Wojna na Ukrainie
Wojna paradoksów: od czerwonych linii do starcia cywilizacji
![Fot. Lockheed Martin](https://cdn.defence24.pl/2018/06/28/800x450px/nKruKCvP3XOii05JPvV4tv1uvXXhZkGuxMliD7TC.tlpw.png)
Nieokreślone cele wojny; wpływ walki informacyjnej obu stron na to, jak są postrzegane strony konfliktu; niedocenienie mobilizacji przez najeźdźców i obrońców; zimnowojenny sprzęt i nowe technologie to paradoksy opisane w pierwszej części analizy. W niniejszym artykule kolejne zaskoczenia, jakie przynosi wojna w Ukrainie - pisze płk. rez. Piotr Lewandowski.
Przedstawiamy drugą część artykułu płk. rez. Piotra Lewandowskiego „Wojna paradoksów”. Pierwsza część znajduje się pod tym linkiem.
Paradoks czwarty - „czerwone linie”
Od początku pełnoekranowej wojny do dnia pisania niniejszego artykułu zdecydowana większość z ponad 30 państw wspierających Ukrainę dostawami sprzętu i wyposażenia wojskowego stosuje politykę ograniczeń, co w wielu przypadkach wynika z obiektywnych czynników, ale również zmniejsza Ukraińcom swobodę jego użycia na terytorium Rosji. Oficjalnie ma to zapobiec niekontrolowanej eskalacji konfliktu, w którym jedna ze stron posiada broń jądrową. Jednak owych „czerwonych linii” było już kilkanaście, dotyczyły np. dostarczania Ukrainie wyłącznie defensywnych systemów uzbrojenia, tylko lekkiego uzbrojenia piechoty czy też broni bardzo bliskiego zasięgu. Ostatecznie Ukraina otrzymała zachodnie systemy rakietowe (HIMARS z amunicją ATACMS), pociski powietrze-ziemia (Storm Shadow i SCALP), najnowocześniejsze systemy obrony powietrznej Patriot, samoloty F-16 oraz zachodnie czołgi i bojowe wozy piechoty.
Niestety, po pierwsze za mało, po drugie za późno, po trzecie Kijów nadal nie ma swobody wyboru celów w Rosji dla posiadanych pocisków krótkiego zasięgu. To też należy podkreślić – Ukraina nie otrzymała - i jak na razie nic nie wskazuje, żeby miała ją otrzymać - broni średniego zasięgu, o dalekim nawet nie wspominając. To jeden z najtragiczniejszych dla Ukraińców paradoksów tej wojny. Zachodni analitycy i wojskowi mówią, że jedyną szansą Ukrainy na zatrzymanie Rosji na polu walki jest skompensowanie przewagi liczebnej poprzez osiągnięcie przewagi technologicznej. W rzeczywistości NATO, a szczególnie USA, dysponujące bardziej zaawansowanym uzbrojeniem i wielokrotnie większym budżetem niż Rosja, zapewniły co prawda wsparcie dla walczącej Ukrainy, jednak znacznie poniżej swoich możliwości.
Paradoks czwarty – konflikt XXI wieku jako wojna okopowa
Obraz toczącej się na Ukrainie wojny nie przystaje do wojskowych doktryn tworzonych od początku XXI wieku. Przede wszystkim w wielu państwach przyjęto błędne założenia, że współczesne armie w obecnym stuleciu będą prowadziły głównie działania stabilizacyjno-interwencyjne, jak w Afganistanie, lub walczyły w konfliktach asymetrycznych ze znacznie słabszym przeciwnikiem, jak w Iraku. Jeżeli jednak doszłoby do pełnoskalowego symetrycznego konfliktu zbrojnego, to w pewnym uproszczeniu miał on mieć charakter krótkotrwałej wojny manewrowej, w której o zwycięstwie zadecydują złożone z zawodowych żołnierzy batalionowe grupy bojowe wsparte zaawansowanymi systemami rozpoznania i rażenia.
Jednym z istotnych czynników zwycięstwa miało być zbudowanie przewagi w jednej z domen współczesnego pola walki, np. dla NATO zdolności do rozpoznania satelitarnego i radioelektronicznego oraz uderzeń z powietrza na duże głębokości przy użyciu lotnictwa i systemów rakietowych marynarki wojennej. Na potrzeby niniejszego artykułu jest to obraz uproszczony, pomija specyfikę sił zbrojnych w takich krajach jak Finlandia czy Szwajcaria. Należy również nadmienić, że takie państwa jak USA, Chiny czy Rosja nadal dysponowały dużymi liczbowo armiami i znacznymi rezerwami sprzętowymi.
Jak wcześniej wspomniano, wojna na Ukrainie wygląda zupełnie inaczej. Nie ma charakteru manewrowego, a wręcz przeciwnie bo ciągłą linię frontu dzielą tysiące kilometrów okopów rodem z I Wojny Światowej. Na froncie zawodowcy stanowią obecnie niewielki procent, a walczą przede wszystkim poborowi lub ochotnicy po podstawowym przeszkoleniu wojskowym. W bezpośrednie działania bojowe jest zaangażowanych - licząc obie strony konfliktu - ponad milion żołnierzy. Skuteczność broni pancernej znacząco ograniczyło masowe użycie dronów zarówno jako środka rażenia, jak i rozpoznania oraz zaawansowanej ręcznej broni przeciwpancernej. Okopy atakują grupy szturmowe złożone z piechoty, a opancerzone transportery często pełnią jedynie rolę taksówek podwożących desant na pole bitwy. Czy tak będą wyglądały konflikty w XXI wieku?
Paradoksalnie konflikt ukraińsko-rosyjski nie daje oczywistych odpowiedzi. Jest obarczony własną specyfiką, która w dużej mierze polega na kompensowaniu posiadanych upośledzeń, a w mniejszym na budowaniu nowych zdolności. Trudno nazwać nowoczesnym konflikt, w którym obie armie masowo stosują sprzęt skonstruowany w czasach zimnej wojny (i to nie w najnowszych generacjach). Jednak z pewnością nie można zignorować, że obok „boga wojny”, czyli artylerii jako głównego środka rażenia pośredniego, masowo pojawiły się drony. Od relatywnie prostych konstrukcji FPV o czasie lotu liczonym w minutach i zasięgu kilku kilometrów, aż do bezzałogowców dalekiego zasięgu. Rosyjska marynarka wojenna poniosła dotkliwe straty w wyniku ataku zdalnie sterowanych jednostek pływających. Zarówno Rosjanie, jak i Ukraińcy przeprowadzili eksperymentalne ataki w których uczestniczyły wyłącznie konstrukcje zdalnie sterowane – tak pojazdy naziemne, jak i aparaty latające.
W kolejnych konfliktach o charakterze pełnoskalowym drony będą miały istotne znaczenie, chociaż w przypadku armii zaawansowanych technologicznie szybki rozwój systemów walki radioelektronicznej znacząco obniży ich skuteczność. Przy tym użycie bezzałogowców to nie tylko setki tanich dronów atakujących pojedynczych żołnierzy, czy też zmasowane naloty na infrastrukturę krytyczną w tyłowej strefie działań. To również bardzo zaawansowane koncepcje np. „lojalnego skrzydłowego” w siłach powietrznych i jego odpowiednika w wojskach pancerno-zmechanizowanych czy też wykorzystanie SI w systemie C2 czyli „command and control”. Reasumując, paradoksem tej wojny jest, że mamy do czynienie ze sztuką operacyjną rodem z pierwszej wojny światowej, ale z wykorzystaniem środków, które w niedalekiej przyszłości zrewolucjonizują pole walki.
Paradoks piąty – Wołodymyr vs. Władimir
Kiedy w lutym 2022 roku rosyjskie czołgi przekraczały granicę z Ukrainą, jej prezydent – poza własnym krajem - był osobą praktycznie nieznaną szerszej opinii publicznej. Obecnie należy do najbardziej rozpoznawalnych polityków, a na międzynarodowej arenie politycznej przyjmowany jest z najwyższymi honorami. Nie ma w tym nic dziwnego, Zełenski niewątpliwie wykazał się odwagą i patriotyzmem, a dzięki zabiegom o pomoc militarną dla Ukrainy stał się wręcz twarzą ukraińskiego oporu przeciwko rosyjskiemu najazdowi. Jego odpowiedź, kiedy USA zaproponowały mu ewakuację z Kijowa w pierwszych dniach wojny: „potrzebuję amunicji, a nie podwózki” przeszła do historii.
Jednak na obecnym etapie wojny należy sobie zadać pytanie, czy Zełenski jest równie dobrym politykiem w innych obszarach, niż pozyskiwanie pomocy międzynarodowej. Działalność polityczną ukraińskiego prezydenta można podzielić na dwa etapy – przed i po lutym 2022 roku. Zełenski wygrał wybory prezydenckie w 2019, a po rozwiązaniu parlamentu w przedterminowych wyborach stworzona przez niego partia „Sługa Narodu” zyskała większość mandatów. W tym okresie wielu komentatorów ukraińskiej rzeczywistości oceniało negatywnie działalność prezydenta i jego administracji. Zarzucano mu przede wszystkim, że działania mają charakter populistyczny, a nie reformatorski. Trzeba też wspomnieć, że w pierwszych latach swoich rządów Zełenski znacząco zmniejszył finansowanie sektora wojskowego. Wskutek tego wstrzymano program rakietowy i produkcję amunicji artyleryjskiej, a brak podwyżek pensji dla żołnierzy spowodował ich odpływ z sił zbrojnych. Łagodnie mówiąc ukraiński prezydent w tym okresie nie był popularny w środowisku wojskowych.
Zmiana ukraińskiej polityki obronnej nastąpiła dopiero w drugiej połowie 2021 roku, kiedy znacząco zwiększono fundusze, wznowiono szkolenie żołnierzy rezerwy i rozpoczęto formowanie wojsk obrony terytorialnej. W polityce międzynarodowej Zełenski przystąpił do wyborów z hasłami zbliżenia z Unią Europejską i NATO oraz normalizacji stosunków z Rosją, a jego wyborcy zignorowali oczywistą sprzeczność tych celów.
Nic więc dziwnego, że Putin oceniał ukraińskiego prezydenta jako typowego populistę w dodatku osobę spoza świata polityki, więc pozbawionego rzeczywistego zaplecza politycznego. Z jego perspektywy, de facto jednowładcy Federacji Rosyjskiej, aktor komiczny i satyryk nie był liczącym się graczem. Ponadto Putin przez dekady budował swój wizerunek jako silnego człowieka, prezentując się jako dżudoka na macie, na koniu czy na strzelnicy. Od zawsze towarzyszyła też mu legenda oficera służb specjalnych. Słaba pozycja ukraińskiego prezydenta była zapewne jednym z czynników, które wpłynęły na rozpoczęcie przez Rosję „specjalnej operacji wojskowej”.
Pełnoskalowa wojna szybko te obrazy zweryfikowała ponieważ świat oglądał ukraińskiego prezydenta po ataku rakietowym na kijowskiej ulicy, w Buczy nad zwłokami zamordowanych mieszkańców czy też w amerykańskim Senacie fetowanego oklaskami na stojąco. Putin natomiast stał się pariasem, za którym Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadzie wysłał nakaz aresztowania w związku z podejrzeniem o zbrodnie wojenne, i który przez pierwsze miesiące wojny zarządzał konfliktem z tajnego schronu. Oczywiście obraz ukraińskiego prezydenta po części jest wynikiem zabiegów PR, w czym Załenskiemu pomogło doświadczenie aktorskie. Nie ma w tym nic złego, niestety niektóre jego działania w obszarze dyplomacji międzynarodowej i polityki wewnętrznej wskazują, że nadal jest politykiem niechętnie podejmującym niepopularne decyzje, skłonnym do działań populistycznych i gotowym obarczać innych winą za własne błędy.
Paradoks szósty – wojna cywilizacji Wschodu i Zachodu
W Polsce, podobnie jak wielu innych europejskich krajach, walka Ukrainy z rosyjską inwazją często jest postrzegana jako starcie cywilizacyjne, walka o wartości demokratyczne kontra rządy autokratyczne. Nie można jednak zapominać, że świat nie podzielił się na zwolenników Ukrainy i popleczników Rosji. Mamy jeszcze do czynienia z kilkudziesięcioma państwami położonymi w Ameryce Środkowej i Południowej, Afryce, Oceanii i Dalekim Wschodzie, które dystansują się od jasnego opowiedzenia po którejkolwiek ze stron. Nie czyni to z nich popleczników Rosji, natomiast łączy je niechęć, a czasami wrogość wobec USA jako hegemona, pod którego egidą zbudowano światowy system bezpieczeństwa.
Znamienne, że ponad 40 krajów (w tym demokracje takie jak Indie, Indonezja, Brazylia i Republika Południowej Afryki), reprezentujących ponad 50 procent światowej populacji, wstrzymało się od głosu lub zagłosowało przeciwko rezolucjom potępiającym Rosję. W czerwcu 2022 r. minister spraw zagranicznych Indii Subrahmanyam Jaishankar oświadczył: „Europa musi wyrosnąć z myślenia, że ej problemy są problemami świata, ale problemy świata nie są problemami Europy”. Rosja właśnie w tym upatruje swoją szansę, bo toczy wojnę nie tylko z Ukrainą, ale też wojnę o przebudowanie właśnie światowego systemu bezpieczeństwa.
Paradoks siódmy – najbliższy sojusznik Ukrainy
Po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny do Polski trafiła największa fala ukraińskich uchodźców. Paradoksalnie to właśnie Polacy z wszystkich państw położonych na zachód od Ukrainy mają najtrudniejsze relacje historyczne, nadal rzutujące na postrzeganie wschodnich sąsiadów. Ukraina buduje tożsamość narodową w oparciu o narrację historyczną zgoła odmienną od polskiej. Przy czym Polska mówi najczęściej o Rzezi Wołyńskiej natomiast Ukraińcy o polityce wynaradawiania w czasach I i II Rzeczypospolitej.
Nie odnosząc się w szczegółach do tych kwestii należy podkreślić, że Polacy przyjęli uchodźców z Ukrainy do własnych domów. W Polsce nie powstał ani jeden obóz dla uchodźców, co przy takiej skali migracji jest światowym ewenementem. To również Polska jako jeden z nielicznych krajów przekazała uzbrojenie w większości nie pochodzące z magazynów, ale tzw. bieżącej eksploatacji, czyli po prostu zabrane z jednostek wojskowych. Pierwszy rok wojny był czasem największego zbliżenia zarówno politycznego, jak i społecznego między Polską i Ukrainą. Obecnie te relacje uległy znacznemu pogorszeniu. Polska i Ukraina stały się konkurentami w eksporcie produktów rolnych, na co wpłynęła polityka UE. Zachód wykazał się brakiem konsekwencji w dostawach uzbrojenia, a polska armia nie jest obecnie w stanie przekazywać już sprzętu ze swoich zasobów. Również w polskim społeczeństwie wciąż spadają sympatie dla ukraińskiej emigracji, co skwapliwie wykorzystuje rosyjska propaganda. Działania dyplomatyczne ze strony Kijowa parokrotnie doprowadzały do zaostrzenia sytuacji, by potem tonować przekaz, a prezydentowi Załenskiemu zdarzało się atakować Polskę w swoich wypowiedziach zarówno na arenie międzynarodowej, jak i na Ukrainie.
Tym nie mniej Polska nadal wspiera Ukrainę, leży to po prostu w naszym interesie strategicznym. Równocześnie należy jasno powiedzieć, że Ukraińcy nie walczą również za Polskę, a takie wypowiedzi zdarza się słyszeć nie tylko po wschodniej stronie granicy. Ukraińcy walczą za swój kraj i swoje wartości, a my ich wspieramy wraz z sojusznikami nie dlatego, że jesteśmy im coś winni, ale dlatego, że Rosja postrzega NATO jako wroga, z którym zamierza walczyć z przyszłości.
WIDEO: Polska pancerna pięść na straży Łotwy [WYWIAD]