Reklama
  • Analiza

Rosyjska agresja na Ukrainę: gdzie uderzy Putin? [KOMENTARZ]

Weście rosyjskich wojsk do obwodów ługańskiego i donieckiego wcale nie musi oznaczać końca agresji na Ukrainę. Każdy następny scenariusz będzie jednak związany z otwartą walką, która na pewno zakończy się ogromnymi stratami po obu stronach i niewątpliwym upadkiem już nadszarpniętego wizerunku prezydenta Putina.

Autor. A. Rosiński/NewsMap.pl, Defence24.pl
Reklama

Kryzys ukraiński - raport specjalny Defence24.pl

Reklama

Zajęcie przez rosyjskie wojska terenów opanowanych przez tzw. "separatystów" na wschodniej Ukrainie, jak i moment kiedy to się stało, nie powinny być dla nikogo zaskoczeniem. Po pierwsze wiedziano, że Władimir Putin nie mógł sobie pozwolić na negatywną reakcję władz chińskich za zakłócenie olimpiady zimowej. Dlatego agresja rozpoczęła się dokładnie w dzień po jej zakończeniu, przez co teraz władze na Kremlu mogą liczyć na ciche wsparcie Chińczyków, mających podobne, agresywne zamiary w odniesieniu do Tajwanu oraz swoich sąsiadów.

Zobacz też

Po drugie specjaliści wiedzieli, że zajęcie przez rosyjskie wojska terenów wschodniej Ukrainy opanowanych przez tzw. "separatystów", będzie tylko formalnością, nie powiązaną z praktycznie z żadnymi stratami. Na przejmowanych przez Rosjan częściach obwodów: ługańskiego i donieckiego już bowiem stacjonowały wojska rosyjskie (chociaż to ukrywano), a legalne władze w Kijowie poprzez porozumienia mińskie nie mogły tam niczego zrobić, by zapobiec rozwojowi wypadków.

Reklama

Każde działanie zbrojne Ukrainy w odniesieniu do terenów kontrolowanych przez Rosjan byłoby bowiem uznane za atak na kremlowskie „dążenia pokojowe" i dałyby pretekst do wysłania wojsk w celu:... (i tu propaganda rosyjska mogłaby sobie dopisać np.: zapobieżeniu dalszym przypadkom ludobójstwa i czystkom etnicznym, ochrony ludności rosyjskiej, itp.). Doprowadzono do paradoksalnej sytuacji, w której całkowicie uzasadniona próba obrony swoich ziem przez Ukrainę byłaby potwierdzeniem oskarżeń rzucanych przez kremlowski beton i mogłaby zmienić podejście krajów Zachodu, błędnie uznających porozumienia mińskie za gwarancję pokoju.

Zobacz też

Ukraina wytrzymała tą presję i nie dała się sprowokować, przez co cały, toporny plan kremlowskiej propagandy spalił na panewce, a Rosja dla większości świata stała się agresorem. Władzom na Kremlu nie udało się więc osiągnąć tego, co III Rzesza uzyskała poprzez traktat podpisany w Monachium 30 września 1938 roku. Wtedy Zachód zgodził się na odebranie Sudetów Czechosłowacji za wątpliwy pokój (jak się okazało krótkotrwały). Teraz kraje zachodnie potępiły agresję Federacji Rosyjskiej na Ukrainę.

Reklama

Putin nie osiągnął więc niczego, czego by wcześniej nie miał, kontrolując przecież sytuację w Doniecku i Ługańsku. Utracił za to ostatecznie swój międzynarodowy wizerunek stając się potencjalnym agresorem w odniesieniu do każdego kraju na świecie. Długie wywody Putina z 21 lutego 2022 roku opublikowane na stronie kremilin.ru (mające uzasadnić historyczne prawa Rosji w odniesieniu do Ukrainy i innych krajów sąsiednich) były tak niedorzeczne, że mogły znaleźć posłuch tylko w Rosji i to też jedynie w kręgach postsowieckiego betonu. Stało się więc tylko to, co i tak już było faktem i czemu ani Ukraina, ani świat nie mogły formalnie przeciwdziałać, mając przed sobą Putina wygrażającego rakietami i bronią jądrową.

Pierwsze szkolne ukraińskie strzelania rakiet przeciwpancernych NLAW.
Pierwsze szkolne ukraińskie strzelania rakiet przeciwpancernych NLAW.
Autor. Ministerstwo Obrony Ukrainy

Kolejne scenariusze rozwoju sytuacji na Ukrainie nie będą już jednak dla Kremla takie łatwe. Rosjanie będą bowiem musieli wejść na tereny, na których stacjonuje ukraińska armia i gdzie większość społeczeństwa ich nie chce. A to da władzom w Kijowie prawo do aktywnego przeciwdziałania, przy pełnym wsparciu krajów zachodnich i przede wszystkim Stanów Zjednoczonych.

Reklama

Czy Putin się zatrzyma?

Byłoby naiwnością sądzenie, że Putin zatrzyma się na dekretach uznających niepodległość tzw. republik: ługańskiej i donieckiej. Jego rzeczywistym celem jest bowiem osiągnięcie tego, co niechcący wymknęło się szefowi Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiejowi Naryszkinowi w czasie sławnego już, pokazywanego na żywo, posiedzenia rosyjskiej rady bezpieczeństwa 21 lutego br. Zdenerwowany Naryszkin przejęzyczył się i powiedział wtedy, że popiera „propozycję wstąpienia donieckiej i ługańskiej republik w skład Federacji Rosyjskiej".

Reklama

Warto się więc zastanowić, dlaczego Putin natychmiast poprawił swojego urzędnika i chce, by nadal, w przestrzeni międzynarodowej obie, te tzw. republiki ludowe miały przynajmniej teoretycznie, status niepodległych. Wszystko wskazuje na to, że robi tak dlatego, by mieć pretekst do prowadzenia dalszych działań zbrojnych z Ukrainą, ale nie jako Federacja Rosyjska. I nie ma tu znaczenia, że atakujących tzw. „separatystów" będą wspierały sprzętem i ludźmi siły zbrojne Rosji. Przykład „zielonych ludzików" na Krymie oraz udział Rosjan w wojnie na wschodzie Ukrainy w 2014 roku, pokazały że nawet najbardziej nieprawdopodobne wyjaśnienia, mogą być przez propagandę rosyjską przedstawione jako działanie uzasadnione.

I tak może się stać w przypadki obu tzw. republik. Trzeba bowiem pamiętać, że oba te, sztuczne twory państwowe zajmują jedynie mniejszą część administracyjnych obwodów ługańskiego i donieckiego. Wystarczy teraz by prorosyjskie władze tzw. republik wykazały w swoich „konstytucjach", że terytoria ich „państw" obejmują również te ziemie obu obwodów, które są nadal pod kontrolą Ukrainy, by dla propagandy Kremla uzyskać prawo do ich odzyskania.

Reklama
Iskander
Iskander
Autor. mil.ru
Reklama

I rosyjskie wojska mogą wspomóc tzw. "separatystów" w osiągnięciu tego celu, próbując to robić w taki sam sposób jak uczyniono w 2014 roku. Problem Rosjan polega na tym, że naprzeciwko nich stanie już zupełnie inna Ukraina.

Gdzie Putin się zatrzyma?

Reklama

Największą niewiadomą jest w tej chwili rozległość terenu, jaki Władimir Putin chce zdobyć na Ukrainie. Decydując się na atak, a więc na związane z tym straty, nie będzie on już na pewno ograniczał się tylko do administracyjnych granic obwodów ługańskiego i donieckiego. Istnieją więc cztery najbardziej prawdopodobne scenariusze:

1.     Zatrzymanie się na terytorium opanowanym przez tzw. "separatystów";

Reklama

2.     Zajęcie pełnego obszaru obwodów ługańskiego i donieckiego;

3.     Uderzenie na Ukrainę i zajęcie historycznych terenów kontrolowanych przez Rosję od XVII wieku i odebranych później od Imperium Osmańskiego - z pełną kontrolą nad Morzem Azowskim i północnym Morzem Czarnym oraz granicy opartej o Dniepr;

Reklama

4.     Zajęcie całej Ukrainy i narzucenie Ukraińcom prorosyjskiego rządu.

Najmniej prawdopodobne są pierwszy i czwarty scenariusz. Zajęcie całej Ukrainy i jej utrzymanie jest bowiem niemożliwe bez masowej eksterminacji ludności ukraińskiej, nastawionej w większości wrogo do proputinowskich sił (szczególnie w zachodniej części państwa ukraińskiego). A to nawet dla pozbawionego skrupułów Putina byłoby zbyt kosztowne.

Reklama

Z kolei zatrzymanie się na terytorium opanowanym przez separatystów byłoby faktyczną porażką Putina, który nie zyskałby praktycznie nic oprócz tego, co już miał. Dodatkowo nie zrekompensowałby sobie strat jakie poniósł zarówno jeżeli chodzi o wizerunek, jak i finanse – związane chociażby z przerzutem ogromnych sił wojskowych oraz ich utrzymywaniem w pełnej gotowości bojowej przez kilka miesięcy.

Autor. Defence24.pl

Dlatego najbardziej prawdopodobne wydają się dwa scenariusze związane ze zbrojnym zajęciem części terytorium Ukrainy. Pomijając na razie problem, czy z wojskowego punktu widzenia jest to w ogóle możliwe, należy się najpierw zastanowić, jak rozległy rozbiór Ukrainy zaplanowały władze na Kremlu. Po takiej analizie widać od razu, że samo zajęcie terenów w administracyjnych granicach obwodów ługańskiego i donieckiego nic Rosji nie daje. Tereny te nie są ani zasobne w jakieś bogactwa naturalne, ani też nie mają dla Federacji Rosyjskiej większego znaczenia strategicznego (poza odzyskaniem miasta i portu Mariupol).

Reklama

Putin w swoim wystąpieniu 21 lutego 2022 roku nie bez powodu wskazywał na "historyczne prawa" Rosji do obszarów wchodzących obecnie w skład Ukrainy. Dyskusja dotyczy więc jedynie, do czego jest w stanie się posunąć, by taki zysk z agresji był jak największy. Z logicznego punktu widzenia, taki strategiczny zysk, uzasadniający polityczne i wojskowe koszty operacji przyniosłoby Rosji:

-       zajęcie całego wybrzeża Morza Azowskiego uzyskując lądowy dostęp do Półwyspu Krymskiego z Federacji Rosyjskiej ewentualnie z...

Reklama

-       rozszerzeniem „korytarza krymskiego" bardziej na północ poprzez zajęcie prawego dorzecza Dniepru minimum do Zaporoża, a najlepiej do Dniepropietrowska, ewentualnie z...

-       zajęciem największego portu ukraińskiego w Odessie (ewentualnie korzystając z wojsk rosyjskich zgrupowanych w Naddniestrzu) i być może całkowitym odseparowaniem Ukrainy od dostępu do Morza Czarnego.

Reklama
Autor. Defence24.pl
Reklama

Są to scenariusze prawdopodobne, ale bardzo trudne do zrealizowania. Rosjanie nie będą bowiem mogli tego zrobić ukrywając swój udział poprzez wysyłanie do walki jedynie sił separatystycznych republik. Zajęcie „korytarza krymskiego" wymaga bowiem uderzenia z dwóch stron, a Krym nie jest niepodległą, separatystyczną republiką, tylko (zdaniem Rosji) terytorium Federacji Rosyjskiej. Wyjście wojsk z tamtego regiony byłoby więc aktem wojny. Podobny wydźwięk miałyby również ataki wyprowadzane na zachód od Krymu w kierunku Odessy.

Jak rosyjskie wojsko może pokrzyżować plany Putina?

Reklama

Wbrew pozorom tym, co najbardziej może pokrzyżować plany Putina jest stan rosyjskiej armii. Oczywiście propaganda w Rosji cały czas stara się pokazywać, że ta armia jest nowoczesna i dobrze wyszkolona. Dotychczasowe doświadczenia z Libii, Syrii i Górskiego Karabachu pokazują jednak, że zarówno sprzęt oferowany przez Rosjan jak i ich taktyka sprawdza się jedynie w starciu z przeciwnikiem, który działa w podobny sposób i z rosyjskim, choć starszym wyposażeniem. I tak było w 2014 roku na wschodniej Ukrainie.

W momencie jednak, gdy przeciwnik wykorzystuje również zachodni sprzęt i to w nowatorski sposób (jak np. Azerbejdżan w odniesieniu do Armenii), sytuacja się diametralnie zmienia: pojawiają się ogromne straty oraz traci się inicjatywę operacyjną. I Rosja stanie właśnie w takiej sytuacji. I nie mają tu znaczenia statystyki liczbowe, pokazujące jaką przewagę posiadają Rosjanie nad Ukraińcami, jeżeli chodzi o ilość czołgów, samolotów artylerii czy żołnierzy (sumarycznie). Taka różnica pozwala bowiem na chwilowe uzyskanie przewagi taktycznej, jednak przy dobrze prowadzonej operacji obronnej, bardzo szybko przestaje mieć znaczenie.

Reklama

Zobacz też

Reklama

W prowadzeniu takiej operacji Ukraińcom będzie pomagało praktycznie wszystko, od terenu, klimatu i pory roku, poprzez bardzo często nowoczesny sprzęt wojskowy, dobrze wyszkolonych żołnierzy, po obywateli gotowych i zdecydowanych na obronę swojego kraju. Wszystkie te czynniki będą się nawarstwiały w miarę oddalania się operacji od terytorium Federacji Rosyjskiej.

Intensywność działań będzie zależała od odporności ukraińskiego systemu na pierwsze uderzenie: w tym przede wszystkim na lotniska. Atak będzie o tyle trudny do „ukrycia", że tzw. republiki nie mają uzbrojenia rakietowego dalekiego zasięgu, ani lotnictwa bojowego. Jeżeli więc uderzenie z powietrza nastąpi na obiekty wewnątrz ukraińskiego terytorium, to będzie znak, że wojnę rozpoczęła Federacja Rosyjska.

Reklama

Ograniczenie się Rosji do ataków od strony granicy oraz umiejętna obrona własnego lotnictwa przed uderzeniami z powietrza, da Ukrainie możliwość wprowadzenia wszystkich dostępnych środków, w tym przede wszystkim najbardziej niebezpiecznych dla rosyjskich czołgów samolotów szturmowych Su-24 i Su-25 oraz dronów bojowych Bayraktar TB-2. Jeżeli Rosjanie nie wyeliminują tych statków powietrznych, to rozpocznie się prawdziwe polowanie na ich pojazdy wojskowe, podobne do tego, jakie zarejestrowano w Górskim Karabachu.

Ukraiński Su-25
Ukraiński Su-25
Autor. mil.gov.ua

Sprzyjać temu będzie otwarty teren – w większości bez drzew, oraz niewielka ilość dróg na wschodzie Ukrainy, ograniczająca możliwość ukrycia własnych działań. Dodatkowo należy pamiętać, że Rosjanie będą przechodzili przez obszary z ludnością, która „na żywo" będzie relacjonowała sposób działania ich wojsk, podobnie zresztą jak to się działo w Rosji oraz obwodach zajętych przez separatystów. Ukraina będzie wiedziała wiec, gdzie i kiedy uderzać.

Reklama

Będzie to szczególnie widoczne, gdyby próbowano stworzyć tzw. „korytarz krymski". Przy zdobywaniu wybrzeża Morza Azowskiego Rosjanie będą mogli wykorzystać tak naprawdę tylko jedną drogę i to ciągnąca się w otwartym terenie praktycznie przez 340 km. Nawet nie budując okopów, a działając asymetrycznie, Ukraińcy będą więc mieli możliwość zadania ogromnych strat stronie atakującej.

Autor. Defence24.pl

Przydatne będą nawet najstarsze systemy uzbrojenia, ponieważ Ukraińcy doskonale wiedzą, które węzły komunikacyjne są istotne i nie muszą ustalać położenia celów, ponieważ go znają. By zatrzymać wyjście wojsk rosyjskich z Krymu wystarczy np. atakować przejścia przez mosty na Cieśnienie Czongarskiej. Teren ma tam taki charakter, że wszystkie rosyjskie siły będą musiały się przemieszczać tylko jedną drogą. Z kolei, by przerwać dostawy na Półwysep Krymski wystarczy przerwać uszkodzić skutecznie Most Kerczeński (znajdujący się 160 km od ukraińskiego wybrzeża). A jest on w zasięgu ukraińskich rakiet przeciwokrętowych Neptun.

Reklama

Do zniszczenia tak konkretnie i wcześniej ustalonych celów Ukraińcy mogą używać nawet tak niecelne zestawy rakietowe jak Toczka-U (o zasięgu 120 km), których może być w ukraińskiej armii nawet 90. Trudno jest przecież przypuszczać, że Rosjanom uda się zniszczyć wszystkie wyrzutnie tego rodzaju, posiadane przez Ukrainę.

Na w miarę bezpieczne działania z dużej odległości i z dobrze ukrytych pozycji pozwalają także wyrzutnie rakietowe BM-30 Smiercz kalibru (o zasięgu 90 km), 9P140 Uragan kalibru 220 mm (zasięg 35 km) oraz wyrzutnie rakietowe BM-20 Grad kalibru 120 mm (o zasięgu 40 km przy użyciu rakiet Tajfun-1). Szacuje się, że Ukraina posiada w sumie aż 500 tego rodzaju wieloprowadnicowych wyrzutni pocisków rakietowych. Co więcej, nie będzie musiała ograniczać ich użycia chęcią uniknięcia strat ubocznych, ponieważ jako strona broniąca, będzie mogła wybrać na obszary ataku słabo zaludnione i bez większej infrastruktury.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Rosjanie muszą też uwzględniać posiadanie przez Ukrainę ponad 1950 armat i haubic oraz 500 moździerzy. Są one już trudniejsze do użycia, ale odpowiednio ulokowane mogą również skutecznie likwidować trasy przemieszczania się rosyjskich sił. Tym bardzie, że Ukraińcy nauczyli się korzystać z danych artyleryjskich przekazywanych na żywo ze strony bezzałogowych aparatów latających oraz przez wojska specjalne (naprowadzające dodatkowo amunicję precyzyjną).

Trzeba też pamiętać, że opisujemy tu tylko systemy pozwalające na działanie z dużej odległości. A przecież naprzeciwko Rosjan staną też w bezpośredniej obronie ukraińskie siły lądowe, nie tylko wsparte czołgami, ale przede wszystkim wykorzystując najnowocześniejsze uzbrojenie przeciwpancerne dostarczone przez państwa zachodnie. Ukraińcy mając doświadczenie bojowe i motywację będą na pewno je skutecznie wykorzystywać.

Reklama

Położenie Ukrainy może pogorszyć użycie przez Rosję sił wyprowadzonych z Krymu i rejonu Naddniestrza oraz desant ze strony morza. Tutaj jednak należy pamiętać, że linia brzegowa wzdłuż Morza Azowskiego sprzyja desantowi jedynie na wschód od Mariupola. Tam teren jest bowiem niski i praktycznie bez problemu można wyjechać na plażę. Jednak dalej na zachód jest już problem, ponieważ pojawiają się urwiska i klify, gdzie pojazdy mogą wjechać tylko w niektórych miejscach. I te miejsca mogą bez problemu kontrolować ukraińskie siły zbrojne.

Zobacz też

Należy też pamięta, że Ukraina dysponuje już jednym, nadbrzeżnym dywizjonem nowoczesnych rakiet przeciwokrętowych „Neptun", która mając kilkanaście pocisków może bez problemu zerwać każdą operację desantową prowadzoną dużymi okrętami. Taka operacja desantowa nie wymaga jednak nawet specjalizowanych rakiet. By zatrzymać Rosjan wystarczy tylko na brzegu rozmieścić precyzyjne uzbrojenie, które zniszczy wrota dziobowe okrętów desantowych, pozwalające desantowi na opuszczenie pokładu. Takie systemy jak Javelin mogą być również przydatne przy zwalczania małych kutrów desantowych (np. projektu 11770 typu „Sierna" i projektu 21820 typu „Diugoń") oraz szybkich łodzi dywersyjno-szturmowych (np. projektu 03160 typu Raptor).

Reklama

Jak widać Ukraina nie jest bezbronna i może skutecznie bronić swojego terytorium. Kuriozalna decyzja Rosji o uznaniu tzw. republik tą obronę Ukrainie tylko ułatwiła. Putin rozkładając pionki na szachownicy sam doprowadził do gambitu – i to na swoją niekorzyść. Zyskując jedynie dwa i tak de facto kontrolowane mini-obwody, utracił możliwość bycia "mediatorem" i przekazał inicjatywę przeciwnikowi, dając wreszcie Ukraińcom prawo do zbrojnej walki o swoją wolność.

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama