Reklama

Geopolityka

„Superwtorek” w USA. Kulminacja prawyborów bez większych niespodzianek

Wybory prezydenckie w USA w 2024 roku. Kto zostanie nowym/starym gospodarzem Białego Domu?
Wybory prezydenckie w USA w 2024 roku. Kto zostanie nowym/starym gospodarzem Białego Domu?
Autor. Chitundu Phiri/Unsplash

Tegoroczny amerykański „Superwtorek” nie przyniósł zaskakujących rezultatów i był raczej potwierdzeniem tego, co od dłuższego czasu przewidywali eksperci. Nie znaczy to jednak, że sam wyścig o fotel prezydenta USA stał się bardziej przewidywalny. Niewiadomych nadal jest sporo.

Joe Biden vs. Donald Trump – z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy powiedzieć, że to ci kandydaci powalczą o urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych w tegorocznych wyborach, do których dojdzie 5 listopada. Oznacza to, że przedstawiciel Partii Republikańskiej będzie miał okazję wziąć rewanż na obecnie urzędującym prezydencie za porażkę sprzed czterech lat.

Czym jest „Superwtorek"?

O tym, że to właśnie Trump i Biden będę prawdopodobnie rywalizować ze sobą w ciągu najbliższych kilku miesięcy powiedziały nam wyniki „Superwtorku”. Czym on właściwie jest?

„Superwtorek” to kluczowy punkt prawyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. W pierwszych dniach lutego lub marca dokonuje się wyboru największej liczby delegatów na konwencje partyjne Demokratów i Republikanów. Jego wyniki mówią nam nie tylko o przewadze, jaką nad kontrkandydatami mają główni gracze. Jest to także doskonałe studium analizy mówiące nam o największych atutach oraz słabościach osób ubiegających się o urząd prezydenta.

Opisywane prawybory odbyły się w piętnastu stanach.  Mowa tu o: Alabamie, Alasce (prawybory republikańskie), Arkansas, Kalifornii, Kolorado, Maine, Massachusetts, Minnesocie, Karolinie Północnej, Oklahomie, Tennessee, Teksasie, Utah, Vermont oraz Wirginii. Ponadto na Samoa Amerykańskim wyboru dokonali Demokraci. Co ciekawe było to jedyne miejsce, gdzie Joe Biden przegrał z kontrkandydatem z własnej partii – zwycięzcą był biznesman Jason Palmer.

Co mówią wyniki?

W momencie pisania tego artykułu (stan na 6.03.2024 – red.) Donald Trump zdobył podczas „Superwtorku” 722 głosy delegatów, a Nikki Haley 46. Oznacza to, że obecnie były prezydent może liczyć na 995 głosów, a Haley na 89 (wygrała z Trumpem w Dystrykcie Kolumbia oraz w Vermont). Do uzyskania oficjalnego poparcia Partii Republikańskiej potrzebne jest 1215 głosów.

Co warte podkreślenia, los Trumpa w tegorocznych wyborach był niepewny jeszcze kilka dni temu. Dopiero poniedziałkowe orzeczenie Sądu Najwyższego USA pozwoliło 77-latkowi oficjalnie ubiegać się o ponowny start w wyborach o fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych. Przypomnijmy, Sąd Najwyższy Kolorado kilka miesięcy temu uznał, że Donald Trump jest wykluczony  z prawyborów w tamtejszym stanie. Orzeczenie sądu miało związek z podżeganiem zwolenników byłego prezydenta do ataku na Kapitol (6 stycznia 2021 r.).

Reklama

A jak przedstawia się sytuacja u urzędującego prezydenta, Joe Bidena? W Partii Demokratycznej sytuacja również jest klarowna. Amerykańska głowa państwa ma już uzyskane prawie 1500 głosów delegatów, a wspomniany wcześniej Palmer …trzy. Aby stać się pełnoprawnym kandydatem Partii Demokratycznej Biden potrzebuje 1968 głosów.

Dopiero, gdy obaj kandydaci przekroczą wspomniane liczby, oficjalnie rozpocznie się kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych.

Rola Nicky Haley i problemy D. Trumpa

Mówiąc o „Superwtorku” nie sposób nie wrócić do Nikky Haley. W środę „Wall Street Journal” poinformował o tym, że była ambasador USA przy ONZ zawiesza swoją kampanię. Decyzję zwiastowały już wydarzenia z dnia poprzedniego (podczas „Superwtorku” Haley zrezygnowała ze spotkania ze swoimi wyborcami - red.).

Pomimo końca szans byłej gubernator Karoliny Południowej w tegorocznych wyborach prezydenckich, jej znaczenie dla kampanii nie traci zupełnie na znaczeniu. Przy tak zażartym pojedynku Bidena i Trumpa oraz minimalnych różnicach dzielących obu panów to właśnie głosy zwolenników Haley, wyborców niezdecydowanych oraz tzw. Swing States mogą okazać się kluczowe.

Czytaj też

Dlaczego zwolennicy Republikanki będą tak istotni? Po pierwsze dlatego, że wcale nie jest powiedziane, że po wycofaniu Haley z wyścigu wyborczego ich automatycznym wyborem będzie inny polityk Partii Republikańskiej, czyli Donald Trump. Osoby popierające byłą ambasador USA przy ONZ to w dużej mierze ludzie wyraźnie sprzeciwiający się protrumpowskiemu ruchowi MAGA (ang. Make America Great Again). Zresztą sama Haley jednoznacznie nie zadeklarowała, że oficjalnie poprze byłego prezydenta.

Reklama

Czy to oznacza, że jej zwolennicy mogą stać się potencjalnym elektoratem kandydata Demokratów? Nie jest to wykluczone, tym bardziej, że jak wskazuje Politico, Trump od dłuższego czasu tracił poparcie najlepiej wykształconych hrabstw - właśnie na rzecz Haley. Istnieje małe prawdopodobieństwo, że ostatecznie zdecydują się one na poparcie Republikanina, który coraz częściej pomija ich kwestię, angażując się mocniej m.in. w próbę zdobycia głosów ruchu robotniczego.

„Trump będzie musiał zmierzyć się z koniecznością odzyskania wyborców Nikki Haley, a dwie trzecie z nich dziś deklaruje, że go nie poprze. A to elektorat umiarkowany, bliski centrum, teoretycznie zdolny do zagłosowania na Bidena” – zwrócił uwagę Andrzej Kohut, amerykanista, prowadzący przegląd zagraniczny w RMF FM oraz założyciel podcastu „Po amerykańsku”.

O czym będzie kampania?

Na koniec powstaje pytanie o to, czego w głównej mierze dotyczyć będzie tegoroczna kampania wyborcza. Czy przede wszystkim skupi się ona na polityce wewnętrznej czy zagranicznej? Dużo wskazuje na to, że będziemy mieli do czynienia z pewną hybrydą.

Doskonale obrazuje to „Financial Times”, który dokładnie przygląda się kwestii tzw. swing states (stany, w których liczba wyborców popierających Demokratów i Republikanów jest zbliżona – red.). Jakie tematy zostały uznane za najbardziej palące w Arizonie, Georgii, Michigan, Nevadzie, Pennsylvanii i Wisconsin? Bezrobocie, aborcja, zielona energia, ale także migracja czy zaangażowanie USA w Strefie Gazy.

Reklama

Również ostatnie komentarze wygłoszone przez Joe Bidena i Donalda Trumpa wskazują na to, że obaj kandydaci będą w swoich kampaniach łączyć tematy zagraniczne z wewnętrznymi (z przewagą tych drugich). Przykład? 4 marca prezydent Biden na platformie X poruszał kwestię potrzeby zaostrzenia dostępu do broni.

Z kolei Donald Trump podsumowując pierwsze wyniki „Superwtorku” mówił o potrzebie naprawy amerykańskiej gospodarki, a także o kwestii granicy z Meksykiem, która – jego zdaniem – kompromituje obecnego prezydenta. „To właśnie amerykańsko-meksykańska granica i kwestia nielegalnej imigracji będą numerem jeden w tej kampanii” – uważa red. Kohut.

„Dla Donalda Trumpa to idealna sytuacja – w 2016 roku zwyciężał obiecując budowę muru granicznego i do dziś wielu wyborców postrzega go jako bardziej stanowczego w kwestiach imigracji i zdolnego poradzić sobie z kryzysową sytuacją (…)” – stwierdził ekspert, którego zdaniem polityka zagraniczna „nie odegra kluczowej roli w tej kampanii”.

Czytaj też

„W amerykańskich wyborach to niemal reguła. Pewne znaczenie może mieć sytuacja na Bliskim Wschodzie. W prawyborach część wyborców postanowiła pokazać Bidenowi żółtą kartkę i nie oddała na niego swojego głosu. Administracja ma kilka miesięcy na to, by tą część elektoratu odzyskać. Jednak w listopadowych wyborach ta grupa na pewno nie zagłosuje na Donalda Trumpa i być może - aby osłabić szanse republikańskiego kandydata - i tak powróci do obozu Bidena” – podsumował Andrzej Kohut.

Reklama
Reklama

Komentarze (2)

  1. DDR

    Po tym co wygadywali można się już zorientować jak będzie wyglądać współpraca polskiego rządu z Trumpem

  2. Podszeregowy

    Dla Polski, Ukrainy i świata lepszą opcją jest Trump. Biden to kontynuacja półśrodków i wielkich słów bez dużych czynów, aż Rosja metodą salami podbije całą Ukrainę.