Reklama
  • Wiadomości

Syryjska obrona powietrzna: rosyjska czy turecka?

Rzecznik syryjskiego ministerstwa obrony opublikował swoje selfie z wyrzutnią systemu S-400 z dopiskiem „dzisiaj w Rosji, w nadchodzących dniach Syrii”. Po co Syryjczykom taki sprzęt i skąd go realnie wezmą?

Autor. Ministerstwo Obrony Rosji

O tym, że stabilizująca się w bólach Syria, czy jak kto woli nowy rządzący nią reżim, potrzebuje systemu obrony powietrznej raczej nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Państwo to, jako tako zjednoczone, boryka się z licznymi problemami i nadużyciami zwycięskich bojowników i licznych lokalnych frakcji.

Dodatkowo jest strefą ścierających się wpływów dwóch lokalnych mocarstw. Popierającej władze w Damaszku Turcji, w strefę wpływów której Syria de facto weszła, oraz Izraela. Ten ostatni nie chce dopuścić do wzmocnienia się Syrii widząc w niej zagrożenie. W szczególności w sytuacji, jeżeli będzie to państwo blisko współdziałające z Turcją.

Zobacz też

Izrael posiada wiele środków i wolę polityczną, aby przeciwdziałać militarnemu wzmacnianiu się swojego sąsiada, a najlepszym posiadanym przez niego środkiem jest lotnictwo. Samoloty IDF mogą uderzać na cele w Syrii często znad własnego terytorium dzięki precyzyjnemu uzbrojeniu dużego zasięgu. Tymczasem syryjska obrona powietrzna po wojnie domowej, i izraelskich nalotach jakie nastąpiły po niej jest obecnie śladowa. Innymi słowy Izrael może dowolnie bombardować dzisiaj cele w Syrii.

Rosyjskie systemy S-400 Triumf wydają się z punktu widzenia Syryjczyków atrakcyjnym rozwiązaniem. Jest to bowiem dla nich najlepsze dostępne rozwiązanie z realną szansą na przeciwdziałanie atakom izraelskim.

Jeszcze ciekawsze wydaje się jednak pytanie, skąd Syria miałaby pozyskać systemy S-400. Najbardziej oczywistym kierunkiem jest Rosja, która mogłaby rozważać ich sprzedaż w zamian za ropę, zwłaszcza w dobie niszczenia przez ukraińskie drony rosyjskiego przemysłu naftowego. Rosji kończą się też środki finansowe, a jej przemysł obronny boryka się z problemami rentowności. Widać rozpaczliwe próby przywrócenia znaczenia rosyjskiemu eksportowi zbrojeniowemu, które jak dotąd nie przynoszą większych efektów.

Rosja jednak może mieć problem z dostarczeniem systemów obrony powietrznej, biorąc pod uwagę jej własne potrzeby wynikające z toczonej wojny. Do obrony olbrzymiego terytorium nie wystarczają posiadane systemy S-300, S-350, S-400 i S-500. Ponoszą one straty, a co jeszcze boleśniejsze, zużywają cenne rakiety ziemia-powietrze. W dodatku Rosja stara się wypełniać zamówienia klienta znacznie bardziej dla niej ważnego, czyli Indii, które także zamówiły systemy S-400 a teraz chciałyby to zamówienie zwiększyć.

Reklama

Wbrew wpisowi na portalu Asima Gliyuna, z syryjskiego MON, może więc chodzić wcale nie o pozyskanie S-400 z Rosji, a o wzięcie ich np. z… Turcji. Turecki sojusznik, czy właściwie patron Syrii kilka lat temu kupił to rozwiązanie robiąc sobie w ten sposób problem polityczny, wykluczając się z programu produkcji samolotów F-35 i narażając na inne sankcje gospodarcze.

Zobacz też

Ankara ma dzisiaj 36 wyrzutni S-400 w ramach dwóch zakupionych pułków (systemów). Kosztowały one wraz z radarami i systemami dowodzenia oraz ponad 190 pociskami 2,5 mld USD. Turcja planowała dwukrotne zwiększenie tego stanu posiadania, jednak w 2021 roku ogłoszono, że system nie spełnia jej oczekiwań, szczególnie jeżeli chodzi o zwalczanie pocisków manewrujących i celów niskolecących.

S-400 Triumf jest więc dzisiaj w Turcji raczej problemem niż atutem. Pomysłów jak ten problem rozwiązać było wiele, łącznie z odsprzedaniem S-400 Rosji (wątpliwe z przyczyn etycznych) czy sprzedaniem ich USA i Europy w celu przebadania (wątpliwe pod kątem prawnym i tureckiej wiarygodności międzynarodowej).

Tymczasem sensowny wydaje się pomysł sprzedania lub oddania S-400 Syrii, np. we współpracy z Rosją, albo po uzyskaniu jej zgody. W ten sposób Turcy pozbyliby się „zgniłego jaja”, syryjski wasal/sojusznik uzyskałby relatywnie skuteczny środek do samoobrony, a Rosja klienta, któremu mogłaby zapewniać wsparcie dla tego sprzętu i na tym zarabiać. To ostatnie nie jest już oczywiście porządane, szczególnie że groziłoby powrotem do poprawnych syryjsko-rosyjskich stosunków i być może nawet powrotem rosyjskich wpływów na Bliski Wschód.

Reklama
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama