Reklama

Siły zbrojne

Trzy dekady Tomahawków [ANALIZA]

  • Strzelanie pociskiem Tomahawk na cele w Libii w 2011 roku. Fot. U.S. Navy, Petty Officer 2nd Class Nathan Pappas
    Strzelanie pociskiem Tomahawk na cele w Libii w 2011 roku. Fot. U.S. Navy, Petty Officer 2nd Class Nathan Pappas
  • Fot. CBŚP
    Fot. CBŚP
  • Fot. www.president.gov.ua (CC BY-SA 4.0)
    Fot. www.president.gov.ua (CC BY-SA 4.0)

Pociski Tomahawk, użyte do ataku na bazę lotniczą w Syrii, stanowią podstawę amerykańskiego potencjału odstraszania od czasów Zimnej Wojny. Amerykańska flota zamierza jednak nadal inwestować w te pociski, aby mogły być nadal, wręcz na masową skalę, używane na współczesnym polu walki.

Rakiety manewrujące Tomahawk są używane przez Stany Zjednoczone od lat 80. XX wieku. W 1984 roku gotowość operacyjną osiągnął wariant TLAM-A, wyposażony w głowicę nuklearną. W założeniu rakiety te, po odpaleniu miały służyć do rażenia celów w głębi ugrupowania przeciwnika (zasięg do 2500 km). Wykonując lot na niewielkiej wysokości, kierowane były początkowo za pomocą systemu nawigacji inercyjnej INS w połączeniu z układem TERCOM, pozwalającym na wykonywanie lotu według rzeźby terenu. To z kolei pozwalało na uniknięcie wykrycia przez naziemne stacje radiolokacyjne dalekiego zasięgu (z uwagi na horyzont radiolokacyjny).

Czytaj więcej: Rosyjskie "zakazane" rakiety celują w Europę. Odciąć wsparcie NATO [ANALIZA]

Na wyposażenie wprowadzono też inne warianty Tomahawków, w tym przeznaczone do zwalczania okrętów (z aktywną głowicą samonaprowadzającą BGM-109B), czy wreszcie służący do atakowania celów naziemnych pocisk z głowicą odłamkowo-burzącą BGM-109C. I to ten wariant Tomahawków używany był zdecydowanie najszerzej. Istniał też lądowy wariant BGM-109G Gryphon, jednak po podpisaniu w 1987 traktatu INF, zakazującego stosowania pocisków manewrujących i balistycznych o zasięgu od 500 do 5500 km, obecnie łamanego przez Rosję po wdrożeniu pocisków Iskander-K, zostały wycofane ze służby.

Po raz pierwszy rakiety Tomahawk zostały użyte bojowo w 1991 roku podczas wojny w Zatoce Perskiej. Były używane – zgodnie z pierwotnym założeniem – do zwalczania celów w głębi ugrupowania przeciwnika, jak na przykład elementy systemu obrony powietrznej. Oczywiście, w trakcie tego konfliktu wykorzystano głowice konwencjonalne (zarówno TLAM-C, jak i TLAM-D z głowicami kasetowymi). Co ciekawe, do ich odpalania używano nie tylko nowoczesnych okrętów nawodnych i podwodnych (krążowniki Ticonderoga i jednostki Los Angeles), ale też odpowiednio zmodyfikowanych pancerników typu Iowa zbudowanych w czasach II wojny światowej i przywróconych do służby przez administrację Ronalda Reagana.

Tomahawk Iowa
Odpalenie Tomahawka z pancernika typu Iowa w czasie wojny w Zatoce Perskiej. Okręt ten brał udział w II wojnie światowej. Fot. US Navy

Od tego momentu Amerykanie rozpoczęli wykorzystywanie pocisków Tomahawk w różnych operacjach interwencyjnych. Były one wykorzystywane jeszcze w latach 90. XX między innymi do uderzenia na cele w Serbii czy w Afganistanie. Wtedy też ujawniły się pierwsze wady wykorzystania tych rakiet. Administracja Billa Cintona zdecydowała się bowiem na ich użycie do uderzeń odwetowych na cele Al-Kaidy. Skuteczność tych ataków była jednak kwestionowana, z uwagi na relatywnie wysoki koszt.

Ponadto, cele organizacji terrorystycznych miały inną charakterystykę, niż na przykład stałe bazy radarowe czy lotniska, do atakowania których projektowane były (i częściowo używane) Tomahawki. Po atakach analitycy wskazywali, że terroryści mogli się po prostu przenosić z miejsca na miejsce, co w naturalny sposób ograniczało skutki ataków. Innym czynnikiem, mogącym ograniczać rezultaty użycia broni podobnej klasy jest wykorzystanie makiet, które mają wprowadzić w błąd żołnierzy potencjalnego przeciwnika korzystających ze środków rozpoznania technicznego.

Czytaj więcej: Koniec zimnowojennego traktatu INF. Amerykanie przyznają, że Rosja rozmieszcza zakazane rakiety [ANALIZA]

Same rakiety Tomahawk już po zakończeniu Zimnej Wojny były nadal rozwijane. W latach 90. wprowadzono wariant Block III, charakteryzujący się m.in. odbiornikiem GPS o zwiększonej odporności na zakłócenia. Zmodyfikowano też silnik i systemy nawigacyjne, zwiększono zdolności lotu zgodnie z rzeźbą terenu. Jednocześnie w latach 90. wycofano ze służby odmianę Tomahawka przeznaczoną do zwalczania okrętów (z aktywną głowicą radarową).

Tomahawk Tico
Odpalenie bojowe pocisku Tomahawk na cel w Iraku w 1996 roku z krążownika typu Ticonderoga. Fot. US Navy.

Obecnie wykorzystywana jest kolejna wersja – Tomahawk Block IV. Jest to pocisk o zasięgu około 1600 km (w wersji z głowicą odłamkowo-burząca), dysponujący też dwukierunkowym łączem danych i możliwością wykonywania lotu w rejonie celu oraz przekazywania danych obrazowych (co pozwala na lepszą ocenę skutków ataku). Tomahawki były wykorzystywane również w kolejnych konfliktach zbrojnych z udziałem USA – w tym w operacjach Enduring Freedom w Afganistanie, Iraqi Freedom, w atakach na Libię w 2011 roku, przeciwko Daesh a ostatnio także do uderzenia na instalacje radarowe w Jemenie, które miały zostać wykorzystane do koordynowania ognia pocisków przeciwokrętowych w celu ostrzelania amerykańskich okrętów w cieśninie Bab el-Mandeb.

Administracja Baracka Obamy ostatecznie wycofała ze służby rakiety Tomahawk z głowicami nuklearnymi, obecnie więc do dyspozycji są tylko rakiety z głowicami konwencjonalnymi. Nie jest jasne czy i w jaki sposób Amerykanie rozszerzą swój arsenał pocisków manewrujących w odpowiedzi na złamanie przez Rosję traktatu INF.

Czytaj więcej: Tomahawki przeciwko broni masowego rażenia – nie tylko w Syrii [KOMENTARZ]  

Wprowadzenie do użycia lądowej odmiany Tomahawka, bądź innego pocisku cruise o zasięgu ponad 500 km, wymagałoby bowiem wypowiedzenia bądź uznania za nieważny traktatu, a także dużej determinacji politycznej, aby uzyskać możliwość rozmieszczenia takich rakiet w Europie. Oczywiście, niezbędne byłoby też ponowne opracowanie (być może na bazie istniejących rozwiązań) wyrzutni i systemu kierowania ogniem dla „lądowego Tomahawka”. Na razie jednak żadne decyzje w tym zakresie nie zapadły.

Do chwili obecnej w warunkach bojowych odpalono ponad 2 tysiące rakiet tego typu. Obecnie mogą one być odpalane z okrętów podwodnych typu Los Angeles, Sea Wolf i Virginia, przebudowanych „boomerów” typu Ohio, przenoszących aż 154 pociski tego typu, a także z niszczycieli Arleigh Burke i krążowników Ticonderoga z systemem Aegis. Jedynym użytkownikiem eksportowym pocisków tego typu jest Wielka Brytania, dysponująca pociskami w wariancie odpalanym z okrętów podwodnych na jednostkach typu Trafalgar i Astute. O zakup pocisków Tomahawk, z myślą o potencjalnym wykorzystaniu na przyszłych okrętach podwodnych Orka wnioskowała też Polska (jak na razie nie ma informacji o uzyskaniu odpowiedzi ze strony Stanów Zjednoczonych).

W ostatnim czasie siły zbrojne Stanów Zjednoczonych zdecydowały o kolejnej modernizacji pocisków manewrujących typu Tomahawk. Mają one być elementem tak zwanej „offset strategy”, czyli strategii pozwalającej na wykorzystanie własnych przewag technologicznych w celu zniwelowania środków przeciwdziałania przeciwnika – nawet jeśli jest to nie organizacja terrorystyczna, a dość zaawansowane siły zbrojne jednego z państw.

Tomahawk
Pocisk Tomahawk Block IV. Fot. US Navy

Poprzedni sekretarz obrony USA Ashton Carter zapowiedział w 2016 roku zakup dodatkowych pocisków Tomahawk w ciągu kilku lat, w ramach wieloletniej perspektywy Future Year Defense Program (FYDP), tak aby w dyspozycji Amerykanów znajdowały się ponad cztery tysiące rakiet. Co więcej, miały one uzyskać – ponownie – możliwość zwalczania celów ruchomych (okrętów przeciwnika).

Obecnie bowiem podstawowym zadaniem rakiet Tomahawk jest zwalczanie obiektów lądowych (stacjonarnych). Niedawno amerykańska marynarka i Raytheon przetestowały możliwość zwalczania przez nie celów, których koordynaty nie były wcześniej znane (time-sensitive targets). Koncern Raytheon zamierza też zintegrować je z aktywnymi głowicami radiolokacyjnymi (pozwalającymi zlokalizować na przykład poruszające się okręty), testował też pasywny system ESM, pozwalający na naprowadzanie na obce źródła emisji elektromagnetyczej – na przykład radary obrony powietrznej.

W ten sposób Tomahawki staną się wielofunkcyjnymi pociskami manewrującymi i przeciwokrętowymi, mogącymi w trakcie działań prowadzić rozpoznanie i przekazywać na bieżąco informacje o celach. Z drugiej strony należy pamiętać, że rakiety tego typu zostały wprowadzone jeszcze w latach 80. XX wieku. Co za tym idzie, nowsze pociski manewrujące klasy JASSM czy NCM budowane od podstaw przy uwzględnieniu wymogów technologii stealth są prawdopodobnie trudniejsze do wykrycia za pomocą radarów. Według niepotwierdzonych informacji co najmniej kilka rakiet Tomahawk, używanych w czasie konfliktów zbrojnych zostało zestrzelonych, w tym z użyciem zestawów przeciwlotniczych Osa (SA-8).

MiG-31
Fot. mil.ru

Ponadto, w reakcji na wprowadzenie systemów Tomahawk czy rakiet manewrujących AGM-86 odpalanych z bombowców jeszcze w czasach ZSRR Rosjanie rozpoczęli gruntowną modernizację systemu obrony powietrznej. Dotyczy to nie tylko naziemnych systemów OPL, ale też lotnictwa – w tym wykorzystania myśliwców przechwytujących dalekiego zasięgu MiG-31, które otrzymały w pewnym stopniu możliwość prowadzenia samodzielnych działań (bez znacznego wsparcia kontroli naziemnej).

Należy jednak pamiętać, że w Stanach Zjednoczonych Tomahawki są tylko jednym z wielu środków rażenia wchodzących w skład całego systemu, mającego zapewniać skuteczne prowadzenie działań. Do zwalczania okrętów na odległości do 300-400 km w ramach amerykańskiej koncepcji mają służyć także rakiety przeciwlotnicze SM-6 (niedawno zdolność ta została przetestowana, zatopiono wycofaną ze służby fregatę Oliver Hazard Perry), czy pociski przeciwokrętowe nowego typu LRASM, przewidziane do wprowadzenia na myśliwce Hornet, bombowce B-1B ale też niszczyciele Arleigh Burke.

Gryphon
System BGM-109G Gryphon. Fot. TSgt Rob Marshall/US DoD via Wikimedia Commons

Bardzo ważną cechą zastosowania rakiet typu Tomahawk w Stanach Zjednoczonych jest masowość ich użycia. Pokazuje to choćby przykład ataku na syryjską bazę lotniczą, w trakcie którego tylko dwa niszczyciele odpaliły aż 59 rakiet manewrujących. Nawet więc w sytuacji, gdyby potencjalnemu przeciwnikowi udało się – choćby za pomocą systemów przeciwlotniczych bardzo krótkiego zasięgu – zestrzelić kilka Tomahawków wcale nie oznacza to zapobieżenia skutkom ataku.

Ponadto, jak wspominano wcześniej Amerykanie dysponują całym wachlarzem środków rażenia, a Tomahawki są tylko jednym z nich. W wypadku uderzenia na dobrze chronione cele lądowe, obok rakiet tego typu mogłyby zostać zastosowane choćby znajdujące się na wyposażeniu USAF, odpalane z samolotów radiolokacyjne, cele pozorne MALD-J, utrudniające działanie zestawom obrony przeciwlotniczej - nie mówiąc już o prowadzeniu zakłóceń przez samo lotnictwo USA. Ciągle modernizowany Tomahawk jest więc „koniem roboczym” US Navy, ale przeznaczonym do użycia w ramach spójnego systemu. 

Reklama

Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104

Komentarze (10)

  1. Akwz53

    STEVE, po zniszczeniu konwoju z pomoca dla Aleppo niemiecki gen.AD. Kujat powiedzial w programie Anne Will ze rosjanie jak Beda chcieli to naucza szpaki chodzic na piechote zamiast latac. Tak silna obrone przeciwlotnicza maja w Syrii. Zapewne niektore Tomahawki przejely sie tym i udaly sie w Droge do celu per pedes.

  2. Piotr

    "Do zwalczania okrętów na odległości do 300-400 km w ramach amerykańskiej koncepcji mają służyć także rakiety przeciwlotnicze SM-6 (niedawno zdolność ta została przetestowana, zatopiono wycofaną ze służby fregatę Oliver Hazard Perry)" Zwracam się do szanownych Forumowiczów. Jak ktoś ma coś interesującego na ww. temat to proszę o wypowiedz i w ramach możliwości wskazanie źródła informacji. Wielkie dzięki

    1. bender

      Proponuje wpisac w wyszukiwarke Googla "sm-6 anti ship". Albo przejrzec strony Raytheona (notka z 7 marca br). Ogolnie chodzi o to, ze DDG53 zatopil wycofana FFG57 za pomoca SM-6 wykorzystujac jej energie kinetyczna. Naprowadzanie poza horyzont radiolokacyjny okretu nosiciela zapewnil E-2D Advance Hawkeye i Naval Integrated Fire Control (NIFC) battle network. Amerykanie w ten sposob pokazali, ze niespodziewanie maja supersoniczne (ponad 3,5 macha) pociski przeciwokretowe dalekiego zasiegu kierowane i wystrzeliwane przez system Aegis (AWS).

  3. Takitam

    Pytania laika: co jest w stanie zatrzymać 90 % takiej salwy ? Ile procent zestrzeliła by 23 mm "Pilica" ? A programowalna 35 mm ? Czy tylko Izraelska "Żelazna kopula" ?

    1. phi

      Żelazna Jarmułka to jest na pewno dobrze przetestowana na rakietach z rur kanalizacyjnych oraz okazjonalnie na sprzęcie które mają tacy jak Hezbollach i sąsiedzi Izraela.Ale w przypadku nowoczesnych pocisków manewrujących to różne rzeczy mogły by się zdarzyć.

  4. KrzysiekS

    Pozostaje jedno pytanie Rosjanie mieli tam S300 bądź S400 czy ich nie użyli czy one są przereklamowane. Myślę że bardziej to 2 bali się że nic nie przechwycą.

    1. los

      Po co mieli je uzywac skoro otrzymali wcześnie informację i się ewakuowali. Jakby nie zdążyli się ewakuować to inna sprawa.

    2. KrzysiekS

      Albo wiedzieli że ten atak jest czysto propagandowy. Po co informować Rosjan czyli Assada.

  5. Grant

    Trzeba jasno powiedzieć, że manewrujące pociski Tomahawk czy rosyjskie Kalibr nie są lekarstwem na szybkie zwycięstwo. Po pierwsze są bardzo drogie a po drugie powodowane przez nich zniszczenia wcale nie są aż tak duże. Nadają się szczególnie do przenoszenia głowic jądrowych a w zastosowaniu konwencjonalnym do niszczenia szczególnie ważnych celów punktowych takich jak stacje radiolokacyjne,stanowiska dowodzenia,składy amunicji stanowiska startowe rakiet,przeprawy wodne itp i to pod warunkiem ,że natychmiast po tym pójdą dalsze działania wojsk ,które natychmiast wykorzystają efekty tych uderzeń i uniemożliwią reakcję przeciwnika i odtworzenie przez niego poniesionych strat. Uderzenie taką bronią na obiekty powierzchniowe nie ma większego sensu ekonomicznego i operacyjnego. W tym konkretnym przypadku użyto 59 rakiet [po ok 1 mln $ za sztukę, czyli już same rakiety kosztowały znacznie więcej niż ta ich cała baza a jak donosi prasa straty wcale nie były tak wielkie. Podobno samoloty zostały wcześniej wyprowadzone z bazy i rozśrodkowane a w kilka godzin po uderzeniu lotnisko wznowiło pracę i start samolotów . Amerykanie tak maja, że jak rakietom kończy się okres używalności to szukają okazji żeby ich zużyć i nakręcać koniukturę w swoim przemyśle zbrojeniowym. Patrząc z naszego polskiego punktu widzenia, posiadanie takich rakiet w naszym arsenale nie jest aż tak konieczne, tym bardziej o zasięgu strategicznym a już bez sensu na okrętach podwodnych. Pomijając koszty uzyskane efekty militarne będą małe albo prawie żadne. W naszych warunkach trzeba kłaść nacisk na rozwój systemów Homar ,lotniczych rakiet przeciwradiolokacyjnych i JASSM ale o zasięgu operacyjnym i innych systemów precyzyjnego rażenia dużych celów powierzchniowych. Tyle wniosków można wyciągnąć z ostatniego zdarzenia.

    1. KrzysiekS

      KrzysiekS->Grant Trzeba się zgodzić że posiadanie Tomahawk na OP nie jest lekarstwem na szybkie zwycięstwo (zwłaszcza przy ilości jaką ewentualnie będziemy posiadać) . Jednak posiadanie Tomahawk na OP zwiększa koszt obrony Rosji przed Polską w razie zagrożenia poza tym nikt nie mówi że OP mogą operować tylko na Bałtyku. Tak jak pisałem wielokrotnie my nie chcemy wywołać wojny chcemy żeby ten kto ma nas zamiar zaatakować policzył koszty i stwierdził że mu się nie opłaca.

  6. fasdf

    S300 bądź S400 nawet nie spostrzegły co sie dzieje dookoła nich. Ciekaw jestem jak ten czołg Atrapa rzeczywiscie wyglada na polu walki. Czy ma jakies szanse z Abramsem?

  7. Steve

    Ciekawie Rosjanie ustosunkowują się do ostatniej salwy Tomahawków. Widać u nich nerwowe pobudzenie. Twierdzą, że połowa nie doleciała, a reszta nie wyrządziła większych szkód. Zachęcają też w TV do kupowania ich własnej broni. Do przeszłości przeszły teorie o proputinowskich sympatiach Trumpa.

    1. gegroza

      Szkody są rzeczywiście śmieszne jak na 59 rakiet.

  8. witte

    JASSM jest pociskiem zaprojektowanym jako tańszy zamiennik Tomahawka, w zamian za nawigację (INS i TERCOM) według mapowanej na bieżąco rzeźby terenu posiada cechy stealth i możliwość programowania trasy. Nie jest jednak pociskiem manewrującym tylko zdolnym do wielokrotnej zmiany kursu (waypointy). W związku z tym że jego cena jest porównywalna z UGM-109 wznowiono produkcje tych drugich jako posiadających większe możliwości. Nasze polskie uwielbienie dla JASSM-ów wynika z niewiedzy piszących o nim, wychodzącym z założenia że jeśli coś jest nowsze to musi być lepsze...

    1. Davien

      Totalnie wszystko pokręciłeś:) To własnie Tomahawki używające TERCOM lecą po zaprogramowanej trasie i wbrew temu co piszesz też są pociskami manewrującymi mającymi np. zdolność oczekiwania w strefie i atakowania celów ruchomych . JASSM-y wyposażone w układ INS/GPS i dodatkowo głowicę IIR są w pełni pociskami manewrującymi a nie jak piszesz. Sa to pociski o zupełnie innym przeznaczeniu niz Tomahawki., majace mniejszy zasięg ale o wiele wyzszą precyzje trafienia. te dwa typy się uzupełniają a nie jak piszesz dublują. Może zapoznaj sie z tematem na drugi raz.

  9. Kris z PoloniaNews

    Może Polska powinna kupić Tomahawki jeśli są one w stanie przebic sie przez Rosyjska obrone przeciwlotniczą.

  10. Ciekawy

    Czy Polska ma zdolności żeby odeprzeć salwę 60 rakiet manewrujących? Ile byśmy takich rakiet zestrzelili?

    1. xawer

      "Ciekawe" kiedy? Teraz najwyżej część z nich. Jeśli faktycznie zainstalujemy sensowną Wisłę i Narew, taka ilość nie jest groźna(nie dadzą rady żadne sensowne[nie absurdalnie redundancyjne] systemy atakowi np. 1000 różnych pocisków z różnych kierunków)

    2. Kris z PoloniaNews

      Jeśli Rosjanie nie byli w stanie to co ty myślisz? Ciekawe jak to wpłynie na ich sprzedaz ich "słynnych" systemów S-300 lub S-400.

    3. Gizmo

      Nie. Naszczescie jedynym krajem ktory jest w stanie taka salwe odpalic jest USA a wiec nasz sojusznik.

Reklama