Reklama

Przemysł Zbrojeniowy

Fot. Bundeswehr/Jane Schmidt

Na lądzie, morzu i w powietrzu. USA i NATO wzmacniają wschodnią flankę [KOMENTARZ]

Rozpoczęty niedawno przerzut żołnierzy 82. Dywizji Powietrznodesantowej to jeden z elementów wzmocnienia sojuszniczej obecności w Europie Środkowo-Wschodniej. Stany Zjednoczone prowadzą te działania w ramach bilateralnych ustaleń z Polską, ale pewne kroki podjęły również państwa europejskie i struktury NATO. Siły lądowe na Litwie wzmocnią Niemcy, dodatkowych żołnierzy w Polsce rozmieści Wielka Brytania.

Reklama

Kryzys ukraiński - raport specjalny Defence24.pl

Reklama

Trwająca od kilku miesięcy koncentracja wojsk rosyjskich w rejonie granicy z Ukrainą, a nade wszystko przerzut wojsk z Dalekiego Wschodu na Białoruś nie pozostają bez wpływu na bezpieczeństwo państw NATO na wschodniej flance. Choć głównym i najbardziej prawdopodobnym celem możliwej rosyjskiej agresji jest Ukraina, o czym świadczy także kształt ugrupowania rosyjskich wojsk, to niezbędne jest podejmowanie środków w celu zwiększenia bezpieczeństwa granicznych państw NATO. I takie są już wdrażane, choć oczywiście z różną intensywnością przez różnych sojuszników. Trzeba tutaj zaznaczyć, że rozmieszczenie dodatkowych wojsk na wschodniej flance ma na celu wzmocnienie obrony terytorium państw członkowskich NATO, ale nie Ukrainy, która do Sojuszu nie należy. Warto dokonać przeglądu działań, podejmowanych przez kraje członkowskie.

Amerykanie na wschodzie Polski i w Rumunii

Reklama

Z pewnością najbardziej widocznym w przestrzeni publicznej elementem środków wzmocnienia są działania wojsk lądowych USA. Od kilku dni trwa przerzut do Polski elementów jednej z brygad amerykańskiej 82. Dywizji Powietrzno-Desantowej, w Polsce jest już jej dowódca, generał dywizji Christopher Donahue – ostatni oficer sił zbrojnych USA, który opuścił Afganistan. Łącznie ma to być 1700 żołnierzy. Transport odbywa się samolotami C-17 Globemaster III, częściowo bezpośrednio z USA, a częściowo z baz w Niemczech, dokąd wcześniej przylecieli Amerykanie.

Czytaj też

Samoloty lądowały na lotnisku w rzeszowskiej Jasionce, a szef MON Mariusz Błaszczak zapewnił, że będą operować w „południowo-wschodniej" części Polski. 300 żołnierzy amerykańskiego 18. Korpusu Powietrzno-Desantowego (którego jednostką podległą jest 82. Dywizja) wylądowało z kolei w Niemczech, aby utworzyć połączone dowództwo, koordynujące działania. Grupa zadaniowa nosi nazwę Task Force Dragoon. Na terenie Polski amerykańscy spadochroniarze będą współpracować z dowództwem 18. Dywizji Zmechanizowanej.

Z kolei w Rumunii mają być rozlokowane elementy 2. Pułku Kawalerii – jeden szwadron (batalion) na kołowych transporterach opancerzonych Stryker. Jednostka ta stacjonuje na co dzień w Niemczech i wystawiła dużą część rotacji grupy batalionowej NATO, stacjonującej w Orzyszu. Obecna rotacja tej jednostki to jednak siły Gwardii Narodowej, przybywające z USA (niedawno w Gdyni wyładowano partię sprzętu dla kolejnej rotacji). Przemieszczenie tych jednostek do Polski – w przeciwieństwie do działań 82. Dywizji – ma jednak charakter planowy i nie wiąże się z obecną sytuacją. Z drugiej strony nie można wykluczyć kolejnych ruchów wojsk amerykańskich, na teren Polski czy krajów bałtyckich.

Czytaj też

Siły NATO – USA i Europa razem, na razie główni na morzu i w powietrzu

Rozmieszczenie elementów jednostek powietrznodesantowych i zmotoryzowanych USA w Polsce, Niemczech i Rumunii podejmowane jest na zasadzie ustaleń bilateralnych z tymi państwami. Jeśli natomiast chodzi o działania NATO, to już w styczniu Amerykanie podnieśli gotowość swoich komponentów wydzielonych Sił Odpowiedzi NATO – m.in. elementów 4. Dywizji Piechoty i 101. Dywizji Desantowo-Szturmowej, a także 82. Dywizji Powietrzno-Desantowej. To jednak inne siły od tych, które są rozlokowane w Polsce.

Decyzję o rozmieszczeniu Sił Odpowiedzi NATO musi podjąć Rada Północnoatlantycka (wszyscy sojusznicy) i jak na razie nie zdecydowano się na to. Oczywiście Amerykanie, gdyby była taka potrzeba, mogliby przemieścić te jednostki do Europy bez decyzji NATO, ale jak na razie jako korzystniejsze uznaje się podejmowanie decyzji wspólnie i w ramach Sojuszu.

Czytaj też

NATO już w ubiegłym roku podniosło za to gotowość sił natychmiastowego reagowania (tzw. szpicy, czyli komponentu Sił Odpowiedzi o najwyższej gotowości). Nie jest zresztą tajemnicą, że wśród sojuszników są pewne różnice co do skali reakcji na zagrożenie. Szczególnie w tym momencie, jeszcze przed rozpoczęciem zakrojonych na szeroką skalę działań Rosjan na Ukrainie.

Nie oznacza to bynajmniej, że struktury NATO nie są zaangażowane. Na Bałtyku i Morzu Północnym działa zespół okrętów Standing NATO Maritime Group 1 (SNMG 1). Do niedawna w jego skład wchodził tylko okręt flagowy – holenderski desantowiec HNLMS Rotterdam, który wziął udział m.in. w ćwiczeniach z siłami Marynarki Wojennej RP na Bałtyku. Obecnie funkcję okrętu flagowego przejął niemiecki okręt zaopatrzeniowy FGS Berlin, ale sam zespół został też wzmocniony jednostkami bojowymi: duńską fregatą HMDS Peter Willemoes i holenderską HNLMS Van Amstel.

Myśliwce Super Hornet w trakcie ćwiczeń Neptune Strike
Myśliwce Super Hornet w trakcie ćwiczeń Neptune Strike
Autor. OR-8 Florian Fergen/JFC Naples

Znacznie więcej „dzieje się" na Morzu Śródziemnym. Niedawno odbyły się tam w piątek 4 lutego ćwiczenia Neptune Strike 22, w których uczestniczyła m.in. grupa lotniskowca U.S. Navy's Harry S. Truman (oddana pod dowództwo NATO), włoski ITS Carvour, wraz ze wspierającymi je okrętami. Na Morzu Śródziemnym operuje też francuski Charles de Gaulle, który uczestniczył w ćwiczeniach z amerykańskim i włoskim okrętem także już po zakończeniu ćwiczeń NATO.

Jeszcze w trakcie Neptune Strike z lotniskowcami na Morzu Śródziemnym współpracował jednak również zespół NATO Standing Maritime Group 2 (SNMG 2), dowodzony obecnie przez włoską fregatę Carlo Margottini. Oprócz niej w skład SNMG 2 wchodzą turecka fregata Göksu (zmodernizowana Oliver Hazard Perry) oraz hiszpańska jednostka Blas de Lezo z systemem Aegis. Trzeba tutaj zaznaczyć, że równolegle z ćwiczeniami NATO na Morzu Śródziemnym odbyła się duża koncentracja sił rosyjskiej floty.

Paradoksalnie, „śródziemnomorskie" ćwiczenia NATO miały również swój „lądowy" aspekt i to nad Polską oraz krajami bałtyckimi. Myśliwce F/A-18 należące do US Navy współdziałały bowiem z polskimi oraz belgijskimi F-16 (oba państwa uczestniczą w misji Air Policing nad krajami bałtyckimi), a także z kontrolerami wsparcia powietrznego rozmieszczonymi... na Łotwie. Wszystko to odbyło się dzięki zaangażowaniu maszyn tankowania powietrznego: włoskiego KC-767, francuskiego Airbusa A330 MRTT oraz amerykańskiego KC-135, a także międzynarodowej jednostki MRTT.

Lotnictwo NATO zademonstrowało więc zdolność do działania w oddaleniu od stałej bazy (w tym wypadku prawdopodobnie ponad 1,5 tys. km od lotniskowca, dla maszyn US Navy). To pokazuje, że dzięki zdolności tankowania powietrznego może ono działać również w sytuacji, gdyby lotniska w bezpośrednim obszarze operacji zostałyby zaatakowane czy w inny sposób czasowo wyłączone z operacji. To istotny sygnał dla Rosji.

Czytaj też

Sojusznicy stopniowo wzmacniają też misję nadzoru przestrzeni powietrznej w obszarach Morza Czarnego i Morza Bałtyckiego. W Estonii operują oprócz belgijskich F-16 także amerykańskie F-15, polskie F-16 na Litwie są z kolei wspierane przez duńskie. Z kolei Niemcy, Hiszpania i Holandia zadeklarowały swoje myśliwce do rozmieszczenia w Bułgarii. Pierwsze Eurofightery mają się pojawić w Bułgarii jeszcze w lutym, Holandia wesprze je parą F-35.

Europejscy sojusznicy również na lądzie?

Państwa europejskie przygotowują się też do wzmocnienia obecności wojsk lądowych na wschodniej flance. Od dłuższego czasu Wielka Brytania mówi o rozmieszczeniu dodatkowych jednostek w Estonii, gdzie stacjonuje dowodzona przez Brytyjczyków grupa batalionowa NATO. Może to przyjąć formę wysłania do Estonii komponentu sił szybkiego reagowania (np. jednostek powietrzno-desantowych, wspartych przez artylerię czy śmigłowce bojowe). Inną możliwością, jak pisze ERR News, jest wcześniejsze wysłanie jednostki zmechanizowanej planowanej do rotacji w ramach grupy batalionowej, przez co – przez pewien czas – w Estonii pozostawałyby dwa ponad 800-osobowe brytyjskie kontyngenty zamiast jednego. 350 dodatkowych żołnierzy wojsk inżynieryjnych w Polsce rozmieści Wielka Brytania.

Czytaj też

Niemcy poinformowali z kolei o planie szybkiego wysłania dodatkowych 350 żołnierzy do grupy batalionowej na Litwę oraz o uzgodnieniu tej kwestii z Wilnem. Będą to siły dyżurujące w Republice Federalnej i przeznaczone do wzmocnienia grupy batalionowej w sytuacji zwiększonego zagrożenia. Zgodnie z wcześniejszymi przypuszczeniami grupa pancerno-zmechanizowana wzbogaci się o jednostki wsparcia, w tym m.in. artylerii i rozpoznawcze. Wcześniej Niemcy sygnalizowali możliwość wzmocnienia grupy na Litwie, więc taka decyzja nie jest zaskoczeniem. Berlin przykłada bowiem dużo większą wagę do bezpieczeństwa państw członkowskich NATO, niż do wsparcia Ukrainy (która jest poza Sojuszem, i której Niemcy odmawiają dostaw broni). Możliwości wzmocnienia grupy batalionowej na Łotwie, w której obecni są także polscy żołnierze, analizuje też Kanada.

NATO rozważa również możliwość rozmieszczenia kolejnych grup batalionowych w państwach graniczących z Ukrainą. Jeszcze w styczniu objęcie roli państwa ramowego w takiej formacji w Rumunii, zadeklarowała Francja. W takiej sytuacji Francuzi mogliby uzupełnić lub w perspektywie zastąpić Amerykanów z 2 Pułku Kawalerii. Możliwe też, że w podporządkowanie „francuskiego" batalionu NATO, jeśli ten zostanie utworzony, wejdą także polskie pododdziały, obecne dziś w Rumunii w ramach tzw. dostosowanej wysuniętej obecności (tailored Forward Presence – tFP). Jest to kompania piechoty zmotoryzowanej na KTO Rosomak, z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej. Z kolei Węgry, które również graniczą z Ukrainą i były wymieniane jako jedno z państw, w którym mogą zostać rozmieszczone dodatkowe siły NATO, stwierdziły iż nie jest to potrzebne.

Francuskie transportery VBCI. Koncern Nexter zaprezentuje pojazd tego typu z armatą 40 mm. Fot. Rama/Wikimedia Commons.
Francuskie transportery VBCI. Koncern Nexter zaprezentuje pojazd tego typu z armatą 40 mm. Fot. Rama/Wikimedia Commons.

Cały czas otwartą sprawą jest też wysłanie do naszego regionu elementów Sił Odpowiedzi - liczących łącznie 40 tys. żołnierzy wszystkich rodzajów sił zbrojnych, ich elementem o najwyższej gotowości jest tzw. szpica NATO. Decyzje w sprawie wzmocnienia swojej obecności na wschodniej flance NATO może podjąć w każdej chwili, a okazją do tego będzie spotkanie Rady Północnoatlantyckiej na szczeblu ministrów obrony, odbywające się planowo 16 i 17 lutego br.

Otwartą kwestią jest, w jakim stopniu obecna sytuacja wpłynie na długofalowe wytyczne co do obecności NATO w Europie Środkowo-Wschodniej, przyjęte wraz z nową Koncepcją Strategiczną sojuszu na szczycie w Madrycie, w czerwcu br. Pewne jest jedno – NATO, pomimo różnic wśród państw członkowskich, podejmuje istotne kroki w celu wzmocnienia swoich zdolności obronnych w odpowiedzi na rosyjskie zagrożenie. Należy mieć nadzieję, że z jednej strony te środki będą wzmacniane i utrzymywane przez cały czas zwiększonego niebezpieczeństwa, z drugiej – państwa regionu, takie jak Polska będą cały czas i w wielu wypadkach skuteczniej niż do tej pory wzmacniały własny potencjał obronny. Bo mimo, że wsparcie NATO i zdolności projekcji sił są nie do przecenienia, to podstawą obrony zawsze pozostają narodowe zdolności.

YouTube cover video
Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (2)

  1. mc.

    Kryzys się jeszcze nie skończył, jeszcze wiele może się wydarzyć, ale teraz lepiej żeby Prezydent Putin "lał olej na wodę". Rosja ma tylko jedną szansę: ogłosić "zakończenie ćwiczeń" i zapełnić gazem wszystkie dostępne gazociągi. Dla nas Polaków NICZEGO TO NIE ZMIENI. Od dawna wiedzieliśmy jacy są "Rosjanie"', ale dla Europy Zachodniej będzie to chwila triumfu i przekonanie że można pokonać Rosjan NEGOCJUJĄC. My wiemy że to bzdura. W listopadzie 1918 roku niektórzy głosili, że to nie jest pokój i koniec walk, że to tylko przerwa między wojnami. Rosjanie ze swoimi żądaniami powrócą silniejsi i bardziej zdeterminowani. ONI (Rosjanie) chcą powrotu IMPERIUM. Bedą czekali na właściwą chwilę, na rozbicie i upadek UE, na odwrócenie uwagi USA od Europy. Czyli mamy czas żeby się przygotować. Żeby dozbroić i zmienić armię. Zeby tworzyć lokalne sojusze. Bo na UE nie możemy liczyć. W chwili słabości Francja a zwłaszcza Niemcy odwrócą się od nas. Czyli to MY musimy mieć siłę.

    1. Wojtek_3

      Mądrego zawsze warto posłuchać w tym wypadku poczytać, niestety podejrzewam że masz rację obyśmy tylko zdarzyli być na tyle mocni żeby ,,potencjalny " agresor skalkulował kosz - efekt i odpuścił.

    2. Operator

      Musimy się przygotowywać, modernizować i powiększać swoje zdolności obronne, to oczywiste, ale tak samo mocno musimy stawiać na UE, konsolidować ją i wzmacniać jej struktury, bo tylko silna Unia Europejska, a my w niej, jest w stanie sprostać przyszłym zagrożeniom, my jako istotny kraj w UE możemy mieć znaczący wpływ na kierunki jej działań, pod warunkiem prowadzenia mądrej i asertywnej polityki w jej strukturach, z czym ostatnio jest słabo.

    3. Jurkr

      Re: Operator.. Słuszne słowa. jednak najsłabszym elementem tej układanki jest JEDNOŚĆ UE .. Tym razem się udało, ale tylko dzięki temu, ze USA potrząsnęło naszymi sojusznikami.. Jak widzisz, na tyle państw tworzących UE zawsze znajdą się jakieś Niemcy czy Węgry które będą zainteresowane ugraniem własnych interesików.. A wtedy klocki się sypią jeden po drugim.. Niestety, Tacy są ludzie i tego nie zmienisz.. A Rosjanie baaardzo dobrze o tym wiedzą i mają swoje sposoby nacisku na pojedyncze kraje. Warto więc mieć zabezpieczenie jeszcze z jednej strony a nie tylko poleganie na czymś, co samo w sobie jest bardzo trudne do osiągnięcia a jeszcze trudniejsze do utrzymania....

  2. Królewiec

    Najwyższy czas na własne zdolności . Nie możemy wiecznie liczyć że inni będą Nas bronić i wisieć na cudzej łasce . Prosić się o tankowce powietrzne , rozpoznanie satelitarne , samoloty rozpoznania elektronicznego , itd . Podjęte przez NATO działania czy nawet tylko zapowiedzi to pożądane ale symboliczne gesty ku pokrzepieniu serc wschodniej flanki bez wielkiego znaczenia . 1700 elitarnych spadochroniarzy to przecież nie kamikadze do walki z rosyjskimi pancernymi grupami batalionowymi ale siły zabezpieczające sprawną i bezpieczną ewakuację obywateli amerykańskich na wypadek wojny na Ukrainie . Owszem dobrze ,że przetrenowali przerzut do Polski, zapoznają się z teatrem działań , może poćwiczą z Polakami ale to wszystko .

Reklama