Reklama

Geopolityka

Brutalność służb w Mjanmie. Nie żyje działacz obalonej partii

Fot. Voice of America (domena publiczna)
Fot. Voice of America (domena publiczna)

Władze Mjanmy brutalnie tłumią trwające od miesiąca protesty przeciwko zamachowi stanu. Policjantom rozganiającym demonstrantów kazano „strzelać (do nich), aż będą martwi” – podała w środę agencja Reutera, cytując byłego policjanta, który odmówił wykonania rozkazu i zbiegł do Indii. Ponadto we wtorek zmarł działacz partii, która do 1 lutego br. sprawowała władzę.

Podoficer Tha Peng i sześciu innych policjantów odmówiło, gdy przełożeni rozkazali im strzelać z pistoletów maszynowych do protestujących w mieście Khampat 27 lutego. „Następnego dnia oficer wezwał mnie, by spytać, czy będę strzelał” – powiedział były policjant.

Po kolejnej odmowie Tha Peng ustąpił ze służby i 1 marca zbiegł do Indii, pozostawiając w Khampat rodzinę. „Nie miałem wyboru” – ocenił w rozmowie z Reutersem poprzez tłumacza. Nie podał pełnego nazwiska, ale pokazał agencji swój dowód tożsamości i legitymację policyjną.

Od rozpoczęcia protestów przez granicę z Mjanmy do Indii zbiegło około 100 osób, głównie policjantów i członków ich rodzin – podał Reuters, powołując się na anonimowego indyjskiego urzędnika wysokiej rangi.

Tha Peng twierdzi, że wielu policjantów popiera trwające demonstracje. „Na komisariacie 90 proc. (policjantów) popiera protestujących, ale nie ma przywódcy, który by ich zjednoczył” – powiedział. W Mjanmie pozostawił żonę i dwie córki, z których jedna ma sześć miesięcy.

Od wojskowego puczu z 1 lutego w Birmie zabitych zostało co najmniej 60 antywojskowych demonstrantów, a ponad 1,8 tys. osób zostało zatrzymanych – wynika z obliczeń Związek Pomocy Więźniom Politycznym (AAPP). Wśród aresztowanych jest demokratycznie wybrana przywódczyni kraju Aung San Suu Kyi.

Reklama
Reklama

Tymczasem wojskowe władze nasilają działania przeciwko uczestnikom ogólnokrajowej kampanii nieposłuszeństwa obywatelskiego wobec junty. W Rangunie siły bezpieczeństwa otoczyły w środę kwatery mieszkalne strajkujących kolejarzy.

Żołnierze skonfiskowali również żywność i inne towary przekazane w ramach wsparcia dla uczestników strajku – przekazała hiszpańska agencja EFE, powołując się na mieszkańców osiedla.

Władze nasiliły też represje wobec prasy, a pięciu niezależnym mediom odebrano licencje na działalność. Siły bezpieczeństwa dokonują nalotów na nieprzychylne wojsku redakcje. Od puczu aresztowano dziesiątki dziennikarzy, z których co najmniej sześciu usłyszało już zarzuty zakłócenia porządku publicznego, za co grozi do trzech lat więzienia – podała EFE.

We wtorek w areszcie zmarł członek Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD), partii obalonej przywódczyni kraju Aung San Suu Kyi. Ba Myo Thein, poseł rozwiązanej przez juntę izby wyższej, powiedział Reuterowi, że Zaw Myat Linn został aresztowany około godziny 1.30. „Krewni próbują odzyskać ciało ze szpitala wojskowego” - dodał.

Junta ogłosiła stan wyjątkowy na okres roku i zapowiedziała kolejne wybory. Wielu Birmańczyków nie wierzy jednak w te zapowiedzi i obawia się, że zamach stanu będzie zaledwie początkiem długotrwałej, opresyjnej dyktatury wojska.

Źródło:PAP
Reklama

Komentarze

    Reklama