Reklama

Geopolityka

Turcja gra Szwecją i Finlandią ws. NATO [OPINIA]

Fot. Defence24.pl.

Informacja, podana przez fińskiego prezydenta, że zanim Szwecja i Finlandia złożyły wniosek o przystąpienie do NATO, Turcja nie zgłaszała żadnych zastrzeżeń, nie jest bynajmniej zaskakująca. Turcji zależało bowiem na tym by zyskać mocną kartę przetargową, którą stara się obecnie wykorzystać do dealu z Rosją lub USA

Reklama

Sauli Niinisto, w wywiadzie dla fińskiego dziennika Ilta Sanomat, stwierdził, że wiosną turecki przywódca Recep Tayyip Erdogan jednoznacznie wyrażał poparcie dla członkostwa Finlandii w NATO. Dodał, że deklaracja ta była wielokrotnie powtarzana, więc nie ma mowy by doszło do nieporozumienia, a jedyną uwagą podnoszoną w czasie rozmów była kwestia embarga na dostawy broni do Turcji (w związku z jej atakami na Kurdów) ale nie było to stawiane jako coś co może zablokować akcesję do NATO. Niinisto stwierdził też, że tureckie żądania ekstradycyjne sprowadzają się faktycznie do zakwestionowania trójpodziału władzy w Finlandii i Szwecji, gdyż taka decyzja ma charakter sądowy, a nie polityczny, a zatem jest to wykluczone. Niniisto podkreślił też, że to, iż zarzuty Turcji dotyczą przede wszystkim Szwecji nie ma znaczenia, bo oba kraje zamierzają działać razem i tylko razem. Podkreślił też, że gdyby Finlandia (a zapewne też Szwecja) wiedziały, że Turcja będzie blokować ich akcesję to nie złożyłyby wniosku o akcesję do NATO, gdyż pozostawanie w zawieszeniu w obecnej sytuacji, naraża w istotny sposób bezpieczeństwo narodowe obu państw, wystawiając je na uderzenie ze strony Rosji. Wykluczył jednak możliwość wycofania wniosku.

Reklama

Te słowa nie powinny nikogo dziwić. Turcja była bardzo zainteresowana tym by Szwecja i Finlandia złożyły wniosek o przyjęcie do NATO bo umożliwiło jej to blokowanie tych wniosków. Nie ma w tym nic absurdalnego ani zaskakującego, lecz wpisuje się to idealnie w dotychczasową politykę Turcji operowania szantażem i grania na dwa fronty. Bez wniosków nie byłoby możliwe ich blokowanie, a co za tym idzie, targowanie się o cenę wycofania się z tej blokady, lub wręcz przeciwnie, jej utrzymania, przy czym jest to komunikat wysyłany nie tyle do Sztokholmu i Helsinek, lecz do Waszyngtonu i Moskwy. Celem wtórnym jest destabilizacja sytuacji wewnętrznej w Szwecji i Finlandii, wywołanie niesnasek między obydwoma krajami oraz próba wpłynięcia na przebieg wyborów w Szwecji, które odbędą się za 3 miesiące.

Głównym adresatem szantażu są USA. Erdogan założył, że zachęcając Finów do złożenia wniosku o członkostwo w NATO, a następnie blokując wnioski Szwecji i Finlandii, wystawi w ten sposób na próbę wiarygodność USA w delikatnym momencie, a także stworzy zagrożenie dla spójności NATO. Kalkulacja była więc taka, że pozostali członkowie NATO, którym zależeć będzie na sukcesie szczytu NATO w Madrycie, naciskać będą na ustępstwa wobec Turcji. Z kolei USA, które bardzo wyraźnie opowiedziało się za rozszerzeniem NATO o Szwecję i Finlandię, znajdzie się w sytuacji problematycznej, wobec coraz wyraźniejszych gróźb Rosji pod adresem tych dwóch państw.

Reklama

USA póki co wydają się jednak ignorować oczekiwania Erdogana. Warto przy tym przypomnieć, że już w trakcie kampanii prezydenckiej Bidena doszło do ostrych spięć między nim a Erdoganem. Po wyborze ani Biden ani żaden wysoki przedstawiciel jego administracji, nie udał się z wizytą do Turcji. Do spotkania Biden-Erdogan doszło tylko na szczycie NATO w Brukseli. Turcja została też wykluczona ze szczytu państw demokratycznych (co akurat nie może dziwić) i z bliższych konsultacji w kwestii wojny na Ukrainie (co też nie może dziwić). W maju doszło wprawdzie do wizyty szefa tureckiej dyplomacji w Waszyngtonie ale trudno tu mówić o sukcesie czy przełomie w relacjach USA-Turcja, gdyż kilka dni wcześniej w Waszyngtonie przebywał premier Grecji. O ile wizyta Kyriakosa Mitsotakisa była bardzo owocna i spotkał się on z Bidenem, to Cavusoglu został przyjęty tylko przez Blinkena i wrócił do Ankary z pustymi rękoma.

Sprawa grecka jest jednym z kluczowych tematów, które Turcja chciałaby ugrać używając karty szwedzko-fińskiej. Nie jest bowiem przypadkiem, że Turcja właśnie teraz zwiększyła skalę naruszeń przestrzeni powietrznej Grecji, zaczęła robić przygotowania do nowych prowokacji na greckich i cypryjskich Wyłącznych Strefach Ekonomicznych. W czwartek 9 czerwca Erdogan poszedł krok dalej grożąc Grecji „demilitaryzacją wysp na Morzu Egejskim". Jest to dalsze podbijanie stawki, gdyż Turcja wie, że konflikt zbrojny między dwoma państwami NATO byłby w obecnej sytuacji ciosem dla pozostałych członków Sojuszu oraz USA. USA i Grecja nie wykazują jednak żadnej gotowości do ustępstw, wręcz przeciwnie Grecja zintensyfikowała lobbing w USA by te nie tylko nie zmieniły decyzji w sprawie nie sprzedawania Turcji F35 ale również nie dostarczyły zmodernizowanych F16. Warto dodać, że w zakresie antytureckiego lobbingu Grecy zwarli w USA szeregi z organizacjami ormiańskimi, kurdyjskimi, hinduskimi, a także chrześcijańskiej prawicy.

Tematów spornych na linii Ankara – USA jest jednak znacznie więcej i Erdogan, od czasu ogłoszenia planu blokowania członkostwa Szwecji i Finlandii w NATO, nie pozwala o tym zapomnieć, testując w ten sposób asertywność USA i administracji Bidena. Chodzi w szczególności o groźby nowej inwazji na zdominowaną przez Kurdów Autonomiczną Administrację Syrii Północno-Wschodniej (AANES). USA wyraźnie przekazały jednak Turcji, że nie będzie powtórki z 2019 r. (gdy Trump otworzył drogę do inwazji) i zielonego światła z ich strony na taki atak nie będzie. USA (zresztą słusznie) uważają, że doprowadziłoby to do wzrostu zagrożenia ze strony Państwa Islamskiego. Kolejną, prawdopodobnie najważniejszą dla Erdogana, kwestią jest sprawa akceptacji USA dla tępienia opozycji w Turcji. Znów nie jest przypadkiem, że Erdogan właśnie teraz ogłosił, że będzie starał się o reelekcję w wyborach, które mają się odbyć równo za rok. Oczywiście nie jest to żadne zaskoczenie, niemniej widać też wyraźnie, że Erdogan dąży do „ustawienia" sobie kontrkandydatów. Już po otwarciu kwestii szwedzko-fińskiej, Erdogan dokonał kolejnego, mocnego uderzenia w opozycję, skazując tureckiego filantropa Osmana Kavalę na dożywocie, dokonując kolejnych masowych aresztowań wśród dziennikarzy i przede wszystkim, uderzając w główną partię opozycyjną tj. CHP, poprzez skazanie szefowej stambulskiego oddziału tej partii Canan Kaftancioglu na ponad 4 lata więzienia.

Uderzenie w Kaftancioglu to test przed kolejnym krokiem w planie Erdogana wygrania wyborów. Chodzi o wyeliminowanie głównych konkurentów. Sondaże wyborcze od wielu miesięcy dają wyraźną przewagę potencjalnym kandydatom opozycyjnej CHP tj. burmistrzowi Stambułu Ekremowi Imamoglu i burmistrzowi Ankary Mansurowi Yavasowi i dlatego Erdogan chce ich wyeliminować, tak by jego konkurentem był szef CHP Kemal Kilicdaroglu. Ten ostatni nie ukrywa zresztą swoich ambicji, a sondaże dają mu też przewagę nad Erdoganem, tyle, że niewielką. Istnieje przy tym zgodność w opiniach komentatorów, że jeśli w 2023 r. Erdogan przegra kilkoma punktami procentowymi, to zdoła sfałszować wynik. Tutaj jednak znów otwartym pozostaje pytanie o to jak na to zareaguje USA. Póki co Erdogan będzie to testował na Imamoglu, wobec którego już wszczęto postępowanie karne, żeby go wyeliminować. Otwartym pozostaje też pytanie czy Erdogan zdecyduje się na delegalizację kurdyjskiej HDP, bez czego nie ma szans na utrzymanie większości w parlamencie po wyborach, które odbędą się równolegle z prezydenckimi.

Póki co z Waszyngtonu nie płyną żadne pozytywne dla Turcji sygnały jakiejkolwiek zmiany postawy USA i dlatego Turcja podbija stawkę dokonując wręcz demonstracyjnego zbliżenia z Rosją. Temu właśnie miała służyć wizyta Siergieja Ławrowa w Ankarze. Pomijając dotychczasową postawę Turcji wobec wojny na Ukrainie, tj. fakt, że jako jedyny kraj NATO nie nałożyła na Rosję żadnych sankcji, a wręcz przeciwnie, otworzyła możliwości ich obchodzenia, obecnie można zaobserwować coraz silniejsze wsparcie Turcji dla Rosji. Teoretycznie głównym tematem rozmów było „odblokowanie" handlu ukraińskim zbożem, tyle, że była to prorosyjska propagandowa pokazówka, w która Turcja świadomie się wpisała. Ankara, oferując eskortowanie transportów ukraińskiego zboża, po odblokowaniu portu w Odessie, wiedziała, że jest to wykluczone z perspektywy Ukrainy, gdyż konieczne byłoby rozminowanie dostępu do tego portu. Deklaracja Rosji, że nie wykorzystałaby tego militarnie to kpina z inteligencji. Dzięki Turcji, która zresztą już pośredniczy w nielegalnym handlu skradzionym ukraińskim zbożem, Rosja może jednak puścić w świat (afrykańsko-azjatycki) przekaz, że problem zboża to wina Ukrainy i Zachodu.

Faktycznie jednak tematów rozmów Ławrow-Cavusoglu było znacznie więcej. Zarówno potencjalna ofensywa Turcji przeciwko AANES, czy też prowokacja militarna przeciwko Grecji, nie mówiąc już o blokowaniu akcesji Szwecji i Finlandii do NATO, to działania będące głęboko w interesie Rosji. To, że Rosja oficjalnie wyraziła zaniepokojenie przygotowaniami Turcji do ataku na AANES nie ma przy tym znaczenia, bo Moskwa liczy, że USA opuści Kurdów i ci w obliczu tureckiego zagrożenia zostaną zmuszeni poprosić ją o protekcję, a wtedy cała Syria Północno-Wschodnia zostanie podzielona między Turcję i Rosję, przy jednoczesnym wyeliminowaniu wpływów Zachodu, w szczególności USA. Można się przy tym spodziewać, że Turcja za swoje przysługi dla Rosji, oczekuje od niej zapłaty w postaci ustępstw w innych obszarach, gdzie interesy obu państw się krzyżują np. w Libii, na Kaukazie Płd., czy też w Azji Centralnej.

Szantażowanie NATO przez Turcję „zbliżeniem z Rosją" dotąd działało więc Erdogan wciąż będzie dawał do zrozumienia, że jak NATO i UE spełni jego kolejne żądania to dokona on zwrotu w swej polityce. Jest to więc pewnego rodzaju licytacja „kto da więcej". Tyle, że Erdogan nie wziął pod uwagę tego, że skutki mogą być odwrotne do zamierzonych. Chodzi w szczególności o zrujnowanie wizerunku Turcji i pokazanie, że jest ona niewiarygodnym sojusznikiem. Ponadto o ile Turcja oczekuje od USA marchewki, to może poczuć kij, zarówno w odniesieniu do sprawy greckiej jak i kurdyjskiej. Nic jednak nie wskazuje na to by póki co Turcja planowała wycofać się ze swojej strategii. Wręcz przeciwnie, można się spodziewać dalszego brnięcia w tym kierunku. I w tym kontekście należy też odczytywać coraz mniej zawoalowane groźby Rosji pod adresem Szwecji i Finlandii.

Nowy „wykład historyczny" Putina, odnoszący się do rzekomego odzyskiwania ziem rosyjskich przez cara Piotra I poprzez wojnę ze Szwecją, też nieprzypadkowo miał miejsce tuż po wizycie Ławrowa w Turcji. Co więcej, zbiegł się on z obchodami 100 rocznicy uzyskania autonomii przez Wyspy Alandzkie, doprowadzając do nagłego opuszczenia uroczystości przez szwedzką parę królewską oraz prezydenta Finlandii. Wyspy Alandzkie to położony strategicznie (między Sztokholmem a dawną stolicą Finlandii Turku) archipelag zamieszkany przez Szwedów. Gdy w 1809 r. Finlandia, należąca od średniowiecza do Szwecji, została podbita przez cara Aleksandra I, to wraz z nią rosyjskie panowanie zostało roztoczone nad Wyspami Alandzkimi. Po rozpadzie rosyjskiego imperium i uzyskaniu przez Finlandię  niepodległości, mieszkańcy archipelagu chcieli by powrócił on do Szwecji ale zamiast tego Wyspy Alandzkie musiały zadowolić się autonomią i jednocześnie uzgodniono ich demilitaryzację. Zważywszy też na to, że zamieszkane są one zaledwie przez około 30 tys. osób to są one łakomymi stosunkowo łatwym kąskiem dla Rosji, która może próbować przeprowadzić tam jakąś prowokację militarną.

Uderzenie na Wyspy Alandzkie byłoby ciosem w oba kraje kandydujące do NATO. Można jednak założyć, że USA, choć nie są do tego zobowiązane, wsparłyby militarnie obronę wysp przed rosyjską agresją (w tym o charakterze hybrydowym). Problem w tym, że nawet w takim wypadku Rosja odniosłaby pewien sukces, gdyż jej propaganda kierowałaby do Ukraińców przekaz, że Amerykanie i NATO inaczej traktują Ukrainę, a inaczej malutkie Wyspy Alandzkie, dla których są w stanie zaryzykować wybuch III wojny światowej.

Natomiast z punktu widzenia Turcji, słabo zawoalowane groźby rosyjskie pod adresem Szwecji i Finlandii, w tym Wysp Alandzkich, są korzystne, gdyż podbijają znaczenie jej weta wobec członkostwa obu krajów w Sojuszu. Warto przy tym wspomnieć o jeszcze jednej analogii historycznej. Wojna szwedzko-rosyjska w 1809 r. doprowadziła też do obalenia ówczesnego króla Szwecji Gustawa IV Adolfa. Tymczasem za 3 miesiące odbędą się w Szwecji wybory parlamentarne i utrzymanie władzy przez rządzących socjaldemokratów wisi na włosku. Wprawdzie nie będzie miało to znaczenia dla dążenia Szwecji do NATO, gdyż prawicowa opozycja też chce tej akcesji, a poza tym żadna szwedzka partia nie jest prorosyjska (poza jednym deputowanym wyrzuconym za to ze Szwedzkich Demokratów), ale już widać pewną destabilizację sytuacji wewnętrznej, polegającą na wzajemnym obrzucaniu się między socjaldemokratami a prawicową opozycją oskarżeniami o to kto szkodzi temu członkostwu. Tymczasem Turcja założyła w Szwecji swoje ugrupowanie – islamistyczny Nyanset, którego lider Mikail Yuksel jest powiązany z terrorystycznymi Szarymi Wilkami. Wprawdzie póki co ma ono śladowe poparcie ale destabilizacja sytuacji wewnętrznej Szwecji może to zmienić. Tymczasem mieszkający w Szwecji muzułmanie ze znacznie większym sceptycyzmem podchodzą do wspierania przez ten kraj Ukrainy. Więc znów zbiegają się tu interesy zarówno Turcji jak i Rosji.

Witold Repetowicz

Reklama

Komentarze (6)

  1. Markus

    Uczmy się od Turcji jak prowadzić politykę. W polityce nie ma przyjaciół czy wrogów, są tylko interesy.

    1. Valdore

      @Markus, Turcja tak prowadzi polityke ze jej gospodarka szoruje po dnie, NATO i UE są na nia wściekłe, a inflacja przekroczyła dawno 70%

    2. CCCP

      to było credo MT, więc może jednak patrzmy na zachód :)

    3. Chyżwar

      Ale wiesz, że ich polityka jest mniej więcej taka jak ta, która odbywa się na arabskim targu? Jak chcesz w ten sposób politykować, wolna droga. Polska należy do świata Zachodu więc w moim przekonaniu turecki sposób uprawiania polityki tu nie za bardzo pasuje.

  2. CCCP

    mam dwa pytania: - jakim kijem oprócz F16 dysponują Stany? - jak wygląda mechanizm odchudzania NATO?

  3. hermanaryk

    Skoro moje uwagi nt. dotyczących Turcji tekstów pana Repetowicza za każdym razem trafiają do kosza, to może cenzor przepuści opinię sekretarza generalnego NATO? Jens Stoltenberg powiedział mianowicie wczoraj w Finlandii, że "obawy dotyczące bezpieczeństwa podniesione przez Turcję w sprzeciwie wobec fińskiego i szwedzkiego wniosku o członkostwo w NATO mają uzasadnienie". I dodał - cytuję dziennik.pl - "że żaden inny członek NATO nie doświadczył więcej ataków terrorystycznych niż Turcja i dlatego jej obawy należy traktować poważnie. Powiedział również, że Turcja jest kluczowa dla Sojuszu Północnoatlantyckiego ze względu na swoją strategiczną lokalizację między Europą a Bliskim Wschodem".

  4. Żelazny

    Na dzień dzisiejszy przydatność Turcji dla NATO jest zerowa. Dyktatura przymilająca się do Putina, mająca w nosie interes NATO realizująca tylko swoje interesy. Czasy kiedy Turca była potrzebna się skończyły, NATO dopadnie Rosję z terytorium nowych członków. Myślę że Turcji należy wskazać miejsce w szyku i np. USA powinny wypowiedzieć nuclear sharing a jak to nie da im do myślenia, wywalić z NATO. Więcej wniesie Szwecja i Finlandia do walki z Rosją niż Turcja. Cóż nam po tureckiej armii która jest skierowana przeciw Grecji a nie Rosji i w razie konfliktu z Rosją nie ma co liczyć na Turcję.

    1. Valdore

      @Zelazny, niestety jest taki problem z wywaleniem Turcji z NATO że nikt jak NATO powstawało nie przewidział takiej sytuacji. A sami Turcy sa zbyt wielkimi tchórzami by odejść samemu

  5. easyrider

    Ktoś się spodziewa tureckiego altruizmu? Możemy zrobić gambit. Finlandia i Szwecja za Turcję. Stracimy niewiele, bo Szwecja już powoli staje się Bliskim Wschodem w Europie.

  6. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Blokada Turcji jest bez znaczenia. Papiery i formalności się nie liczą - liczą się tylko i wyłącznie realne działania, realne współdziałanie, uzyskana synergia zdolności i interoperacyjności USA, UK i Wschodniej Flanki NATO z Turcją czy bez Turcji. Za to USA ma wygodny pretekst do podniesienia poprzeczki i punktowania Turcji występującej pozycji petenta co do najnowszych F-16. Czyli każdy kij ma dwa końce - i w tym przypadku realnie wynikowo bardziej dolegliwie jest to dla Turcji. W sumie - Turcja za daleko Skandynawii, by jej dobra czy zła wola wpływała na projekcję siły i przepływy strategiczne w basenach Arktyki i Bałtyku.

Reklama