobacz też
W komunikacie agencji DSCA wymieniono także amunicję, w tym 13,5 tys. sztuk pocisków ćwiczebnych (podkalibrowych i wielozadaniowych/kumulacyjnych) oraz 20 tys. sztuk pocisków kumulacyjnych/wielozadaniowych M830A1 MP-T i programowalnych nowej generacji XM1147. Nie wymieniono natomiast typu i ilości amunicji przeciwpancernej-podkalibrowej. Rzecznik Agencji Uzbrojenia ppłk Krzysztof Płatek sprecyzował jednak, że chodzi o amunicję KEW-A1.
To wywołało duże kontrowersje, widoczne m.in. w mediach społecznościowych. KEW-A1 to opracowana przez General Dynamics, we współpracy z niemieckim Rheinmetallem i wdrożona ponad dwie dekady temu „eksportowa" amunicja z rdzeniem wolframowym. Jej parametry znacznie odbiegają od najnowocześniejszej amunicji, jaką do swoich czołgów wprowadza US Army (z rdzeniem uranowym), ale też od amunicji niemieckiej nowej generacji. Do tego stopnia, że nie wiadomo, czy jest ona zdolna do zwalczania czołgów chronionych pancerzami reaktywnymi nowej generacji w rodzaju Relikta, a to przekłada się na znaczące ograniczenie możliwości zwalczania dużej części, jeśli nie większości czołgów stosowanych w linii przez Rosjan. Dlatego ta decyzja spotkała się z krytyką.
Zobacz też
Ppłk Płatek mówi jednak, że amunicja KEW-A1 jest jedynie rozwiązaniem „wejściowym". Docelowo Abramsy mają być certyfikowane z amunicją produkcji polskiej, używaną do wszystkich wersji Leopardów, jak i niemiecką DM-63A1, której partię pozyskano kilka lat temu z myślą o czołgach Leopard 2A5 i Leopard 2PL (starsze Leopardy 2A4 są do niej dostosowywane w czasie modernizacji). Warto przytoczyć kilka okoliczności, jakie stały u podstaw takiej decyzji.
Dlaczego „eksportowa" amunicja?
Na początek warto odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w ogóle mówimy o „eksportowej" amunicji. Amerykanie do swoich czołgów używają bowiem amunicji ze zubożonego uranu. Charakteryzuje się ona wyższymi parametrami, niż amunicja z rdzeniem wolframowym. Jednocześnie jednak z wielu względów eksport tej technologii jest ograniczony.
Obok chęci ochrony potencjału technologicznego, chodzi tutaj o pewne ryzyka związane z użyciem bojowym takiej amunicji. Celowo użyto tutaj określenia „użyciem bojowym", bo zubożony uran jest materiałem o pewnej radioaktywności. O ile nie stanowi ona zagrożenia dla żołnierzy np. w trakcie ładowania amunicji, jej przechowywania, to jest pewne ryzyko skutków zdrowotnych w wypadku przebywania w pobliżu obiektu trafionego przez pocisk ze zubożonym uranem (w sytuacji, gdy pocisk oddziałuje z celem, który np. ulegnie pożarowi). Do takich sytuacji dochodziło np. w 1991 roku, w operacji Pustynna Burza, czy w 1999 w Kosowie. Z tego powodu, również w USA, rozszerzono zastosowanie amunicji z rdzeniem wolframowym np. w działkach szybkostrzelnych, tam gdzie z jednej strony przebijalność nie ma aż takiego znaczenia, z drugiej ryzyko oddziaływania jest większe (amunicja lotnicza, czy używana w systemach C-RAM to setki pocisków kalibru 20-30 mm, często trafiających np. w budynki zamieszkane przez cywilów).
Zobacz też
W XXI wieku wprowadzono jednak w USA kolejne dwie generacje amunicji czołgowej z rdzeniem uranowym: M829A3 (w pierwszych latach obecnego wieku) i przeznaczony do zwalczania czołgów wyposażonych w systemy aktywnej ochrony M829A4, wdrożony w 2015 roku m.in. z myślą o czołgach w wersji M1A2 SEP v3 i dysponujący systemem programowania.
Amunicja czołgowa z rdzeniem uranowym jest także stosowana przez inne państwa, w tym Francję (pocisk OFL F2 z czołgiem Leclerc) czy Wielką Brytanię (CHARM 3 do czołgów Challenger 2) oraz oczywiście Rosję (np. 3BM32), przy czym we Francji i w Rosji pociski z rdzeniami uranowymi i wolframowymi używane są równolegle. Z kolei Brytyjczycy chcą zastąpić amunicję z rdzeniem uranowym amunicją wolframową wraz z nowymi niemieckimi armatami czołgowymi do wozów Challenger 3, jednak pierwsze pojazdy tego typu maja pojawić się w służbie liniowej 2027 roku. O ile program nie będzie opóźniony (casus wozu Ajax jest tu pouczający).
Wróćmy jednak do amerykańskiej amunicji. Stosowanie pocisków ze zubożonym pozwala jednak Amerykanom utrzymywać w swoich czołgach armaty z lufami o długości 44 kalibrów, podczas gdy Niemcy zdecydowali się na stosowanie pocisków nowej generacji (DM-53, DM-63/63A1) z rdzeniem wolframowym, ale w połączeniu z dłuższymi lufami (55 kalibrów), jakie są używane w czołgach Leopard 2A6 i 2A7. Zastosowanie dłuższej lufy przekłada się na większą prędkość pocisku, co kompensuje fakt, że stosujemy rdzeń wolframowy. Oczywiście niemieckie pociski nowej generacji można wykorzystywać też z czołgami z lufami 44-kalibrowymi, czego przykładem są polskie Leopardy 2PL.
Zobacz też
Z kolei rozwój amunicji z rdzeniem wolframowym w USA następował znacznie wolniej. Po pocisku KEW-A1 wprowadzono do produkcji KEW-A2 (będący odpowiednikiem wycofanego już z US Army pocisku M829A2 z rdzeniem uranowym), z kolei obecnie trwają prace nad KEW-A4. Nie wiadomo jednak, czy te zostały zakończone, a na stronie producenta amerykańskiej „eksportowej" amunicji (General Dynamics Ordnance Tactical Systems) widnieje jedynie pocisk KEW-A1. Na zakup takiej amunicji zgodę otrzymał w 2019 roku Tajwan, co może oznaczać że np. KEW-A2 nie są już produkowane. Z drugiej strony, zgodę na zakup w trybie FMS KEW-A4 otrzymał jeszcze w 2018 roku Egipt. Trzeba jednak pamiętać, że sama zgoda administracji USA na dany sprzęt nie oznacza szybkich dostaw, bo czasem jest udzielana na wyposażenie, które jest wciąż rozwijane. Przykładem są pociski GMLRS-ER, na które zgodę niedawno otrzymała Finlandia.
Amerykańska amunicja a polskie Abramsy
Może się więc okazać, że Agencja Uzbrojenia zdecydowała się na amunicję KEW-A1, bo jedynie ona była dostępna w krótkim czasie. Przypomnijmy, że pierwsze Abramsy (zapewne z produkcji dla sił USA) mają pojawić się w Wojsku Polskim jeszcze w 2022 roku. Dla porównania, do Australii, która niedawno podpisała umowę międzyrządową pierwsze czołgi trafić mają do 2024 roku, a na Tajwan (kontrakt z grudnia 2019) – w roku 2023.
Nie zmienia to faktu, że zakup amunicji starszej generacji, nawet tylko „wstępny" obarczony jest ryzykiem, bo zdolności czołgów przez pewien czas będą ograniczone. Certyfikacja amunicji niemieckiej lub polskiej może być czasochłonna (choć „w drugą stronę" strzelania amunicją amerykańską – z rdzeniem wolframowym oraz odłamkową/wielozadaniową z Leopardów, prowadzono z powodzeniem, o czym poinformowano w kwietniu 2008 roku). Dodajmy, że we wniosku strony polskiej do amerykańskiej znalazły się odpowiednie zapisy. Innym rozwiązaniem jest zakup amunicji amerykańskiej z rdzeniem wolframowym nowej generacji wtedy, gdy taka będzie dostępna do dostaw.
Zobacz też
Nie można też nie zauważać jednej rzeczy. Czołgi, które otrzyma Polska będą – prawdopodobnie – dostosowane do wykorzystania amunicji ze zubożonym uranem, takiej jak używa US Army, chyba że konfiguracja ich będzie się różniła pod tym kątem od amerykańskiej. Biorąc pod uwagę zacieśniającą się współpracę wojskową, z czysto technicznego punktu widzenia być może możliwe byłoby, choćby w sytuacji zagrożenia, przekazanie Polsce również takiej amunicji, w momencie gdyby zapasy „wolframowej" amunicji certyfikowanej dla Abramsów o odpowiednich parametrach (dowolnego producenta) nie były dostępne. Można nawet postawić tezę, że do takiego rozwiązania można by się przygotować.
Ale nawet jeśli takie porozumienie zostałoby zawarte, to i tak zapewne obie strony nie będą chciały go podawać do wiadomości publicznej. Tym bardziej, że pociski z rdzeniami uranowymi od lat są w USA przeznaczone wyłącznie do użycia bojowego i z reguły nie wykorzystuje się ich w trakcie rutynowych ćwiczeń.
Gdyby jednak – jak mogliby chcieć przeciwnicy „uranowej" amunicji – w ogóle zrezygnować z dopuszczania jej wykorzystania w czasie wojny, to trzeba by też zrezygnować z bojowej obecności amerykańskich wojsk pancernych na wschodniej flance czy w ogóle Europie (i ograniczyć potencjał jednostek brytyjskich oraz francuskich). A z takiego rozwiązania może być zadowolona tylko Rosja, która sama taką amunicję wykorzystuje, i jak pokazuje choćby obecna sytuacja, chętnie wykorzystuje zarówno swoją siłę militarną, jak i każdą słabość okazaną przez Zachód.
Zobacz też
Niebezpieczeństwo związane z użyciem amunicji z rdzeniem uranowym w czasie wojny można przyrównać do dopuszczenia w doktrynie prowadzenia ognia kontrbateryjnego artylerii, gdy przeciwnik rozmieści własną artylerię w obszarze zabudowanym. Jeśli więc „z góry" nie dopuścimy takiego rozwiązania, w czasie pokoju nie zmieni się nic – bo przecież i tak nie prowadzi się strzelań artyleryjskich w czasie pokoju tam, gdzie mieszkają ludzie. W czasie wojny można jednak być pewnym, że potencjalny przeciwnik będzie dążył do umieszczenia swojej artylerii w terenie zurbanizowanym, by mogła bezkarnie atakować nasze wojska.
A odstraszanie, na przykład przez własną artylerię, będzie dużo słabsze, bo potencjalny przeciwnik będzie wiedział, że swoje środki ogniowe będzie mógł bezkarnie rozmieścić w pewnych punktach naszego terytorium. I na pewno nie będzie się przejmował ofiarami wśród cywilów (patrz Donbas). Dążąc do „wyzerowania" ryzyka, trzeba by również zrezygnować ze stosowania środków precyzyjnego rażenia – wszak nawet odłamki pocisku, który trafił wrogą haubicę mogą zabić cywilów, nie mówiąc już o eksplozji wrogiej amunicji.
Warto też pochylić się nad innymi typami amunicji do czołgów Abrams, jakie pozyskuje Polska. Oprócz amunicji ćwiczebnej jest to bowiem łącznie 20 tys. pocisków, w tym ponad 13 tys. kumulacyjnych-wielozadaniowych M830A1 MP-T (z możliwością przygotowania zapalnika do zwalczania celów powietrznych) oraz niemal 7 tys. nowej generacji amunicji programowalnej. Ta ostatnia zastępuje aż cztery typy pocisków: oprócz wspomnianych M803A1 MP-T, także kartaczowe M1028 canister (CAN) oraz odłamkowo-burzące i przeciwbetonowe M908 obstacle reducing (OR). Jeden typ pocisku będzie więc służył do zwalczania wszystkich typów celów innych niż te niszczone amunicją podkalibrową: od lekkich pojazdów, przez siłę żywą, umocnienia aż do niskolecących celów powietrznych.
Zobacz też
Decyzja o zakupie czołgów Abrams wraz z amunicją KEW-A1 wywołuje wiele kontrowersji. Tak naprawdę będzie ją można jednak ocenić znając wszystkie okoliczności (możliwy czas dostaw nowszych, czas potrzebny na certyfikację nowocześniejszej „europejskiej" amunicji). A o tym przekonamy się najprawdopodobniej dopiero po tym, jak pierwsze Abramsy zostaną dostarczone.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]