Geopolityka
Sztuka wojny Macrona
Słowa prezydenta Francji o wysyłaniu wojsk na Ukrainę wciąż odbijają się echem i wracają w różnych formach na usta wszystkich zainteresowanych konfliktem z Rosją. Wciąż nie ma jednej wersji rozmów wśród krajów Zachodu w kontekście zaangażowania żołnierzy we wsparcie Ukrainy, ale Macron przyznał, że ten temat był omawiany. Jednocześnie zabrakło mu poparcia wśród głównych sojuszników tj. Wielkiej Brytanii, Niemiec i Włoch, a odcięła się też Polska i Czechy. Być może jednak, był to zamierzony ruch francuskiego polityka.
Choć na początku słowa Macrona wywołały zdziwienie i oburzenie, to z czasem – również i w Polsce – zaczęto się z tym tematem oswajać i analizować na kilka sposobów. Sama perspektywa zaangażowania siły ludzkiej z krajów NATO/UE w konflikt ukraińsko-rosyjski jest od razu negowana. I słusznie. Niemniej, wsparcie osobowe na Ukrainie przez żołnierzy Zachodu może przybierać różną formę.
Nie ma dementi
W tę stronę poszedł premier Francji, G. Attal, który wskazał, iż mówiąc o żołnierzach francuskich na Ukrainie należy przede wszystkim dyskutować o wojskowych zaangażowanych w szkolenie ukraińskich sił zbrojnych, wsparcie w ramach wykorzystania obrony przeciwlotniczej, a także udzielanie pomocy na rzecz obrony określonych granic.
Celem francuskiego polityka było złagodzenie dyskursu, ale nie usłyszeliśmy jednoznacznego wykluczenia wysyłania żołnierzy na ukraiński front. Z drugiej strony, od miesięcy Francuzi nie chcą delegować swoich instruktorów na Ukrainę, aby prowadzili szkolenia z obsługi armatohaubic Caesar. Dwie sprzeczności.
Kolejną opinie przedstawił Minister Spraw Zagranicznych Francji S. Sejournet, ponieważ stwierdził: „Francuzi nie umrą za Ukrainę. Nie wyślemy żołnierzy do walki. Ustalono ramy: uniemożliwić Rosji zwycięstwo, bez wszczynania z nią wojny. W tych ramach nic nie jest wykluczone, jak powiedział prezydent”. Zatem wyklucza się walkę, ale nie obecność.
Choć część zachodnich polityków podkreślała, że widzi inne rozwiązania na rzecz wsparcia Ukrainy, to eksperci i analitycy (również w Polsce) wskazywali na realne scenariusze, gdzie wojska NATO pojawią się na ukraińskiej ziemi. Swego rodzaju tabu zostało przełamane, a słowa prezydenta Macrona będą rezonować w kolejnych tygodniach. Wątpliwości, po obu stronach (czyt. także na Kremlu), zostały zasiane.
Francuski Sun Tzu
Emmanuel Macron chciał zupełnie inaczej wypowiedzieć się o wsparciu wojskowym dla Ukrainy w ramach zaangażowania żołnierzy NATO. Widać było, że jest to kolejny raz, gdy zamierzony przekaz był inny, niż efekt końcowy. Niemniej, jak na mistrzów dyplomacji, i tutaj Francuzi dostrzegają ogromne zalety (z czym się zgadzam) oraz wskazują na możliwe korzyści w walce informacyjnej z Federacją Rosyjską.
Macron miał przywrócić tzw. strategiczną dwuznaczność. Jest to zapomniana koncepcja wojskowa, którą prezydent miał zamiar wskrzesić. Głównym celem jest sprawienie, że przeciwnik zwątpi w swoje zdolności i plany, co jest jedną z fundamentalnych zasad wojny. Niejednoznaczność stanowi część wojny hybrydowej, którą od setek lat realizuje wiele państw, na czele z Rosją.
Komunikat prezydenta Francji, który trafił do przestrzeni publicznej, był źle przygotowany i został również źle zrozumiany. Nie było mowy o wysłaniu francuskich żołnierzy do walki na froncie obok Ukraińców przeciwko rosyjskiej armii. Jednakże, w tym momencie Władimir Putin musiał mieć wątpliwości.
Czytaj też
Macron otworzył kolejne drzwi do pomocy Ukrainie. Choć nie zapadła żadna decyzja, to zostały zaprezentowane możliwości. Niejednoznaczność była kluczowa. Pogubili się wszyscy; po stronie Zachodu i po stronie Rosji oraz jej sojuszników. Idea szkoleń na Ukrainie lub częściowego zaangażowania żołnierzy została zasiana.
Prudencja w dyplomacji
Od początku wojny na Ukrainie wiele z działań Francji można określić jako nieroztropne. Zarówno o charakterze pozytywnym, jak i negatywnym. Tym razem jednak, możemy dość dobitnie stwierdzić, że wśród krajów Unii Europejskich Francja ma w końcu bardzo precyzyjnie określony kierunek działań tj. pełne wsparcie dla Ukrainy. Po swoim kolejnym wystąpieniu, to Macron chce stać się liderem. Na krajowej scenie politycznej otrzymał dużo krytyki, ale był świadomy, że Zachód musi uzyskać przewagę na Rosją.
Francuzi wiedzą, że czas szybko leci, a wkrótce mogą zajść zmiany w Białym Domu. Relacja Paryża i Waszyngtonu jest poprawna, ale Macrona i Trumpa bardzo chwiejna. Stąd Francja jest świadoma, iż musi teraz w jak największym stopniu naciskać na walkę z Rosją w Europie, gdy USA jest w pełni zaangażowane. Później to Francja może zostać zmuszona, aby wziąć odpowiedzialność na swoje barki, na co nie jest jeszcze gotowa.
Czytaj też
Odstraszanie Federacji Rosyjskiej musi stać się elementem działań krajów Zachodu. To Putin od 2014 roku prowadzi taką politykę na Ukrainie, która wpływa bardzo destabilizująco na całą Europę. Ta wojna nie ma wymiaru tylko ludzkiego, ale stosowana jest cała gama narzędzi, żeby zaszkodzić przeciwnikowi. Zaskoczyć Rosję na froncie udało się kilkukrotnie. Teraz czas na rozgrywkę Zachodu w przestrzeni informacyjnej.
Tani2
Tać oni są.5000 chłopa więc nic nie musi wysyłać.
Ma_XX
ma Legię Cudzoziemską więc może ją wysłać stwierdzając, że ona z NATO nie ma nic wspólnego
kowalski
Nie moze. Legia ma swoje miejsce w ichniejszej doktrynie obronnej stanowiąc de facto składnik armii francuskiej, Jest zresztą coraz mniej "cudzoziemska" a decyzję podejmuje rząd wiec nie ma mowy o udawaniu, ,że to nie armia francuska nawet jeśli prawnie jest to nieco bardziej skomplikowane
Zam Bruder
W ostatnim czasie dwie wypowiedzi czołowych postaci świata wywołały szczególne poruszenie ; wspomniana tu deklaracja prezydenta Francji i wcześniejsze słowa przyszłego prezydenta USA Donalda Trumpa "o zachęcaniu Rosji do ataku". W tym drugim przypadku po dokładnym przetłumaczeniu okazuje się, że Trump miał na myśli zupełnie co innego aniżeli przypisały mu i powielają do dzisiaj niechętne mu media i środowiska - dorabiając mu gębę "przyjaciela Putina". Natomiast jeden z wielu jego europejskich, przedwojennych "przyjaciół" - czyli pan Macron miał dokładnie na myśli, to co miał a teraz usiłując zatrzeć złe wrażenie jakie ten nieodpowiedzialny pomysł wywołał pośród europejskich spoleczeństw też dorabia się temu panu gębę, tyle że wielkiego męża stanu - kraju obecnie najbardziej zaangażowanego w pomoc Kijowowi. Jeżeli Paryż naprawdę zechce wraz z Berlinem objąć prowadzenie (w tym dyplomatyczne) na tej drodze, to bardzo szybko trafi po prośbie do Waszyngtonu jak podczas interwencji w Libii.