Reklama
  • Polecane
  • W centrum uwagi
  • Ważne
  • Wiadomości

Defence24 DAY: Piloci i przeciwlotnicy razem w walce o przewagę w powietrzu

Skuteczna walka o przewagę w powietrzu jest absolutnie kluczowa dla powodzenia operacji obronnej na wschodniej flance NATO. Aby to osiągnąć, niezbędne jest nie tylko zastąpienie sprzętu posowieckiego, ale też nowe podejście do współdziałania różnych systemów walki. Długofalowo kluczowe znaczenie ma natomiast suwerenność technologiczna i rozwój własnych kompetencji przemysłowych - podkreślali uczestnicy „Przewaga w powietrzu, czyli jak zabezpieczyć wschodnią flankę NATO?”, zorganizowanego na konferencji Defence24 DAY.

Panel V. „Przewaga w powietrzu, czyli jak zabezpieczyć wschodnią flankę NATO?" Fot. Mirosław Mróz
Panel V. „Przewaga w powietrzu, czyli jak zabezpieczyć wschodnią flankę NATO?" Fot. Mirosław Mróz

Spośród zagrożeń jakie grożą Polsce ze wschodu na pierwszy plan wysunęły się w ostatnich latach te związane ze środkami napadu powietrznego. Potencjalny przeciwnik zdołał w ciągu ostatniej dekady zwiększyć możliwości posiadanego uzbrojenia konwencjonalnego, a także wprowadzić nowe rozwiązania, m.in. będące pokłosiem prowadzonych w ostatnich latach wojen na Ukrainie i w Syrii.

Jednocześnie rozwój techniki w zakresie IT i elektroniki sprawia, że ataku różnego typu środkami, odpalanymi z ziemi, wody i powietrza można dzisiaj dokonać w sposób o niespotykanej dotąd koordynacji. W tej sytuacji stworzenie skutecznej obrony powietrznej – tak polskiej jak i innych państw wschodniej flanki Sojuszu Północnoatlantyckiego wydaje się jeszcze większym wyzwaniem niż wcześniej.

Gen. bryg. pil. Ireneusz Starzyński, zastępca dowódcy Centrum Operacji Powietrznych (COP), przedstawił stan obecny polskiej obrony powietrznej, który niestety pozostawia wiele do życzenia.  Jak ocenił, poza F-16 są to systemy wymagające wymiany.

Do zintegrowania obrony trochę nam brakuje. Obecny potencjał lotniczy Sił Powietrznych to 48 samolotów F-16, samoloty MiG-29 z którymi w ostatnim były problemy a do tego doliczyć trzeba Su-22, które znajdują się u schyłku swojej kariery. Do tego dochodzi element naziemny, czyli wojska obrony powietrznej i systemy ziemia-powietrze

gen. bryg. pil. Ireneusz Starzyński, zastępca dowódcy Centrum Operacji Powietrznych

Przyszłość jest jednak nieco bardziej optymistyczna. Część lotnicza i naziemna ma być w najbliższym czasie rozwijana. Budowa obronnej „tarczy” to także, zdaniem gen. Starzyńskiego, nie tylko środki militarne, ale też sojusze.

„Ważna jest obecność wojsk amerykańskich, chorwackich i rumuńskich na naszym terytorium. To również jest środek odstraszania militarnego i politycznego, bo potencjalny przeciwnik musi liczyć się z faktem, że może zrobić krzywdę nie tylko nam Polakom i naszej infrastrukturze, ale może zaangażować w to również naszych sojuszników" – ocenił generał. Dodał jednocześnie, że na terenie Polski coraz bardziej angażują się Stany Zjednoczone, a przyrost tego zaangażowania nastąpi szczególnie silnie w przyszłym roku.

Odnosząc się do tytułu panelu generał ocenił, że kluczowe dla Polski powinno być odzyskanie zdolności do rozśrodkowywania swojego lotnictwa bojowego. Być może nie tyle wykorzystywanie lotniskowych odcinków autostradowych, ale działanie wzorem Amerykanów, którzy tworzą mobilne zespoły po 4-6 maszyn bojowych, dwie wspierające je transportowe i tankowiec powietrzny. Mogą one w krótkim czasie uzyskać zdolności do operowania działając z każdego „w miarę przygotowanego kawałka betonu”. Oczywiście uzyskanie takich zdolności wymagałoby podjęcia odpowiednich prac.

image
Panel V. „Przewaga w powietrzu, czyli jak zabezpieczyć wschodnią flankę NATO?" Fot. Mirosław Mróz.

Prof. płk rez. dr hab. Adam Radomyski, dziekan Wydziału Bezpieczeństwa Narodowego i Logistyki Lotniczej Akademii Wojskowej, stwierdził, że wywalczenie przewagi w powietrzu ma obecnie kluczowe znaczenie dla zwycięstwa bądź porażki w działaniach zbrojnych. „Dopiero wtedy tworzą się dogodne warunki, żeby wprowadzić następne komponenty: morski, lądowy, czy wojska specjalne. Jeżeli potencjalny przeciwnik nie uzyska przewagi w powietrzu musi się liczyć z dużymi stratami” – ocenił.

Profesor wysunął tezę, że kluczowymi obiektami do obrony podczas ataku są m.in. bazy lotnicze i to jest pięta achillesowa lotnictwa. Szczególnie że trudno ocenić na ile polskie Siły Powietrzne będą w stanie się rozśrodkować. Dlatego jego zdaniem kluczowe do prowadzenia skutecznych działań obrony powietrznej powinny być systemy naziemne. Na razie są to jednak, w większości, zestawy przestarzałe i o bardzo ograniczonych możliwościach rażenia. Ich zasięg jest nie większy niż 25 km (poza jednym zestawem S-200 Wega, służącym jednak do zwalczania specyficznych celów).

W przypadku systemów krótkiego zasięgu, są to zestawy posowieckie, pochodzące technologicznie z lat 60. i 70. Do tego dochodzą nowoczesne systemy klasy VSHORAD: Grom i Piorun krajowej produkcji. Brakuje systemów zasięgu średniego i dalekiego (po wcześniejszym wycofaniu zestawów Krug/SA-4 bez wprowadzenia następcy), a także nowoczesnych systemów krótkiego zasięgu.

Można przyjąć, że w Rosji jest 1900 samolotów w gotowości bojowej, utrzymywanych w sprawności i modernizowanych, a także nowych

prof. płk rez. dr hab. Adam Radomyski, dziekan Wydziału Bezpieczeństwa Narodowego i Logistyki Lotniczej Akademii Wojskowej

Polski system obrony powietrznej nie wygląda „okazale” biorąc pod uwagę potencjał ewentualnego przeciwnika. Dlatego szczególnie ważna w polskiej sytuacji jest zależność koszt-efekt. Prof. Radomyski wypowiedział się raczej za inwestowaniem w naziemne systemy przeciwlotnicze, oczywiście bez rezygnacji z lotnictwa bojowego. Ocenił jednak, że są one zazwyczaj tańsze niż samoloty bojowe i łatwiejsze w użyciu, w tym mniej wrażliwe na warunki meteorologiczne, łatwiejsze do ukrycia przed przeciwnikiem. Także dzięki możliwości ich przemieszczania.

Zestawy rakietowe są tańsze. Niech nawet jedna rakieta kosztuje 4-5 mln dolarów to nikt nie będzie strzelał nią do BSP. Tylko do samolotu wartego kilkadziesiąt milionów. Rakieta ma prawdopodobieństwo trafienia 0,96-0,98. Czyli koszt-efekt jest. Dlatego brak mi dzisiaj dyskusji na temat proporcji w Siłach Zbrojnych.

prof. płk rez. dr hab. Adam Radomyski, dziekan Wydziału Bezpieczeństwa Narodowego i Logistyki Lotniczej Akademii Wojskowej

Pułkownik Janusz Kochański - szef Oddziału Gestorstwa i Rozwoju, Zarządu Obrony Powietrznej i Przeciwrakietowej, Inspektoratu Rodzajów Wojsk DG RSZ – odniósł się do dylematów związanych z naziemnym systemem obrony powietrznej krótkiego zasięgu o kryptonimie Narew. Jak wiemy, system ten ma zastąpić nie tylko używane w jednostkach rakietowych zestawy Newa-SC (część New zastąpi IBCS/Patriot), ale też wysoce mobilne zestawy Osa i Kub, służące w pułkach przeciwlotniczych Wojsk Lądowych.

Jak powiedział płk Kochański, po wielu dyskusjach na temat jego wstępnych założeń ostatecznie przyjęto postanowienie, iż nie będzie to dokładny odpowiednik sprzętu krótkiego zasięgu używanego dzisiaj i zdolnego do bezpośredniego towarzyszenia oddziałom Wojsk Lądowych. Zamiast tego Narew, jako zestaw krótkiego zasięgu, ma skutecznie realizować osłonę lokalną, choć oczywiście w programie postawiono określone wymogi co do czasu osiągania gotowości bojowej po zmianie stanowiska. Narew będzie natomiast dysponowała większym zasięgiem, w stosunku do istniejących systemów. "Tworząc nad pododdziałami parasol o znacznie większym obszarze, ten system jest w stanie spełnić swoje zadanie" - zaznaczył płk Kochański.

Pułkownik podkreślił jednocześnie, że sama Narew nie będzie w stanie realizować wszystkich zadań. "Prawdziwą, skuteczną obronę przeciwlotniczą, przeciwrakietową tworzy tworzy obrona komplementarna. Komplementarna oznacza, że jest wielowarstwowa, sieciocentryczna i potrafi zwalczać pełne spektrum zagrożeń" - zaznaczył. 

Dodał, że przy planowaniu programów obrony powietrznej jako szczególnie istotne oceniono pozyskanie sieciocentrycznego systemu dowodzenia - takiego, który nie tylko będzie w stanie kierować zestawami Narew czy Wisła, ale też "połączył je razem", tak aby radary jednej jednostki mogły wskazywać cele stanowiskom kierowania (wraz z efektorami - pociskami rakietowymi) drugiej. "Pozwala to znacznie uszczelnić osłonę" - podkreślił. Zaznaczył, że w innym wypadku, z uwagi na charakterystyczną dla Polski rzeźbę terenu, w obronie mogłyby wystąpić luki w obronie na małych wysokościach.

Płk Kochański zaznaczył, że w naszych czasach nieodzowne jest również posiadanie zdolności obrony przeciwrakietowej. Dlatego też ważną rolę odgrywa zestaw Wisła, który będzie miał odpowiednie własności i "będzie jeszcze przez długie lata mógł być zestawem nowoczesnym".

Następnie głos zabrał William Lamb, reprezentujący Northrop Grummana. Prelegent przyznał, że wschodnia flanka NATO w tym Polska jako jej kluczowy element, mogą być potencjalnie celem różnego rodzaju środków napadu powietrznego. Dlatego potrzeba "zdolności i architektury systemu, który zintegruje wszystkie domeny pola bitwy: lądową, powietrzną, morską, kosmiczną i cyber, tak aby móc pokonać pojawiające się zagrożenia.".

William Lamb przyznał, że jest to istotne wyzwanie, gdyż do tej pory istniały systemy obrony powietrznej, które miały własne (oddzielne) systemy dowodzenia. W tym kontekście przedstawił możliwości produkowanego przez Northrop Grumman systemu IBCS.

System IBCS jest modularny i kreuje sieciocentryczną otwartą architekturę, która umożliwia integrację różnych sensorów i systemów uzbrojenia. Dzięki temu po ich pozyskaniu obrońcy będą mogli z czasem efektywnie radzić sobie z zagrożeniami. Zgodnie z powiedzeniem jakie mamy w US Army: jakikolwiek sensor i najlepszy efektor.

William Lamb, Northrop Grumman

Pułkownik rezerwy Chaim Moriya reprezentujący Israeli Aerospace Industries zgodził się, że wśród kluczowych cech systemu obrony powietrznej, który ma zdać egzamin w obecnych czasach i przewidywanej przyszłości, jest otwarta architektura. Podkreślił dodatkowo. znaczenie jakie ma możliwość śledzenia celu w ramach zintegrowanego systemu. Wskazał także na potrzebę posiadania możliwości oceny sytuacji i klasyfikacji w czasie zbliżonym do rzeczywistego.

Technologia to nie wszystko. Działania sieciocentryczne to także pewien stan umysłu operatorów i dowódców. Bo sieciocentryzm zmienia struktury, zmienia dystrybucję sił, a także odpowiedzialność jednostki w strukturze i poziom swobody podejmowania decyzji. Nie da się zmienić systemu obrony z samodzielnych jednostek do koncepcji obrony sieciocentrycznej w ciągu jednego dnia. To będzie wymagało szkolenia, treningów, eksperymentów.

Pułkownik rez. Chaim Moriya, Israeli Aerospace Industries

Płk Moriya uwypuklił też duże znacznie, jakie ma dla systemu obrony powietrznej posiadanie własnych zdolności naukowych i przemysłowych. Dzięki nim w przypadku pojawieniu się nowego rodzaju zagrożenia będzie można bardzo szybko zareagować poprzez dostosowanie do niego systemów obronnych w krótkim czasie i bez oglądania się na innych. Radził też aby pamiętać, że sieć dowodzenia to nie dodatkowy element systemu uzbrojenia ale jego część, na tych samych warunkach jak np. efektory. I jako taka musi być „bezpieczna, odporna na ataki i redundantna”.

Adrian Monks reprezentujący MBDA również mówił o interoperacyjności, potrzebie użycia najnowszych rozwiązań technicznych i uzyskania niezależnych zdolności przemysłowych. Podkreślał, że w Europie wszyscy współdzielimy podobne zagrożenia i już od dawna wspólnie rozwijane są technologie umożliwiające ich zażegnywanie. Przypomniał, że MBDA jest obecnie w wielu programach także w Polsce.

Jesteśmy na unikalnej pozycji i możemy zaoferować zdolności do zwalczania pełnego spektrum kontrowania zagrożeń: lądowych, morskich i powietrznych. Zapewniliśmy to brytyjskim siłom zbrojnym w przypadku Typhoonów, F-35A i B, a na lądzie i morzu mogliśmy zaoferować systemy obrony krótkiego zasięgu rodziny CAMM. Zademonstrowaliśmy możliwość zintegrowania tych ostatnich z systemem IBCS naszych kolegów z Northrop Grummana.

Adrian Monks, MBDA

Przedstawiciel MBDA odniósł się do zalet i możliwości potencjalnej współpracy przemysłowej w przypadku wyboru różnych produktów z oferty jego firmy, m.in. pocisków powietrze-powietrze ASRAAM i systemu naziemnego CAMM. Jak przekonywał jeden i drugi system współdzielą 75 proc. komponentów rakiety, a to oznaczałoby, że Polska mogłaby uzyskać niezależność w ich produkcji. Podkreślał też parametry oferowanego przez MBDA uzbrojenia lotniczego. „Po co kupować amunicję 3. generacji do myśliwców generacji 4 lub piątej?” – pytał.

Constantino Rosati z Leonardo przypomniał drogę jaką przez ostatnie kilkadziesiąt lat przeszedł włoski przemysł lotniczy i obronny. Jak przekonywał w pewnym momencie stanął on przed wyborem amerykańskiego wyrobu „z półki” albo wejściem w ambitne programy międzynarodowe. Wybrano tę drugą drogę, wskutek czego powstały samoloty bojowe Tornado, AMX i Typhoon, a włoski przemysł osiągnął ogromne kompetencje. Rosati podkreślił, że zagraniczni partnerzy też na współpracy z  Włochami skorzystali. Jako przykład podał brazylijskiego Embraera, który rozwinął się w czasie włosko-brazylijskiego programu AMX. „Ewolucja techniczna doprowadziła nas do sytuacji kiedy jesteśmy jednym z globalnych graczy” – podsumował

Polsce są potrzebne przede wszystkim wyspecjalizowane systemy do obrony przed zagrożeniami z powietrza, zdolne do odpowiedzi na atak licznymi pociskami i platformami powietrznymi. Takie jak np. Eurofighter Typhoon. Nie zawsze chodzi wyłącznie o poziom techniczny czy tzw. generację. Ale także o to do czego dane rozwiązanie zostało stworzone.

Constantino Rosati, Leonardo

Przedstawiciel Leonardo zachęcał angażowania się w programy międzynarodowe z czego Polska miałaby czerpać długofalowe zyski, jako jeden z krajów Europy o największym potencjale. Wśród nich wymienił m.in. możliwość czynnego udziału w programach europejskich myśliwców przyszłości: FCAS i Tempest, w które jest zaangażowane Leonardo. Zachęcał też do myślenia o obronie powietrznej także pod kątem uzyskania odpowiednio dużej liczby środków do jej prowadzenia.

image
Rys. Defence24

 

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama