Reklama

Iran "przykładem" pokoju przez siłę? [KOMENTARZ]

B-2 Duch
Amerykański bombowiec B-2 Spirit, najprawdopodobniej kluczowy dla obecnych ataków na Iran, sfotografowany na wyspie Guam w 2019 r.
Autor. US Air Force Tech. Sgt. Jake Barreiro, domena publiczna

Po wielu dniach spekulacji i rozważań, władze USA jednak zdecydowały o bezpośrednim użyciu siły przeciwko Iranowi. Wspierając dotychczasową kampanię powietrzną izraelskich sił powietrznych oraz tajne operacje służb wywiadowczych wewnątrz Iranu, amerykańskie bombowce U.S. Air Force B-2 zaatakowały trzy lokacje powiązane z irańskim programem jądrowym.

Reklama

Pomimo wszystkich wątpliwości strategicznych, które zostały zawarte w tekście pt. Czy USA ruszą na Iran? OPINIA z 20 czerwca 2025 r., USA jednak zdecydowały się przeprowadzić atak na irańskie cele. Celem miały stać się obiekty związane z tamtejszym programem jądrowym. Obecnie rodzą się więc pytania, czy Iran i jego sojusznicy będą chcieli odpowiedzieć na uderzenia w sposób na tyle kontrolowany, że nie dojdzie do eskalacji. Należy bowiem zakładać, że strona irańska będzie musiała (zgodnie ze swoją doktryną oraz dotychczasową postawą) użyć siły przeciwko amerykańskim celom, a nie tylko jak to ma miejsce dotychczas przeciwko Izraelowi. Bliski Wschód nadal balansuje na krawędzi dużego konfliktu zbrojnego, który potencjalnie może wymknąć się spod kontroli jego uczestników, a jednocześnie może implikować długotrwałe konsekwencje o charakterystyce nie branej obecnie pod uwagę lub analizowane w sposób minimalny.

Czytaj też

Trzy kluczowe cele i amerykańskie Duchy

Od rana 22 czerwca pewnym jest USA dokonały jednak uderzeń na przynajmniej trzy lokacje w Iranie związane z tamtejszym tajnym programem zbrojeń jądrowych. Porażone zostały cele w Fordow, Isfahan, Natanz, zgodnie z informacjami przekazanymi przez samego Donalda Trumpa. Najprawdopodobniej do ataku wykorzystano samoloty bombowe, opracowane w technologii stealth, czyli słynne B-2 Spirit. W tym miejscu należy zauważyć, że USA od dłuższego czasu ćwiczy ich zastosowanie w zakresie misji bombowych wspierających dowódców geograficznych czy to w ramach dowództw U.S. CENTCOM, INDOPACOM czy EUCOM. Obejmuje to użycie ich do szybkiej dyslokacji do amerykańskich i sojuszniczych baz w regionie, ale też z przelotem bezpośrednio z baz znajdujących się w samych USA. Co interesujące, uderzenie na Iran z ich zastosowaniem nie jest związane ze stanem irańskiej obrony przeciwlotniczej, którą już wcześniej nawet nad obszarami silnie chronione sparaliżowały izraelskie siły powietrzne. Przy czym, właśnie Northrop Grumman B-2 Spirit, a w niedalekiej przyszłości również nowsze maszyny czyli Northrop Grumman B-21 Raider są dedykowane do pierwszych uderzeń na silnie chronione obiekty przeciwnika, obejmujące ośrodki decyzyjne, kompleksy C2 czy też właśnie obiekty jądrowe. Można dodać, że rajd powietrzny (obecny – sytuacja jest bowiem dynamiczna) był cennym urobkiem dla sił zbrojnych USA pod kątem planowania i przeprowadzania podobnych uderzeń z projekcją siły w warunkach wojennych.

Reklama

Wokół samego przemieszczenia dodatkowych amerykańskich sił na Bliski Wschód użyto pewnych narzędzi osłony informacyjnej, informując o dyslokacji części maszyn i kamuflując w ich cieniu inne potencjalne zgrupowanie dedykowane do wykonania ataku. W tym miejscu należy zaznaczyć, że choć w obecnych doniesieniach prasowych najwięcej uwagi poświęca się wspomnianym bombowcom B-2, to tego typu działania nigdy nie ograniczają się do jednego typu, nawet najnowocześniejszego statku powietrznego. Trzeba założyć, że w tej operacji — zarówno bezpośrednio, jak i pośrednio — zaangażowanych było więcej maszyn, wyłącznie w domenie powietrznej. Od samolotów AWACS, przez latające cysterny, maszyny i bezzałogowce ISTAR, aż po samoloty potencjalnie wspierające misję bombową w razie komplikacji związanych z obroną powietrzną przeciwnika.

To samo dotyczy sił wsparcia — od służb wywiadowczych należących do różnych struktur amerykańskiej Wspólnoty Wywiadowczej, po zasoby U.S. Air Force (w tym siły operacji specjalnych na wypadek utraty maszyny), U.S. Space Force, U.S. Navy itd. Z militarnego i politycznego punktu widzenia to także sygnał wysyłany do potencjalnych przeciwników — znacznie silniejszych pod względem możliwości konwencjonalnych niż Iran.

W związku z użyciem bombowców B-2 należy przyjąć, że uderzenia mogły obejmować zastosowanie bomb o większym wagomiarze niż te, którymi dysponują Izraelskie Siły Obronne (Cahal), co było przedmiotem wcześniejszych spekulacji. Stany Zjednoczone dysponują bowiem opracowanymi w XXI wieku bombami GBU-57 MOP (Massive Ordnance Penetrator) o masie ok. 13 600 kg i długości ponad sześciu metrów. Ich głównym celem jest niszczenie najgłębiej ukrytych, silnie zabezpieczonych podziemnych kompleksów rozwijających broń jądrową — i w tym kontekście należy umiejscowić ośrodek w Fordo.

Strona irańska, analizując wcześniejsze izraelskie uderzenia na Irak (1981) i Syrię (2007), przez ostatnie lata intensywnie inwestowała w rozbudowę rozległych podziemnych instalacji chronionych betonem, skałami i ziemią. Izrael, prowadząc obecne działania zbrojne, wielokrotnie podkreślał, że nie dysponuje środkami pozwalającymi skutecznie razić tego typu cele, co mogło być przyczyną wcześniejszego stosowania innych metod niż bombardowania — takich jak tajne operacje, w tym cyberataki.

Otwartym pytaniem pozostaje, w jaki sposób skompilowano środki bojowe względem wszystkich trzech zaatakowanych celów oraz jak amerykańscy analitycy ocenią skuteczność przeprowadzonych ataków.

Czytaj też

Przez bomby do pokoju?

To właśnie ocena nie tylko obrazowania (IMINT), ale i z innych źródeł monitorujących Iran może być kluczowa w planowaniu dalszego rozwoju wydarzeń. Jeśli rzeczywiście amerykańskie uderzenie było niszczące, to strona irańska mogła utracić owoce wielomiesięcznych/wieloletnich prac nad rozwojem broni jądrowej. Pozwoliłoby to na potencjalne wywarcie presji zarówno na Iran, jak i sam Izrael, aby doszło do poszukiwania rozwiązań dyplomatycznych. Zauważmy, że Donald Trump w swoim komunikacie, opublikowanym na mediach społecznościowych zawarł sformułowanie „teraz czas na pokój”. Nadal należy podtrzymać hipotezę, że obecna administracja w USA jest ostatnią, która chciałaby się wiązać na bliskowschodnim teatrze działań w długotrwałej i kosztownej wojnie. Stąd raczej próba zastosowania swojej koncepcji pokój przez siłę, będącej wariacją wymuszania pokoju czy nawet odwołania się do słynnej Rooseveltowskiej „Big stick policy/ideology”. Jednakże, nim to nastąpi trzeba wziąć pod uwagę dwa kolejne inne czynniki – postawę Izraela oraz samego Iranu. Izrael jest obecnie atakowany przez kolejne ostrzały rakietowo-dronowe z Iranu, które przede wszystkim stanowią zagrożenie dla obszarów miejskich. Tam dochodzi do największych zniszczeń materialnych i strat wśród ludności cywilnej. Ten fakt może z jednej strony agregować większą skłonność do zakończenia kosztownego konfliktu zbrojnego lub wręcz przeciwnie, napędzać wolę obecnej izraelskiej administracji do kontynuacji działań zbrojnych. Lecz równie dobrze, może okazać się, iż uderzenia były infrastrukturalnie skuteczne, ale ich efekty nie zatrzymują w sposób znaczący irańskich starań względem pozyskania broni jądrowej. O tym mogą świadczyć sugestie, że już wcześniej część obiektów jądrowych była ewakuowana. Chociaż, z drugiej strony może to być również element osłony informacyjnej strony irańskiej.

Czytaj też

Reklama

Amerykanie odgrywają istotną rolę we wsparciu polityczno-wojskowym Izraela, jednak strona izraelska od zawsze cechowała się dużą asertywnością — nawet po nawiązaniu strategicznych relacji z USA. Izraelscy dowódcy i funkcjonariusze wywiadu mogą zatem dążyć do realizacji planów maksimum w odniesieniu do celów operacyjnych uderzeń na Iran. Zwłaszcza teraz, gdy Stany Zjednoczone zaangażowały się w konflikt i potencjalnie mogą przejąć na siebie część irańskiej odpowiedzi.

Dla Izraela kluczowe staje się nie tylko niszczenie obiektów jądrowych, ale – jak wynika z udostępnionych materiałów z operacji – przede wszystkim celów ściśle wojskowych. Irańskie siły zbrojne i formacje Strażników Rewolucji mogą być systematycznie pozbawiane kluczowych systemów uzbrojenia — nie tylko tych, które mogą zostać użyte przeciwko Izraelowi (głównie lotnictwa i sił rakietowych).

Na celowniku mogą znaleźć się również w nowej skali irańskie zakłady przemysłu obronnego oraz placówki wytwarzające technologie podwójnego zastosowania. W tym kontekście mowa nie tylko o ograniczeniu potencjału Iranu, ale również o utrudnieniu przekazywania wsparcia wojskowego dla regionalnych aktorów niepaństwowych (proxy), takich jak Hezbollah czy Huti.

Irańska marynarka wojenna oraz siły morskie Strażników Rewolucji również pozostają istotnym celem, jednak ich zmasowane porażenie prawdopodobnie będzie uzależnione od zielonego światła nie tylko ze strony USA, ale także innych aktorów z rejonu Zatoki.

W związku z tym trudno dziś jednoznacznie stwierdzić, na ile izraelskie siły zbrojne (Cahal) oraz ośrodki decyzyjne są skłonne zakończyć ofensywę, nawet po ewentualnym, silnym i skutecznym uderzeniu przeprowadzonym przez stronę amerykańską.

Czytaj też

Iran na decyzyjnym rozdrożu

Innym naturalnym czynnikiem o znaczeniu strategicznym, który może wpływać na skutki amerykańskich uderzeń, jest sam Iran — państwo, które w ostatnich dniach poniosło poważne straty zarówno wojskowe, jak i wizerunkowe, lecz nie utraciło zdolności do działania. Jak wielokrotnie podkreślano, władze irańskie najprawdopodobniej zdecydują się na jakąś formę odpowiedzi na atak amerykańskich sił powietrznych. Znajdują się jednak w dość skomplikowanej sytuacji z uwagi na działania izraelskiego i amerykańskiego lotnictwa w regionie oraz nasycenie środkami ISR całego Bliskiego Wschodu.

W związku z tym ostrzały rakietowe, np. amerykańskich baz i instalacji wojskowych, niekoniecznie muszą być skuteczne. Jeśli władze Iranu nie będą w stanie przedstawić odpowiedzi w sferze propagandowej, ich straty mogą się okazać większe niż realne skutki ataków powietrznych. Jak wiadomo, sama reakcja oparta na generowanych deepfake’ach nie będzie wystarczająca, a trudno spodziewać się sfabrykowanych zdjęć zestrzelonych B-2, zwłaszcza po wcześniejszych wpadkach z rzekomo strąconymi izraelskimi F-35I.

Co więcej, ewentualne irańskie ataki rakietowe na cele amerykańskie poza Irakiem muszą uwzględniać możliwe konsekwencje ze strony państw-gospodarzy. Uderzenie np. w Bahrajn lub inne państwa arabskie niekoniecznie będzie dziś traktowane przez Teheran jako optymalna forma odpowiedzi na działania USA (i potencjalnie także Wielkiej Brytanii).

Iran może zatem sięgnąć po inne narzędzia, związane z działaniami o wiele bardziej asymetrycznymi. Wykorzystując znane metody Sił Ghods (jednostki Strażników Rewolucji), władze lub niektóre decyzyjne frakcje (w tym radykalne) mogą uruchomić działania sabotażowo-dywersyjne, a nawet terrorystyczne. W tym kontekście należy pamiętać, że Iran wciąż posiada możliwość aktywizacji struktur terrorystycznych — szczególnie Hezbollahu — które od lat wspiera, także poza Bliskim Wschodem.

Z jednej strony może pojawić się próba uzyskania efektu podobnego do zamachu na amerykański kontyngent wojskowy w Libanie z 1983 r., z drugiej jednak, po wydarzeniach z 11 września, każdy poważny akt terrorystyczny wymierzony w USA może skutkować znacznym rozszerzeniem amerykańskiej kampanii zbrojnej.

Reklama

Innym rozpatrywanym wątkiem jest uderzenie(a) w żeglugę, ale w ich przypadku (np. zamknięcie Ormuzu) istnieje wysokie prawdopodobieństwo wejścia na kurs kolizyjny nie tylko z państwami arabskimi Zatoki, ale i innymi państwami spoza tego regionu. Bardzo dobrze oddał to Robert Czulda na łamach Defence24 w swojej analizie, pt. Irańska „opcja atomowa”. Jest jeszcze realna szansa, że Iran sięgnie do zasobów operacji w domenie cyber. Zauważmy, że izraelskie siły zbrojne (Cahal) atakowały również obiekty związane ze zdolnościami Iranu do prowadzenia operacji cybernetycznych, dlatego nie wiadomo, jaka jest obecna skala możliwości centralnych systemów w tym zakresie. Irańczycy mogą jednak odwołać się do rozproszonej struktury, opartej na mobilizacji tzw. „hakerów patriotów” — używając określenia często stosowanego w odniesieniu do innych państw.

Problemem, nawet przy najbardziej udanych operacjach cybernetycznych, pozostaje jednak ich ograniczony efekt psychologiczny w kontekście wewnętrznej propagandy. Co więcej, wciąż nie wiadomo, jaki jest los tzw. „udanego przejęcia ogromnych zasobów danych z Izraela”, którym Iran chwalił się przed wybuchem obecnego konfliktu zbrojnego. Możliwe, że również zasoby irańskiego potencjału cybernetycznego zostały w pewnym stopniu zneutralizowane przez Izrael i USA.

Władze Iranu znajdują się tym samym pod ogromną presją, by odpowiedź zbrojna wobec Stanów Zjednoczonych była skalowana w sposób kontrolowany, bez ryzyka eskalacji wymykającej się spod kontroli. Tym bardziej że użycie aktorów niepaństwowych nie gwarantuje pełnej zgodności ich działań z irańskimi celami — zwłaszcza w obecnych warunkach operacyjnych. #READ[ articles: 1052712 | showThumbnails: true ]

Wojna kosztuje wszystkich

Trzeba również zadać pytanie, na ile obecne działania zbrojne wymierzone w Iran nie wyczerpują jego zasobów wojskowych. W związku z tym każda dalsza eskalacja i wojna na wyniszczenie może jedynie pogłębić przyszłe problemy irańskiego sektora bezpieczeństwa i obrony. Bez stabilności w aparacie represji i resortach siłowych obecny reżim w Teheranie może napotkać długofalowe trudności — zarówno wewnętrzne (polityczne czy wynikające z aktywności wrogich grup paramilitarnych), jak i zewnętrzne (osłabienie zdolności do pozycjonowania się wobec kluczowych rywali regionalnych, nie tylko Izraela).

Nie jest bowiem tak, że wyłącznie Izrael ponosi koszty wojny w związku z użyciem własnych sił zbrojnych do działań ofensywnych i obronnych. Iran, prowadząc zmasowane ostrzały rakietowo-dronowe, również uszczupla swoje środki rażenia, które stanowią podstawę jego koncepcji odstraszania i obrony. Co więcej, nie wszystkie systemy mogły zostać użyte przeciwko Izraelowi, gdyż część z nich najprawdopodobniej została zniszczona lub uszkodzona na terytorium Iranu. Niepewny jest także los zasobów magazynowanych na wypadek wojny.

Nawet biorąc pod uwagę większą prostotę konstrukcyjną irańskich systemów, ich produkcja nadal wymaga środków finansowych i czasu. Kosztowne są również wszelkie zniszczone elementy systemu obronnego kraju, w tym najdroższe systemy obrony powietrznej. Po zakończeniu wojny ich odbudowa — nawet przy wsparciu Chin i Rosji oraz przy zaangażowaniu własnego przemysłu zbrojeniowego — nie będzie łatwa. Tym bardziej, że Rosja jako kluczowy partner Iranu ma obecnie poważne trudności w zaspokajaniu własnych potrzeb, wynikające z wojny przeciwko Ukrainie.

Choć obecna sytuacja może stworzyć dla Chin pewne „okno możliwości” wobec Iranu, to jednak czynnikiem ograniczającym może być ich postawa wobec relacji z państwami arabskimi.

Czytaj też

Reklama

Amerykański atak na Iran rzeczywiście może zwiększyć ryzyko eskalacji — zarówno w regionie, jak i poza nim. W pierwszym przypadku eskalacja może być bezpośrednim skutkiem decyzji podejmowanych przez władze Iranu i Izraela. W wymiarze globalnym uderzenia, przeprowadzone bez jakiejkolwiek aprobaty – nawet czysto symbolicznej – ze strony Rady Bezpieczeństwa ONZ, mogą prowadzić do dalszej erozji istniejących mechanizmów ograniczających przechodzenie państw do stanu wojny (w sensie praktycznych działań zbrojnych, nie formalnych deklaracji).

To z kolei stanowi niepokojący sygnał dla władz Tajwanu (Republiki Chińskiej na Tajwanie), ale również dla państw takich jak Polska, położonych na wschodniej flance NATO. Powrót nie tylko do wojen, ale do szerszego stosowania siły jako narzędzia polityki międzynarodowej, jest trendem coraz bardziej widocznym w ostatnich latach — i nie sposób go pominąć.

Warto jednak zauważyć, że negatywny scenariusz nie jest jedynym możliwym rozwojem sytuacji na Bliskim Wschodzie. Zaangażowanie USA w działania zbrojne — przy odpowiednio skalowanej odpowiedzi Iranu — może również stworzyć warunki do realnego zawieszenia walk, a przynajmniej ich czasowego zamrożenia.

Iran może bowiem uznać, że przekroczona została pewna granica i potrzebuje czasu, by odbudować swoje siły oraz skonsolidować naruszone fundamenty systemu militarnego i bezpieczeństwa. Z kolei Izrael otrzymał jasny sygnał potwierdzający siłę sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi i tymczasowe powstrzymanie irańskich dążeń do pozyskania broni masowego rażenia.

WIDEO: Defence24 Days 2024 - Podsumowanie największego forum o bezpieczeństwie
Reklama

Komentarze (1)

  1. GB

    Wg. szefa Pentagonu w ataku wzięło udział 7 B-2, a w sumie 125 samolotów. W sumie użyto 75 jednostek uzbrojenia, czyli 14 GBU-57 i 61 innych, w tym co najmniej 30 Tomahawków. Nie uderzono w wojsko i cywilów.

Reklama