Polityka obronna
Lorenz: potrzeba więcej wysuniętych dowództw na wschodniej flance NATO
Powrót NATO do tradycyjnych zadań obrony terytorium i odstraszania wymaga utworzenia kolejnych wysuniętych dowództw na wschodniej flance – powiedział Defence24.pl Wojciech Lorenz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, podsumowując zmiany zachodzące w Sojuszu także po ostatnim szczycie.
Według Lorenza dostosowanie się Ukrainy do standardów Sojuszu to zadanie na lata. Czasu wymaga także integracja przyjętej wiosną br. Finlandii, która jako nowy sojusznik musi określić choćby swoje podejście do odstraszania nuklearnego.
Na szczycie w Wilnie w lipcu tego roku Sojusz przyjął najbardziej szczegółowe plany obronne od czasów zimnej wojny, a także pakiet wsparcia dla Ukrainy zawierający mechanizm wieloletniej pomocy w dostosowaniu się do standardów NATO i przejściu na sojusznicze systemy uzbrojenia. Członkowie Paktu Północnoatlantyckiego zgodzili się też, że Ukraina nie potrzebuje planu działań na rzecz członkostwa. Na wileńskim szczycie powołano także radę NATO-Ukraina, której przyznano prawo podejmowania decyzji, zastępując będącą organem czysto konsultacyjnym Komisję NATO-Ukraina.
Czytaj też
„Ewolucja struktury dowodzenia trwa od kilku lat, adaptacja NATO do zagrożenia ze strony Rosji rozpoczęła się po aneksji Krymu w 2014 roku. Część zmian została już wprowadzona. To dotyczy m. in. dostosowania struktury dowodzenia do zagrożenia ze strony Rosji” – powiedział Lorenz, koordynujący w PISM program Bezpieczeństwo Międzynarodowe.
Zaznaczył, że struktura dowodzenia dostosowana do poprzedniej strategii miała przede wszystkim zapewniać zdolność do prowadzenia misji reagowania kryzysowego, przy czym „ze względów strategicznych zachowywano pewne zdolności, jak dowództwa korpusów, rozmieszczone na całym terytorium NATO”.
Zwrócił uwagę, że rozlokowanie tych dowództw „w wymiarze geograficznym odzwierciedlało jeszcze zimnowojenny charakter Sojuszu, a później tych dowództw nie przesuwano na wschód, tak że rozszerzenie NATO odbywało się bardziej w wymiarze politycznym”. „Jedyną strukturą, która mogła być wykorzystywana przez Sojusz, było Wielonarodowe Dowództwo Korpusu Północno-Wschodniego w Szczecinie. Można było dla celów politycznych pokazywać, że struktura dowodzenia obejmuje także nowe państwa członkowskie” – dodał Lorenz.
„Od aneksji Krymu wyraźnie dokonywała się adaptacja w strukturach dowodzenia. Sojusz zaczął przystosowywać się do prowadzenia misji odstraszania i obrony, a nie tylko reagowania kryzysowego. Dowództwa operacyjne w Brunssum i Neapolu nabrały charakteru regionalnego. Powstało dowództwo logistyczne w niemieckim Ulm i dowództwo dla obszaru atlantyckiego w amerykańskim Norfolk” – przypomniał.
Czytaj też
Podkreślił, że „było wiadomo, że strukturę dowodzenia będzie trzeba dostosować także jeśli chodzi o dowództwa korpusów; to pozostaje do zrobienia”.
„Państwa Europy Środkowej i Wschodniej oczekują, że także w regionie powstanie dowództwo komponentu lądowego, takie jak to, które ulokowano w Izmirze w Turcji. W ostatnich miesiącach mam wrażenie, że proces adaptacji struktur dowodzenia – czy to ze względów politycznych, czy z braku w poszczególnych państwach oficerów którzy mieliby wzmocnić struktury – utknął” – powiedział.
Zdaniem Lorenza oprócz dowództwa wielonarodowego korpusu w Szczecinie i ulokowanego w Poznaniu wysuniętego elementu dowodzenia V Korpusu wojsk lądowych Stanów Zjednoczonych wschodnia flanka może potrzebować „albo więcej takich wysuniętych stanowisk dowodzenia korpusów, które w razie potrzeby będzie można szybko rozbudować do pełnych dowództw, albo niektóre państwa będą musiały utworzyć nowe dowództwa, które będzie można włączyć w strukturę dowodzenia NATO”.
Odnosząc się do przystąpienia Finlandii zaznaczył, że „to proces, który może potrwać lata”. „Chociaż Finowie szybko podjęli decyzję i rozszerzenie dokonało się błyskawicznie, to jednak każde państwo, zwłaszcza tak znaczące ze względu na położenie i potencjał militarny, musi określić swoje interesy w ramach Sojuszu. To wcale nie jest takie proste, ponieważ Finom może nawet brakować ludzi o odpowiedniej wiedzy i doświadczeniu”.
Czytaj też
Zaznaczył, że Finowie są w trakcie wypracowywania swojej polityki do obrony i odstraszania – także nuklearnego – w ramach NATO, co wiąże się z decyzjami, czy przyjąć sojuszniczą infrastrukturę lub wojska innych państw.
W kwetii członkostwa Szwecji sprzeciw Turcji może zdaniem Lorenza doprowadzić do impasu. „Wybory w Turcji mamy za sobą. wydawałoby się, że emocje powinny opaść, przeszkody polityczne powinny zostać usunięte, ale widać, że poprzeczka została podniesiona tak wysoko, że prezydentowi Erdoğanowi wcale nie jest łatwo wycofać z blokowania członkostwa Szwecji” – powiedział. „Po części chyba po to, by pokazać, że to nie była tylko kwestia wyborcza, Erdoğan zaczął podnosić już otwarcie kwestię dostaw amerykańskich myśliwców F-16” – dodał.
„Jeżeli tureckie władze będą od tego uzależniać zgodę na ratyfikację protokołów akcesyjnych Szwecji, może powstać mechanizm klasycznego impasu. Mimo że prezydent Joe Biden popiera przekazane Turcji tych samolotów, decyzja należy do Kongresu, gdzie niektórzy politycy sprzeciwiają się takiemu tureckiemu szantażowi” – zauważył.
Dodał, że jeśli do takiego klinczu dojdzie, „nie będzie można wiele zrobić oprócz wywierania dalszej presji na Turcję i zwiększania kosztów politycznych po stronie tureckiej”.
Czytaj też
Zaznaczył, że wykorzystują to Węgry, które „postępują oportunistycznie, starają się znajdować kolejne preteksty, by nie ratyfikować traktatów akcesyjnych”. Zdaniem Lorenza „należy utrzymać presję na Węgry i jasno wskazywać, że koszty polityczne dla Węgier będą się utrzymywać w dłuższej perspektywie, nawet po dokonaniu przez nie ratyfikacji”. „Trzeba jednoznacznie podkreślać, że w wielu przypadkach Węgrzy zachowują się nie jak wiarygodny sojusznik, członek organizacji opartej na wspólnych wartościach i interesach, lecz jak sprzymierzeniec Rosji” – dodał.
Według Lorenza postawa Węgier „podważa ich wiarygodność w o wiele większym stopniu niż w przypadku Turcji, której potencjał się liczy”, i wiele państw uważa, że w interesie Sojuszu jest minimalizowanie napięć z Turcją ze względu na jej strategiczne położenie i konieczność utrzymania jej w NATO.
„Zapewne wiele zrobić się nie da oprócz tego, by ten ślad oportunistycznej polityki węgierskiej pozostał, także w artykułach i analizach, do których w przyszłości będzie można się odwoływać; żeby to nie zniknęło, nie rozwiało się – jak to bywa w polityce – i nie zostało zapomniane za kilka lat. Chodzi o to, żeby pamiętać i żeby Węgry odczuły koszty polityczne” - powiedział.
Podjęte na ostatnim szczycie decyzje wobec Ukrainy według analityka „oprócz sygnału, że Ukraina nie będzie musiała przechodzić przez plan działań na rzecz członkostwa – czyli teoretycznie jeśli chodzi o procedury ścieżka może być skrócona – oznaczają, Sojusz zaczyna się przestawiać na udzielanie Ukrainie wsparcia w długiej perspektywie”.
Zaznaczył, że wsparcie Ukrainy „ma ogromne znaczenie w wymiarze politycznym, zarazem w wymiarze praktycznym w mocy pozostaje decyzja głównego sojusznika, akceptowana przez wiele innych państw – że NATO jako organizacja nie udziela Ukrainie wsparcia w postaci uzbrojenia śmiercionośnego”.
Dodał, że długoterminowe wsparcie ma pomóc Ukrainie w dostosowywaniu się do standardów Sojuszu w rozwijaniu zdolności do współdziałania. „Ta kwestia ma z jednej strony wymiar polityczny, bo Sojusz wysłał sygnał, że wsparcie dla Ukrainy będzie miało charakter długofalowy, ale z drugiej strony jest to bardzo techniczne, biurokratyczne działanie, rozłożone na pięć etapów. Ukraina z pomocą sojuszników będzie musiała określić swoje potrzeby i potencjał obronny, jakiego będzie potrzebowała. Później trzeba będzie opracować wspólnie z Sojuszem minimalne standardy dotyczące zdolności do współdziałania”.
Zanaczył, że „jesteśmy na pierwszym z pięciu etapów, ale wdrażanie takiego planu, nawet kiedy państwo nie toczy wojny, jest sporym wyzwaniem organizacyjnym i instytucjonalnym, a co dopiero, kiedy Ukraina jest zaangażowana w wojnę na pełną skalę”.
„To proces obliczony na lata, z założeniem, że za kilka lat, gdy powstaną warunki zwiększające szanse Ukrainy na przyjęcie do NATO, będzie ona lepiej albo nawet w pełni przystosowana do członkostwa; aby można było przekonać ewentualnych sceptyków, że reformy były wdrażane” - dodał.
Jedna z decyzji zatwierdzonych na ostatnim szczycie dotyczy planu na rzecz współpracy przemysłowo-obronnej, w tym wspólnych zakupów uzbrojenia (Defence Production Action Plan). W ocenie Lorenza „ciągle za mało wiemy, jak to ma działać, żeby można było ocenić znaczenie praktyczne i polityczne tego mechanizmu”. Ekspert podkreślił, że to „jeden z elementów ogromnej transformacji Sojuszu”, na którą składają się nowe podejście do obrony i odstraszania, uwzględnione w koncepcji strategicznej i przygotowanych na jej podstawie planów operacyjnych.
„Powrót do podstawowej, traktatowej misji kolektywnej obrony będzie wymagał reorganizacji, zarówno jeśli chodzi o strukturę dowodzenia, jak i strukturę sił. Liczby na papierze się zgadzają, nawet wśród państw europejskich mamy imponujący potencjał, ale musi on być przystosowany do wymagań misji wspólnej obrony, krótko mówiąc – do prowadzenia konfliktu z Rosją, wojny o dużej intensywności z przeciwnikiem o porównywalnym potencjale” – zaznaczył.
Dodał, że DPAP ma przede wszystkim zapewnić sojusznikom dodatkową możliwość skoordynowanej produkcji, rozwoju zdolności, których NATO brakuje i które sojusznicy woleliby rozwijać w ramach współpracy wielostronnej pod szyldem NATO niż Unii Europejskiej.
Według Lorenza zwiększenie odpowiedzialności państw europejskich za odstraszanie i zamiar rozbudowy sił wysokiej gotowości mogą zachęcać część państw do pogłębienia współpracy regionalnej z wykorzystaniem mechanizmów unijnych. „Nie ma w tym oczywiście nic złego, ale w państwach, które uważają NATO za główny filar obrony i odstraszania, są pewne obawy, że może powracać koncepcja tzw. autonomii strategicznej UE, rozumianej także jako zdolność do rozwijania potencjału obronnego, na co wiele państw się nie zgadza, rozumiejąc, że bez USA, bez amerykańskiego przywództwa nie będzie to wiarygodna opcja. Trzeba więc tworzyć mechanizmy, które będą ułatwiać współpracę między grupami państw w ramach NATO, i tak interpretuję przygotowanie Defence Production Action Plan” – powiedział Lorenz.
rwd
Panie Lorenz nam brakuje Indian a nie wodzów.
hermanaryk
Szkolenie wodzów jest długie, a wojna na Ukrainie dowodzi, że ich żywot jest krótki. Nie mówiąc już o tym, że nie wszyscy sprawdzają się na polu bitwy. Ergo - brakuje nam zarówno Indian, jak i wodzów.
raf4
dowództwo może byc na ......Alasce na froncie licza się Indianie!
kowalsky
Od dłuższego czasu istnieje opinia że wodzów w naszej Armii jest aż nadto.