Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Migracyjny plan Komisji Europejskiej przepisem na polityczną katastrofę [OPINIA]

Zamiast prawdziwej dyskusji o źródłach problemów, UE - na czele z Komisją Europejską - zajęła się dyskusją dotyczącą niejako karania państw, które nie chcą przyjmować uchodźców. Taka postawa może mieć swoje reperkusje w wymiarze międzynarodowym, jak i postawie społeczeństw państw unijnych. Rozpoczęła się właśnie bardzo niebezpieczna gra, która może zaważyć na dalszym funkcjonowaniu całej organizacji - pisze dr Jacek Raubo. 

Fot. Siły zbrojne Słowenii via Wikimedia Commons.
Fot. Siły zbrojne Słowenii via Wikimedia Commons.

Obecne pomysły na reagowanie kryzysowe. Skąd takie obawy?

Kryzysy są z natury rzeczy momentami, kiedy dochodzi do zmian w obrębie systemu, który dotykają. Zmiany oczywiście mogą mieć charakter pozytywny, jak i negatywny. NW przypadku trwającego nadal kryzysu migracyjnego, coraz częściej możemy mówić o tym ostatnim scenariuszu. Szczególnie, że niedawana propozycja płynąca z Komisji Europejskiej, a dotycząca „karania” lub „motywowania” w obrębie unijnej solidarności, stanowi raczej przepis na długofalową katastrofę. Co więcej, mogącą nawet znacznie wykroczyć swoim zasięgiem poza sferę de facto tylko i wyłącznie reagowania kryzysowego - obejmując nie tylko samą płaszczyznę radzenia sobie z imigrantami oraz uchodźcami. Trzeba będzie się realnie zastanowić czy przypadkiem obecne słowa kanclerz Angeli Merkel, o lojalności względem UE, za chwilę nie przesłonią jej wcześniejszych haseł o otwartości Europy na niemal wszystkich uchodźców.

Na samym wstępie należy zastanowić się czy Komisja Europejska, wsparta silnym stronnictwem stworzonym wokół niemieckiej wizji reagowania na kryzys migracyjny, nie wykonała po raz kolejny - mówiąc wielce delikatnie - kroku w złym kierunku. Przede wszystkim, znowu dyskusja wewnątrz UE została skanalizowana na sprawie mocno kontrowersyjnej, ale w głównej mierze reaktywnej. Oznacza to, że nie zdiagnozowano realnych przyczyn kryzysu, który narósł w zeszłym roku do rangi problemu ogólnoeuropejskiego. Trzeba oddzielnie rozważyć dlaczego z równym impetem (instytucjonalnym, politycznym i finansowym) nie przygotowano szeroko zakrojonych systemowych zmian w polityce względem punktów zapalnych wokół Europy. W końcu to one - jeśli już - generują nowe fale prawdziwych uchodźców, którym rzeczywiście należałoby pomagać.

Po drugie dlaczego tak mizernie, nawet spoglądając na sytuację z 2015 r., wygląda nadal potencjał w obrębie sił i środków dyslokowanych na zewnętrzne granice UE. Nie wspominając już o pochyleniu się nad obawami znacznej części obywateli wielu państw unijnych co do działań wspólnotowych. Obserwowana korelacja z otoczeniem systemowym - w tym w szczególności ryzyko występowania nowych fal migrantów, również "zachęconych" działaniami urzędników UE, wyklucza drogę działania tylko "do wewnątrz", jako skutecznego remedium na podobne kryzysy teraz jak i w przyszłości.

Skupiając się na skutkach zapomina się o przyczynach

W przypadku źródeł omawianego kryzysu imigracyjnego, należałoby się zastanowić dlaczego organizacja, z tak wielkim potencjałem i obecną "wolą" polityczną do narzucania sobie kontrowersyjnych standardów w obrębie polityki imigracyjnej, była tak słaba w relacjach z otoczeniem. Dotychczas zdołano tak naprawdę tylko niejako "wykupić sobie" chwilę spokoju ze strony Turcji. Jeśli jednak policzy się kwoty, wydane na pomoc nielegalnym imigrantom w Europie oraz doda się koszta umowy z Turcją, wielce zastanawiające jest dlaczego tych pieniędzy chociażby w połowie nie zainwestowano już od 2011 r. w rejonie Jordanii, Libanu, Libii, a nawet samej Turcji. Wtedy, gdy dopiero konstytuowały się zalążki tego, co spowodowało obecny kryzys. Nie da się ukryć, że pod względem nie tylko finansowym, ale również szeroko ujętych kosztów społecznych kryzysu, takie działanie wyprzedzające dałoby zdecydowanie lepsze skutki. Dziś UE niejako zostaje już zmuszona do działań dwutorowych. Albowiem nie wystarczy tylko pomagać tym, którzy już trafili na terytoria państw, ale trzeba również (a może przede wszystkim) myśleć o rzeszach osób przebywających się w rejonach istniejących nadal tras przerzutowych.

Jeśli już wykazujemy braki w myśleniu strategicznym, w kontekście obecnych starań Komisji Europejskiej, wprost należy sformułować zarzut o zaniechania instytucjonalne w obrębie bezpieczeństwa zewnętrznych granic. Jeśli struktury, takie jak FRONTEX, dostarczały informacji, to zawodzi nadal ich przetwarzanie. Dokładna analiza musiałby prowadzić przecież do postawienia sobie pytań o zdolności w przypadku potrzeb reagowania kryzysowego nie tylko w obliczu wydarzeń z 2015 r. Obecnie widać, że raczej skończyło się na dobrych chęciach oraz kolejnej fali biurokracji. Można też śmiało odwołać się do historycznego spojrzenia na faktyczny potencjał w obrębie np. operacji Tryton. Jeszcze w kwietniu zeszłego roku podkreślano, że niemal 18 państw było w stanie wydelegować, (aż) dwa samoloty obserwacyjne, pięć jednostek patrolowych, czy też (niemal) dwie łodzie patrolowe i... śmigłowiec. Na obszar operacyjny, obejmujący 30 mil od wybrzeży UE, zdecydowano się zaprojektować miesięczny budżet wynoszący ok. 2,9 mln euro. Koszta te można zestawić z obecnymi i planowanymi w przypadku reagowania na kolejne etapy kryzysu.

Nawet gdyby dość optymistycznie zakładać pomoc tylko i wyłącznie uchodźcom (z całym ich prawnomiędzynarodowym statusem, co skutkuje odseparowaniem od imigrantów motywowanych czynnikami ekonomicznymi), zaskakuje bierność względem np. kwestii tzw. Państwa Islamskiego (Da`ish). Dziś państwa nie chcące obowiązkowej relokacji uchodźców mają płacić za każdego jednego migranta sumę 250 tys. euro. Komisja Europejska oraz państwa na czele z Niemcami, które forsują tego rodzaju rozwiązania raczej nie wykazywały dotychczas nadmiernej ochoty do działań wymierzonych w terrorystów, spokojnie rozlokowanych w bazach w Syrii, Iraku czy Libii.

Przecież to ich działania wygnały tysiące Jazydów, Kurdów, chrześcijan itd. z domostw, w których mieszkali przez pokolenia. Nie wspominając już nawet o problemie odpowiedniego wsparcia transformacji politycznej, zapoczątkowanej wspartym z zewnątrz obaleniem reżimu Kaddafiego, w Libii. Podsumowując, cały czas najsilniejsze unijne propozycje idą w kierunku reagowania do wewnątrz, co nie sprzyja całościowemu rozwiązaniu problemu(ów). Gdy dochodzi zatem do prób stworzenia skutecznych form oddziaływania na miejsca zapalne lub zwyczajnie generujących wielkie nierówności ekonomiczne, to mamy do czynienia z impasem lub sferą zapewnień, życzeń, dobrych chęci itd.

Sygnał dla świata, że Europa nie jest zdeterminowana

Co więcej, dyskusja ukierunkowana na wewnętrzne problemy, może wręcz napędzać dalsze, zupełnie niekontrolowane migracje ludności na kontynent. W końcu przerzucanie ludzi do Europy stało się w ostatnim czasie bardzo opłacalnym biznesem. Angażuje on różnych pośredników, grupy przestępcze oraz zwykłych pojedynczych przemytników. Sygnał o tym, że UE jest gotowa przyjąć dalsze rzesze imigrantów zostanie zapewne odebrany jako przyzwolenie na kontynuowanie działań podobnych do tych z 2015 r. Oczywiście, być może zmieniony zostanie podstawowy szlak, bowiem szlak bałkański jest mniej drożny.

Przy czym nadal istnieją kierunki zastępcze, które można docelowo wzmocnić. W dodatku, nadal toczy się przecież zażarty spór pomiędzy państwami wzmacniającymi swoje granice i tymi, którzy twierdzą, że są to działania niepotrzebne czy wręcz szkodliwe i sprzeczne z wartościami europejskimi. Tego rodzaju oznaki braku konsensusu, co do jednej z podstawowych kwestii bezpieczeństwa, też trafiają bezpośrednio do zainteresowanych czerpaniem znacznych zysków z nielegalnej imigracji.

Nie da się pominąć również wymiaru długofalowego takich propozycji jak i klimatu w jakim powstają dla funkcjonowania samej UE. Zamiast konsensusu i przysłowiowego ścierania się różnych opinii, pomysłów, pojawi się wizja wymuszonej pieniędzmi lojalność. Jednocześnie, pomysły tego rodzaju, w okresie walki politycznej zwolenników i przeciwników pozostania Zjednoczonego Królestwa w UE, należy traktować jako co najmniej dziwne lub nieodpowiedzialne. Równocześnie rodzi się pytanie jak mocno potencjalne sankcje finansowe i tryb ich narzucenia, przy sprzeciwie chociażby państw Europy Środkowej i Wschodniej, zmienią percepcję całej integracji w tym rejonie Europy. Działania KE stanowią przecież próbę naruszenia suwerenności państw członkowskich.

Co więcej, również w Europie Zachodniej odbiór narzuconych przysłowiowych „250 tys. euro” może stworzyć odpowiednie warunki do dynamicznego wzrostu grup skrajnie antyimigranckich oraz antyunijnych. Możliwe więc, że będziemy mieli do czynienia z czymś na modłę zapalnika, inicjującego pomniejsze eksplozje, mogące ostatecznie skutkować znaczącym pęknięciem w szerszym ujęciu instytucjonalnym. Trzeba podkreślić, że jest to oczywiście idealne rozwiązanie dla wszystkich partnerów zewnętrznych UE, którzy chcieliby ostatecznie uzyskać odpowiednią sytuację do tworzenia destabilizacji, fragmentaryzacji, aby móc spokojnie rozgrywać własne interesy polityczne, ekonomiczne itp. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan już po części wskazał "odpowiedni" kierunek, narzędzia i sposoby prowadzenia rozmów z UE. Za przykładem tureckim spokojnie, w niedalekiej przyszłości, mogą iść inni. Pomijając oczywiście kluczową w tym ujęciu politykę Rosji. Ta już od dawna bazuje, w licznych przypadkach własnych działań, w sposób znaczący na słabościach wewnętrznych UE.

Smutna konkluzja

UE stanęła w miejscu, w którym nie jest w stanie nawet myśleć o odgrywaniu znaczącej roli we własnym otoczeniu systemowym. Zaś myślenie jej elit idzie w kierunku reaktywnego oddziaływania na kolejne kryzysy, ale tylko do wewnątrz samej wspólnoty państw. Używając przy tym coraz bardziej, mówiąc wielce delikatnie, kontrowersyjnych metod wspierania lojalności, de facto łamiących suwerenność poszczególnych krajów. W dodatku praktyka funkcjonowania unijnego systemu reagowania kryzysowego, w obliczu wydarzeń z 2015 r. i początku tego roku, uzmysławia państwom, iż muszą cały czas myśleć o własnym potencjale i rozwoju instytucji odpowiadających za bezpieczeństwo. Co więcej, jak to miało miejsce w przypadku barier granicznych i wzmocnienia służb granicznych na Węgrzech, narodowe działania dają obecnie najlepsze skutki dla bezpieczeństwa konkretnych państw. Stąd nie może zaskakiwać, że wiele krajów zmienia swoją percepcję, korzystając z kierunku wyznaczonego wcześniej m.in. przez Węgrów.

Z drugiej strony nie można wykluczyć scenariusza, w którym lansowany przez Komisję Europejską system zostanie przyjęty większością głosów, wzbudzając kolejną falę migracyjną i prowadząc do dalszej destabilizacji państw UE - w tym również krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Europejscy decydenci są skłonni do stawiania dobra osób, które nielegalnie przekraczają granice wyżej, niż możliwości suwerennego decydowania poszczególnych państw. Przebieg kryzysu migracyjnego w 2015 r. wskazuje, że negatywny wariant rozwoju wydarzeń jest prawdopodobny.

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama