Geopolityka
Wojsko Polskie przeciwko Daesh. "Solidarność NATO ważniejsza niż zagrożenie terrorystyczne"?
Polska angażując się w misje w Iraku i Kuwejcie dała sygnał, że jest gotowa wsłuchać się w głosy państw uznających walkę z terroryzmem za jedno z najważniejszych wyzwań dla bezpieczeństwa. Władze zdają sobie jednak zapewne sprawę z tego, że podjęły istotne ryzyko, a informacje tego rodzaju szybko docierają do najodleglejszych zakątków globu. W Polsce odbywają się bowiem w tym roku szczyt NATO i Światowe Dni Młodzieży, co wiąże się z podwyższonym zagrożeniem terrorystycznym - pisze dr Jacek Raubo.
Według ostatnich informacji przekazywanych przez decydentów, Polska podjęła decyzje o zwiększeniu zaangażowania militarnego w rejonie, który stał się terenem walki z tzw. Państwem Islamskim (Da`ish). Dotyczy to zarówno wzmocnienia sił koalicji pod wodzą Stanów Zjednoczonych przez samoloty bojowe (Kuwejt), przeznaczone do misji rozpoznawczych, jak i wysłania tam polskiego zespołu Wojsk Specjalnych (Irak). Pojawia się jednak pytanie, dlaczego upubliczniono strategiczne w wymiarze bezpieczeństwa państwa informacje i to niemal w przededniu licowego szczytu NATO w Warszawie oraz Światowych Dni Młodzieży w Krakowie.
Tło polityczne, czyli nasza "wielka gra" z sojusznikami
Na wstępie należy podkreślić wagę tła politycznego podjęcia decyzji o szerszym zaangażowaniu się w działania koalicji prowadzącej walkę z tzw. Państwem Islamskim (Da`ish). Implikującej, co więcej, wysłanie naszych żołnierzy oraz lotników bezpośrednio w region Bliskiego Wschodu. Nie można w tym przypadku pozbyć się wrażenia, że mamy tutaj do czynienie z pewnego rodzaju "wielką grą" prowadzoną przed szczytem NATO w Warszawie. Polska, chcąc forsować swoją wizję wzmocnienia systemowego wschodniej flanki, będzie potrzebowała znacznego wsparcia. Udzielić go mogą przede wszystkim główni sojusznicy, ze strony których możemy spodziewać się najsilniejszej pomocy w przypadku prób forsowania naszych wizji dotyczących np. zagrożeń płynących z pewnych działań Rosji.
Na czele grupy tych państw stoją oczywiście Stany Zjednoczone, które już od pewnego czasu prowadzą operacje wymierzone w terrorystów działających zarówno na terytorium Syrii, jak i Iraku. Amerykanie szukają jednak również wsparcia wśród innych państw. Można byłoby przewrotnie powiedzieć, że nie jest to nawet próba uzyskania realnego wsparcia militarnego samej kampanii, co raczej chęć umiędzynarodowienia całej operacji. Wydaje się, że ma to - w głównej mierze na obecną chwilę - krótkookresowo wymiar wewnętrzny.
Wystarczy bowiem spojrzeć na retorykę używaną w obecnej kampanii prezydenckiej przez Donalda Trumpa. Zarzuca on, że sojusznicy Stanów Zjednoczonych z jednej strony oczekują amerykańskiej pomocy w zakresie zapewnienia odpowiedniego poziomu własnego bezpieczeństwa, ale z drugiej nie są skłonni do pomocy w przypadku działań USA. Stąd też, niewykluczone, iż sami Amerykanie, a szczególnie Barack Obama wywodzący się przecież z Demokratów, mogli w mniejszym lub większym stopniu naciskać na tego rodzaju jasną i czytelną deklarację Polski. I wszystko w czasie trwania manewrów "Anakonda-16", angażujących znaczne siły sojusznicze, a także rozmów i decyzji o pojawieniu się formacji NATO na wschodniej flance, w tym na terytorium Polski.
Jednakże nie można zapomnieć, że w przypadku NATO mamy do czynienia z grupą państw kontestujących polskie pomysły odnośnie wschodniej flanki. Dotyczy to szczególnie tych państw członkowskich, które upatrują źródeł swoich zagrożeń dla własnego bezpieczeństwa na umownym południu. Część państw leżących w Europie Zachodniej nie do końca podziela polską wrażliwość względem architektury bezpieczeństwa w Europie. W sensie praktycznym dotyczy to zarówno ich bezpośrednich planów oddziaływania militarnego, jak i niemilitarnego na różne formy sytuacji kryzysowych oraz samych kryzysów.
Wymienione kraje skupiają się na problemie upadku niektórych państw (Libia), migracjach ludności (kryzysy migracyjny trwający od 2015), czy walce z terroryzmem. W interesie tej grupy, nie można tego ukrywać, jest jak największa aktywność samego NATO oraz sojuszników na obszarach uznanych za bastiony terrorystów, częstokroć bardzo różnej prominencji. W taki sposób, aby przenieść działania na terytorium przeciwnika, by ten - zepchnięty do defensywy - nie mógł zagrozić ich własnym obywatelom, jak to miało miejsce w Paryżu czy Brukseli. Wobec tego tak czytelne pozycjonowanie regionu MENA (Bliski Wschód i Afryka Północna), a także obszarów jeszcze bardziej odległych od NATO, np. Róg Afryki, Nigeria, Afganistan etc. względem wschodniej flanki.
Na Zachodzie pojawia się przy tym dość naiwne przekonanie, iż o ile z tzw. Państwem Islamskim (Da`ish) stosowanie metod dyplomatycznych nie wchodzi w rachubę, tak na umownym Wschodzie mamy do czynienia z racjonalnym pomiotem w relacjach międzynarodowych i nie trzeba zaangażowania tak dużego potencjału militarnego. Dlatego, żeby móc przynajmniej uzyskać neutralną postawę w obliczu rozmów na szczycie NATO w Warszawie, nasze władze muszą zapewne wykonywać zarówno zakulisowe, jak i bardzo medialne gesty, być może świadkami tych ostatnich byliśmy w przypadku deklaracji o wysłaniu F-16. Twardo stawiając własne warunki, ale również mówiąc dobitnie rozumiejąc realistyczne interesy partnerów.
Poziom bezpieczeństwa w obliczu decyzji o wysłaniu samolotów i komponentu Wojsk Specjalnych
Rodzą się obawy czy tak jasne i czytelne deklaracje nie wpłyną na poziom realnego bezpieczeństwa naszego własnego terytorium. Wysłanie nawet najmniejszej pomocy militarnej dla "amerykańskiej koalicji", zwalczającej tzw. Państwo Islamskie (Da`ish), zostanie zauważone przez terrorystów. Następnie, oczywiście w zależności od potrzeb propagandy, islamiści wykorzystają te doniesienia w swej wojnie informacyjnej. I zapewne najlepszym scenariuszem dla Polski byłoby co najwyżej ulokowanie po raz kolejny naszego państwa w gronie tzw. "oficjalnych" przeciwników. Co już tak naprawdę można było odnotować chociażby w słynnym materiale propagandowym, gdzie wśród koalicyjnych państw miała znaleźć się również flaga RP. Aczkolwiek na polskim terytorium terroryści nie mają aż takiej swobody działania w sferze logistyki, zaplecza oraz możliwości pozyskania rekruta, jak w Europie Zachodniej. To może sprzyjać głośnej retoryce, niewspółmiernej do zdolności działania.
Jednocześnie nie można przekreślać znaczenia czynników ryzyka, w postaci chociażby polskich konwertytów, zafascynowanych radykalnymi organizacjami salafickimi, czy też możliwości napływu osób zaangażowanych w działalność terrorystyczną z innych państw. Przybywających do RP zarówno legalnie jak i nielegalnie, wykorzystujących w tym ostatnim przypadku szlaki przerzutu ludzi. Dlatego też nie da się bagatelizować żadnej formy działań, nawet tych w sferze wojny informacyjnej, prowadzonych przez tzw. Państwo Islamskie (Da`ish). Trzeba również brać pod uwagę, że zagrożone nie musi być tylko samo terytorium państwa. Dużą wagę należy przywiązywać chociażby do zapewnienia bezpieczeństwa zorganizowanym grupom obywateli przebywających poza granicami, ale również takim osobom jak polscy dziennikarze, misjonarze itd. Co jednak jest niezmiernie trudne, a wręcz niewykonalne z racji funduszy przeznaczanych na służby specjalne czy też liczby osób, które podróżują po całym świecie.
Nie można pomijać faktu, że to właśnie obywatele poruszający się poza granicami państwa mogliby stać się idealnym celem odwetowym dla terrorystów. Zaś w uderzenie mogliby być zaangażowani zarówno kadrowi członkowie organizacji terrorystycznej, jak i osoby jedynie pozostające pod wpływem propagandy islamistów. Zamachy mogłyby obejmować próby zabicia takich ludzi, a być może porwania ich i następnie wykorzystania w celach propagandowych. Należy zwrócić uwagę, że już wcześniej tzw. Państwo Islamskie (Da`ish) wykorzystywało zakładników i ich brutalne zabójstwa do oddziaływania na władze różnych państw świata. I to mniej lub bardziej zaangażowanych w działania na Bliskim Wschodzie.
Szczyt NATO i ŚDM
Bezsprzecznie najważniejszą płaszczyzną omawianej decyzji politycznej, dotyczącej zaangażowania się w działania na Bliskim Wschodzie, jest kwestia bezpieczeństwa dwóch ważnych imprez w Polsce, tj. Szczytu NATO i ŚDM. Należy zdawać sobie sprawę z faktu, że terroryści dokonują ciągłego rozpoznania swoich przeciwników. Prowadząc przy tym, w mniejszym lub większym stopniu, również monitoring ich sceny politycznej, mediów, wyszukując słabości oraz potencjalnych miejsc do oddziaływania np. w ramach wojny informacyjnej, czy operacji psychologicznych. Dotyczy to nie tylko z tzw. Państwa Islamskiego (Da`ish), ale również Al-Kaidy i afiliowanych przy niej organizacji. Oczywiście, stopień tych działań zależy od budżetu, wagi państwa w relacjach międzynarodowych, a nawet swego rodzaju bilansu zysków i strat.
Jednak w przypadku Polski nie da się ukryć, że goszczenie najważniejszych przywódców NATO i wizyta papieża oraz tysięcy młodych chrześcijan z całego świata musiały już wcześniej zostać odnotowane. Dlatego, gdy przez media używane przez islamistów przejdzie, że ta sama Polska będzie walczyć u boku Stanów Zjednoczonych, to ryzyko zapewne wzrośnie. Czy będzie to prowadziło do prób dokonania ataków terrorystycznych na naszym terytorium lub przeciwko obywatelom poza granicami, tego do końca nie można być pewnym. Przy czym niestety trzeba to bardzo realnie brać pod uwagę w ocenie poziomu obecnego ryzyka.
W tym kontekście, można byłoby zadać sobie pytanie czy przypadkiem nie należało rozpocząć dyslokacji wskazanych komponentów sił zbrojnych w sposób mniej "medialny". Tak, aby nasi sojusznicy swoim kanałami otrzymali zapewnienie, że Wojska Specjalne podejmują się misji w Iraku, a F-16 w Kuwejcie. Wyjaśniając ten fakt, niejako zasłony medialnej lub wręcz pewnej celowej dezinformacji terrorystów, właśnie chęcią zapewnienia bezpieczeństwa czy to szczytowi NATO czy ŚDM. Chociaż należy pamiętać, że w demokratycznych państwach istnieje też potrzeba komunikacji z własnym społeczeństwem. I po raz kolejny rodzi się dylemat, wyboru pomiędzy niejako bezpieczeństwem a transparentnością działań państwa.
Próba pierwszej konkluzji
Można przypuszczać, że nasi partnerzy zarówno ze Stanów Zjednoczonych jak i Europy Zachodniej zrozumieliby takie działania ze strony Polski. Byli i są oni bowiem raz po raz w ostatnim czasie boleśnie doświadczani przez różnego rodzaju akty terrorystyczne, a te dwa wydarzenia są potencjalnie najbardziej zagrożone - zarówno ze względu na znaczenie, jak i charakter. W wypadku ŚDM wiąże się to z przemieszczeniem dużej grupy osób i trudnościami z ich kontrolą.
Przy czym, można też dojść do dość ostrej, realistycznej konkluzji, że długookresowe cele strategiczne uznano za ważniejsze nawet od zwiększenia ryzyka przy organizacji obu wydarzeń. Może to być związane z pozycjonowaniem zagrożeń płynących dla wschodniej flanki NATO wyżej, aniżeli nawet możliwość wystąpienia kontrakcji ze strony tzw. Państwa Islamskiego (Da`ish). W przypadku tematów związanych z bezpieczeństwem, władze państw są niejednokrotnie postawione przed dylematami, gdzie nie ma jednej dobrej i jednej złej odpowiedzi. Odłożenie deklaracji o udziale własnych sił w walce z tzw. Państwem Islamskim mogłoby potencjalnie utrudnić uzyskanie deklaracji wsparcia dla wschodniej flanki, a w naszym regionie to Rosja pozostaje największym zagrożeniem. Wreszcie, nie tylko Polska jako członek koalicji przeciw Daesh jest zagrożona, oczywiście również Moskwa stanowiłaby niebezpieczeństwo dla państw zachodnich w wypadku udzielenia pomocy krajom Europy Środkowo-Wschodniej, dysponując przy tym nieporównanie szerszym wachlarzem środków oddziaływania, niż terroryści.
Tak czy inaczej, jako całe państwo, Polska stanęła przed potrzebą jeszcze bardziej uważanego wsłuchiwania się we wszelkie sygnały, płynące na co dzień z kanałów komunikacji wykorzystywanych przez terrorystów. Trzeba realnie wziąć pod uwagę działania wyprzedzające, polegające na wzmocnieniu chociażby najbardziej zagrożonych placówek dyplomatycznych poza granicami państwa. Zaś w przypadku szczytu NATO czy ŚDM raczej trudno już mówić o jeszcze większym stopniu skupienia uwagi służb oraz wszelkich instytucji odpowiadających za bezpieczeństwo. Zapewne zdecydowanie wcześniej, w sposób bezprecedensowy w dotychczasowej historii, musiała nastąpić pełna mobilizacja sił oraz środków na potrzeby zabezpieczenia nie tylko samej Warszawy oraz Krakowa. Czy w finalnym rozrachunku da to sukces, tego zapewne nikt niestety nie jest w stanie przewidzieć w 100 proc. Należy tylko liczyć, że podjęte ryzyko przełoży się na sukces tej polskiej "wielkiej gry" prowadzonej przed i w trakcie szczytu NATO w Warszawie.
Obserwator
Szanowny autorze, panie Raubo. W przeciwieństwie do pana jestem amatorem. Kwestiami geopolityki/wielkiej polityki interesuję się tylko dorywczo i na tzw. własny rachunek. Obserwując jednak od lat wypowiedzi i analizy osób, które czy z racji wykształcenia czy siły głosu mają wpływ na kształtowanie "polskiej szkoły politycznego myślenia", a pośrednio także na politykę RP, widzę w nich pewien wspólny schemat myślenia, który zarzucam także pańskiej analizie: 1. W pierwszym rzędzie mam na myśli coś co można nazwać przekonaniem o istnieniu wdzięczności. Schemat tego błędu w politycznym myśleniu polega wg mnie na uznaniu, że w polityce międzynarodowej istnieje takie wynikanie: że jeżeli, ktoś zaciągnie u nas dług wdzięczności, to potem go spłaci - "bo przecież wypada!". Przykładowo. Jeżeli Ukraina w 1994 r. odda broń nuklearną, to potem USA i Zjednoczone Królestwo i Federacja Rosyjska będą szanowały jej integralność terytorialną - no bo przecież tak wypada! W pana artykule proponuje pan wynikanie - jeżeli RP wyśle do walki z IS 4 samoloty, to potem USA i NATO jako całość będą wzmacniać wschodnią flankę - no bo przecież tak wypada! Ani słowa o tym jaki by mieli mieć w tym realny interes, ani słowa jaki realny interes ma mieć w wysłaniu samolotów nad Syrię Polska, tylko wysuwanie argumentu wdzięczności. 2. Pisze pan o "wielkiej grze" jaką toczy rząd w Warszawie (pytanie kto konkretnie? Szydło? Macierewicz? Waszczykowski? Pomijając już kwalifikacje intelektualne ww. osób, do prowadzenia "wielkiej gry" z mocarstwami powstaje pytanie o to czy w takiej grze, akurat wysłanie 4 samolotów może być czynnikiem decydującym. Militarnie jest to fakt, którego uczestnicy "wielkiej gry" nie muszą brać w żadnym wypadku pod uwagę. Politycznie, przecenia pan także - jak mi się wydaje - znaczenie polskiego udziału. Jak więc rozumieć polski udział w syryjskiej awanturze? Być może zbyt surowo oceniam tę politykę, ale widzę w niej to co przedostało się już do języka debaty publicznej pod mianem "murzyńskośći". Zaś co do zagrożeń płynących z tej polityki, zgadzam się z panem w całej rozciągłości. Pozdrawiam.
..........
Świetny komentarz. W geopolityce nie ma takiego czegoś jak wdzięczność. Ja też nie rozumiem, jak A.M wyszło, że to zaangażowanie się w jakikolwiek sposób przysłuży Polsce. W zasadzie, niech Bóg broni, jak by terroryści uderzyli w naszą ludność cywilna to poza straszną i bezsensowną tragedią - gwóźdź do trumny tego rządu. A kasa która n to pójdzie, mogła by zostać wydana na wzmocnienie naszego wojska. Ale to tak jest jak polityką międzynarodową zajmują się amatorzy, bez sztabu odp. doradców, analityków itp.
wiesiek
Jedną z prawdopodobnych przyczyn konfliktu, jest niezgoda Asada na przeprowadzenie przez terytorium kraju gazo i naftociągów z Kataru na wybrzeże Morza Śródziemnego. Nie byłoby to w interesie Rosji. Transport gazowcami i tankowcami, podraża zaopatrzenie Europy. Stąd destabilizacja kraju i próba jego podziału. Nigdy nie chodzi o idee, zawsze o interesy.....
pro
A gdzie ma się szkolić Polskie wojsko ? na poligonie ? Dzięki obecnej ekipie Polska w końcu uzyskała realną możliwość zwiększenia potencjału odstraszania.
bender
Mozesz uzasadnic jak sie ma zwiekszyc nasz potencjal odstraszania i w jaki sposob obecny MON sie do tego przyczynil? Z checia sie czegos wreszcie dowiem.
gegroza
Czyli wybieramy potencjalne zwiększenie bezpieczeństwa za faktyczne pogorszenie bezpieczeństwa. kontrowersyjne
Kanister
Pogorszenie bezpieczeństwa minimalne. terroryści to jednostki, ile sa w stanie zabić, 500, 100 osób - jak im bardzo dobrze pójdzie. Proszę to porównać z potencjałem zniszczenia Rosji.
wiesiek
Jaka jest geneza tych wszystkich islamskich formacji? Kto je stworzył, szkolił, uzbrajał, finansował? Jakim celom miały pierwotnie służyć? Dlaczego wyrwały się spod kontroli mocodawców? Bez odpowiedzi na te pytania, dyskusja jest bezprzedmiotowa. Moim zdaniem: -werbunek, szkolenie, wywiady państw takich jak Pakistan, USA, Francja, Arabia Saudyjska. -broń, kupowana za saudyjskie, katarskie, kuwejckie, amerykańskie, tureckie pieniądze -fundusze na działalność, również z tych źródeł -wsparcie logistyczne i wywiadowcze- USA, Turcja, Brytania, Francja Talibowie, ISIS, Al Kaida, to nasz wytwór i naszych sojuszników. Pierwotnie poszczute na rosję i jej sojuszników. Tyle że w pewnym momencie, zaczęło to żyć własnym życiem, obracając się przeciwko własnym twórcom. Zdławić to można odcinając wsparcie. Tyle że nie wszystkim graczom to odpowiada. Mają własne cele do osiągnięcia w wymiarze regionalnym. Polska misja ma co robić? Udawać listek figowy?
Thor
Patrząc z polskiej perspektywy odpowiedź na każde z Pana pytań nie jest potrzebna. Niewielkie zaangażowanie ze strony WP to właściwie tylko dobry PR i nic więcej, pokaz solidarności a nie krok w kierunku rozwiązania problemu ISIS.
AS
Sojusznicza solidarność ważniejsza niż ataki terrorystyczne, bo co to jest walka na odległym lądzie i wybuchy w Warszawie w porównaniu z wojną totalną jaką sojuszowi NATO, a przede wszystkim Polsce jako pierwszej w kolejce jest w stanie zafundować Rosja. Ten przeciwnik to nie piraci na dętkach u brzegu Afryki, gdzie sojusz wysyłał lotniskowce. To rzeźnia cywili i wojska, bo tak rozpycha się Rosja.
jopek nie as
W Iraku w wyniku amerykanskiej interwencji zginal milion ludzi w Wietnamie 4 mln.
Thor
No i to jest kluczowa sprawa. Nie ma się co bać terrorystów, oni na to liczą a tak naprawdę ich możliwości są bardzo ograniczone, wręcz żadne w porównaniu z możliwościami Rosji.
JMK
O rozbieżnościach między bułgarskim prezydentem Rosenem Plewnelijewem a centroprawicowym premierem Bojko Borysowem w sprawie współpracy wojskowej z państwami regionu informuje w czwartek sofijski dziennik „24 czasa”. Powołując się na źródła rządowe, gazeta pisze, że w środę Borysow odrzucił propozycję goszczącego w Sofii rumuńskiego prezydenta Klausa Iohannisa o utworzeniu wspólnej floty na Morzu Czarnym z Rumunią, Turcją i Ukrainą. Jej zadaniem byłoby neutralizowanie zagrożenia ze strony Rosji. „Nie potrzebuje wojny” – odpowiedział na propozycję Iohannisa Borysow, co relacjonowała przyjazna mu gazeta. Na początku czerwca odmową Borysow odpowiedział na analogiczną propozycję, złożoną przez rumuńskiego premiera Daciana Ciolosa podczas jego wizyty w Sofii. „To jest próba wciągnięcia Bułgarii w dodatkowy konflikt. Nie ma żadnej potrzeby rozlokowania dodatkowych wojsk w regionie. Nie potrzebujemy wojny na Morzu Czarnym" – cytuje odpowiedź Borysowa gazeta. Według rządowych ekspertów wojskowych rumuńska propozycja przewiduje również przekształcenie bułgarskiej bazy marynarki wojskowej Atia na południe od Burgas w amerykańską bazę, pisze „24 czasa”. Pomysł wspólnej floty poparł natomiast prezydent Rosen Plewnelijew, którego kadencja upływa w styczniu 2017 r. i który nie będzie ubiegał się o reelekcję. Gazeta wskazuje, że premier Borysow sprzeciwił się również poparciu dla rumuńskiej propozycji powołania wielonarodowej brygady NATO w Rumunii, do której zgodnie z propozycjami prezydenta Plewnelijewa i ministra obrony Nikołaja Nenczewa Bułgaria miałaby wysłać 400 żołnierzy. O poparciu dla tej rumuńskiej inicjatywy prezydent Plewnelijew mówił w środę podczas rozmów z Iohannisem. Z Sofii Eugenia Manołowa PAP
wiesiek
Być może, gdyby zamiast slowa terrorysta, użyć innego- na przykład patriota, partyzant walczący o niezależność od obcej dominacji i okupacji, rozjaśniło by się nieco panom? Cześć z tych grup, milicji plemiennych- bo tamtejsze społeczeństwa są na takim właśnie poziomie rozwoju- walczy o niezależność, autonomię, ewentualnie jak Kurdowie, o własne państwo.
Piotr
Polska zdecydowanie powinna wesprzeć walkę z terrorystami islamskimi ale dwutorowo. Poza szkoleniem sił irackich przez naszych instruktorów należy uzyskać oficjalną zgodę rządu syryjskiego na loty rozpoznawcze naszych F-16 nad terytorium Syrii - w przeciwnym wypadku łamiemy prawo międzynarodowe. I nie ma na to żadnego wytłumaczenia - albo stosujemy prawo albo jesteśmy bandytami. Ponadto jest to dobra okazja do pozbycia się nadwyżek uzbrojenia, które nie spełnia naszych warunków - RGP Komar, amunicja 7,62, stare AK-47, PPK Malutka, zapasy bomb do MiG-21, Su-22 starsze T-72 itd. Zamiast płacić miliony za utylizację czy magazynowanie złomu podarować to wszystko Armii Syryjskiej. Można zorganizować szpital do leczenia rannych cywilów i żołnierzy syryjskich - w zamian warto by uzyskać dostęp do baz danych wywiadu syryjskiego aby skutecznie kontrolować dokumenty, przeszłość syryjskich imigrantów. Poza tym wojna kiedyś się skończy i bez względu czy Kurdowie uzyskają niepodległość czy też nie, kontrakty na odbudowę będą przynosiły miliardowe zyski - polskie firmy mogą mieć uprzywilejowaną pozycję. Co by nie mówić obecny prezydent syryjski jest legalny i co najważniejsze jest głównym przeciwnikiem islamskich terrorystów na terenie Syrii. Jego opozycja poza Kurdami a zwłaszcza ta szkolona przez USA równie chętnie obcina głowy niewiernym krzycząc Allah akbar co salafici z państwa islamskiego.
Pietia
Nie, obecny prezydent Syrii utrzymuje całkiem dobre relacje z Daesh. Wbrew temu co twierdzi Rosja pokazując filmiki z bombarodwania wodociągów jako ataków na rafinerie. Assad jest tak "wrogo" nastawiony do Daesh, że cały czas funkcjonują rurociągi dostarczające mu wydobytą przez Daesh ropę. I według jakiego klucza Assad jest legalną władzą? Bo większośc społeczeństwa jest przeciw niemu czy bo popiera go Rosja? I nie jest głównym przeciwnikiem Daesh. W ządnym wypadku nie powinniśmy wspierać Assada, bo nie pomagalibyśmy głównemu oponentowi darsh ale bardzo nadszarpnelibyśmy nasze stosunki z sojusznikami z NATO i UE. Żadnych korzyści i mnóstwo problemów oraz strat.