Polityka obronna
Trump wraca do władzy. Co czeka Europę?
Powrót Donalda Trumpa do Białego Domu to zapowiedź zmiany kursu jaki obierze polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych. Czy ta przemiana wpłynie negatywnie na relacje Waszyngtonu z państwami Unii Europejskiej?
Jeszcze w trakcie trwania ostatniej kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych w kontekście kandydatury Donalda Trumpa wielokrotnie pojawiały się komentarze sugerujące znaczące pogorszenie relacji na linii USA-Europa, w przypadku gdyby Republikanin został wybrany 47. Prezydentem Stanów Zjednoczonych. W listopadowych wyborach Trump pokonał Kamalę Harris, a pytania dotyczące tego, jak w najbliższych latach może kształtować się amerykańska polityka względem Starego Kontynentu, nabrały realnej mocy.
Czy jest się czego obawiać?
Czy z powodu nadchodzącej inauguracji drugiej kadencji prezydentury Donalda Trumpa Europejczycy rzeczywiście mają się czego obawiać? Wypowiedzi 78-latka wygłoszone już po listopadowych wyborach nie napawają tak wielkim pesymizmem, jak słowa, które były wypowiadane przez tego polityka jeszcze w trakcie trwania kampanii wyborczej. Kontrowersje (przykład Grenlandii) nadal były obecne, ale było ich mniej, były też niejednokrotnie bardziej umiarkowane, a to już pewne pozytywy, których nie warto ignorować. Również obecność Trumpa podczas ponownego otwarcia Katedry Notre Dame i spotkanie z prezydentem Republiki Francuskiej Emmanuelem Macronem i prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim czy rozmowy z liderami kilku europejskich państw w rezydencji na Florydzie należy rozpatrywać w kategorii gestów, które nie zwiastują dyplomatycznej katastrofy, zwiastowanej przez część komentatorów.
Czytaj też
Z perspektywy bezpieczeństwa Europy z pewną dozą optymizmu można też patrzeć na decyzje Trumpa w kontekście składu jego przyszłej administracji. Wybór gen. Keitha Kelloga na specjalnego wysłannika USA ds. Ukrainy i Rosji czy Marco Rubio na Sekretarza Stanu daje podstawy do sądzenia, że najbliższe grono doradcze nowego prezydenta nie będzie składać się wyłącznie z osób o inklinacjach izolacjonistycznych, chcących zdegradować relacje amerykańsko-europejskie do rangi niższej niż obecna. Nawet ubiegłotygodniowe przesłuchanie przyszłego Sekretarza Obrony USA Pete’a Hegsetha przed Kongresem i jego słowa na temat zakończenia konfliktu na Ukrainie („Wiemy, kto jest agresorem. Wiemy, kto jest dobrym gościem. Chcielibyśmy, żeby było to jak najbardziej korzystne dla Ukraińców, ale ta wojna musi się zakończyć”) pokazują, że także w gronie bardziej sceptycznych co do wydatnej amerykańskiej pomocy Kijowowi polityków nie ma aż tak złej woli, jak mogły to przedstawiać niektóre media.
$$
Europa kowalem swojego losu
Próbując przewidzieć, jaka może być prezydentura Donalda Trumpa dla Starego Kontynentu, warto w pierwszej kolejności zastosować parafrazę słynnego hasła wypowiedzianego przez Johna F. Kennedy’ego w 1961: „Nie pytaj, co USA może zrobić dla twojego bezpieczeństwa, pytaj, co ty możesz zrobić dla swojego bezpieczeństwa”.
„To jest moment pobudki dla Unii Europejskiej. Amerykańscy podatnicy pytają, dlaczego mają płacić za bezpieczeństwo Europy, jeśli sami Europejczycy nie chcą inwestować we własne bezpieczeństwo” – powiedziała w Warszawie kilka dni temu była Ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce Georgette Mosbacher. Te słowa nie są dziś niczym szokującym opinię publiczną w Polsce, ale jeszcze kilka miesięcy temu komentarze do podobnych słów Donalda Trumpa były zróżnicowane – a niejednokrotnie krytyczne.
To wszystko pokazuje nam pewną zmianę, która zachodzi także w mentalności części europejskich państw. Motyw potrzeby podnoszenia wydatków na obronność w państwach NATO nie budzi dziś większego sprzeciwu u sporej części sojuszników. Ostatnie wypowiedzi Sekretarza Generalnego Sojuszu Północnoatlantyckiego Marka Rutte bardzo jasno wskazujące konieczność zwiększania tychże wydatków, dają nadzieję, że już podczas najbliższego Szczytu NATO w Hadze (czerwiec 2025 r.) zostaną podjęte wiążące decyzje w sprawie podniesienia minimalnego progu wydatków na zbrojenia u 32 państw członkowskich.
Czytaj też
Niezależnie od tego jaki procent PKB zostanie ostatecznie przyjęty, nie ma większych wątpliwości, że Polska płacąca dziś już prawie 5 proc. PKB na zbrojenia, te zobowiązania będzie w stanie wypełnić. Pozostaje mieć nadzieję, że w ślad za nami pójdą kolejni europejscy członkowie sojuszu. Zignorowanie kwestii bezpieczeństwa i świadoma rezygnacja z budowy własnego silnego wkładu w zdolności kolektywnej obrony (a tym samym osłabienie całego sojuszu) może mieć poważne konsekwencje, a jedną z osób, która z pewnością wypomni brak zaangażowania będzie Donald Trump.
Kolejne tygodnie, wypowiedzi, wywiady to potwierdzają – Europa musi wziąć sprawy w swoje ręce. Skończyła się era pokojowej dywidendy, Amerykanie nadal mogą być istotnym wsparciem dla krajów europejskich, ale z każdym rokiem będą mocniej angażować się na Indo-Pacyfiku, dlatego jeśli Europa nie zwiększy znacząco zaangażowania w budowę własnego bezpieczeństwa, skaże się na ogromne problemy.
WIDEO: Czekając na Trumpa - Wielkie odliczanie