Reklama
  • Komentarz
  • Wiadomości

Indie: własny myśliwiec zamiast przetargu stulecia [KOMENTARZ]

Indie zdecydowały o rezygnacji z pozyskania wielozadaniowych samolotów bojowych z zagranicy. Ich miejsce w siłach powietrznych zajmie zaprojektowany i produkowany w Indiach lekki myśliwiec Tejas z zakładów Hindustan Aerospace Limited (HAL).

Fot.  johnxxx84 (CC BY-SA 2.0)
Fot. johnxxx84 (CC BY-SA 2.0)

Tym samym sytuacja w licznym indyjskim lotnictwie lądowym zostanie w pewien sposób wyprostowana. Obecnie eksploatowana jest tam bowiem cała plejada maszyn produkcji rosyjskiej, brytyjsko-francuskiej, francuskiej i indyjskiej: MiG-21 (134 egzemplarze), MiG-27 (44), MiG-29 (66), Mirage 2000 (45) SEPACAT Jaguar (130), HAL Tejas (kilkanaście) i Su-30MKI (ok. 260), a do tego szkolno-bojowe wersje tych maszyn. Praktycznie wszystkie te samoloty - poza nadal dostarczanymi jeszcze Su-30MKI, Mirage 2000, HAL Tejas i MiG-29 – muszą zostać poddane pilnej wymianie na nowe.

W programach mających na celu pozyskanie nowych maszyn bojowych dla Indii także panował bałagan. Od połowy lat 80. XX wieku prowadzony był program lekkiego samolotu bojowego (Light Combat Aircraft – LCA, złośliwie ten skrót rozwijany jest jako Last Chance Aircraft – samolot ostatniej szansy) mający na celu stworzenie prostego następcy dla MiG-21. Maszyna ta ewoluowała przez 35 lat, ostatecznie przybierając kształt wielozadaniowego lekkiego samolotu HAL Tejas, przy którym napotykano jednak liczne problemy. Jego ostateczna wersja o pełnych zdolnościach operacyjnych (FOC) została oblatana dopiero w marcu tego roku. Tejas był wówczas zamówiony w 40 egzemplarzach. Jednocześnie mówiło się już o jego wersji rozwojowej Tejas 2.

Równolegle na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku prowadzony był program zakupu zagranicznego średniego wielozadaniowego samolotu bojowego (Medium Multi-Role Combat Aircraft – MMRCA), który miał zostać kupiony w 126 egzemplarzach. W jego efekcie miała zostać wybrana maszyna która wypełniłaby lukę między ciężkimi Su-30MKI a lekkimi Tejasami.

Ostatecznie udało się jednak zamówić 36 Dassault Rafale z (niewykorzystaną na razie) opcją na drugie tyle. Maszyny te mają trafić do elitarnych dywizjonów nieopodal granicy z Chińską Republiką Ludowo-Demokratyczną. W 2018 roku, w związku z tym, że założenie programu MMRCA praktycznie nie zostało wypełnione, a trzon indyjskiego lotnictwa bojowego nadal stanowiły maszyny przestarzałe, ogłoszono kolejny przetarg, tym razem na 114 samolotów. Do konkursu zgłosiły się: Lockheed Martin (F-16 w najnowszej wersji „F-21”), Boeing (F/A-18E/F Super Hornet Block III), Dassault (Rafale F3R), Eurofighter (Typhoon), RSK MiG (MiG-35) i Saab (Gripen E). Jakby tego było mało, Indie starały się prowadzić własny program myśliwca 5. generacji wspólnie z Rosjanami (Fifth Generation Fighter Aircraft - FGFA), który ostatecznie zakończył się klapą z uwagi na koszty i dyskusyjne „sukcesy” Rosjan. Indie prowadzą także program własnego zaawansowanego średniego samolotu bojowego (Advanced Medium Combat Aircraft - AMCA) w celu stworzeniu niezależnej maszyny 5. Generacji.

Do niedawna przyszłość indyjskiego lotnictwa bojowego opierała się więc na programach: Tejas i Tejas 2, MMRCA (Rafale), samolocie wybranym w ramach kolejnego przetargu zagranicznego, FGFA i AMCA (sześć programów!).

Teraz sytuacja uległa pewnemu wyprostowaniu. Indie ogłosiły bowiem rezygnację z drugiego przetargu na średni myśliwiec. W jego miejsce szeregi wypełnić ma krajowy HAL Tejas, na którego właśnie złożono dodatkowe zamówienie 83 samoloty za 6 mld USD. To niewiele, biorąc pod uwagę, że za 114 zagranicznych myśliwców New Delhi było skłonne zapłacić do 15 mld USD, co sprawiało że był to najdroższy toczący się przetarg eksportowy na myśliwce na świecie. Co ciekawe 84 Tejasy będą kosztowały indyjskiego podatnika nieco mniej niż wcześniej 36 Rafale, ale maszyna ta jest jednosilnikowa i dysponuje znacznie skromniejszymi możliwościami, porównywanymi przez samych Hindusów do Mirage 2000. 

Indyjskie Siły Powietrzne przestawiają się na LCA. Siły Powietrzne mówią, że wezmą raczej krajowy myśliwiec, jest dobry

szef sztabu obrony Indii Bipin Rawat

Na decyzję wpłynęło kilka czynników. Pierwszym jest długo oczekiwany marcowy oblot wersji FOC Tejasa, który zakończył się najwyraźniej dużym sukcesem. Drugim zaś… koronawirus. Premier Indii Narendra Modi powiedział, że jego kraj musi inwestować w lokalnie produkowane wyroby, tak aby pobudzić gospodarkę spustoszoną przez światową pandemię. Wskazuje się też, że poprzedni przetarg, tak samo jak MMRCA wiązał się z licznymi biurokratycznymi opóźnieniami. Zakupienie większej liczby Tejasów wydaje się więc swego rodzaju happy endem – dla krajowej gospodarki, dla zakładów HAL i dla sił zbrojnych Indii.

Nie wszystko jest jednak takie różowe. Rezygnacja ze średnich samolotów bojowych oznacza zmiane doktryny i oparcie się jedynie na ciężkich (Su-30MKI) i lekkich (Tejas) plaformach. Wyjątek stanowią tutaj Rafale, na które w tej sytuacji być może zostanie wykorzystana opcja.

Wytwórnia HAL miała bowiem dotąd problemy z osiągnięciem odpowiedniego wolumenu produkcji Tejasów i szacuje się, że zakłady te budowały dotąd po kilka tych samolotów rocznie. Oznaczałoby to ze obecnie zamówienie może być realizowane nawet przez 10 lat. Czy w związku z pojawieniem się dużych środków finansowych i perspektywy na kolejne zamówienia w przyszłości (zapewne już na Tejsy 2) wpłyną na zwiększenie produkcji? Na pewno na wzrost mocy produkcyjnych może przełożyć się zakończenie produkcji w HAL Su-30MKI, których ostatnia dwunastka ma zostać ukończonych w tym roku.

Szacuje się, że Indie potrzebują 42 eskadr bojowych do ochrony swoich granic z ChRL i Pakistanem. Obecnie zadanie to wykonuje 31. Indie są dzisiaj trzecim państwem jeśli chodzi o wydatki zbrojeniowe na świecie i od lat starają się lokować jak najwięcej tych pieniędzy we własnym przemyśle zbrojeniowym, lecz mimo to pozostają największym na świecie importerem uzbrojenia.

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama