Geopolityczna rewolucja na Kaukazie. Klęska Rosji [ANALIZA]

Podpisane w Waszyngtonie porozumienie między Armenią a Azerbejdżanem może doprowadzić do daleko idącego przemodelowania geopolitycznego i to nie tylko w regionie Południowego Kaukazu. Jest to też strategiczna klęska dla Rosji, a w pewnym sensie również dla Iranu. Dla Ormian porozumienie to jest trudne emocjonalnie, lecz stanowi ono dla nich strategiczną szansę.
Ditychczaso brak jest wiedzy co do dokładnych zapisów porozumienia, a jest to niezwykle istotne z perspektywy skutków wewnętrznych w Armenii oraz zdolności rozgrywania emocji Ormian przez Rosję. Ponadto podpisane porozumienie nie jest traktatem pokojowym między oboma państwami. Niemniej zaangażowanie USA i osobisty udział Trumpa znacząco zwiększa prawdopodobieństwo, że sprawa zostanie sfinalizowana i to w najbliższych miesiącach. Jest to bardzo ważne, gdyż do następnych wyborów parlamentarnych w Armenii pozostało 10 miesięcy, a Rosja już kilka miesięcy temu zintensyfikowała swoje działania hybrydowe.
President Trump Participates in a Trilateral Signing with Armenia and Azerbaijan https://t.co/sl7mVtahbR
— The White House (@WhiteHouse) August 8, 2025
Głównym przedmiotem porozumienia jest kwestia tranzytu z Azerbejdżanu do Nachiczewanu i Turcji przez Sjunik. Często w odniesieniu do tego projektu stosowany jest nieprecyzyjny termin „korytarza zangezurskiego”, niemniej nie powinien on być w tym kontekście używany. Przez długi czas widać było bowiem swoiste sprzężenie zwrotne między propagandą azerbejdżańską i prorosyjską polegające na tym, że im silniej promowane były takie nieakceptowalne dla Armenii pomysły jak eksterytorialność „korytarza zangezurskiego” czy rewizjonistyczna koncepcja tzw. „Azerbejdżanu Zachodniego” tym bardziej nasilała się prorosyjska propaganda operująca tymi samymi pojęciami by dyskredytować armeńskiego premiera jako „turecką marionetkę”. Wpisuje się to w długą tradycję traktowania Armenii przez Rosję jako „tradycyjnego zakładnika”, na którym Rosja mogła wymusić wszystko strachem przed inwazją turecką czy azerbejdżańską.
Tymczasem Azerbejdżan nie będzie miał żadnej kontroli nad drogą przez Sjunik na terytorium Armenii i to ma kluczowe znaczenie. Warto dodać, że sama Rosja dążyła do realizacji projektu eksterytorialnego „korytarza zangezurskiego”, gdyż zakładała, iż to jej „mirotworcy” będą go kontrolować. To byłby katastrofalny scenariusz dla Armenii, gdyż przy transakcyjnym podejściu Rosji i jej słabnącej pozycji, a także kompletnym braku podmiotowego traktowania Armenii, byłoby bardzo prawdopodobne, że Kreml stopniowo zwiększałby obecność Azerbejdżanu w Sjuniku i ostatecznie Armenia straciłaby nad tą prowincją jakąkolwiek kontrolę. Przykład sprzedania przez Rosję Azerbejdżanowi „korytarza laczinskiego”, a następnie całego Górskiego Karabachu i nie wypełnienia przez „mirotworców” jakichkolwiek zobowiązań, stanowi dla Ormian przestrogę i pokazuje, że zdrada Rosji jest normą.
Warto przypomnieć, że premier Nikol Paszynian przeciwstawiał projektowi eksterytorialnego „korytarza zangezurskiego” własną propozycję „Skrzyżowania dla Pokoju” czyli tras tranzytowych Północ-Południe (z Iranu do Morza Czarnego) i Wschód Zachód (z Azji Centralnej przez Armenię i Azerbejdżan do Turcji i Europy). Będący przedmiotem waszyngtońskiego porozumienia projekt Trump Route for International Peace and Prosperity (TRIPP) bardziej wpisuje się w tę koncepcję, a nie w projekt azerbejdżański. Fakt, że teren drogi ma zostać wydzierżawiony USA na 99 lat, a ruchem ma zarządzać amerykańskie konsorcjum, nie tylko nie zagraża suwerenności Armenii ale jest dla niej korzystny. Oczywiście, pozostają bardzo istotne szczegóły tj. jak będzie wyglądać kontrola na przejściu granicznym, kto wejdzie w skład konsorcjum zarządzającego TRIPP oraz jaki będzie miało to wpływ na drogę z Iranu na północ. Kluczowe jest jednak to, że USA, w przeciwieństwie do Rosji (i oczywiście Azerbejdżanu) nie zagrażają suwerenności Armenii, a ulokowanie ich interesów w Sjuniku stanowić będzie de facto gwarancję bezpieczeństwa, gdyż Azerbejdżan nie ośmieli się zaatakować tej prowincji (a taka groźba w ostatnich miesiącach istniała).
By porozumienie weszło w życie konieczne jest jednak podpisanie traktatu pokojowego z Azerbejdżanem i normalizacja stosunków między Armenią a Azerbejdżanem i Turcją. Tekst traktatu jest gotowy od wielu miesięcy ale Azerbejdżan wymyślał absurdalne preteksty by go nie podpisywać. Pytaniem zasadniczym jest więc to czy Trump wymusił na Alijewie wycofanie się z blokowania tego traktatu. W tym kontekście warto przypomnieć, że Azerbejdżan, w przeciwieństwie do Armenii, nie jest demokracją, więc Alijew nie musi się tam z nikim liczyć i przejmować procedurami.
Czytaj też
Dynamikę wydarzeń trzeba przy tymrozpatrywać na dwóch poziomach – geopolitycznym i emocjonalnymTen drugi jest równie ważny, gdyż będzie stanowił paliwo dla działań hybrydowych Rosji. Kluczową kwestią w tym kontekście jest więc to czy Azerbejdżan wycofa się z wpisywania się w tę propagandę swoją rewizjonistyczną narracją dotyczącą „Azerbejdżanu Zachodniego”. Inną kwestia jest sprawa Górskiego Karabachu i wygnanych stamtąd Ormian. To ogromna trauma dla Ormian, która cynicznie wykorzystywana jest przez Rosję. Bo to przecież Rosja pozwoliła na zajecie tego terytorium przez Azerbejdżan. Niestety, brak jest perspektyw jakiejkolwiek zmiany w tym zakresie, a Ormianie powinni pamiętać, że Rosja do takiej zmiany teź nie doprowadzi, a celem rozgrywania przez nią tej kwestii jest tylko wywołanie chaosu i polaryzacji w Armenii, by móc znów poddać ja swojej kontroli. Podobnie jest ze sprawą jeńców (w szczególności rosyjskiego oligarchy Rubena Vardanjana), którzy zostali postawieni przed sądem w Azerbejdżanie. Rosja sama doprowadziła do ich uwięzienia (mogła ich ewakuować śmigłowcem) by mieć „męczenników”, którymi będzie mogła grać w swojej ingerencji w armeńskie wybory parlamentarne.
Tymczasem z komentarzy pojawiających się zarówno w azerbejdżańskich jak i prorosyjskich mediach wyłania się bardzo mroczna alternatywa dla normalizacji relacji w przypadku powrotu do władzy ekipy prorosyjskiej. Propaganda azerbejdżańska już tworzy grunt pod ewentualny atak na Armenię, który mógłby być przedstawiany jako „wyprzedzająca obrona” w świetle pojawiających się już obecnie oskarżeń wobec Rosji o zwiększanie siły militarnej w Armenii w celu ataku na Azerbejdżan i oskarżeń, które pojawiłyby się pod adresem ekipy prorosyjskiej o planowanie zbrojnego odbicia Karabachu. Warto dodać, że znów ta narracja rezonuje po stronie prorosyjskich mediów w Armenii, które twierdzą, że po odsunięciu od władzy Paszyniana (traktując to za pewnik) Azerbejdżan uzna to za pretekst do ataku na Armenię. Służy im to do promowania narracji, że tylko Rosja może uniemożliwić taki atak, ale pod warunkiem, że wygra wojnę w Ukrainie. To z kolei prowadzić ma do wniosku, że Ukraina i Zachód szkodzą bezpieczeństwu Armenii. Oczywiście obie narracje są oparte na fałszywych przesłankach bo Rosja obecnie nie ma zdolności do zaatakowania Azerbejdżanu, a już zdecydowanie nie udzieli militarnego wsparcia Armenii w przypadku ataku Azerbejdżanu. W takim scenariuszu najprawdopodobniej doszłoby do podziału Armenii między Azerbejdżan i Turcję oraz Rosję.
Jeśli porozumienie wejdzie w życie to rozpocznie się proces całkowitego uniezależniania się Armenii od Rosji, co będzie miało dla niej wymiar historyczny. Dlatego Ormianie nie powinni traktować TRIPP jako ustępstw. Oczywiście, z perspektywy Turcji, Azerbejdżanu i całego świata turkijskiego (Azja Centralna) to strategiczny sukces geopolityczny o wymiarze historycznym. Niemniej to również sytuacja win-win. Otwarcie drogi Wschód-Zachód umożliwi dywersyfikację dostaw energii oraz handlu i w rezultacie zniesienie uzależnienia Armenii od Rosji w tym zakresie. Tymczasem to jest główny problem, który blokuje prozachodni kurs Armenii. Innymi słowy zmiana w tym zakresie umożliwi podjęcie realnych kroków w kierunku integracji Armenii z UE, czego chce większość Ormian.
Wejście w życie porozumienia oznaczać będzie początek końca obecności rosyjskiej na Kaukazie Południowym co będzie dla niej geopolityczną katastrofą. Dlatego zrobi ona wszystko, by je storpedować. Już kilka miesięcy temu Rosja, wykorzystując zamknięcie projektów USAID i US Agency for Global Media, zwiększyła swoje nakłady i zaangażowanie w operacje dezinformacyjne i psychologiczne w Armenii. Dlatego USA musi zweryfikować swoje podejście do soft power jeśli chce zabezpieczyć swoje wejście do tego regionu (niezależnie od koniecznych działań UE w tym zakresie). Ale Rosja będzie wykorzystywać nie tylko te instrumenty. Porozumienie oznacza wzrost zagrożenia próby przeprowadzenia prorosyjskiego przewrotu w Armenii, który dla tego kraju miałby katastrofalne (wyżej omówione) konsekwencje.
Inaczej sytuacja ma się z Iranem, który nie musi na tym porozumieniu stracić, jeśli doszłoby do dealu między nim a USA. Choć po wojnie 12-dniowej szanse na takie rozwiązanie zmalały to nie jest ono niemożliwe. Wówczas obecność USA na Kaukazie Południowym nie będzie szkodzić Iranowi, który też mógłby zostać beneficjentem wyparcia Rosji. Możliwe byłoby bowiem połączenie Bliskiego Wschodu poprzez Iran i Kaukaz oraz Morze Czarne z Europą Środkową. Wymagałoby to jednak strategicznego zwrotu po stronie Iranu. Tymczasem połączenie świata turkijskiego nie jest jedynym powodem do zmartwień rządu Islamskiej Republiki. W wielu komentarzach porozumienie armeńsko-azerbejdżańskie wpisuje się w sprawę nowego rozumienia Porozumień Abrahamowych i łączenia TRIPP z tzw. „korytarzem Dawida”. Chodzi o hipotetyczne otwarcie połączenia między Izraelem a północnym Irakiem i/lub Turcją. Pierwszy wariant wiąże się z agresywną polityką Izraela wobec nowych władz Syrii i pozycjonowania się jako patrona mniejszości. Porozumienie z Druzami i Kurdami miałoby dać Izraelowi dostęp do irackiego Regionu Kurdystanu i w ten sposób zmienić całkowicie geopolityczny układ w regionie, ograniczyć wpływy arabskie, a potencjalnie otworzyć Izraelowi drogę do ekspansji (choć to raczej fantastyka, niemniej wyrażana zarówno przez izraelskich ekstremistów, jak i krytyków tego państwa). W tym kontekście warto przypomnieć, że Izrael od dawna prowadzi intensywną współpracę w zakresie bezpieczeństwa z Azerbejdżanem, a połączenie „korytarza Dawida” z TRIPP możliwe byłoby albo poprzez Turcję albo w wyniku dezintegracji Iranu (a wcześniej Iraku). Izrael oczywiście poparłby stworzenie niepodległego Kurdystanu, a także popiera roszczenia terytorialne Azerbejdżanu wobec irańskich prowincji Azerbejdżanu Zachodniego i Wschodniego (zwanych w narracji rewizjonistycznej „Azerbejdżanem Południowym”) oraz aktywność kurdyjskiej guerilli w Iranie (choć bez udzielania realnej pomocy). Niemniej perspektywa dezintegracji terytorialnej Iranu, a także niepodległości Kurdystanu, jest bardzo mało prawdopodobna i w wymiarze krótko- i średnioterminowym należy ją traktować jako fantastykę.
TRIPP może jednak służyć realizacji tych planów jeśli doszłoby do porozumienia między Turcją a Izraelem w tej sprawie (co znów, w kontekście dynamiki działań Izraela w Strefie Gazy jest mało prawdopodobne, choć niewykluczone w dalszej perspektywie). Z całą pewnością dążyć do tego będzie Donald Trump i jego administracja. W ich wizji Izrael powinien porozumieć się z nowymi władzami Syrii, a nowe porozumienia Izraela z Azerbejdżanem, Kazachstanem i (być może) Armenią, miałyby nadać nowe znaczenie „Porozumieniom Abrahamowym” (daleko odmienne od pierwotnego). Kluczem jednak byłoby porozumienie Izrael-Turcja.
Czytaj też
Choć ta geopolityczna roszada brzmi dość fantastycznie to należy pamiętać, że dynamika w regionie już dawno powinna przyzwyczaić do tego, że nic już nie jest niemożliwe. W tym kontekście rozwój wydarzeń na Kaukazie Płd. wpisywać się będzie w globalną rywalizację mocarstw. USA spychają Rosję do defensywy przed planowanym szczytem Trump-Putin, a wejście na Kaukaz Płd. USA może również skomplikować plany Chin. Pamiętać wciąż jednak trzeba, że piłka wciąż jest w grze, a strona, która nie doceni przeciwnika przegra.
WIDEO: Czołgi na ulicach Warszawy! Nocna próba do defilady