Geopolityka
Szwecja i Finlandia na skomplikowanej, a może prostej drodze do NATO? [OPINIA]
No to zaczynamy! - można byłoby w tym momencie uprościć fakt podpisania protokołów akcesyjnych do NATO przez Szwecję i Finlandię. Co, jak zaznaczył sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg, uruchamia proces ratyfikacji w każdym z państw członkowskich tego systemu obrony kolektywnej. Oczywiście zauważając, że udało się obronić kluczowy filar NATO w postaci polityki otwartych drzwi. Co jest bardzo dobrym prognostykiem jeśli chodzi o działanie Sojuszu widzianego w dłuższej perspektywie.
Jednocześnie należy jednakże mocno podkreślać właśnie to, że zaczynamy pewien proces, z całymi konsekwencjami wynikającymi z jego skomplikowania. Albowiem w żadnym razie decyzje na szczycie NATO, choćby najbardziej przełomowe, nie były zakończeniem żmudnej i skomplikowanej pracy negocjatorów, dyplomatów i polityków. Droga do NATO dwóch państw nordyckich może okazać się jeszcze wyboista i w pewnym sensie zawiła. Przede wszystkim dlatego, że nie należy wykluczyć rosyjskich działań mających na celu spowolnienie akcesji lub wprowadzenie jakiejś formy blokady. Raczej nie wiąże się to z realnym zagrożeniem militarnym ze strony Rosji, gdyż fakty raczej wskazują na osłabienie wojsk rosyjskich w regionie (np. baza w Alakurt) wskutek inwazji w Ukrainie. Jednakże, Kreml nie przestaje straszyć i nie zaprzestanie prób wpływania na bezpieczeństwo obu państw i ich partnerów chociażby przez pryzmat mniej lub bardziej wyrafinowanych operacji w domenach cyber i informacyjnej.
Czytaj też
Należy również liczyć się z wręcz wysypem aktywności wszystkich przeciwników działań NATO, w tym rozszerzenia Sojuszu, których tylko uda się zgromadzić lub zmobilizować w parlamentach poszczególnych państw członkowskich. Chodzi oczywiście o te kraje, gdzie to władza ustawodawcza musi dokonać formalnej akceptacji rozszerzenia NATO o nowych członków. Trzeba więc zakładać, że będą w użyciu wszelkie formy narracji destabilizujących Zachód i przestrzeń transatlantycką. Na czele ze wskazywaniem, iż rozszerzenie NATO o Szwecję i Finlandię stanowi coś w rodzaju agresywnego działania wobec Rosji. Użytkowane są i będą też wszelkie animozje wokół relacji ze Stanami Zjednoczonymi czy też Wielką Brytanią. Lecz w sumie trudno jest dziś zakładać, że nawet najbardziej gorąca parlamentarna czy pozaparlamentarna forma „debaty" ukierunkowanej na negację akcesji Szwecji i Finlandii do NATO okaże się skuteczna w większości państw należących do NATO.
Szczególnie, że w Europie wejście Szwecji i Finlandii należy rozpatrywać w kategoriach wejścia państw należących też do UE. Jak również wysoce zintegrowanych z NATO i jego państwami pod względem militarnym. Kwestie wojskowe nie stanowią więc możliwych problemów, a wręcz przeciwnie są atutem zarówno Szwedów jak i Finów. Jesteśmy akurat pewni, że strona szwedzka i fińska są już teraz w pełni przygotowane do akcesji. Szczególnie, że w różnych konfiguracjach bilateralnych, ale też na misjach pokojowych i reagowania kryzysowego lub współpracy regionalnej siły zbrojne obu państw sprawdziły się w roli solidnych partnerów. Zaś w ostatnich latach te państwa dokonywały mocnego i czytelnego zbliżenia we współpracy wojskowej z Amerykanami.
Przynajmniej publicznie problemem pozostaje nadal polityka Turcji i to nawet wbrew osiągnięciu konsensusu trójstronnego w ramach szczytu w Madrycie. Jest to sprawa wyłącznie polityczna, a nie merytoryczna, bowiem roszczenia Ankary są budowane w oparciu o dość chybotliwe argumenty szczególnie, wobec podnoszenia ich w obecnej rzeczywistości strategicznej. W końcu, to właśnie Turcja jest przecież w obecnych realiach rzeczywistości wojennej najbliżej kooperującym z Rosją państwem NATO . Mowa zarówno o turecko-rosyjskich relacjach w Syrii, ale też o pozyskaniu przez Turków systemów opl S-400. Tak czy inaczej, jak można było przeczytać w depeszach agencyjnych, prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan ostrzega, że jego państwo wciąż może zablokować proces akcesyjny, jeżeli Szwecja i Finlandia nie spełnią żądania Turcji dotyczącego ekstradycji lub deportacji osób podejrzewanych przez Turcję o terroryzm, w tym członków organizacji syryjskich Kurdów YPG/PYD. W podobnym, ostrym tonie wypowiedział się również Mevlüt Çavuşoğlu czyli turecki minister spraw zagranicznych.
Czytaj też
I z jednej strony można uczciwe stwierdzić, że Turcja jest w stanie swoje groźby spełnić, szczególnie jeśli przypomni się działania właśnie Erdogana i jego partii w obliczu amerykańskiej operacji Iracka Wolność z 2003 r. To wtedy nastąpił parlamentarny paraliż decyzji o możliwości wykorzystania przez sojusznika z NATO tureckich baz, a także tureckiej przestrzeni powietrznej. Finalnie Turcy otrzymali amerykańskie środki finansowe, ale zgodzili się na bardzo ograniczone działania przeciwko Irakowi ze strony amerykańskich jednostek wojskowych (formacje specjalne i komponent 173. Brygady Powietrznodesantowej). Lecz w parlamencie potrafili odegrać sztukę rozpisaną na dwa głosy, egzekutywy i legislatywy, chociaż nie było to zbyt mocno zakamuflowane. Obecnie mogą niestety postąpić podobnie. Trzeba też pamiętać, jak mocno Turcja zagrała w relacjach z UE w obliczu wytworzonej presji migracyjnej z 2015 r.
Z drugiej strony, należy pamiętać, że oprócz kwestii YPG/PYD, a może nawet pomijając je Turcji zależy obecnie w znacznym stopniu na złagodzeniu obostrzeń sprzętowych jeśli chodzi o współpracę z przemysłami zbrojeniowymi innych państw NATO. Ankara zapędziła się sama na bardzo niekomfortowe pozycje w relacjach sprzętowych poprzez swoją kooperację z Rosjanami, czego symbolem było pozyskanie S-400 i zablokowanie współpracy w programie F-35. Dziś, trudno jest nie odczytać między wierszami wystąpień poszczególnych polityków tureckich, że negocjacje odwołują się do poluzowania ograniczeń na czele z wymiarem stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Jest to szczególnie istotne z punktu widzenia tureckich sił powietrznych oraz procesów ich modernizacji. Oczywiście strona turecka nadal może grać kartą samodzielnego projektu w zakresie maszyny kolejnej generacji, szybko opracowanej i wdrożonej do produkcji (program TAI TF-X/ TAI MMU) lub tym bardziej grozić wprowadzeniem konstrukcji z innego kraju poza NATO. Lecz jest to w znacznym stopniu działanie ograniczone jeśli spojrzy się na dynamikę wydarzeń na świecie. Stąd też wszelkie szarże jeśli chodzi o Szwecję i Finlandię mogą być elementem strategii negocjacyjnych innych niż te formalnie argumentowane w przestrzeni debaty publicznej.
Nie możemy zapominać, że Turcja przyzwyczaiła nas do tego jak mocno angażuje wątki z polityki zagranicznej do wewnętrznych sporów i polityki krajowej. Ostre wypowiedzi Erdogana czy Çavuşoğlu mogą więc być również odczytywane jako próby budowania własnej pozycji politycznej w trudnych dla władzy warunkach ekonomicznych kraju. Nie mówiąc o wyborach powszechnych, zaplanowanych na 2023 r. W końcu akces do nich, jako kandydat na prezydenta złożył już sam Erdogan. Stąd też taka, a nie inna pozycja wobec Szwecji i Finlandii może być równie dobrze elementem dłuższej kampanii wyborczej i pozycjonowania samego Erdogana jako kluczowego gracza w relacjach transatlantyckich. Co więcej, w żadnym razie scenariusz zakładający wymuszenie transferów uzbrojenia czy podzespołów nie musi być odseparowany od pragmatyki politycznej wewnątrz Turcji.
Czytaj też
Nie zapominajmy przy tych wszystkich debatach, że same oskarżenia, o upraszczając, wspieranie terroryzmu przez Szwedów czy Finów delikatnie rzecz ujmując są dość karkołomne w sensie praktycznym. Albowiem walka ze zjawiskiem terroryzmu jest dla obu państw ważnym segmentem w polityce bezpieczeństwa. Analogicznie oba kraje należące do UE są wyczulone na sferę monitorowania radykalizmów różnego rodzaju. Wykazują to służby oraz instytucje szwedzkie oraz fińskie jeśli chodzi o kooperację z partnerami zagranicznymi, ale też w sferze własnych działań anty i kontrterrorystycznych. Co więcej, istnieją obecnie formaty w relacjach partnerów europejskich i regionalnych jeśli chodzi o wymianę informacji o zagrożeniach terrorystycznych. Stąd trudno brać głosy tureckie za coś innego niż sprawę czysto polityczną, gdyż gdyby miała ona podstawy praktyczne to jej rozwiązanie możliwe byłoby bez angażowania opinii publicznej.
Czy taka postawa Turcji jest dobra dla NATO i bezpieczeństwa transatlantyckiego? Odpowiedź jest, oczywiście, stanowczo negatywna. Albowiem może ona implikować nie tylko same problemy wizerunkowe, ale przede wszystkim odnawiać starsze animozje z sama Turcją w epicentrum. Należy bowiem przypomnieć kwestię sytuacji kryzysowej we wschodniej części Morza Śródziemnego związaną umownie z operowaniem na tym akwenie tureckiej jednostki Oruç Reis w 2020 r. Czy też z problemem wyrosłym wokół incydentu z pływającym pod banderą Tanzanii statkiem, którego sprawdzenie przez zespół abordażowy francuskiej fregaty zostało zablokowane przez turecką marynarkę wojenną. Nie wspominając, że taka polityka i sposób wypowiadania się tureckich decydentów to paliwo dla rosyjskich działań propagandowych. Co więcej, roszczenia tureckie mogą stanowić realne wyzwanie dla rządzących w Szwecji i Finlandii. Przykładem jest działanie członka szwedzkiego Riksdagu poseł Amineh Kakabaveh. Ta ostatnia, właśnie na kanwie rozmów z Turcją i prób uzyskania konsensusu na bazie memorandum w obliczu postępowania akcesyjnego zaatakowała ostro minister spraw zagranicznych Szwecji Ann Linde. Wskazując, że umowy z Turcją to „czarny dzień dla szwedzkiej polityki zagranicznej" i zapowiadając wobec niej działania w sferze polityczno-prawnej .
Tego rodzaju działania Turcji można uznać za wypływające z własnego interesu narodowego, ale ich odpowiednim miejscem ich kanalizacji winna być przestrzeń negocjacji i dyplomacji, szczególnie tej zakulisowej. Zwłaszcza, że właśnie NATO oferuje ku temu niezbędną platformę oraz narzędzia, chociażby w postaci roli Sekretarza Generalnego. Władze w Ankarze uznały jednak, że więcej zyskają one i tylko one, działając w sposób publiczny. Można jedynie cieszyć się, że przy memorandum w Madrycie wykazano wolę do uzyskiwania porozumień. Otwartym pozostaje ile zajmie wypracowanie analogicznych rozwiązań jeśli chodzi o proces ratyfikacji w parlamencie tureckim. Ewidentnie rządzący w Turcji chcą bowiem rozciągać tego rodzaju targi i grają nimi na wielu kierunkach. Pytaniem otwartym pozostaje na ile nawet sukcesy taktyczne strony tureckiej przełożą się na jej problemy strategiczne w perspektywie postrzegania Turcji w kategoriach sojusznika w NATO. Szczególnie, że dobie rosyjskiej napaści na Ukrainę mamy do czynienia z pewnego rodzaju sprawdzeniem wartości, które również stoją za koncepcją systemu obrony kolektywnej. Turcja swoją postawą dając argumenty Rosji do atakowania spoistości NATO osłabia swoją pozycję, a nie jak twierdzą niektórzy, potrafi budować silną pozycję w relacjach międzynarodowych. Zaufanie jest bowiem wartością częstokroć trudną do odbudowania.
Czytaj też
Konkludując, należy jednak zakładać, że Szwecja i Finlandia najprawdopodobniej zasilą swoimi potencjałami NATO. Szczególnie, że wiele państw natowskich jest nawet skłonnych sięgać po ekstraordynaryjne posiedzenia parlamentów, tak aby przyspieszyć ten proces. Co więcej, kluczowa jest tutaj postawa Waszyngtonu, a także emocje, którą wywołała rosyjska agresja na Ukrainę. Jednakowoż, swego rodzaju niepewność i niesmak z nią związany będą nadal animowane przez stronę turecką, p rzy- zapewne- mocnym akompaniamencie Rosjan, którzy mogą bagatelizować publicznie znaczenie szczytu w Madrycie, ale w praktyce tacy obojętni nie pozostaną. I tego możemy być pewni jeśli myślimy o problematyce drogi do NATO. Przy czym, kto jak nie Polacy powinni pamiętać, że wejście do Sojuszu to proces prosty jedynie po latach i to na kartach haseł encyklopedycznych. W praktyce to rzeczywiste wyzwanie dla dyplomatów i polityków, które musi być podparte wolą społeczeństwa do uzyskania długookresowych gwarancji w ramach NATO. $$
gdyby.
Mogę swoje dwa grosze ? Jeden - jeśli człowiek który dokonuje zamachu stanu w Turcji jest pod ochroną USA (jakiś Gulen) to jak tu autor może mówić o zaufaniu. Wyobraźmy sobie odwrtna sytacjie. Czy członkowie sojuszu wspierają wzajemne zamachy ? (2) przyszłość NATO - niepokoi mnie chęć użycia sojuszu do walki z Chinami. Wolałbym byśmy wrócili do sojuszu jako i stutcji samoobrony a nie ksztawania polityki USA na świecie.