Siły zbrojne
„Bezzałogowa łódź szpiegowska” odnaleziona przy bazie brytyjskich boomerów
Brytyjczycy poinformowali o znalezieniu na wybrzeżu Szkocji „bezzałogowej łodzi szpiegowskiej”, która napędzana energią fal oraz energią słoneczną może przez wiele miesięcy samodzielnie patrolować morza i oceany. Jak na razie nikt się nie przyznał do tego pojazdu, ale podejrzewa się również, że mógł on należeć do rosyjskiej marynarki wojennej.
Mocno zdziwieni musieli być mieszkańcy brytyjskiej wyspy Tiree koło zachodniej Szkocji, gdy znaleźli na skalistym brzegu płaską łódź bez miejsca dla załogi, której pokład był cały pokryty panelami słonecznymi. Brytyjczycy od razu uznali, że jest to bezzałogowa „łódź szpiegowska” która napędzana energią słoneczną ma taką konstrukcję, by uniknąć wykrycia. Atmosferę podgrzewał również fakt, że dron został odnaleziony tylko w odległości 100 Mm na północny zachód od bazy HMNB „Clyde” w Faslane, w której stacjonują brytyjskie, atomowe okręty podwodne z rakietami balistycznymi typu Vanguard oraz uderzeniowe, atomowe okręty podwodne typu Astute i Trafalgar. Pojawiło się więc podejrzenie, że tajemnicza łódź służyła do nadzorowania ruchu brytyjskich boomerów oraz innych jednostek pływających Royal Navy.
Jaki się później okazało, był to w rzeczywistości bezzałogowy, autonomiczny pojazd morski, który przez swój sposób poruszania się jest klasyfikowany jako falowy szybowiec (Wave Glider). Jak na razie żadne z państw nie przyznało się do odnalezionego pojazdu. Jest to o tyle dziwne, że jego wartość oszacowano na około 300 000 funtów. Dodatkowo wiadomo, że jedynymi, oficjalnymi użytkownikami na świecie tego rodzaju pojazdów są jak na razie tylko Amerykanie i Brytyjczycy.
Brytyjskie ministerstwo obrony stwierdziło jednak oficjalnie, że odnaleziony szybowiec nie należy do Royal Navy. Nie był to także system należący do Centrum ds. Środowiska, Rybołówstwa i Akwakultury w Wielkiej Brytanii. Szybowce falowe pomagały tam do monitorowania zasobów rybnych na Morzu Północnym. Po odbiór zguby nie zgłosili się również Amerykanie, jakby godząc się na stratę pojazdu, którego nawodna część jest prawdopodobnie jedynie lekko uszkodzona mechanicznie, natomiast cała aparatura pokładowa może być sprawna.
Z drugiej strony milczenie potencjalnego właściciela jest zrozumiałe, biorąc pod uwagę brak oznaczeń na dronie. Nie ma na nim np. informacji, do kogo należy ze wskazaniem adresu/telefonu, gdzie ma się zgłosić ewentualny znalazca. Tymczasem takie oznaczenia zwyczajowo są umieszczane na oficjalnym, autonomicznym sprzęcie wojskowym, jak chociażby na należącym do polskiej Marynarki Wojennej autonomicznym pojeździe podwodnym Hugin, stanowiącym wyposażenie niszczyciela min ORP „Kormoran”.
Nie ma też świateł nawigacyjnych, które są wymaganiem dla wszystkich obiektów pływających na morskich szlakach komunikacyjnych. Obecność paneli słonecznych świadczy, że Wawe Glider musiał pływać na powierzchni, a więc oznaczenie świetlne powinno się na nim znaleźć, by zachować zasady bezpieczeństwa żeglugi. To właśnie brak świateł i oznaczeń oraz ciemny kolor wywołało falę oskarżeń, że chodzi o pojazd szpiegowski i to być może pochodzący od Rosjan. Nieoznaczony „szybowiec falowy” byłby bowiem rzeczywiście jednym z najbezpieczniejszych sposobów rozpoznania bazy brytyjskich okrętów podwodnych.
Ponieważ Brytyjczycy nie przyznają się do znalezionego bezzałogowca automatycznie podejrzani powinni być od razu Amerykanie. W rzeczywistości sytuacja wcale nie jest taka prosta. Już od czterech lat podejrzewa się bowiem, że Rosjanom udało się skopiować szybowiec falowy Wave Glider opracowany przez amerykańską firmę Liquid Robotics. Ich rozwiązanie które otrzymało znamienną nazwę Fugu (ryba, która źle przyrządzona jest śmiertelnie trująca) miało być już gotowe w 2016 roku. Trwające obecnie dochodzenie ma więc wyjaśnić, czy szkockie znalezisko należało do Rosjan, czy też do Amerykanów.
Czym jest „falowy szybowiec”?
Falowy szybowiec to rozwiązania pośrednie pomiędzy gliderami (szybowcami podwodnymi poruszającymi się z wykorzystaniem energii słonecznej, prądów morskich oraz różnicy temperatur w warstwach wody na różnych głębokościach) i bezzałogowymi, autonomicznymi pojazdami nawodnymi USV (Unmanned Surface Vehicle). Oba te pojazdy są ze sobą połączone kabloliną i dzięki bateriom słonecznym oraz magazynowania energii morskich fal (niezależnie od kursu drona względem kierunku fal) mogą się poruszać samodzielnie na oceanach przez wiele miesięcy.
Wyróżniającą cechą tego zestawu jest więc możliwość działania w oparciu jedynie o naturalne źródła energii (słońce i falowanie). Jest to więc system przyjazny dla środowiska, który może działać samodzielnie przez kilkanaście miesięcy, bez konieczności uzupełniania paliwa.
Czytaj też: Kanada: drony podwodne będą chronić Arktykę
Pierwszym tego rodzaju rozwiązaniem był Wave Glider, który został opracowany przez firmę Liquid Robotics z założeniem, że będzie służył do śledzenia wielorybów. Rozwiązanie to zostało jednak później zaadoptowane do długotrwałego nadzorowania ruchu okrętów podwodnych na wodach niebezpiecznych, przy obcym terytorium. „Długotrwałego” – ponieważ jeden z Wave Gliderów przebył samodzielnie trasę pomiędzy San Francisco i Australią o łącznej długości 10000 Mm. Dron poruszał się przy tym z prędkością od 2 do 3 w (co ma być jego największym ograniczeniem), bardzo dobrze sobie radząc z dużymi falami i silnymi prądami.
Później okazało się, że falowe szybowce nadają się również do wykrywania i śledzenia jednostek nawodnych. Tak było m.in. podczas prób zorganizowanych koło wysp Pitcairn, w czasie których udało się namierzyć trzy statki z wyłączonymi transponderami systemu AIS (Automatycznej Identyfikacji Statków) – a więc nie „widzianymi” przez brzegowe systemy nadzoru ruchu morskiego.
Zadania stawiane przed Wave Gliders są więc coraz bardziej złożone, co jest związane m.in. ze zwiększeniem ilości pokładowego wyposażenia. Najnowsza wersja tych bezzałogowców (SHARC) opracowana już w ramach koncernu Boeing została wprowadzona w 2019 roku. Jak na razie ujawniono, że za dronem podwodnym płynącym na głębokości około 8 m pod dronem nawodnym jest holowana antena długiego, linearnego sonaru pasywnego, pozwalająca na wykrywanie nawodnych i podwodnych jednostek pływających. Informacja ta jest później przekazywana przez system łączności satelitarnej wraz z pozycją obiektu w odniesieniu do położenia dronu.
Na pojeździe nawodnym poza samą aparaturą pomiarową jest bowiem umieszczona również radiostacja satelitarna pozwalająca na utrzymywanie stałego kontaktu z operatorem na lądzie. Właściciel pojazdu znalezionego u wybrzeży Szkocji miał więc pełną świadomość, gdzie jego system bezzałogowy operuje, oraz na pewno wiedział, że utracono z nim kontakt. Uważa się zresztą, że to właśnie ta radiostacja może pomóc wskazać państwo, które wykorzystywało tego rodzaju pojazdy w okolicach Wielkiej Brytanii.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie