Reklama

Geopolityka

Japonia, USA i Australia zwierają szyki na Indo-Pacyfiku [KOMENTARZ]

Autor. US Navy Petty Petty Officer 3rd Class Dan Serianni

Amerykańscy i japońscy szefowie resortów obrony oraz spraw zagranicznych spotkali się w piątek w ramach formatu rozmów 2+2, wykorzystując narzędzia do telekonferencji. Podkreślając wspólnie znaczenie utrzymania pokoju u stabilności w Cieśninie Tajwańskiej. Jak również dzieląc się obawami co do możliwości podważania porządku regionalnego opartego na dotychczasowych zasadach relacji międzynarodowych. Dzień wcześniej, Japonia i Australia podpisały przełomową umowę w zakresie współpracy wojskowej, która także ma być motywowana pogorszeniem się sytuacji w regionie.

Wskazywanie przez władze Japonii i Stanów Zjednoczonych na potrzebę zagwarantowania status quo w Indopacyfiku oczywiście jest związane z jednostronną chińską polityką roszczeń terytorialnych, która podważa prawo do swobody żeglugi np. w spornych rejonach Morza Południowochińskiego. Wracając do samego spotkania amerykańsko-japońskiego, przedstawiciele obu państw akcentowali wymóg bilateralnej współpracy w zakresie odstraszania, uzyskiwania interoperacyjności i przede wszystkim woli wspólnego reagowania na wszelkie działania destabilizujące. Japończycy i Amerykanie są zgodni w sprzeciwie przeciwko chociażby wszelkim jednostronnym działaniom wobec wysp Senkaku. Debata ministrów odnosiła się także do spraw związanych z zagrożeniami dla domeny cyber i kosmicznej.

Czytaj też

Japoński minister spraw zagranicznych Yoshimasa Hayashi, minister obrony Nobuo Kishi oraz amerykański sekretarz stanu Antony Blinken i sekretarz obrony Lloyd Austin, mieli wskazać na poważne obawy odnośnie kwestii stanu praw człowieka w Sinciangu w Chinach, gdzie mieszka większość ludności należącej do mniejszość Ujgurskiej. Jak również względem bieżącej polityki władz chińskich w Hongkongu. W tym ostatnim przypadku, lokalne władze wspierane przez władze Chińskiej Republiki Ludowej dokonują erozji wszelkich przestrzeni działań tamtejszej opozycji politycznej. De facto kończąc z założeniami polityki jednego państwa i dwóch ustrojów, która przyświecała ponownej integracji Hongkongu z Chińską Republiką Ludową.

Autor. Fot. JSDF (Twitter)

Praktycznym owocem rozmów była podpisana w Japonii umowa odnosząca się do kwestii stacjonowania amerykańskich żołnierzy w tym państwie. Sygnowali ją minister spraw zagranicznych Yoshimasa Hayashi oraz p.o. ambasadora Stanów Zjednoczonych Raymond Greene. Trzeba dodać, że sekretarz stanu Antony Blinken poinformował, że w trakcie telekonferencji rozmowom przysłuchiwał się nowy ambasador Rahm Emanuel. Ten ostatni w zeszłym miesiącu uzyskał niezbędną aprobatę kongresową, w zakresie procedury rady i zgody Senatu i tym samym obejmie placówkę w Tokio. Wracając do samej umowy, ma ona zakładać wydatkowanie 9 mld dolarów z budżetu Japonii na cele związane z obecnością amerykańską w tym kraju, w okresie pięciu kolejnych lat. Ma to pozwolić na bazowanie w Japonii amerykańskiego kontyngentu w sile do 50 tys. żołnierzy.

Japonia jest od zakończenia II wojny światowej ważną bazą dla Korpusu Piechoty Morskiej (US Marine Corps), marynarki wojennej (US Navy) czy też sił powietrznych (US Air Force). Jednakże, zmieniający się charakter zagrożeń w regionie Indopacyfiku nie wyklucza np. zwiększonej obecności szkoleniowej również sił lądowych (US Army), a nawet Gwardii Narodowej. Zauważmy, że szczególna rola Japonii z jej bazami została podkreślona począwszy od okresu wojny koreańskiej w latach 1950-53. Poprzednia, taka umowa o finansowaniu stacjonowania wojsk amerykańskich w Japonii wygasała w marcu 2021 r. i została ad hoc przesunięta o rok w związku z pojawieniem się nowej administracji prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych. Obecnie, mamy już do czynienia z pełnoprawnym przedłużeniem formatu obecności wojskowej w dłuższej perspektywie niż tylko 12 miesięcy. Od dłuższego czasu strona amerykańska i japońska dość otwarcie wskazują, że działają wspólnie jeśli chodzi o ochronę regionu przed siłowymi zmianami porządku, w domyśle agresywnymi działaniami Chin. Jest to powiązane ze sprawą Tajwanu, ale też możliwością zagrożenia dla wspomnianych wcześniej wysp Senkaku.

Czytaj też

Japonia i Stany Zjednoczone zamierzają również zacieśnić swoją kooperację w zakresie prac badawczo rozwojowych w przestrzeni nowoczesnych technologii wojskowych. Amerykański sekretarz stanu wspomniał chociażby o nowym kierunku w pracach odnoszących się do zagrożenia bronią hipersoniczną, ale też w zakresie rozbudowy współpracy w domenie kosmicznej. To również miało być unormowane umową między oboma państwami. Co ważne, zapowiedzi o potrzebie prowadzenia połączonych prac badawczych w zakresie minimalizacji zagrożeń płynących ze strony broni hipersonicznych pojawiły się w obliczu oficjalnej deklaracji Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej właśnie o teście systemu hipersonicznego. Przy czym, ze strony ekspertów południowokoreańskich płyną obecnie dość ostrożne oceny takich rewelacji północnokoreańskich. Wskazuje się przy tym, iż nie doszło do przetestowania HGV (ang. Hypersonic Glide Vehicle), a jak już to mowa raczej o MaRV czyli pocisku o zdolnościach manewrujących (ang. Maneuverable Reentry Vehicle). Zaś propaganda w Pjongjangu oczywiście miała wyolbrzymiać efekty testu. Co ważne, zdaniem południowokoreańskich sił zbrojnych testowany Hwasong-8 nie wykazuje postępu technologicznego. Zaś połączone siły amerykańsko-południowokoreańskie są zdolne do śledzenia i przeciwdziałania takim pociskom rakietowym.

Amerykańskie HIMARS-y ćwiczące w Japonii
Autor. US Marine Corps Lance Cpl. Ujian Gosun

Dzień wcześniej, niż miały miejsce rozmowy amerykańsko-japońskie doszło do równie istotnego wydarzenia w Indopacyfiku. Japonia i Australia podpisały bowiem, jak to określają obie strony, historyczny traktat obronny. Ma on, zdaniem Tokio i Canberry przyczynić się do zagwarantowania w regionie bezpieczeństwa i stabilności. Ceremonia z udziałem premier Japonii Fumio Kishidy i premiera Australii Scotta Morrisona odbywała się w formacie telekonferencji. Reciprocal Access Agreement (RAA) między Japonią i Australią jest drugą taką umową, którą w powojennej historii podpisały japońskie władze. Wcześniej, podobna umowa została sygnowana z Amerykanami. Japońskie i Australijskie wojska będą mogły swobodniej kooperować ze sobą . Nowe możliwości otwierają się zarówno jeśli chodzi o klasyczne role obronne, ale też działania inne niż wojna. Australia i Japonia wielokrotnie współdziałały m.in. przy katastrofach naturalnych w regionie. Obecnie unormowane zostały m.in. kwestie przewozu broni, tranzytu sił z wykorzystaniem zasobów obu państw. Będzie również łatwiej prowadzić szkolenia i manewry wojskowe. Japoński ambasador w Australii Shingo Yamagami,, obecny przy rozmowach stwierdził, że „W świetle pogarszającego się środowiska bezpieczeństwa to, co Japonia i Australia mogą wspólnie zrobić, to przede wszystkim zwiększyć możliwości odstraszania. Jednakże, ściślejsza kooperacja japońsko-australijska ma być również widoczna w zakresie rozwoju technologii dedykowanych energetyce, ale też szerzej wszelkim nowym przełomowym technologiom, krytycznym dla rozwoju obu państw.

Czytaj też

Należy odnotować również reakcję Pekinu na dyplomatyczne działania na linii Japonia-Stany Zjednoczone i Japonia-Australia. Rzecznik chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych Wang Wenbin wyraził cyt. „silne niezadowolenie i stanowczy sprzeciw Pekinu wobec Stanów Zjednoczonych, Japonii i Australii, które to państwa brutalnie ingerują w wewnętrzne sprawy Chin". Tak czy inaczej, mamy do czynienia z mocnym sygnałem strategicznym dla Chińskiej Republiki Ludowej w zakresie pogłębienia więzów wojskowo-politycznych w układzie Stany Zjednoczone-Japonia-Australia. Co więcej, trzeba pamiętać o wcześniejszym ustanowieniu AUKUS z udziałem Brytyjczyków. Ważne są również sygnały o ponownym zbliżeniu do wspomnianych państw Filipin, wzmacniających swoje siły zbrojne. Dla Chińskiej Republiki Ludowej kluczowe może okazać się to, że nadal Pekin i New Delhi nie są w stanie dokonać pełnej deeskalacji w spornym rejonie linii rozgraniczenia. Po 13 rundach rozmów wojskowych, kolejne daty spotkań są przesuwane. To zwiększa nieufność indyjską i może spowodować, że właśnie Indie będą szukały analogicznych układów "obronnych" z innymi uczestnikami indopacyficznego formatu Quad. Zaś w takim przypadku sytuacja strategiczna i swoboda operacyjna Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej może znacząco zmnniejszyć się, nawet biorąc pod uwagę dynamikę zbrojeń. Innym wątkiem w odniesieniu do próby reagowania na aktywność chińską w Indopacyfiku jest swoiste przeciąganie na swoją stronę Republiki Korei, co również można zaobserwować w przypadku starań Amerykanów, ale także Australijczyków (kwestie kooperacji zbrojeniowej). Na razie, Pekin może jednak grać kartą porozumień na linii Waszyngton-Tokio-Canberra, ukazując się w roli państwa pokrzywdzonego. Gdzie, inne (w domyśle "imperialne") podmioty chcą ograniczyć naturalny rozwój mocarstwa.

Reklama

Komentarze (4)

  1. andys_2

    Mysle, że z tej małej grupki sojuszników USA na Pacyfiku należy wylaczyć Japonię.

  2. ito

    Ciągle żyją w XIX wieku, kiedy to bronili "wolności handlu" w Chinach, w której to "wolności" przeszkadzała głównie obecność Chińczyków, a agresywna chińska flota tonęła nie zdążywszy oddać strzału- po "ataku" na flotę japońską. Co ciekawe- żądania zwrotu Kuryli przez Japonię są OK, żądania zwrotu wysp Senkaku (Diaoutai) przez Chiny- nie.

  3. Sidematic

    Jak myślicie, kiedy Rosja wykona następny krok na Ukrainie? Ja stawiam na przełom stycznia i lutego. Z dużym prawdopodobieństwem będzie to skoordynowane z Chińczykami.

    1. Sailor

      Putin popełnił by ten sam błąd co Hitler. Czyli walczyłby na kilku frontach. Fakt, że im blisko do siebie ale chyba coś tam z historii wyniósł. Nawet jeżeli to była historia bolszewicka. Tym bardziej, że jest już realne zagrożenie ze strony Talibów.

    2. fred olsen

      Nie możesz się doczekać, prawda?

    3. Bumer

      Jak załatwią sprawy w Kazachstanie.

  4. Ech

    Agresywne zachwanie. Beda plywac 100km od wybrzeza Szangjahu i mowic ze bronia szlakow miedznardowych. To jakby Chinczycy plwali kolo NY i branili by miedzardowego transpru tam. To odrwanie jest - Chiny musza miec bezpiczne szlaki morskie - o to sie rozchdzi. Cha ich kontrolowac.

Reklama