Reklama

Geopolityka

Turecka inwazja na Syrię - czego chce Ankara? [OPINIA]

Autor. MO Turcji/Twitter

Tureckie plany inwazji na Autonomiczną Administrację Syrii Północno-Wschodniej (AANES) nie mają nic wspólnego z zagrożeniami dla bezpieczeństwa Turcji. Kontrolujące te tereny Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF) nigdy nie atakowały terytorium Turcji. Prawdziwym celem jest natomiast dokonanie czystki etnicznej, wypędzenie Kurdów z ich domów i wprowadzenie na to miejsce uchodźców z innych części Syrii, przebywających od kilku lat w Turcji. Miałoby to negatywne konsekwencje dla Europy.

Reklama

Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg, w odpowiedzi na decyzję Turcji o blokowaniu członkostwa Szwecji i Finlandii w NATO, uznał, że państwo to ma „uzasadnione zastrzeżenia dotyczące swojego bezpieczeństwa". Wypowiedź ta budzi zdziwienie i to nie tylko ze względu na oderwanie od rzeczywistych intencji Turcji, która w międzyczasie układa się w szeregu spraw z Rosją. Jest ona bowiem oparta na z gruntu fałszywych przesłankach tj. w szczególności na akceptacji tezy, którą Turcja próbuje od lat narzucić swoim sojusznikom, że Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF) oraz Powszechne Jednostki Ochrony (YPG) są nierozerwalną częścią Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), a zatem powinny być uznawane za organizację terrorystyczną. Jest to interpretacja absurdalna, ale konsekwencją jej narzucenia przez Turcję ma być żądanie wsparcia dla „operacji antyterrorystycznej" czyli nowej inwazji na AANES i dokonanie tam czystek etnicznych, a następnie anektowanie tych terenów.

Reklama

By zrozumieć rzeczywisty charakter relacji między AANES a Turcją, a także między PKK a SDF/YPG, trzeba się cofnąć o 10 lat.  Po wybuchu, w ramach „Arabskiej Wiosny", rewolucji w Syrii, na terenach zamieszkanych przez Kurdów doszło do stworzenia lokalnych milicji o nazwie YPG, które rozbroiły siły rządowe i przejęły kontrolę nad tymi terenami. Ideologicznie były one powiązane z apoizmem tj. z ideologią stworzoną przez lidera PKK Abdullaha Ocalana w latach 90., po odejściu od marksizmu. W tym czasie PKK dążyła do zawarcia układu z władzami tureckimi i przekształcenia się z organizacji o charakterze zbrojnym w ruch polityczny. Nie byłoby to niczym nadzwyczajnym, gdyż podobne procesy miały miejsce w innych krajach np. w Wielkiej Brytanii (Irlandzka Armia Republikańska), czy Kolumbii (zwycięzca I tury ostatnich wyborów prezydenckich Gustavo Piero jest ex-partyzantem M-19). W latach 2013 – 2015 toczyły się zresztą rozmowy na ten temat między tureckimi władzami a PKK, które zaowocowały podpisaniem w lutym 2015 r. Porozumienia Dolmabahce. Niestety Recep Tayyip Erdogan unieważnił wtedy ten dokument i dokonał czystki we władzach Turcji.

Czytaj też

W tym samym czasie negocjacje z władzami Turcji prowadzili również syryjscy Kurdowie. Lider dominującej wśród syryjskich Kurdów partii PYD Salih Muslim kilkakrotnie przyjeżdżał w latach 2013-2014 do Turcji na rozmowy z tureckim MSZ i tureckimi służbami specjalnymi. Nie były to przy tym rozmowy tajne, lecz pisały o nich ówczesne rządowe gazety tureckie. Dopiero w 2015 r. PYD zostało, w narracji tureckich władz, organizacją terrorystyczną, a Ankara usiłowała ścigać Saliha Muslima poprzez Interpol. Warto przy tym podkreślić kilka kwestii. Po pierwsze, polityczna reprezentacja Kurdów syryjskich od samego początku organizacji autonomii w Syrii Północno-Wschodniej dążyła do zawarcia porozumienia z Turcją i regulacji relacji w podobny sposób jak miało to miejsce między Kurdystanem irackim a Turcją. Po drugie, YPG było tworzone z miejscowych Kurdów, którzy z PKK nie mieli nic wspólnego, a jedynie odwoływali się do zrewidowanej przez Ocalana w latach 90. ideologii demokratycznego konfederalizmu (która z terroryzmem nie ma nic wspólnego). Wprawdzie do 2016 r. YPG wspierali również bojownicy PKK, ale odnosiło się to do walki z Państwem Islamskim (m.in. uratowania dziesiątek tysięcy jazydów), więc trudno czynić z tego jakikolwiek zarzut. Faktem jest natomiast to, że w 2016 r. relacje YPG – PKK zostały zerwane z inicjatywy dowództwa polowego PKK w Kandil. Stało się tak po to, by nie tworzyć problemów dla rozwijającej się wówczas współpracy YPG – USA. Wbrew tezom tureckiej propagandy zerwanie tych relacji nie było fikcją i USA miała możliwość weryfikowania tego na miejscu (wypowiedzi amerykańskich wojskowych i polityków to potwierdzają).

Reklama

Nawet po tym jak w 2015 r. został zerwany dialog kurdyjsko-turecki to YPG/SDF nie atakowała tureckiej granicy i to nawet wówczas, gdy ze strony tureckiej dokonywane były regularne prowokacje (ostrzał rolników). W takiej sytuacji Kurdowie wzywali Amerykanów, by nie dopuścić do eskalacji. YPG/SDF nie wsparło też powstania młodzieżowej guerilli miejskiej YDG-H, jakie wybuchło na przełomie 2015/2016 w tureckim Kurdystanie. Nie są znane żadne przypadki aktywności YPG/SDF na terenie Turcji. Twierdzenie Turcji, że „wzrosła liczba ataków ze strefy kontrolowanej przez YPG" jest zatem absurdalne, gdyż nie odnosi się do ataków na terytorium Turcji, lecz terenów w Syrii okupowanych przez Turcję i dżihadystyczne oddziały protureckie, w szeregach, których roi się od terrorystów. Ponadto faktem jest, że nawet aktywność samego PKK w Turcji radykalnie spadła (a nie wzrosła) w ostatnich latach. Od początku 2022 r. w starciach na terenie Turcji zginęło 5 osób, podczas gdy w wyniku działań tureckich wojsk na terenie Iraku zginęło 101 osób, w tym co najmniej 3 cywilów. W 2021 r. w walkach w Turcji zginęło 140 osób, podczas gdy w Iraku 257 osób, w tym co najmniej 12 cywilów. W 2020 r. w Turcji zginęło 201 osób, natomiast w Iraku w wyniku tureckich działań 228 osób, w tym min. 25 cywilów.

Problem w tym, że Turcja wzoruje się na Rosji w interpretacji swojego terytorium, uznając za ataki na nie również te, które mają miejsce w Syrii czy Iraku i klasyfikuje je jako terroryzm. Turcja dokonała przy tym dwóch inwazji na kurdyjskie tereny w Syrii, nadając im przy tym kuriozalne nazwy „Gałązka Oliwna" i „Źródło Pokoju". Ta pierwsza miała miejsce w styczniu-marcu 2018 r. i doprowadziła do zajęcia kurdyjskiego kantonu Afrin, który do czasu najazdu tureckiego uniknął niszczycielskich skutków syryjskiej wojny domowej oraz aktywności dżihadystów, w tym Al Kaidy i ISIS. „Gałązka Oliwna" spowodowała śmierć ok. 2 tys. osób, w tym ok. 500 cywilów, a ok. 300 tys. osób zmusiła do opuszczenia swoich domów. Niezależne raporty potwierdziły, że dżihadystyczne bojówki walczące po stronie Turcji dokonywały w Afrin licznych grabieży, gwałtów i mordów. Po dokonaniu czystki etnicznej Turcja zaczęła wprowadzać na terenie Afrin turecką administrację. Kurdowie wygnani z Afrin przenieśli się do tzw. kantonu Szahba, którego głównym miastem jest Tal Rifaat, skąd zaczęli podejmować działania partyzanckie przeciwko siłom tureckim i dżihadystycznym okupującym Afrin. Kuriozalne jest to, że Turcja, która w sąsiednim Idlibie wspiera aktywność zbrojną dżihadystów (w tym powiązanych wcześniej z Al Kaidą) przeciwko reżimowi Assada, jednocześnie klasyfikuje walkę tych kurdyjskich oddziałów jako „terroryzm" i domaga się tego samego od swoich sojuszników z NATO.

Czytaj też

Atak na Afrin odbył się przy tym za przyzwoleniem Rosji, podobnie jak kolejna inwazja, tym razem na Syrię Północno-Wschodnią, czyli tereny, na których w przeciwieństwie do Afrin, przebywały siły USA (a nie było Rosjan). Na początku października 2019 r. Donald Trump wycofał jednak stamtąd oddziały amerykańskie (co spotkało się z ostrą krytyką w USA, w tym ze strony Joe Bidena), co otworzyło drogę dla tureckiej inwazji, a także umożliwiło zajęcie niektórych amerykańskich baz przez nieobecną tam wcześniej Rosję. W wyniku „Źródła Pokoju" zginęło ponad 1000 osób, w tym ponad 500 cywilów, Turcja zajęła miasta Serekanie i Tel Abyad, natomiast Rosja uzyskała kontrolę nad zachodnią częścią AANES (do wschodniej i południowej wrócili Amerykanie), a na granicy Turcji z AANES wprowadzono wspólne patrole turecko-rosyjskie.

Turcja nie zdołała jednak zrealizować głównego celu tej inwazji, jakim było opanowanie pasa o szerokości 30 km, ciągnącego się wzdłuż granicy z Turcją. Turcja twierdziła, że chce tam stworzyć „bezpieczną strefę", tyletyle że naprawdę chodziło o przeprowadzenie gigantycznej czystki etnicznej. Większość syryjskich tyle, że zamieszkuje bowiem właśnie ten pas. Są to w dodatku tereny żyzne i bogate w ropę. Ponad 1 mln osób zmuszony zostałby do opuszczenia swoich domów i przeniesienia się na pustynne, niezamieszkałe tereny znajdujące się bardziej na południe. Na tereny, z których Turcja wygnałaby Kurdów, osiedleni byliby natomiast arabscy uchodźcy z zachodniej Syrii, którzy przebywają obecnie w Turcji.

Obecnie Turcja postanowiła wykorzystać sytuację spowodowaną inwazją Rosji na Ukrainę i wrócić do swoich nacisków by YPG/SDF uznać za integralną część PKK, a przez to organizację terrorystyczną, a następnie zrealizować swój pomysł inwazji na AANES i czystki etniczne. Warto przy tym podkreślić, że nie chodzi tu o wykorzystanie mniejszej zdolności zaangażowania się w sprawy syryjskie ze strony Rosji, lecz USA. Rosja była częściowym beneficjentem poprzednich ataków Turcji na AANES i tak byłoby również obecnie, a to, że oficjalnie sprzeciwia się takiej operacji, wynika z tego, że inaczej nie będzie mogła przyjąć później roli „obrońcy Kurdów", wskazując na „zdradę USA" i podejmując się „mediacji" między Kurdami i Turcją. To sprawdzony schemat rosyjskiej strategii w tym regionie. Zresztą, w czasie ostatniej wizyty w Turcji, Ławrow sugerował zrozumienie ze strony Rosji dla tureckich planów.

Czytaj też

Turcja liczy na to, że w obecnej sytuacji zarówno USA jak i Europa przymkną oczy na inwazję, przy czym w odniesieniu do rejonu Szahby (Tal Rifaat) oraz znajdującego się po zachodniej stronie Eufratu Manbidż, nie jest konieczne uzyskanie przez nią zielonego światła ze strony USA, gdyż sił USA tam nie ma (w Szahbie nigdy nie było, a z Manbidż wycofały się w 2019 r.) Również SDF wycofało się stamtąd, pozostawiając wyłącznie siły lokalne. Inwazja zatem zależy wyłącznie od uzgodnień turecko-rosyjskich. Atak na Szahbę oznaczać będzie kolejny exodus ok. 200 tys. uchodźców, zwłaszcza że niezależne źródła potwierdzają, że w szeregach protureckich oddziałów dżihadystycznych, które miałyby te tereny kontrolować, są byli dowódcy Państwa Islamskiego.

O ile Rosja może się na to zgodzić, gdyż jej możliwości są w tej chwili ograniczone i potrzebuje wsparcia Turcji w innych kwestiach (choćby w blokowaniu członkostwa Szwecji i Finlandii w NATO czy też pomocy w omijaniu sankcji), to zajęcie tych terenów, w szczególności Tal Rifaat, budzi zaniepokojenie Assada i Iranu. Po pierwsze dlatego, że Assad doskonale wie, że odzyskanie przez niego kontroli nad terenami zajętymi przez Turcję graniczy z cudem, a prawdopodobieństwo, że ostatecznie podzielą one los anektowanego w 1939 r. sandżaku Aleksandrietty (dziś prowincja Hattay) jest bardzo duże. Jeszcze poważniejsze jest jednak to, że w ten sposób Turcja i wspierani przez nią dżihadyści podejdą na odległość zaledwie kilku kilometrów od miasta Aleppo, co może doprowadzić do wznowienia ataków na to miasto. Dlatego też tureckiej inwazji ostro sprzeciwia się również Iran, którego interesy zresztą w wielu innych miejscach zaczęły ostatnio coraz bardziej kolidować z tureckimi planami.

Czytaj też

Zajęcie Tal Rifaat i Manbidż spowoduje nowy kryzys humanitarny i ruch uchodźców, co zresztą Turcja może cynicznie wykorzystać do uzasadniania planu stworzenia „strefy bezpieczeństwa" (to, że będzie to miało dokładnie odwrotny skutek jest bez znaczenia, a z punktu widzenia Rosji jest nawet korzystne, gdyż uchodźcy ci zostaną przerzuceni do Rosji i Białorusi w celu skierowania ich na granicę Polski, państw bałtyckich i Finlandii). Tu jednak Turcja musi wymusić brak sprzeciwu ze strony USA, a na to, póki co się nie zanosi. Przeprowadzenie czystki etnicznej na tych terenach nie ma przy tym nic wspólnego z rzekomym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Turcji ze strony AANES. Władze AANES i dowództwo SDF wielokrotnie deklarowały gotowość do rozmów z Turcją, a także proponowały wprowadzenie wojsk USA lub międzynarodowych sił pokojowych do pasa granicznego w celu monitorowania rzekomego zagrożenia. Turcja się jednak na to nie zgadza, bo nie o to jej chodzi.

Za niespełna rok odbędą się w Turcji wybory i wszystkie sondaże wskazują na to, że Erdogan poniesie w nich porażkę. Do tego sytuacja ekonomiczna jest fatalna, kurs liry leci na łeb na szyję, a Turcy są coraz bardziej niezadowoleni z obecności syryjskich uchodźców. Erdogan liczy zatem, że dokonując inwazji przeciwko Kurdom w Syrii, pobudzi nacjonalistyczne i antykurdyjskie sentymenty i dzięki temu jego popularność znów wzrośnie (w przeszłości to działało), a dodatkowo wzrostowi poparcia dla niego służyć będzie pozbycie się części syryjskich uchodźców (przesiedlenie ich na podbite tereny). Nie bez znaczenia jest również to, że normalizacja stosunków między Turcją a Izraelem, Arabią Saudyjską i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, spowodowała odwrócenie się Turcji od Palestyńczyków i Bractwa Muzułmańskiego, a to z kolei naraża ją na problemy ze strony dżihadystów. Skierowanie ich przeciwko Kurdom rozwiązuje sprawę. Problem w tym, że (pomijając aspekt etyczny i humanitarny) takie działania Turcji będą bardzo szkodliwe z punktu widzenia USA i Europy. Po pierwsze, oznaczać będą całkowite wypchnięcie wpływów USA z Syrii, a zdobyte tereny zostaną podzielone na strefy wpływów Turcji i Rosji, a zatem Rosja znów się wzmocni kosztem USA. Po drugie stworzy to wspomniany wcześniej potencjał dla ataku bronią demograficzną przeciwko Europie, czemu towarzyszyć będzie propaganda Rosji, że „Europa zdradziła" Kurdów, którzy wcześniej ochronili ją przed Państwem Islamskim. Po trzecie, doprowadzi to do zwiększenia potencjału terrorystycznego Państwa Islamskiego (tak było też w 2019 r.), zwłaszcza, że na terenach, które Turcja planuje zająć, wciąż przetrzymywani są schwytani terroryści ISIS, w tym pochodzący z Europy.

Czytaj też

Reklama

Komentarze (6)

  1. DIM1

    Przeczytałem najpierw wstęp (ów wytłuszczony druk) - bardzo celnie napisany, czyli następnie sprawdzenie kto jest autorem było już tylko formalnością. Pan Witold ma mój wielki szacunek, za fachowość. Dodam, że mapa "Turcja 2050", ujawniona przez jedną z tureckich gazet, a nie zdementowano, jako mapa "do użytku wewnętrznego" tureckiej partii rządzącej, przewiduje zabory części terenów wszystkich, bez wyjątku, tureckich sąsiadów. A państwa Cypr zdaje się nie było na niej w ogóle. Sprawa sprzed kilku lat.

    1. Valdore

      @DIM! jak Turcja przy takeij polityce dotrwa do 2050r to będzie spory cud, bo Erdoganowi udało się zadzreć chyba z kazdym w regionei poza Azerbejdzanem A teraz wojenka z Syria może oznaczać wmieszanei sie Iranu a na to USA raczej sobei nei pozwoli zwłaszcza że potzrebuje ostatnio Iranu i próbują unormowac z powrotem stosunki.

  2. rmarcin555

    Turcja na przełomie roku zbankrutuje. Sułtan będzie musiał błagać na kolanach o pomoc. Może car mu pomoże, a może nie. W teorii byłoby to dla Putina proste, bo Turcja przede wszystkim potrzebuje taniego gazu. Cała energetyka turecka bazuje na gazie.. Pytanie tylko, czy narażenie się na odwet Amerykanów będzie tego warte. W Waszyngtonie doskonale zdają sobie sprawę w jakim stanie jest turecka gospodarka.

  3. Honker Haker

    Erdogan sfalszuje wybory, a jeśli opozycja podniesie bunt będzie krwawo tłumił zamieszki, jednocześnie grożąc wyjściem ze struktur atlantyckich i strasząc sojuszem z Rosją i/lub Iranem. Zrobi się zamęt i od USA zależeć będzie czy pozwoli na dyktaturę w kraju NATOwskim, czy będzie Turcję izolować co też będzie na krótką metę korzystne dla Erdogana. Jak widzimy, duży może więcej - czyli rosyjska wizja świata wciąż jest wdrażana...

  4. Macorr

    Nie ma miejsca dla tego kraju w NATO.. Tak samo jak zinfiltrowanych przez rosyjska bezpiekę Węgrów

    1. Janosik

      A co powiesz o zinfiltrowanej przez wywiady Niemiec, Rosji, USA i Izraela Polsce?

  5. Wicher99

    Chcą odbudowy Imperium Osmańskiego w granicach z prze I Wojny światowej. Patrząc na demografię takiej Grecji albo Cypru ma szanse na to. Na miejscu Greków to ja bym się naprawdę bał, bo jak rzucą na niewiernych swoich dzichadystów to będzie rzeź

  6. Lycantrophee

    Gustavo Petro,nie Piero.

Reklama