- Wiadomości
- Analiza
- Opinia
- Komentarz
"Czas apokalipsy" amerykańskiej pomocy dla Ukrainy
W Kongresie USA nadal toczą się spory o desygnowanie dalszych środków finansowych w zakresie pomocy wojskowej dla walczącej Ukrainy. Co więcej, nadchodzący rok ukazuje się jako moment potencjalnego przełomu dla postawy USA wobec Ukrainy oraz Rosji z racji możliwego przejęcia władzy przez Donalda Trumpa w Białym Domu. Czy jednak, nadchodzi umowny „czas apokalipsy”, a może właśnie kolejnych 12 miesięcy będzie doskonałą okazją do zrozumienia specyfiki działania USA w nowych warunkach globalnych i to również przez ich partnerów europejskich.

Autor. Jacek Raubo, Defence24
Na pierwszy rzut oka USA nie stać na porażkę Ukrainy, gdyż mogłoby to wpływać na pogorszenie się globalnej pozycji każdej kolejnej administracji w Białym Domu oraz każdego układu rządzącego w Kongresie. Szczególnie, że nie oznaczałoby to jedynie jednostkowego osłabienia amerykańskiej pozycji względem Europy i Rosji, ale miało szersze reperkusje światowe. W tym również względem strategicznego rejonu Indo-Pacyfiku, wobec znaczenia którego możemy dziś zauważyć pewnego rodzaju jedność wśród kluczowych Demokratów i Republikanów (również tych spod umownej flagi MAGA/Trump). Lecz strategia państwa może zostać przesłoniona czymś o wiele ważniejszym dla zwykłego polityka, starającego się o zwycięstwo w USA, a więc pragmatyką roku wyborczego. Wobec czego należy uznać, że USA niestety stać na granie pomocą wojskową dla Ukrainy i to w znacznej skali właśnie w 2024 r.
Zobacz też
Rosja jest częścią szerszego katalogu wyzwań strategicznych USA
Już dziś wiemy, że ten amerykański rok wyborczy będzie ostry i obejmie, co naturalne, także sprawy międzynarodowe. Lecz nie wolno zawężać tych ostatnich jedynie do postawy względem rosyjskiej agresji. USA są mocarstwem globalnym i nadal, czy nam się to w Europie i na wschodniej flance NATO podoba, czy nie, będą zaangażowane na innych kierunkach. Dotyczy to przede wszystkim wysoce skomplikowanej polityki bliskowschodniej, gdzie już teraz odżywają pytania o postawę wobec Iranu. Szczególnie, że władze w Teheranie nadal ze znaczną ostentacją wspierają organizacje terrorystyczne atakujące nie tylko amerykańskie interesy regionalne, ale bezpośrednio samych Amerykanów.
Co więcej, strona irańska nadal wnosi do debaty międzynarodowej pytanie o wywrócenie stolika bliskowschodniego w przypadku ogłoszenia swojego potencjału jądrowego. Przez co, naturalnie cały region zapyta się o możliwości rozwoju zasobów broni jądrowej i ma ku temu możliwości technologiczne, pomocy ze strony innych aktorów dysponujących rozwiązaniami wojskowymi w tym zakresie (Pakistan, Chiny, Indie, Rosja) oraz przede wszystkim pod kątem finansowym.

Nie można zapomnieć, że dla amerykańskich interesów strategicznych w 2024 r. ważnym będzie sformatowanie własnej odpowiedzi względem irańskich (bezpośrednich i najczęściej pośrednich) prób destabilizowania żeglugi cywilnej. Na końcu pozostaje sprawa Izraela i pomocy dla tego państwa, która przecież rozgrzewa amerykańską politykę, jak chyba nigdy przedtem. Stąd też, umowna polityka bliskowschodnia USA będzie elementem wspomnianego spektrum rozważań nt. amerykańskiej polityki zagranicznej roku wyborów. A przecież, pozostaje cała gama tematów związanych z Indo-Pacyfikiem, a mówiąc dokładniej bezpośrednimi relacjami z ChRL (Chińska Republika Ludowa) definiującymi nie tylko wspomniany region.
Nie można również zapomnieć, że nadal istotne dla amerykańskiego polityka jest to, jak jego państwo będzie podchodziło do spraw związanych z Ameryką Południową oraz Ameryką Środkową. Mogliśmy to dobrze zauważyć na dwóch przykładach w ostatnim roku. Mianowicie, jeśli chodzi o postawę reżimu w Wenezueli wobec Gujany, ale przede wszystkim jeśli chodzi o sytuację na południowej granicy USA z Meksykiem. Można odnieść wrażenie, że częstokroć z europejskiego punktu widzenia są to sprawy nieczytelne lub pozycjonowane poniżej spraw „wielkich” na czele z Rosją i ChRL.
Zobacz też
USA to aktor globalny, ale ma też własne problemy wewnętrzne
Jednakże, to wielka pułapka i problem względem naszej percepcji amerykańskich postaw politycznych. Przede wszystkim, bezpieczeństwo granic to dla Amerykanów problem dualny – wewnętrzny (odnoszący się m.in. do HLS – homeland security), ale i międzynarodowy. Obejmuje bowiem relacje bilateralne z Meksykiem, a także szereg relacji regionalnych, procesy demograficzne, ekonomiczne oraz synergię różnych zagrożeń ze strony silnych (lub bardzo silnych) podmiotów niepaństwowych w postaci grup przestępczych, karteli. Pamiętając jednocześnie, że są w tym wszystkim wątki wielkiej polityki, jak chociażby dostęp grup przestępczych z regionu do zaplecza produkcji środków chemicznych w ChRL. Jak również bliskich relacji części urzędników i funkcjonariuszy państw, takich, jak Wenezuela z przemytem narkotyków. W tym wszystkim, w przepastnych korytarzach amerykańskiej polityki kongresowej i szerzej waszyngtońskich układów musi obecnie odnaleźć się sprawa pomocy dla Ukrainy, ale też relacji transatlantyckich na czele z NATO.

Zdając sobie sprawę z tego wyjątkowego roku, ale też wyjątkowo skomplikowanej sytuacji międzynarodowej na którą patrzą amerykańscy politycy oraz ich wyborcy, media, itp. aktorzy szeroko pojmowanych procesów decyzyjnych. Należy więc zadać wprost pytanie, czy jednak 2024 r. jest w takim razie z góry przegrany dla sprawy pomocy wojskowej dla Ukrainy i niesie za sobą wręcz pewną zmianę amerykańskiej polityki wobec Europy? Odpowiedź będzie równie skomplikowana, jak obraz amerykańskiej agendy spraw międzynarodowych, z którymi przyjdzie się mierzyć politykom w Waszyngtonie w 2024 r.
Dlatego, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi, szczególnie jeśli spojrzymy na specyfikę zakulisowych aktorów wpływających na amerykańskie procesy polityczne. Oczywiście na wstępie należy uznać, że decydujące będzie uzyskanie większej elastyczności po stronie rządzącej ekipy w Białym Domu, jeśli chodzi o sprawy bezpieczeństwa na granicy południowej kraju. Zauważmy, że nie udało się administracji Joe Bidena zagrać trochę o całą stawkę próbując iść na konfrontację z republikańskimi politykami, zwolennikami zaostrzenia strategii granicznej.
Zobacz też
Ukraina i pomoc dla tego państwa była tam pozycjonowana jako jedno z narzędzi wpływu przez obie strony. Możemy rozstrzygać, czy z moralnego punktu widzenia było dobrym posunięciem, ale zarówno Demokraci, jak i Republikanie podeszli do tej sprawy wysoce pragmatycznej w kontekście nadchodzącej kampanii. Albowiem, szczególnie dla stronników Donalda Trumpa w środowisku Republikanów porażka mocnej agendy granicznej byłaby problematyczna dla ich strategii do wewnątrz partii, jak i wobec przeciwników z drugiej strony sceny politycznej. Lecz również dla Demokratów i przede wszystkim Joe Bidena wszelkie ustępstwa w jego wizji bezpieczeństwa granic były nie do zaakceptowania i zapewne starano się zagrać wątkiem wojny oraz pomocy wojskowej, żeby wpłynąć na przeciwników politycznych.
Republikanie i Demokraci walczą o głosy oraz własną agendę polityczną
Pytaniem otwartym pozostaje, kto teraz będzie musiał szukać nowego rozdania czyli zrewidować swoje dotychczas utwardzane raz po raz podejście. W idealnej sytuacji mógłby pojawić się konsensu w oparciu o działania obu stron, ale polityka nie jest światem idealnym. Można więc typować, że to administracja Joe Bidena i Demokraci będą musieli poszukiwać nowego otwarcia, nawet kosztem części swojej agendy politycznej. Dlatego, że obecnie sprawujący władzę prezydent postawił więcej kapitału politycznego na pomoc dla Ukrainy, włącznie z wizytą w Kijowie. Przysłowiowe załamanie się wojskowe ukraińskiego sojusznika może być dla jego potencjalnej reelekcji czymś wręcz katastrofalnym. Szczególnie, jeśli będziemy pamiętać (co zapewne zostanie jeszcze przypomniane w kampanii wyborczej w USA), iż już od dawna kwestionowano amerykański sposób opuszczenia Afganistanu.
Takie wydarzenia, jak upadek Sajgonu, zajęcie ambasady USA w Teheranie zawsze niosą za sobą reperkusje dla sceny politycznej w tym państwie i to w wymiarze długofalowym. Lecz i republikański mainstream oraz MAGA muszą brać pod uwagę potencjalną potrzebę zmian w swoim sposobie prowadzenia polityki wobec pomocy wojskowej dla Ukrainy w 2024 r. Dzieje się tak z kilku powodów, a pierwszym z nich jest pozycja USA na świecie, którą budują w swoich programach wyborczych. Gdyby, jeszcze za umownych rządów Joe Bidena doszło do niekorzystnych procesów strategicznych w przestrzeni transatlantyckiej (np. upadek Ukrainy, zwycięstwo militarne i polityczne Rosji) to późniejsza pozycja startowa nowej administracji byłaby problematyczna. Dlatego, też tak ważnym są wszelkie wewnątrzamerykańskie kampanie think tanków, debaty medialne oraz promowanie znaczenia i efektywności pomocy wojskowej dla długofalowego układu globalnego, w tym roli USA na świecie.

Co więcej, należy uznać, że sama Europa ma wiele do osiągnięcia w tym zakresie, szczególnie jeśli chodzi o wspomnianą pomoc Ukrainie. W jej przypadku są oczywiście wielkie i szczytne elementy, w tym obrona państwa napadniętego, ale jest też szereg innych aspektów w tym np. przemysłu zbrojeniowego. Wojna Ukrainy z rosyjską agresją stała się czymś w rodzaju prezentacji zachodnich rozwiązań zbrojeniowych na tle rosyjskich. Jeśli więc osłabłaby amerykańska przestrzeń pomocy wojskowej, a Europie śmielej udałoby się osiągać własne założenia pomocowe to byłaby to niekomfortowa pozycja dla amerykańskich, wiodących na świecie koncernów zbrojeniowych. Nie bez przyczyny już od pewnego czasu w dyskusjach nt. pomocy wojskowej w USA pojawiają się uwagi, że oprócz efektywności (koszt-efekt) w zakresie powstrzymywania neoimperialnych zapędów Władimira Putina et consortes jest jeszcze sprawa umownego pozostawiania inwestycji w zbrojeniówkę w poszczególnych stanach.
Tym samym, dzięki restartowi amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego będzie możliwe zwiększenie zatrudnienia, poczynione zostaną inwestycje w rozwój sektora obronnego i współpracującego z nim, a także zwiększą się zdolności względem innych potencjalnych przeciwników USA na świecie. Na strategiczną porażkę Ukrainy, przynajmniej w roku wyborczym, nie stać w pewnym sensie także najbardziej zagorzałych trumpistów. Albowiem reperkusje międzynarodowe mogą ograniczyć ich możliwości po potencjalnym zwycięstwie w Kongresie i przede wszystkim w wyścigu po fotel prezydencki.
Izolacjonizm to złudzenie na potrzeby części wyborców
Czysty izolacjonizm w dzisiejszym środowisku międzynarodowym, szczególnie w obliczu amerykańskiej pozycji na świecie, jest zwykłym złudzeniem. Możliwym oczywiście do epatowania w przypadku silnych emocji wyborczych, ale już niemożliwym do realizacji w praktyce (szczególnie, gdy weźmie się debaty eksperckie na zapleczu obu stronnictw politycznych). Republikanie i Demokraci są de facto skazani na utrzymanie siły USA w relacjach globalnych, a jednym (ważnym, ale nie najważniejszym) z elementów tego jest oddziaływanie na NATO i innych sojuszników w Europie, w tym właśnie Ukrainę. Całkiem niedawno wspominał o tym (były już przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów) gen. Milley, podkreślając, że tym bardziej w obecnych warunkach nie można liczyć na wytchnienie od budowania zdolności obronnych USA.
Chociaż należy zaznaczyć, że pragmatycznie nie gwarantuje to takiej pomocy wojskowej na jaką zapewne strona ukraińska oczekiwałaby, żeby móc realizować własne cele strategiczne. Szczególnie, że w 2024 r. Amerykanie muszą realnie brać pod uwagę możliwość wystąpienia innych potrzeb jeśli chodzi o pomoc wojskową dla swoich sojuszników w innych regionach świata. Nie jest bowiem wykluczone, że Izrael spróbuje osłabić potencjał nie tylko terrorystów z Hamasu, ale także Hezbollahu. Zaś potrzeb partnerów w Indo-Pacyfiku może okazać się więcej niż można obecnie zakładać – od Tajwanu (Republika Chińska na Tajwanie), poprzez Filipiny, Australię, Republikę Korei i Japonię. Co więcej, Pentagon nie może sobie pozwolić na niedostrzeganie własnych potrzeb, które rosną wraz z możliwością wystąpienia scenariusza wojny pełnoskalowej. Stąd też, walka o pomoc wojskową dla Ukrainy w Waszyngtonie to nie tylko umowna próba zwalczenia obstrukcji ze strony obozu Trumpa i MAGA. To potrzeba wkomponowania się w bardzo skomplikowany system zależności militarno-polityczno-społecznych i ekonomicznych globalnego mocarstwa, jakim są USA.
W Waszyngtonie należy przegrupować się politycznie, medialnie i informacyjnie
Jednak, nawet przejęcie władzy przez tandem republikański w Kongresie i Białym Domu nie musi z założenia oznaczać katastrofy dla Ukrainy. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że kluczowe będzie w tym miejscu uzyskanie nowej jakości w zakresie komunikacji z Kongresem, w rękach którego jest budżet federalny. Dziś, ponownie widać twardą lekcję pragmatyzmu waszyngtońskiego, gdzie podstawowym celem strategicznym państw lobbujących w USA w zakresie własnych interesów jest umiejętne podejście do kongresmenów. Gdyż, sam Biały Dom, Pentagon i Departament Stanu nie gwarantują, nawet przy dużej sympatii niezbędnych zasobów finansowych. Dlatego, 2024 r. to przede wszystkim rok sprawdzenia elastycznej polityki wobec Kongresu USA, co nie zawsze jest tak zrozumiałe w państwach europejskich. Chociaż od dawna rozumieją to np. Turcja, Izrael, a także inne państwa z regionu MENA.

Kolejną ważną batalią dla Ukrainy i nie tylko, jest podtrzymanie zainteresowania problematyką wojny w przestrzeni społeczno-medialnej (od think tanków do mediów - nie zapominajmy, jak wielką i mozolną pracę na rzecz bezpieczeństwa transatlantyckiego oraz pomocy Ukrainie wykonuje chociażby Atlantic Council) w USA. Czyli musi nastąpić zrewidowanie strategii znanej z 2022 r., szczególnie pod wpływem doświadczeń z 2023 r. Będzie to kluczowe, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, jak przegrupowały się środowiska prorosyjskie czy wręcz rosyjskie tuby propagandowe w amerykańskiej infosferze. Lecz ponownie, nic nie jest zaprzepaszczone i snucie apokaliptycznych wizji nie powinno przesłaniać możliwości. Jest to szczególnie istotne z racji możliwego tworzenia przez Trumpa nowej administracji, do której będzie trzeba znajdować niezbędne kanały komunikacji, inne niż to miało miejsce w przypadku jego pierwszej prezydentury. W przypadku amerykańskiego systemu politycznego nie ma nic bardziej tragicznego, jak stawianie na jedno rozwiązanie polityczne i jednego polityka. Tym samym, jeśli przyjmie się wariant zero-jeden wobec wyborów prezydenckich to rzeczywiście można być później zaskoczonym ich wynikiem.
Europa nie może być zależna od wyniku wyborów w USA
Konkludując, 2024 r. będzie najtrudniejszym dla utrzymania pomocy wojskowej dla Ukrainy i powstrzymywania Rosji z jej agresywną polityką, rozpisaną na lata. Jednakże, uproszczenia mogą nas prowadzić do złych wniosków i przede wszystkim braku niezbędnych działań wielowariantowych. Zaś bez tego rzeczywiście łatwo ponieść porażkę w Waszyngtonie, a więc stolicy państwa patrzącego globalnie i wielokrotnie również skoncentrowanego na własnych (innych niż europejskie) problemach wewnętrznych. Albowiem USA to nie tylko przysłowiowy gracz patrzący jedynie na mapy świata, toczący wielkie gry, to również bardzo złożone wewnętrznie państwo, mające własnych obywateli i ich bolączki dnia codziennego. Amerykanów nie stać na odpuszczenie obu aspektów, ale pomijanie jednego z nich powoduje, że w Europie jesteśmy tak często zaskakiwani zmianami w amerykańskiej polityce.
Finalnie, niezależnie od USA czas najwyższy na kontynencie europejskim wziąć więcej odpowiedzialności za bezpieczeństwo – od produkcji zbrojeniowej po zwiększanie ilościowe sił zbrojnych poszczególnych państw. Nie jest to fanaberia strategiczna Francji, odwołującej się do koncepcji autonomii strategicznej (budzącej kontrowersje w innych państwach), ale wymóg rzeczywistości, która zmienia nasze regiony oraz politykę globalną. Silna Europa jest też atutem we wszelkich dyskusjach z USA, niezależnie od danego układu w Kongresie czy w Białym Domu i od tego powinno się zaczynać wszelkie dyskusje o przyszłości pomocy dla Ukrainy. Powiedzmy wprost, 2024 r. powinien być rokiem, gdy sprawdzimy również własne możliwości pomocowe. Gdy dyskutujemy o tym, że Amerykanie mniejszą skalą wsparcia nie dają rozstrzygnięcia Ukrainie w jej wojnie obronnej, to może powinno się zacząć pytać o to, dlaczego Europa tego nie zagwarantuje. Obserwacja cyklów wyborczych w Waszyngtonie nie może być alternatywą dla działań wewnątrz samego kontynentu europejskiego.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]