Geopolityka
Ekspert NATO: Szczyt szansą na powrót do "fundamentalnej zasady" obrony kolektywnej [WYWIAD]
W NATO zwykło się powtarzać - swoją drogą zasadnie - że nie chcemy powrotu zimnej wojny, ale możemy wypowiadać się w tej kwestii jedynie w swoim imieniu. - stwierdza Dyrektor Departamentu ds. Naukowych NATO Defence College w Rzymie, dr Jeffrey A. Larsen. Przedstawiciel NATO podzielił się z Defence24.pl swoimi spostrzeżeniami na temat bieżących wyzwań stojących przed Sojuszem w kontekście organizacji najbliższego szczytu w Warszawie oraz potencjalnych konsekwencji Brexitu dla bezpieczeństwa Europy.
Brytyjczycy zadecydowali w referendum o opuszczeniu Unii Europejskiej. W ocenie licznych obserwatorów, może to doprowadzić do oderwania się Szkocji od Wielkiej Brytanii. W przypadku urzeczywistnienia się powyższego scenariusza, jakie mogą być dalsze losy brytyjskiej bazy marynarki wojennej w Faslane, która pozostaje jak do tej pory miejscem stacjonowania okrętów podwodnych z nuklearnymi pociskami balistycznymi Trident. Czy Brexit może zagrozić potencjałowi nuklearnego odstraszania Sojuszu Północnoatlantyckiego?
W pierwszej kolejności należy podkreślić, że narodowa decyzja Brytyjczyków w sprawie Brexitu nie ma bezpośredniego przełożenia na funkcjonowanie NATO, udział Wielkiej Brytanii w Sojuszu czy brytyjską politykę bezpieczeństwa i obrony. Naturalnie, wpłynie ona na funkcjonowanie Unii Europejskiej, choć zapewne nie wcześniej niż w perspektywie dwóch kolejnych lat. Sądzę zatem, że powinniśmy podejść do całej kwestii z należytym spokojem – uważnie obserwować sytuację i przyjąć do wiadomości, że mamy do czynienia z suwerenną decyzją narodu brytyjskiego.
Czytaj więcej: Szczyt NATO w Warszawie
Prawdą jest, że w dalszej perspektywie istnieją tutaj pewne ewentualności [w wymiarze architektury systemu bezpieczeństwa – przyp. red.] – jedną z nich jest suwerenna decyzja Szkocji o pozostaniu w Unii Europejskiej, której warunkiem będzie niepodległość względem Wielkiej Brytanii. Już teraz w Szkocji trwa debata na temat zasadności przeprowadzenia drugiego w ciągu ostatnich dwóch lat referendum w sprawie oderwania się od Zjednoczonego Królestwa. Tym razem ma ono większe szanse powodzenia, jeśli wziąć pod uwagę czynnik pozostania w Unii. Szkocja może w podobny sposób podejść do kwestii uczestnictwa w NATO, jednak nie sądzę, by takie możliwości istniały.
Przede wszystkim, to Wielka Brytania jest państwem członkowskim każdej z tych organizacji – Szkocja byłaby zatem zmuszona do przejścia w obu przypadkach całej procedury akcesyjnej. Co więcej, deklarując się potencjalnie jako państwo bezatomowe, Szkocja może sobie uniemożliwić przystąpienie do Sojuszu – każdy z członków musi przyjąć do wiadomości i zaakceptować, że NATO jest sojuszem z potencjałem uderzenia nuklearnego (choć opiera się on de facto na arsenałach jedynie trzech wiodących w tym zakresie państw – USA, Wielkiej Brytanii i Francji). Zasada ta jest podstawą funkcjonowania Sojuszu i jest potwierdzona w dokumentach założycielskich. Dlatego wątpliwym jest by Szkocja – podobnie zresztą jak Irlandia, która pozostaje poza NATO – przystąpiła do Sojuszu bez zaakceptowania jego nuklearnego charakteru. Szkoci muszą zatem wziąć pod uwagę w swojej debacie publicznej, że niepodległość wcale nie musi dla nich oznaczać możliwości pozostania członkiem wszystkich dotychczas wspieranych organizacji, zwłaszcza obronnych.
W relacji do tej kwestii pozostaje sprawa dalszych losów brytyjskiej floty podwodnej stacjonującej w Faslane. Skutkiem dezatomizacji niepodległej Szkocji będzie prawdopodobnie potrzeba przebazowania brytyjskich środków uderzenia nuklearnego. Mając na uwadze wysokie koszty wybudowania nowej bazy (zwłaszcza w obecnej sytuacji – modernizacji brytyjskiej floty podwodnej i samych pocisków balistycznych), Brytyjczycy mogą zrezygnować z budowy na rzecz odpłatnego wykorzystania infrastruktury sojuszniczej. Możliwe zatem, że brytyjskie łodzie znajdą się we francuskich lub amerykańskich bazach marynarki wojennej. Należy brać również pod uwagę, że w sytuacji znacznego obniżenia wartości kapitału brytyjskiego spowodowanego Brexitem Wielka Brytania może być zmuszona do zmniejszenia swojego potencjału nuklearnego i rezygnacji ze wspomnianej floty. Możliwości jest zatem wiele, przy czym nie muszą być one wcale tak dramatyczne, jak się czasem przewiduje, a ich zaistnienie ma charakter czysto potencjalny.
Czy jest możliwe, by Brexit wpłynął bezpośrednio na przebieg warszawskiego szczytu NATO? Jakich konsekwencji można się spodziewać w wymiarze funkcjonowania wschodniej flanki Sojuszu i państw takich, jak Polska?
Nie sądzę, by istniało w tej kwestii bezpośrednie przełożenie – jak wspomniałem, cały proces [Brexit – przyp. red.] będzie się rozgrywał w perspektywie kolejnych dwóch lat. Na ten moment można wskazać jeden - potencjalnie niezbyt wiarygodny – skutek w postaci zwiększonego zaangażowania i inicjatywy ze strony Wielkiej Brytanii dla wykazania swojej niezachwianej woli współpracy oraz potwierdzenia pozycji silnego członka NATO. Chcąc zrównoważyć spowodowane Brexitem wrażenie braku skłonności do międzynarodowej współpracy, Wielka Brytania może chcieć położyć większy nacisk na swoje przywiązanie do Sojuszu i zdolności współdziałania w wymiarze militarno-obronnym. Pozwoliłoby to udowodnić europejskim sojusznikom, że Zjednoczone Królestwo pozostaje wiarygodnym i godnym zaufania partnerem, niezależnie od relacji z UE. Nie byłbym zatem zaskoczony zdecydowanymi brytyjskimi deklaracjami podczas zjazdu NATO w Warszawie.
Tłem dla takich inicjatyw może być kwestia ustaleń Sojuszu sprzed 2 lat w zakresie deklarowanego minimum 2 procent wydatków budżetowych państw członkowskich na cele obronne. Państwa nieprzychylnie odnoszące się do tego pomysłu mogą podejmować kwestię Brexitu jako argument przeciw zdecydowanemu wdrażaniu podejmowanych wcześniej zobowiązań. Uważam jednak, że argumenty tego typu nie będą miały siły przebicia, a państwa członkowskie tak czy inaczej będą zaangażowane w rozwój swoich potencjałów militarnych.
Wielka Brytania może chcieć położyć większy nacisk na swoje przywiązanie do Sojuszu i zdolności współdziałania w wymiarze militarno-obronnym. Pozwoliłoby to udowodnić europejskim sojusznikom, że Zjednoczone Królestwo pozostaje wiarygodnym i godnym zaufania partnerem, niezależnie od relacji z UE. Nie byłbym zatem zaskoczony zdecydowanymi brytyjskimi deklaracjami podczas zjazdu NATO w Warszawie.
W jednej ze swoich niedawnych publikacji stwierdził Pan, że szczyt NATO w Warszawie może się okazać najważniejszym tego typu wydarzeniem w ciągu ostatnich 20 lat. Jak uzasadnić to stanowisko? Czy decyzje podjęte w trakcie miejscowego szczytu pozwolą sprostać wyzwaniom, jakie stoją obecnie przed Sojuszem Pół w wymiarze aktywności na wschodniej i południowej flance? Co pozwoli uznać ten szczyt za sukces lub porażkę?
Moja opinia na temat warszawskiego szczytu nie wynika z liczby ważnych decyzji, jakie powinny zapaść w trakcie tego wydarzenia. Powodem, dla którego tak uważam, jest skala zmian, jakie zaszły na świecie i w funkcjonowaniu Sojuszu na przestrzeni 2014 roku. Przez poprzednie 20 lat NATO ulegało daleko idącej przemianie w kierunku organizacji misji ekspedycyjnych – odchodzono coraz bardziej od idei kolektywnej i terytorialnej obrony, która pierwotnie przyświecała Sojuszowi. W koncepcji strategicznej NATO z 2010 roku stwierdzaliśmy jeszcze, że nie ma żadnych wrogów i zagrożeń, które godziłyby bezpośrednio w europejski system bezpieczeństwa, dzięki czemu mogliśmy zaangażować się militarnie w Afganistanie, Libii i innych odległych rejonach świata.
W 2014 roku uzmysłowiliśmy sobie, że nie jest to prawdą, a zagrożenia istnieją zarówno na wschodniej, jak i południowej flance Sojuszu. Konieczny okazał się powrót do dawnych priorytetów – ponowne skupienie się na obronie kolektywnej, czyli założycielskiej zasadzie działania NATO. Powrót do tej fundamentalnej zasady został zapoczątkowany jeszcze w 2014 roku w trakcie walijskiego szczytu w Newport, ale był to zaledwie mały, wstępny krok w tym kierunku.
Stąd, szczyt NATO w Warszawie stanowi ważną szansę na wykazanie konsekwencji, trwałego zaangażowania i przekonania do idei kolektywnej samoobrony – jako potwierdzenie zasadności inicjatyw zapoczątkowanych w Newport. Uważam, ze w trakcie warszawskiego szczytu mogą zapaść nawet bardziej znaczące postanowienia, co pozwoli potwierdzić niezbędną w obecnych okolicznościach silną wolę zaangażowania, poważnego traktowania bieżącej sytuacji i przywiązania do priorytetów obronności wszystkich państw członkowskich. Potrzebujemy zatem wyraźnego powrotu do podstawowych zasad funkcjonowania NATO i jego pierwotnego wymiaru, jaki obowiązywał w momencie sformowania Sojuszu ponad 65 lat temu.
Szczyt NATO w Warszawie stanowi ważną szansę na wykazanie konsekwencji, trwałego zaangażowania i przekonania do idei kolektywnej samoobrony – jako potwierdzenie zasadności inicjatyw zapoczątkowanych w Newport. Uważam, ze w trakcie warszawskiego szczytu mogą zapaść nawet bardziej znaczące postanowienia, co pozwoli potwierdzić niezbędną w obecnych okolicznościach silną wolę zaangażowania, poważnego traktowania bieżącej sytuacji i przywiązania do priorytetów obronności wszystkich państw członkowskich. Potrzebujemy zatem wyraźnego powrotu do podstawowych zasad funkcjonowania NATO i jego pierwotnego wymiaru, jaki obowiązywał w momencie sformowania Sojuszu ponad 65 lat temu.
W związku z przeciwdziałaniem przejawom agresywnej polityki zagranicznej Rosji dużo uwagi poświęca się siłom szybkiego reagowania NATO. Jak jednak w tym kontekście kształtuje się dostępność rezerw osobowych i ich zdolności do reagowania w warunkach poważnego kryzysu na wschodniej flance NATO? Czy Sojusz przykłada do tego należytą uwagę?
Zdecydowanie tak, przykładowo docelowa liczebność komponentu Very High Readiness Joint Task Force [„Szpica NATO” – przyp. red.] to w tej chwili 25 tyś. żołnierzy. Choć dobre i to, wciąż nie wystarczy do zatrzymania naporu poważnych sił konwencjonalnych i z całą pewnością nie odwróci biegu sytuacji w scenariuszu bałtyckim, jaki obecnie rozpatrujemy. Co więcej, trudno w ogóle oczekiwać, by udało się nam skutecznie rozmieścić oddziały VJTF w obliczu ewentualnego ataku na wschodniej flance – może to uniemożliwić roztoczona wokół Obwodu Kaliningradzkiego rosyjska strefa A2/AD [Anti-Access/Area Denial - zintegrowany system blokady dostępu terytorialnego z zastosowaniem komponentów obrony powietrznej i walki radioelektronicznej – przyp. red.].
Warunkiem ich skuteczności jest zatem wcześniejsze rozmieszczenie, przed zaistnieniem ewentualnej sytuacji krytycznej, co umożliwi też jej przeciwdziałanie zgodnie z regułą odstraszania. Niemniej jednak, w przypadku wystąpienia konieczności odpierania zmasowanego ataku potrzebne będą znaczące posiłki, które będzie można sprawnie rozmieścić w rejonie walk. To z kolei oznacza wzmocnienie zasobów ludzkich NATO Response Force [Siły Reagowania NATO – przyp. red.], które obecnie liczą sobie 40 tyś. żołnierzy. Niemniej ważne będzie wzmocnienie zasobów narodowych państw członkowskich.
Rozważamy również powrót sił amerykańskich do baz w Europie, które będą przygotowane na wypadek urzeczywistnienia scenariuszy dotyczących Europy Środkowo-Wschodniej. Należy w tym uwzględnić coroczne ćwiczenia przerzutu wojsk, które były standardem w amerykańskich bazach w Niemczech za czasów zimnej wojny, a które nie były prowadzone od co najmniej 27 lat. Może nastał czas, by je wznowić. W NATO zwykło się powtarzać - swoją drogą zasadnie - że nie chcemy powrotu zimnej wojny, ale możemy wypowiadać się w tej kwestii jedynie w swoim imieniu. W tej relacji to druga strona zdaje się spychać nas w kierunku realiów zimnowojennych i stosowania dawnych koncepcji obronnych, które były wówczas skuteczne – włączając w to wsparcie i rezerwy spoza Europy.
Oficjalne stanowisko NATO wobec Rosji jest rodzajem polityki dwutorowej, obejmując zarówno odstraszanie i dialog. Jak Pan ocenia potencjalne korzyści dla NATO z tego drugiego toru? Jakie powinny być nasze cele w dialogu z Kremlem?
NATO podtrzymuje, że obecnie potrzebujemy skutecznego działania w obu tych wymiarach, co też prawdopodobnie zostanie powtórzone przy okazji Szczytu w Warszawie. Niestety nie jesteśmy pewni, co i kto tak naprawdę determinuje postawę władz w Moskwie – być może rosyjscy rządzący kierują się nacjonalizmem, który nacechowany jest realną obawą o bezpieczeństwo Rosji i autentycznym przekonaniem, że NATO stara się otoczyć Rosję – wówczas można oczekiwać, że zadziałają racjonalnie. Równie dobrze jednak mogą być oportunistami, którzy widzą słabości innych i dążą do ich wykorzystania, by przywrócić Rosji dawną świetność lub znaleźć miejsce przy stole wielkich mocarstw.
Nasza polityka i relacja między dialogiem a odstraszaniem powinna być dostosowana do rosyjskiej postawy, a ta nie jest niestety jednoznaczna. Zatem w przypadku obawy Rosji przed Zachodem, powinniśmy skupić się na dialogu, nie powinniśmy gromadzić sił na granicy, bo to przyspieszy cykl skutków ubocznych. Jednakże, jeśli mamy do czynienia z oportunizmem, absolutnie powinniśmy dążyć do rozmieszczenia sił zbrojnych na granicy. Państwa członkowskie Sojuszu nie są w tej ocenie zgodne, co w mojej opinii jest podstawą rozłamu w NATO.
Polska i kraje bałtyckie reprezentują zaniepokojenie zagrożeniem i prawdopodobnie wierzą, że Putin jest oportunistą. Włosi, Hiszpanie i Grecy mają inny punkt widzenia i wolą skupić się na niestabilnym Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej oraz powiązanym napływie migrantów. Różnice w percepcji zagrożeń są niebezpieczne dla funkcjonowania całego NATO. Szczyt w Warszawie powinien wyjść naprzeciw temu wyzwaniu i zaproponować rozwiązanie uwzględniające w równym stopniu wszystkie bieżące problemy organizacji i jej poszczególnych członków.
Jakich odpowiedzi powinniśmy oczekiwać od Moskwy po szczycie? Uważa Pan, że Kreml będzie próbował zaognić relacje z NATO czy wręcz przeciwnie?
Myślę, że bezpośrednio po Szczycie zobaczymy Rosję kontynuującą swoją propagandową grę – nastawioną na krytykowanie postanowień i deklaracji Sojuszu, w szczególności ustaleń w zakresie manewrów i rotacji sił zbrojnych w Polsce oraz krajach bałtyckich. Rosja wykazała mimo wszystko znaczną powściągliwość w swoich działaniach wojskowych i ćwiczeniach na przestrzeni ostatniego roku. To może się teraz skończyć, być może zaplanowanymi na jesień manewrami wojskowymi, które pokażą, że Rosja również jest silna.
Możliwe są również próby wykorzystania atutów, które dają Rosji okoliczności Brexitu. Jak stwierdziłem na wstępie, nie uważam, że ma to bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo europejskie, ale mogą tutaj zaistnieć wydarzenia drugoplanowe, takie jak niepokoje na giełdach papierów wartościowych, niepewność związana ze zmianami i wyborami w Wielkiej Brytanii oraz rozgrywanie relacji między Zjednoczonym Królestwem a resztą Europy i Rosją – może to być dobra okazja do generowania i pogłębiania już obecnych podziałów w obrębie Sojuszu.
Dlatego ważne jest, aby NATO podtrzymywało jednolite stanowisko w fundamentalnych kwestiach, pokazując konsensus i wspierając postanowienia uzgodnione w trakcie Szczytu. Kluczowe znaczenie dla efektywności sojuszu, jakim jest NATO będzie miała jednoznaczna postawa, która da naszym przeciwnikom do zrozumienia, że pozostajemy w gotowości do walki o wspólnie podzielane wartości - że nie jesteśmy słabi i nie pozwolimy się zastraszać agresywnemu sąsiadowi.
Dziękuję za rozmowę.
--------------------------------------
Czytaj więcej o szczycie NATO w Warszawie:
Niemiecki ekspert o działaniach NATO. "Putin na pewno jest zaskoczony"
Jak powstrzymać groźbę rozpadu NATO? "Nie wracać do starych metod"
Nowy wymiar szczytu NATO w Warszawie po Brexicie? [OPINIA]
Rosyjska "wojna informacyjna" wobec szczytu NATO
Szatkowski: Newport pokazało, że można tchnąć nowe życie w NATO. Następny krok - w Warszawie
panzerfaust39
NATO to USA i długo długo nic ! Cała reszta może poza Turkami jest tak komiczna że nawet szkoda gadać
Rad79
No ciekawy artykuł ale jak zaistnieje Donald Trump w USA to może wszystko posypać się jak domek z kart.
Kiks
Tak? Dlaczego? Wiesz jak funkcjonuje decyzyjność w USA?
Jurek
NATO to armia USA a politycy z tego kraju Polskę wykorzystują w ten sam sposób co Napoleon na Haiti. Dlaczego Niemcy nie wysyłają arkansów spieszonych i latających na wojenki USA
Maggot
Ze słów eksperta wynika że jesteśmy jako Polska w czarnej D. Z drugiej strony minister od obrony Macierewicz uspokaja że "jesteśmy wreszcie bezpieczni", na 100%, ręzcy za to swoim autorytetem. Ktoś tu się nie zna na swojej robocie, albo ekspert do kitu albo.... dr Larsen ukończył Akademię US Air Force, doktoryzował się na US Naval Institute, dokształcał się na Uczelni Wojny Sił Powiietrznych AWC i pare innych, jest pilotem komunikacyjnym z nalotem 4000h Co ukończył nasz minister? Komu tu wierzyć?
tak tylko pytam...
A ty wierzysz Putinowi? On ukończył szkoły KGB.